Jako członek korporacji dbającej wyłącznie o własny interes, wybrałem się na spotkanie z okręgową grupą kolesi, którzy mieli zająć się moją skargą na działanie jednego takiego koleżki rejonowego – ale o tym dowiedziałem się później. (dawniej: Jako pełnomocnik, poszedłem na rozprawę do Sądu Okręgowego, który miał rozpoznać wniesioną przeze mnie apelację – przyp. tł.) Dalszą część – jak poprosicie – przetłumaczy Wam Pani doktor Choduń.
Stawiłem się punktualnie pod salą wskazaną na zawiadomieniu. Nie było nikogo. Po godzinnym poszukiwaniu znalazłem ich na innym piętrze. Siedzieli w pozach rzeźby Rodena. Ten w środku wyprzedził mnie wyjaśniając, że owszem na zawiadomieniu była inna godzina i inna sala, ale w międzyczasie zmieniła się procedura. Obecnie mogą się zbierać gdzie chcą i kiedy chcą, byle przy kawie i ciasteczkach. Tak zarządził minister.
– Jaki minister? Zapytałem.
– No właśnie Jaki. Odpowiedzieli pytaniem. Zresztą na razie nic nie mogą, bo czekają na telefon od pewnego doktora prawa, który obiecał zdjąć z nich ciężar wyrokowania. Zaczął od sądów warszawskich i może trochę zająć, zanim przyjdzie nasza kolej. Wiadomo prowincja. Poza tym w każdej sprawie musi się skonsultować z suwerenem. Do tego pracuje w nocy, bo mimo wszystko woli w dzień jeździć na nartach. Zajmie się sprawą jak tylko wróci od suwerena z Żoliborza (ok. 23:30), podpisze sześć ustaw (00:23), przyjmie ślubowanie od prawdziwych sędziów (01: 43), odmówi przyjęcia ślubowania od farbowanych sędziów (02:18), odpowie na e-mail’e ,,leśnego ruchadła”(03:13), odmówi powołania sędziów (04:07), ułaskawi kilku niewinnych (04:36 )… acha o 05:11 zwróci nam Ojczyznę wolną…
– Czy wyście zwariowali! Jesteście niezawiśli, a wy czekacie na jakieś telefony!? Nie wytrzymałem.
– Właśnie dlatego żebyśmy nie zawiśli czekamy na telefony.
– Podlegacie tylko ustawom! To wynika z Ko…
– Przestań! Nie wymawiaj przy nas tego słowa!
– Podlegacie tylko ustawom. Powtórzyłem zdaniem zamkniętym.
– I tu jest spór. Te stare, to właściwie nie ustawy. To takie marne, co najwyżej ustawki … Obecnie, o! To są prawdziwe, Narodowe Ustawy. A nad tym czymś, o czym ty mówisz a my nawet myśleć nie chcemy, to trwają prace nad nowelizacją. Podobno ma tam zostać tylko, że ,, podlegamy”. Profesury (w tym co najmniej jeden ze Szczecina) ustalają komu. Nie martw się o was też nie zapomną. Też was znowelizują. Zostaniesz członkiem korporacji dbającej o własny.
– A co z interesem?
– Utną. A na pewno skrócą… podobno tylko pierwsze słowo zostanie… tak mają zmienić. O ile już tego nie zrobili. Ale ty nie śledzisz nowości. Doktor prawa już oświadczył, że zarezerwował czas na podpisanie tych wszystkich dobrych zmian (o 03:55 w nocy ze środy na czwartek.) Zamarłem. Poprosiłem o przerwę. Pobiegłem we wiadome miejsce. Sprawdziłem. Wszystko było tam, gdzie powinno. (Na wszelki wypadek skorzystałem). Wróciłem.
– Domagam się publikacji wyroku w mojej sprawie!!! Ryknąłem od progu.
Zapadła cisza. Ten w środku umoczył ciasteczko w kawie tego co gadał i zaczął jeść. Po chwili, wszyscy trzej nachylili się do siebie i zaczęli coś szeptać. Pokiwali zgodnie głowami.
– Mamy wezwać doktor Kramarz czy doktora Pobochę? Którego biegłego psychiatrę wolisz – masz prawo wybrać.
– Publikacja!!! Krzyczałem.
– Trzeba wezwać oboje biegłych – orzekli zgodnie. Czy ty nie wiesz na jakim świecie żyjesz!? Nie dotarło do ciebie, że my nie wyroki a opinie możemy wydawać. Jaka publikacja? To słowo w urzędowym języku polskim nie istnieje. Oszalałeś?! Chcesz nas pogrążyć, sprowokować!
Zrozumiałem… Opanowałem się. Nabrałem powietrza w płuca i najspokojniej jak potrafiłem spytałem grzecznie, pokornie schylając głowę.
– Czy mógłbym poznać u s t n ą opinię na temat opinijki tego koleżki z rejonu.
– No, zaczynasz mówić do rzeczy i jak przystało na profesjonalistę…
– A ja żądam dożywotniej kary śmierci!
Wszyscy oniemieli. Okazało się, że na sali oprócz okręgowej grupy kolesi i mnie, członka korporacji dbającej wyłącznie o własny interes, jest jeszcze ktoś. Do tej chwili przysłuchiwał się wszystkiemu wtopiony w tło. (Ach, ten cudowny dar mimikry).
– A ty kto?- niepewnie spytał jeden z kolesi.
– Jam jest syn marnotrawny, który zbłądził kiedyś ale wrócił na łono ojca naszego miłosiernego – oby żył wiecznie! – z łaski suwerena, miłościwie nam panującego Zbigniewa Plus Wielkiego!
– Poznaję… Tyś prokurator z rejonu…
– Zamilcz! Teraz jam nie z rejonu a z regionu! Wolę i Majestat Jego, prawowitego władcy tu reprezentuję! Sam przybyć nie mógł, bo list gończy za Bierutem przygotować musi. Już ustalił miejsc jego pobytu! To jest właśnie to, czego nam potrzeba. Szybkość i skuteczność działania! Wieczorem zaś instrukcje dla policjantów o tym Jak odróżnić rum od rumaka, złodzieja od okradzionego i patriotę od Michnika, w telewizorze wygłosi (TVP 1 19:30). Nocą, na zmianę z ober policjantem granic musi pilnować, żeby Polański nie uciekł. Taki robotny! Jam tu jego ustami. A on dożywotniej kary śmierci żąda!
– Dla kogo? Spytałem z prze‑
rażeniem.
– In blanco… wypełni się we właściwym czasie.