Koronacja, a potem tragiczna śmierć Przemysła II rozniosły się szerokim echem po całej Polsce i całkiem przysłoniły inne wydarzenia, które mniej więcej w tym samym czasie rozgrywały się na Dolnym Śląsku. Tło było podobne, metody też zbrodnicze, a wyjątkowo ohydne. W kryminalnej historii Polski musi się więc znaleźć miejsce dla wydarzenia, podczas którego sprawcą i ofiarą byli dwaj Piastowie noszący to samo imię.
Pierwszym Henrykiem w dynastii Piastów był syn Krzywoustego, Henryk Sandomierski, drugim zaś Henryk Brodaty, jeden z synów Bolesława Wysokiego, pierwszego księcia linii wrocławsko-legnickiej.
Tylko Henryk przeżył ojca, a z jego synów ojca przeżył też tylko Henryk – Pobożny. Zatem ich imię, odnotowywane też w słowiańskiej wersji Jędrzych, rozpowszechniło się wśród ich potomków jako szczęśliwe. W dynastii Piastów miało pojawić się jeszcze 22 Henryków: wszyscy byli potomkami Brodatego i Pobożnego.
Brodaty był Henrykiem I, Pobożny Henrykiem II. Potem był Henryk III Biały z Wrocławia, syn Pobożnego. Jego syn, Henryk Prawy, dostał numer IV. Natomiast numer V dostał zaś najstarszy syn Bolesława Łysego Rogatki, który z kolei był najstarszym synem Pobożnego. Numeracja bez sensu, bo Henryk V urodził się kilka lat wcześniej niż Henryk IV, ale tak postanowili historycy, którzy są jak politycy: nie ma z nimi dyskusji. Henryk V jeszcze za życia dostał mało pochlebny przydomek Brzuchaty, podjeść sobie lubił i widocznie skutki było widać. Bolesław Łysy Rogatka, dziwak i ekscentryk, który zaliczył nawet krótkotrwałe panowanie w Krakowie jako dziedzic Pobożnego, w 1248 r. niespodziewanie oddał stołeczny Wrocław młodszym braciom, Henrykowi III Białemu i arcybiskupowi Władysławowi. Sam wybrał sobie Legnicę i ta decyzja miała zaważyć na losach Dolnego Śląska.
Rogatka poznał się na talentach Brzuchatego i wydzielił mu w 1273 r. dzielnicę w Jaworze. Wkrótce przekonał się, ile syn jest wart. W 1277 r. podpuszczony przez króla Niemiec Rudolfa I Habsburga Rogatka porwał swego bratanka, Henryka IV Prawego, księcia wrocławskiego. W tym czasie nie żyli już Henryk III Biały i arcybiskup Władysław. Stary Rogatka oświadczył, że należy mu się część spadku po Władysławie. Uwięził Henryka Prawego w Legnicy. Jednak za Prawym ujęli się: król Czech Przemysł II Ottokar (ojciec Wacława II), książę wielkopolski – też Przemysł II, wówczas jeszcze nie król, oraz… kolejny Henryk.
Był to Henryk Głogowczyk, znowu wnuk Pobożnego. Jego ojcem był Konrad, któremu Bolesław Łysy Rogatka jako najstarszy z braci wydzielił w 1251 r. księstwo głogowskie. Od Konrada wywodziła się głogowska gałąź Piastów, a pierwszym jego synem był Henryk, któremu przypisano numer III po Brodatym i Pobożnym: odtąd numeracja Henryków szła podwójnie, osobno dla linii głogowskiej, osobno dla wrocławsko-legnickiej. Urodzony gdzieś przed rokiem 1260 (młodszy od Brzuchatego, a zapewne również od Prawego) Głogowczyk już jako nastolatek został następcą wcześnie zmarłego ojca i razem z dwoma młodszymi braćmi panował na jego ziemiach. Bracia dostali do zarządzania dwie mniejsze dzielnice w Ścinawie i Żaganiu, po jakimś czasie się nimi zamienili, a Henryk zasiadał zawsze w stołecznym Głogowie, stąd przydomek.
Gdy Rogatka uwięził Prawego, Przemysł wielkopolski i Głogowczyk ruszyli zbrojnie na pomoc sojusznikowi. Rogatka wystawił więc rycerstwo. Do bitwy doszło 24 kwietnia 1277 r. pod Stolcem, dużą wsią położoną niedaleko Ząbkowic Śląskich. Bitwa miała bardzo krwawy przebieg i początkowo przewagę zyskały wojska koalicji dowodzone przez Przemysła II. Bolesław Łysy Rogatka, który rozwagą ani odwagą nie grzeszył, załamał się i uciekł z pola bitwy. Wtedy pojawił się mąż opatrznościowy: Henryk V Brzuchaty. Przejął dowodzenie wojskami ojca, wykonał jakiś zaskakujący manewr – przebieg bitwy znany jest dość ogólnie – i nieuchronną, jak się wydawało, klęskę zamienił w spektakularny sukces. Przebił się do centrum dowodzenia przeciwnika i wziął do niewoli Przemysła II oraz Henryka Głogowczyka. Zawstydzony ojciec powitał go w Legnicy jako dumnego zwycięzcę.
Rogatka szybko zdał sobie sprawę, że porywaniem wiele nie zdziała, bo naciskał go król czeski, a ucieczka spod Stolca przyniosła mu hańbę. Zawarł ugodę z Henrykiem Prawym, uwalniając go za niewielkie ustępstwa terytorialne. Wypuszczono też szybko z niewoli Przemysła II i Głogowczyka. Przemysł II wrócił do Wielkopolski i zajął się swoimi sprawami. Za to Henryk Głogowczyk zapamiętał boleśnie klęskę. Na pewien czas uznał zwierzchnictwo Henryka Prawego i ściśle z nim współdziałał.
Rogatka zmarł półtora roku po bitwie pod Stolcem. Henryk Brzuchaty przejął więc Legnicę, a dwaj jego bracia, Bolko Surowy i Bernard Zwinny, który wkrótce zmarł, dostali Jawor, Świdnicę i Lwówek. Po paru latach spokoju na Śląsku, 23 czerwca 1290 r. zmarł otruty Henryk IV Prawy (o tej zbrodni przed laty pisałem). Wszystko, co miał na Śląsku, zapisał najbliższemu sercu kuzynowi: Henrykowi Głogowczykowi.
Głogowczyk przejął łatwo Krosno Odrzańskie, odgraniczone od ziem Prawego jego własnymi dobrami, a także zajętą przez Prawego rok wcześniej – po śmierci Przemka, brata Głogowczyka – Ścinawę, która w ten sposób wróciła do księstwa głogowskiego. Księstwo mu więc znacznie urosło, ale należał mu się jeszcze Wrocław. Jednak wrocławscy możni obawiali się jego rządów, znany był z silnej ręki. Książę przybył do Wrocławia, ale natychmiast wybuchł tam bunt i po kilkutygodniowym zaledwie władaniu miastem Henryk III musiał uciekać do Głogowa. Wrocławscy rajcy pomyśleli, że dogodniejszym i bardziej uległym wobec nich władcą będzie Henryk V Brzuchaty. Ofiarowali mu miasto.
Brzuchaty skwapliwie skorzystał. Miał w rękach Legnicę i Wrocław, był u szczytu potęgi. Ku rozczarowaniu wrocławian nie był władcą malowanym. Historia oceniła jego rządy dobrze: nie miał na koncie dziwactw czy niesprawiedliwości, był świetnym wodzem, a jako władca był stanowczy i zdecydowany. Wrocław jednak dostał bezprawnie i zdawał sobie z tego sprawę. Gdy więc Głogowczyk natychmiast go zaatakował, chcąc odebrać swoje dziedzictwo, Brzuchaty poczynił ustępstwa. Oddał kuzynowi poza Krosnem i Ścinawą także Bolesławiec i Chojnów oraz Trzebnicę i Milicz, jeszcze parę miast – całkiem spore terytoria. Zyskał krótkotrwały pokój. A wroga nadal miał, bo Głogowczyk pamiętał i bitwę pod Stolcem, i utracony Wrocław.
We Wrocławiu Brzuchaty ukrócił samowolę i wprowadził swoich ludzi. Wiedział, że na dworze odziedziczonym po Prawym będą obrońcy testamentu księcia, zwolennicy Głogowczyka, zatem stopniowo zaczął ich odsuwać. Jednym z nich był Pakosław Grzymała Zdzieszyc, marszałek dworu Henryka Prawego. Nie wykazał się rozsądkiem. Po objęciu władzy przez Brzuchatego, w nieznanych dziś okolicznościach dopuścił się zabójstwa innego rycerza. Stanął przed księciem jako sędzią. Na ogół w przypadku stanu rycerskiego sprawę w takich sytuacjach załatwiało wysokie pogłówne. Ale Henryk Brzuchaty, mając możliwość (i to rzetelną) pozbycia się głównego przeciwnika na dworze, skazał zabójcę na karę śmierci i polecił niezwłocznie go ściąć. Wyrok wykonano na oczach między innymi syna skazańca – Lutka Pakosławica. Henryk Brzuchaty zaś, aby podkreślić, że karze tylko sprawcę zbrodni, pozostawił go na dworze.
Henryk Głogowczyk, choć zyskał sporo, miał świadomość krzywdy i to słuszną. Gdy szedł na pomoc porwanemu Henrykowi Prawemu, pokonał go Brzuchaty. Gdy miał odziedziczyć po Prawym Wrocław, najbogatsze miasto Śląska, ukradł mu je Brzuchaty. Wprawdzie imiennik z nadwagą nie był inicjatorem ani porwania, ani pogwałcenia testamentu Prawego, ale to on odnosił sukcesy i korzyści. Miał, co chciał i jadł, ile chciał. Głogowczyk przeprowadził więc staranne rozeznanie i znalazł partnera, którego też zalewała żółć: Lutka Pakosławica. Ściągnął go do siebie, obiecał mu wiele, ukazał krzywdy zaznane od Brzuchatego. Udało się. Brzuchaty podstępu ze strony Lutka się nie spodziewał, darzył go zdumiewającym zaufaniem, jakby nie pamiętając, że kazał mu ściąć ojca. Lutek starannie zaplanował akcję, słyszał o Gąsawie. Wyczekał momentu, gdy Henryk Brzuchaty udał się do wrocławskiej łaźni.
Żadnych podejrzeń Brzuchatego nie wzbudzili ludzie Lutka stojący w pobliżu łaźni. Wyczekali, aż książę i jego towarzysze się rozbiorą: wtedy wpadli do środka. Tylko jeden rycerz desperacko rzucił się bronić księcia i zginął. Napastnicy wsadzili księcia na konia i uprowadzili. Głogowczyk czekał w miejscowości, która w Kronice książąt polskich występuje pod nazwą Sandwel – nic między Wrocławiem a Głogowem nie nosi podobnej nazwy, a nazwa ta padła w historii jeszcze tylko raz i też bez wskazania, gdzie to jest. Przejął porwanego i wraz z Lutkiem uwiózł go do Głogowa. Był prawdopodobnie 11 listopada 1293 roku.
Tu z Głogowczyka wyszedł psychopatyczny sadysta, nawet jak na tamte czasy. Nie wystarczył mu loch. Kazał zbić z drewna specjalną skrzynię, do której wsadził więźnia, umieszczając go w takiej pozycji, by ten nie mógł ani się poruszyć, ani leżeć, ani siedzieć, wisiał oparty o deski. Zrobiono jeden zakratowany otwór do karmienia zakładnika, drugi do wypróżniania. Klatkę ustawiono w lochu i rozpoczęły się tortury.
O Brzuchatego nikt się nie upomniał, nawet brat, Bolko Surowy. Dlaczego, nie wiadomo, postawa księcia świdnickiego wobec brata była dość dwuznaczna. A gehenna w Głogowie trwała. Albo Brzuchaty był wyjątkowo heroiczny i nie poddawał się, albo Głogowczyk był większym okrutnikiem, niż było to potrzebne. Dość powiedzieć, że nieszczęsny Henryk Brzuchaty spędził w strasznej skrzyni kilka miesięcy – według jednych źródeł trzy, według innych prawie sześć – zmaltretowany, półżywy, obsypany robactwem. Henryk Głogowczyk ostatecznie wypuścił go za ogromny okup wynoszący 30 tysięcy grzywien oraz zrzeczenie się (ponowne) Bolesławca i Chojnowa, a nadto dużego pasa ziemi od Oleśnicy po Olesno ze wszystkimi tamtejszymi miastami. Była to prawie połowa posiadłości Brzuchatego. Co ciekawe, Głogowczyk nie zażądał Wrocławia, nie chciał już rządzić wrogim sobie miastem. Dla większego upokorzenia ofiary wpisał za to w ugodzie, że Brzuchaty przysięga wspomagać „ukochanego kuzyna” we wszelkich sporach.
Do rodziny Henryk Brzuchaty wrócił zmaltretowany fizycznie i zniszczony psychicznie.
Miał dość rządów i polityki, w której najlepszym argumentem były gwałty i zbrodnie. Nie wykazał już nigdy żadnej aktywności. Przeżył jeszcze dwa lata po uwolnieniu, ale nie odzyskał zdrowia i zmarł 22 lutego 1296 r. w wieku około 50 lat. Pozostawił trzech synów, z których najstarszy miał 5 lat. Opiekę nad nimi objął, zgodnie z testamentem Brzuchatego, stryj Bolko ze Świdnicy. Nie omieszkał zażądać za to dla siebie grodu w Sobótce. Zmarł kilka lat po bracie, w 1301 r., pozostawiając również nieletnich synów. Za życia zdążył jednak stoczyć jeszcze jedną wojnę z Głogowczykiem i odebrał mu Bolesławiec i Chojnów. Odebrał, ale dla siebie.
Henryk Głogowczyk po porwaniu Brzuchatego miał przed sobą jeszcze kilkanaście lat dużej aktywności politycznej. Gdy zamordowano jego przyjaciela Przemysła II, przejął część jego ziem i dogadał się z Władysławem Łokietkiem. Ten nie miał jeszcze synów i jednemu z synów Głogowczyka obiecał nawet dziedzictwo w Wielkopolsce. W 1301 r. Głogowczyk przyjął tytuł „Dziedzica Królestwa Polskiego”, gdy zaś król czeski Wacław II przepędził Łokietka, a potem przedwcześnie zmarł, Henryk przechwycił całą Wielkopolskę. To był jednak koniec jego sukcesów. Korony polskiej porywacz z Głogowa nie zdobył, mały Łokietek urósł politycznie i był poza jego zasięgiem. Umierając w 1309 r. Henryk pozostawił pięciu synom spore księstwo. Ci jednak zmarnowali dzieło ojca: pokroili je na kawałki i ziemie Głogowczyka nigdy już ani się nie zrosły, ani nie powróciły do Polski Piastów. Mnożyli się na nich mali, zaściankowi książątka, a gdy wymierali, ich ziemie przejmowali Czesi.
Wrocław, który rozpalił konflikt między Henrykami, po śmierci Brzuchatego przypadł drugiemu z jego synów, też Henrykowi – VI, zwanemu Dobrym. Ten jednak syna nie miał i po jego śmierci w 1335 r. miasto wpadło w ręce czeskie. Piastowie, którzy tak wstrętnie walczyli o Wrocław między sobą, nigdy go nie odzyskali. Za to inni potomkowie znękanego Henryka Brzuchatego, począwszy od jego najstarszego syna Bolesława III Rozrzutnego, mieli panować na Legnicy i Brzegu jeszcze przez 380 lat, o wiele dłużej niż Piastowie z Głogowa. Łatwiej zniszczyć człowieka niż jego dziedzictwo.