Z przedostatniej chwili:
„Nowy prezes radców prawnych mówi o konieczności wyposażenia radców prawnych w miękkie kompetencje; wskazuje, że konieczne są korporacji systemowe działania w zakresie edukacji radców prawnych, bo nie wystarczy znać przepisy, ale trzeba zdobyć zaufanie klienta, mówić zrozumiale, nastawić się na wieloletnią, owocną współpracę”.
W listopadowym numerze miesięcznika „Palestra” wydawanym od niemal stulecia przez Naczelną Radę Adwokacką, sporą część zajmowały materiały publikowane specjalnie przed Krajowym Zjazdem Adwokatury, mającym wyłonić jej nowe władze. Kilka artykułów odnosiło się zarówno do kondycji adwokatury, jak i kierunku jej rozwoju. Dane wskazują, że ponad połowa adwokatów to mecenasi o krótszym niż pięcioletni stażu w zawodzie, świetni merytorycznie pogromcy testów, sprawdzianów i egzaminów, w znacznej mierze pisemnych. Coraz głośniej i częściej postuluje się włączenie kształcenia umiejętności miękkich w program aplikacji.
Od niedawna Krajową Szkołą Sądownictwa i Prokuratury kieruje pani profesor Małgorzata Manowska. Przed sejmową komisją wskazywała na rolę etyki w kształceniu sędziów i prokuratorów, mówiła jak ważne jest, aby przyszły sędzia znalazł się także po drugiej stronie stołu, i „ktoś na niego nakrzyczał” …
* * *
Te wszystkie głosy zaczynają się w końcu łączyć w jednobrzmiący chór. Znakomicie. Ale zdecydowanie za późno.
Minęło sporo lat od zmiany ustrojowej. Dopiero teraz środowiska prawnicze wydają się zdawać sobie sprawę z wagi i znaczenia miękkich umiejętności, znaczenia wsparcia czy superwizji. Praca w środowisku konfliktu, wśród sprzecznych interesów i gorących emocji, należy do najbardziej angażujących i wypalających.
Rozstrzyganie pogmatwanych sporów rodzinnych, regulowanie kontaktów z dzieckiem czy dramatyczny rozwód jest dla sędziego rodzinnego wyzwaniem absorbującym, podobnie jak skomplikowana obrona oskarżonego przez adwokata czy prowadzenie przez radcę prawnego wielowątkowego sporu gospodarczego o milionowej wartości przedmiotu sporu, ze świadkami i biegłymi.
Metody walki ze stresem, stosowane przez prawników są w większości standardowe. Na szczęście, coraz częściej poza rekwizytami ze szkła wykorzystuje się wyposażenie sal fitness, buty do biegania czy rowery. Większość prawników radzenia sobie ze stresem, zapobiegania syndromom zawodowego wypalenia uczy się sama, żmudnie, przez całe (nie tylko zawodowe) życie. Cześć z nich niestety tę walkę przegrywa. Chciałbym, aby tego rodzaju mechanizmy wykształcać już na studiach prawniczych, najpóźniej podczas aplikacji.
Budowanie relacji, tworzenie zespołu, komunikacja to do niedawna pogardzane przez prawników umiejętności miękkie. Specjaliści prowadzenia sporu, bezwzględni litygatorzy (z opisu specjalizacji na stronie www kancelarii), dążą do perfekcji w swoich specjalizacjach. Odbywają kursy i szkolenia, piszą glosy i naukowe artykuły. Znakomicie. Ale z klientem trzeba się porozumieć, warto także porozumieć się z przeciwnikiem, wyjaśnić swoje racje sądowi, bo proces wciąż jeszcze odbywa się ustnie.
Naskórkowa komunikacja XXI wieku wymaga zwięzłości, ogranicza znaki jak w komunikatach na Twitterze. Prawnicy wciąż wolą kilkunastostronicowe pisma, czy ustne, wielowątkowe repliki. A przecież przepisy procedury posługują się pojęciem osnowy. Zatem, do osnowy drodzy prawnicy.
Komunikujmy się, rozwijajmy relacje i opierajmy się stresowi. W 2017 i kolejnych!