Prawa konstytucyjnego uczyłem się na Uniwersytecie razem z późniejszą Panią Premier Hanną Suchocką w końcowej fazie epoki Gomułki – jeszcze w tym samym okresie zdawałem egzamin sędziowski.
Uczono mnie wówczas legalizmu, a więc tego, że prawo znaczy prawo i dla prawa należy mieć poszanowanie.
W tamtym okresie czasu obowiązywała jeszcze Konstytucja PRL z 1952 r. i chociaż dzisiaj mamy wiedzę o tym, jak dalece środowisko sędziowskie było infiltrowane przez władze polityczne – to zarówno zapisy ustawy zasadniczej w tym czasie, jak i przekaz medialny – nie dopuszczał możliwości kwestionowania pojęć niezależności sądu od władzy ustawodawczej i wykonawczej, jak i niezawisłości sędziowskiej w orzecznictwie.
„Prawo jest martwe, sąd jest żywy. To jest wielka przewaga, jaką posiada on nad ustawą.”
Ranson
Nikomu w tamtych czasach nie przyszłoby do głowy, aby deprecjonować pozycje wymiaru sprawiedliwości, bo przecież każde państwo musi mieć jakiś pewnik, a wymiar sprawiedliwości, winien w przekazie społecznym być poza podejrzeniami, tak jak to w starożytnym Rzymie określano, iż taką powinna być żona Cezara.
Korporacje prawnicze (co za brzydkie słowo przez wiele lat używane jako pejoratywne określenie środowisk prawniczych) przyzwyczaiły się już do populizmu władzy i jej emanacji w postaci polityków i to różnej maści;
– adwokatom i radcom prawnym odebrano prawo do decydowania o ilości przyjmowanych osób na aplikację, odebrano prawo do egzaminowania przyszłych aplikantów; są zakusy do dalszego ograniczenia naszej samorządności, poprzez odebranie nam prawa do samorządowych postępowań dyscyplinarnych;
– wszystkie inne korporacje, w tym notariusze i komornicy, coraz częściej ograniczani są w swojej samorządności, a każdy najdrobniejszy błąd ich przedstawiciela, uogólniany jest tak, aby zdyskredytować całe środowisko.
My się do tego rzeczywiście już przyzwyczailiśmy, ale przyszła „dobra zmiana” i podobny atak, jak na inne środowiska prawnicze, dotknął też stanu sędziowskiego.
Bezprzykładny atak najpierw na Trybunał Konstytucyjny, którego sędziowie wydają „opinie”, a nie wyroki; próba zmiany i podporządkowania sobie Krajowej Rady Sądownictwa – podobnie jak i Trybunału Konstytucyjnego – kolejnymi legislacjami; niszczenie wizerunku Sądu Najwyższego jako „zebrania kolesi”, a teraz zajawki reorganizacji sądów powszechnych – tego już było za dużo dla stanu sędziowskiego w kraju.
Sędziowie poprzez wszystkie swoje Stowarzyszenia zwołali Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich, który odbył się na początku września br. Kongres ten podjął uchwały sprzeciwiające się naruszeniu zasady niezależności sądów od władzy wykonawczej i domagające się jej respektowania.
Kongres Sędziów i to Nadzwyczajny – to wydarzenie w skali europejskiej bez precedensu – wbrew twierdzeniom polityków nie jest to spór polityczny, a spór o zasady i to zasady fundamentalne dla państwa prawa.
Przekaz medialny zatroskanych wypowiedzi takich luminarzy nauki prawa jak prof. Strzembosz, prof. Zoll, Stępień czy też prof. Safjan – komentowany jest przez młodych, niedouczonych polityków, którzy choć pełniąc wysokie funkcje we władzy wykonawczej, albo nie są prawnikami, albo też, nie dość wykształconymi prawnikami – a zetknięcie tych poważnych obaw, co do stanu prawa i praworządności z frywolnymi wręcz i lekceważącymi wypowiedziami polityków – stwarza, iż coraz więcej mam wątpliwości czy jesteśmy jeszcze w państwie prawa.
Przywoływanie przez władzę ustawodawczą teorii „o woli suwerena” – to czysta filozofia Heglowska – nieco już skompromitowana, podobnie jak w Konstytucji z 1952 r. to, iż sejm jest najwyższym wyrazicielem woli ludu pracującego miast i wsi.
W świetnej publikacji mojego Ojca „Sztuka wymowy sądowej” wydanej w 1977 r., a więc w okresie tuż po zdarzeniach w Radomiu i Ursusie, można było czytać, iż „rola wychowawcza sali sądowej pod względem politycznym i społecznym jest bardzo doniosła…” „…a w sądzie ludowym jeszcze bardziej niż gdziekolwiek indziej nie można stosować zasady sic volo, sic iubeo”.
Kiedyś w stratyfikacji społecznej zawodów cenionych, zawody prawnicze znajdowały się na samym szczycie dobrych ocen społecznych – populizm polityków już dawno je zniszczył.
Sędziom życzę wewnętrznej solidarności i bycia „klasą dla siebie, a nie tylko klasą w sobie” i wytrwania w jednolitości poglądów – bo przecież „dobra zmiana” jak nigdy dotąd kieruje się zasadą „divide et impera”.
Sobie zaś i innym prawnikom życzę powrotu do wzajemnego szacunku wszystkich środowisk prawniczych, tak dalece, aby nie było już konieczności trzymania się na dystans – skoro jesteśmy „In Gremio”.
Na koniec anegdotka ze strasznych lat osiemdziesiątych. Przebywając na sali rozpraw w sprawie karnej jako obrońca dostałem informację, iż właśnie zmarł tow. Breżniew. Sędzia przerwał rozprawę po informacji, którą mu przekazałem, a następnie w większym gronie spędziliśmy, aż do wieczora czas w „Temidzie”, wspólnie analizując, co może się stać w przyszłości mimo, iż mieliśmy różne kolory tóg.