Wzrastające kontakty międzynarodowe, wymiana doświadczeń, wpływ mody-doprowadzają do powstawania zapożyczeń językowych. I tak, istnieją słowa w języku angielskim, które na dobre zagościły w codziennym użyciu. Coraz częściej są to także słowa, które nabierają spolszczonej formy, nadającej im także szersze, niedosłowne znaczenie. Przykładem może być m.in. angielskie słowo „hate”, które oznacza „nienawiść”, jednak jego spolszczona wersja „hejt” – to już cały zespół zachowań, przepełnionych agresją i złością, mających na celu znieważenie. Cechą charakterystyczną hejtera – osoby, która z definicji wyraża kłótliwe i agresywne komentarze w Internecie – jest nienawiść do wszystkich i do wszystkiego.
Hejter nie zważa na to, czy krytykowana osoba rzeczywiście zasługuję na krytykę. Swoje niezadowolenie wyraża głównie w sieci, nie ujawniając tożsamości. Hejterzy różnią się zapałem, a ich ilość rośnie wprost proporcjonalnie do popularności nienawidzonego obiektu. Niektórzy ograniczają się do pojedynczych bluzgów, inni godzinami śledzą, wykazują się kreatywnością przy tworzeniu kompromitujących materiałów oraz umiejętnościami niewykrywalnego zamieszczania ich w sieci, kierowani skumulowanymi pokładami agresji, od razu przechodzącą do najostrzejszych obelg. Hejt obserwowany głównie w życiu publicznym, w ostatnim czasie rozgościł się szczególnie w polityce.
W ubiegłym roku media poruszyła informacja jakoby partia rządząca zleciła kilkudziesięciu osobom hejtowanie opozycji w sieci. Doniesienia medialne sprostowano, natomiast hejt pozostał. Politykom bowiem uczucie nienawiści jest bliskie i żaden z partyjnych przedstawicieli nie odmówi sobie wytknięcia błędu przeciwnika w sposób o ile o niskiej wartości merytorycznej, o tyle emocjonujący i pełen inwektyw. Sytuacja temu sprzyja, a szereg nowych zmian i pomysłów ustawodawczych stanowi impuls dla hejtera. Niezwykle żywo komentuje się sprawy uchodźców, Trybunału Konstytucyjnego czy tzw. ustawy antyaborcyjnej. Paradoksalnie, politycy apelują o wyciszenie emocji, jednocześnie szerząc mowę nienawiści. Emocjonujące wystąpienia można by akceptować, gdyby w swej treści zawierały konkretne uwagi, a jeszcze lepiej konstruktywne wnioski. Tymczasem o uchodźcach słyszymy, że to „bydło i hołota z Azji i Afryki, przemycana przez Państwo Islamskie” lub „śmieci ludzkie”, a o sędziach Trybunału Konstytucyjnego czy Sądu Najwyższego że „mają rozdwojenie jaźni” lub to „zespół kolesi”. Przykłady można mnożyć. Zastanowienie budzi jednak, dlaczego w dyskursie publiczno – politycznym zapomina się o podstawowych wartościach właściwych konwersacjom i sporom, takich jak wysłuchanie przeciwnika i szacunek do adwersarza. Dodatkowo niepokojąca staje się tendencja hejtowania rzeczywistości przez prawników obecnych w życiu publicznym, którzy przecież mają doskonałe merytoryczne przygotowanie ku temu, aby błędy wypunktować i sformułować konkretne zarzuty do ocenianych działań. Przekazy nastawione na prawdziwe informacje przepadają jednak w fali nienawiści i ogólnikowych, krótkich komentarzy, które kolokwialnie rzecz ujmując – świetnie się sprzedają. Czy wobec tego wyborcy oczekują hejtowania od polityków? Czy obecnie politycy nie mają już żadnych zahamowań przy formułowaniu swoich wypowiedzi? Na te pytania trudno odpowiedzieć jednoznacznie, jednak widać wśród choćby młodych ludzi akceptację tego typu zachowań, co w konsekwencji daje asumpt politykom do dalszej nienawiści. Hejt zdaje się być chorobą nieuleczalną, a możliwą do złagodzenia jedynie objawowo. O ile anonimowy hejt w Internecie gaśnie po kilku minutach, o tyle hejt w wypowiedziach polityków może prowadzić do wniosku, iż dają oni przyzwolenie na bezzasadne znieważanie innych osób.
Hejt w wypowiedziach polityków może prowadzić do wniosku,
iż dają oni przyzwolenie na bezzasadne znieważanie innych osób.
Czy politycy powinni walczyć ze wzajemnym hejtowaniem? Tak, choćby skargą do Komisji Etyki Poselskiej, która następnie w drodze uchwały może zwrócić posłowi uwagę, udzielić upomnienia lub nagany. Wprawdzie kary mogą wydawać się nieadekwatne do przewinienia, jednak są one podawane do publicznej wiadomości, która napiętnowuje takie zachowania. Jednak posłowie bardzo rzadko korzystają z tej możliwości, skupiając się wyłącznie na sformułowaniu odpowiedzi adekwatnej do agresji przeciwnika, co niestety tworzy samonakręcającą się spiralę hejtu. W ostatnim czasie głośno komentowano zachowanie polityka, który wymachiwał środkowym palcem podczas dyskusji nad ustawą o Trybunale Konstytucyjnym. Komentarze jednak dotyczyły wyłącznie obraźliwego gestu polityka, nie zaś braku reakcji ze strony Marszałka Sejmu na hańbiące zachowania naruszające godność polskiego parlamentu. Gdyby każde ugrupowanie polityczne wyciągało konsekwencje wobec polityków, którzy naruszają zasady etyki, z całą pewnością przestałaby dominować zasada „wszystkie chwyty dozwolone”. Należy zwrócić uwagę, że styl wypowiadania się polityków ma ogromny wpływ na zachowania ich wyborców, bo przecież skoro im wolno, to dlaczego nie nam? Łatwo zauważyć jak wielu naszych rozmówców powiela argumenty polityków, których darzą sympatią, choć często nie mają one wartości merytorycznej, a są wyłącznie nacechowane pejoratywnie.
Trudno odpowiedzieć na pytanie do czego może doprowadzić obecna sytuacja na scenie politycznej, ale z pewnością do zatarcia granic pomiędzy merytoryczną wypowiedzią, a hejtem. Dzisiaj o wiele łatwiej hejtować, bo przecież konstruktywna i rzeczowa krytyka wymaga wysiłku intelektualnego, ale czy warto?