Nie będę czekał. Postanowiłem się przekwalifikować. Obserwuję rynek i widzę wyraźną lukę w którą zamierzam się wbić. Klientów nie zabraknie. Nakłady minimalne, kadry są. Oferta moja skierowana będzie do wyższych urzędników oraz kadry menedżerskiej spółek skarbu państwa. W polu zainteresowania także sędziowie i prokuratorzy. I teraz uważajcie: zamierzam otworzyć klub fitness. Tak, właśnie tak. Nie będzie to jednak zwykły klub. Nie będzie żadnego głupiego podskakiwania, a o przewrotach nie będzie wolno nawet wspominać. Gwóźdź programu to nauka kłaniania się i uzupełniająco – nauka klękania.
Wybrałem już specjalną salę do zajęć. Wyposażenie proste. Będzie tam jeden przyrząd gimnastyczny. To nisko zawieszona poprzeczka. W zależności od tego, jakie miejsce w hierarchii zajmuje albo pragnie objąć kursant, wysokość poprzeczki będzie obniżana. Najbardziej ambitni będą musieli pełzać, aby prześlizgnąć się pod drążkiem. Lojalnie uprzedzam, że najbardziej intratne stanowiska są już zajęte. Dodam, że zajmują je prawdziwi mistrzowie. Oni przeczołgali się na takim poziomie, gdzie ty Czytelniku nie przewróciłbyś naleśnika na drugą stronę. Prowadzę z nimi poufne rozmowy, aby zechcieli dać pokaz swojego kunsztu. Nie wiem, czy się uda, bo to osoby bardzo zajęte. Po nocach myślą jak nagonić mi klientów. Wykorzystują do tego wszystkie swoje talenty perswazyjne i subtelne argumenty kija i… nie, nie. Marchewki nie ma, królik z kolesiami zżarli. Oni nie spoczną dopóki wy nie skorzystacie z moich usług.
Wracając do programu kursu. Każde ćwiczenia trzeba poprzedzić solidną rozgrzewką. Rozpoczynamy od energicznego schylania głowy, czyli systematycznie zginamy kark, recytując sobie samemu do taktu oraz w ramach wewnętrznego oczyszczenia, sparafrazowane słowa marszałka Brudzińskiego „ca-ła Pol-ska z nas się śmie-je ko-mu-ni-stów i zło-dziei!”- powtarzamy 64 razy. Następnie dla osiągnięcia odpowiedniej gibkości w kolanach – 98 przysiadów (oczywiście ze spuszczoną głową.) Do tego doskonale nadaje się: ,,raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”. Następnie szpagaty. Umiejętność rozkraczania doskonalimy pomagając sobie wzruszającym: „daaaamyyy radęęęę”. To trudne ćwiczenie, więc jak uda się je wykonać – lepiej chwilę pozostać w tej pozycji. Przy szpagatach trzeba uważać, mogą zajść niespodziewane wypadki fizjologiczne. Na koniec ważna jest kolejność czynności. Najpierw nogi trzeba połączyć, zebrać do kupy, nie odwrotnie… i dopiero przejść do pozycji kucznej. Pamiętajcie o tym. Do tej fazy polecam: „Wyklęty powstań ludu ziemi!/ powstańcie których dręczył Tusk!…”. Po takiej solidnej rozgrzewce możemy już rozpocząć czołganie się pod poprzeczką, pamiętając, aby cały czas kark pozostawał zgięty. Ćwiczymy 6 godzin. Wyczerpani, ale szczęśliwi, przechodzimy do relaksującej nauki klękania – na wyściełanych, oprawionych w miękką okładkę egzemplarzach Konstytucji – naszych narodowych klęcznikach. Nie muszę dodawać, że nauka klękania jest jednocześnie nauką wstawania z kolan. Pani z broszką jest w tym niedościgłym wzorem (27 razy rzucona na kolana, podniosła się o własnych siłach (1) raz). Na koniec w ramach roztrenowania – wspólny taniec na dwóch łapkach, w którym panowie merdają ogonkiem, a panie kręcą się wokół nich. I tu niespodzianka. Dla pierwszych klientów – prawników, do taktu kastami… nie… kastetami… przepraszam… kastanietami – potrząsał będzie sam zbigniew plus z zespołem swoich zastępców, cymbalistów bębniących równocześnie wzajemnie w puste łby. Uzyskałem także od wybitnego chirurga – marszałka Karczewskiego certyfikat potwierdzający zbawienny wpływ na kręgosłup i innych zdrowotnych zaletach i przewagach pozycji zgiętej nad wyprostowaną. Prywatnie, pan chirurg zdradził mi, że ideałem do którego dąży on i jego koledzy, jest człowiek bez kręgosłupa. No, ale na razie dobrzy i ci z przetrąconym kośćcem – zakończył fachowo, ale dowcipnie i popełznął w swoją stronę.
Po szerokich konsultacjach ze mną, udzieliłem sobie zgody na specjalną ofertę wyłącznie dla prokuratorów. I to nie wszystkich, lecz tylko tych, których patronem jest niezłomny poseł Piotrowicz. Trzeba z uznaniem przyznać, że wśród oskarżycieli publicznych jest wielu zdolnych samouków. I bez kursu osiągnęli bardzo wysoki – jeśli można tak powiedzieć – poziom. Dlatego specjalna zachęta dla pozostałych. Każdy z nich otrzyma na zakończenie nie tylko tradycyjną misę z wodą, ale także mydło i ręcznik. Uczciwie jednak ostrzegam, że skuteczność tych środków może zależeć od tego w czym dzisiaj maczają palce i do czego przykładają ręce. Niektóry zapach jest nieusuwalny – może pozostać…
Sędziów dyplom ukończenia mojego kursu będzie uprawniał do stawienia się na własny koszt i z własnym klęcznikiem przed oblicze marszałka Kuchcińskiego, który po uzyskaniu wiążącej go opinii szeregowego posła, suwerennie zdecyduje czy petent jest należycie zgięty, oceni głębokość ukłonu oraz technikę klękania. W zależności od wyniku castingu, marszałek może delikwentowi odebrać głos i wyrzucić z sali, może także skierować do drugiego etapu. Najpierw trzeba zabrać łańcuchy tym, którzy jeszcze je mają i oddać moim kursantom. To trochę potrwa. Dopiero wtedy w drugim etapie doktor prawa, po uzyskaniu zgody szeregowego posła, zadecyduje samodzielnie, czy kandydatowi na sędziego założyć łańcuch na szyję, czy na ręce…
Głowa do góry! – rzekł kat zarzucając stryczek.