Nieco ponad 20% społeczeństwa miało do czynienia z sądami, a ogromna większość, prawie 80%, nie uczestniczyła nigdy w postępowaniu sądowym. Natomiast społeczeństwo ma wyrobioną opinię, opartą w części o mity. Każdej profesji ciąży przypięta łatka: nauczyciele tylko odpoczywają, sprzedawczynie okradają klientów nie wydając grosika reszty, lekarze zarabiają krocie na pięciominutowej wizycie, wszyscy budowlańcy piją, a kelnerzy nie muszą dostawać napiwków, w końcu mają pensje.
Nadszedł czas, aby rozprawić się z mitami sądowymi, których subiektywne omówienie jest poniżej.
Stajnia Augiasza
Powszechna opinia o pracy sądów jest taka, że w sądach panuje nieokiełznany bałagan, akta giną i nikt nic nie wie. To się zdarza. W każdym wydziale sądu są tysiące akt, tysiące spraw, im większy sąd, tym ich więcej. Sprawy zakończone leżą w archiwum, numer po numerze. Sprawy w toku krążą między sędzią, sekretarką, a kierownikiem sekretariatu, a ich ilość mierzy się na szafy. Mimo pozorów chaosu akta mają swoje miejsce, można je namierzyć poprzez systemy informatyczne, niezawodna jest też pamięć ludzka. Sędzia zazwyczaj pamięta sprawy po nazwiskach, a sekretarka po numerach, w tandemie znaleźć można wszystko. Czasami akta trzeba ściągnąć z archiwum, przeszukać rocznik, co może trwać kilka dni, albo przechwycić je w odwiecznej podróży z szafy do szafy. Biorąc jednak pod uwagę, że w każdym sądzie są dziesiątki tysięcy spraw rocznie, a akta nie giną (pojawiają się jednostkowe przypadki), śmiało można stwierdzić, że to nie stajnia, a Parnas co najmniej.
Zrozumiałe jest, że ludzie denerwują się, gdy muszą czekać. Stąd prośba do klientów o wyrozumiałość i cierpliwość, nie da się od razu, natychmiast załatwić każdej sprawy, jest ich po prostu bardzo dużo. Ta wyrozumiałość i cierpliwość działa w dwie strony. Poniższa rozmowa w biurze obsługi interesanta odbywa się kilkadziesiąt razy dziennie:
klient: Przyszedłem dowiedzieć się, co w mojej sprawie.
pracownik: Proszę podać numer sprawy, w którym wydziale.
klient: Nie wiem, nie pamiętam… no moja sprawa, karna.
pracownik: Proszę podać chociaż swoje nazwisko…
klient: Moje? Kowalski.
pracownik: Mamy pięćdziesiąt osiem spraw pod tym nazwiskiem, o co konkretnie sprawa była?
klient: Nie pamiętam, o zapłatę, o pieniądze. No bo ta moja była żona to mnie o pieniądze pozwała!
pracownik: Jak się nazywa pańska żona?
klient: Właściwie to nie żona była, tylko konkubina.
O, tu mam pismo z sądu.
I wyciąga wezwanie z sygnaturą, wydziałem, stronami, przedmiotem – o alimenty i terminem rozprawy.
Midas
Jest takie przekonanie, że postępowania są bardzo drogie i na procesy sądowe stać tylko bogatych. Mit prawdziwy? I tak, i nie. W sprawach prostych, powtarzalnych opłaty sądowe nie są wysokie. Stwierdzenie nabycia spadku, odrzucenie spadku to koszt 50 zł. Sprawy z umów o wartości do 2.000 zł kosztują 30 zł, o wartości do 5.000 zł kosztują 100 zł, eksmisja – 200 zł. Sprawy dotyczące działu spadku, podziału majątku wspólnego (o wartości kilkudziesięciu- kilkuset tysięcy lub milionów złotych) jeżeli jest zgodny, to kilkaset złotych opłaty. Opłata sądowa za rozwód i separację wynosi 600 zł. Szybkie postępowanie cywilne nakazowe, upominawcze, elektroniczne upominawcze ma obniżone opłaty. Sąd premiuje zawarcie ugody zwrotem połowy opłaty od pozwu. W sprawach cywilnych ogólna opłata sądowa to 5% od wartości przedmiotu sporu, ale j
est wiele wyjątków od tej zasady. W sprawach pracowniczych pracownik powinien wraz z pozwem złożyć opłatę w wysokości 30 zł.
Poza tym strona, która znajduje się w trudnej sytuacji majątkowej lub osobistej, może żądać zwolnienia od opłaty sądowej lub kosztów w całości. Proces sądowy kosztuje tym więcej, im dłużej trwa. Udział adwokatów, radców prawnych, biegłych sądowych powoduje wzrost kosztów, które pod koniec postępowania mogą urosnąć w sporą górkę złota. Z drugiej strony, przy obecnym stanie rynku usług prawniczych, długi proces sądowy nie opłaca się pełnomocnikowi, który angażuje ciągle czas i środki na sprawę już zapłaconą. Dlatego dla zachowania tego złota, lepiej zawrzeć ugodę, skorzystać z mediacji, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na przyjemności, może nektar i ambrozję.
Penelopa
Gdzie narodziła się legenda, że należy poczekać rok, aby dochodzić zapłaty od
dłużnika? Nie wiadomo, ale z pewnością czas nie działa na korzyść wierzyciela. Odsetki rosną i obciążają dłużnika, wierzyciel nie korzysta z należnych mu środków finansowych, taki stan rzeczy jest szkodliwy dla obrotu prawnego i gospodarczego. Zgodnie z wynikiem badań Banku Światowego z 2004 r. dochodzenie roszczeń trwało w naszym kraju średnio 1.000 dni, w październiku 2015 r. było to – statystycznie – 685 dni. Okres liczony jest od momentu powstania wierzytelności do jej wyegzekwowania, łącznie z postępowaniem sądowym i egzekucyjnym. Sądy znacznie przyspieszyły w ciągu ostatnich kilku lat, na przykład uzyskanie nakazu zapłaty to średnio 46 dni. Komornicy podwyższyli skuteczność egzekucji sądowej, w 2016 r. wyniosła ona niemal 16%, to najlepszy wynik od 2009 r. (badania KRK). Komornicy wyegzekwowali na rzecz wierzycieli w sumie 8,3 mld zł.
Penelopie, mimo wielu przeciwności, widocznie opłacało się czekać na Odyseusza przez dwadzieścia lat, ale nie ma co się łudzić, im więcej czasu mija od powstania długu, maleją szanse na odzyskanie pieniędzy.
Minotaur
Klienci postrzegają adwokatów i radców prawnych jako bohaterów, którzy przeprowadzą ich przez labirynt postępowania sądowego. Tyle, że przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy, że w tym labiryncie na wszystkich czyha potwór, prawdziwy Minotaur procedury cywilnej i karnej. To zwierz skomplikowany, opasły, nie ma litości. Boją się go wszyscy – pełnomocnicy, sędziowie, strony. Potwór czyha na najmniejszy błąd, opóźnienie i potknięcie, nie wybacza, tak został stworzony. Procedury w ogóle nie są elastyczne, a tygodniowe lub dwutygodniowe terminy do dokonania czynności są za krótkie, by przygotować pisma procesowe, zebrać dokumenty, ustalić adresy świadków lub inne dane. Słynna prekluzja i pisma z wnioskiem o zezwolenie na złożenie pisma wydłużają ucieczkę z labiryntu, tak jak konstrukcje uzupełniania braków formalnych. Proces karny ma charakter formułkowy, a prawdziwa walka obrońców o wyrok zaczyna się w apelacji. Niestety, na horyzoncie nie ma Tezeusza, który miałby wiedzę i odwagę pokonać lub chociażby odchudzić bestię. Wszyscy tkwimy w labiryncie zbudowanym przez ustawodawcę i zamiast potoczyć motek z nicią do wyjścia, łapiemy się na błędach, niedociągnięciach i terminach, tracąc cel z oczu.
Widzimy się na korytarzach, w salach rozpraw, dla pełnomocników, komorników, prokuratorów to też jest miejsce pracy. Spotykamy ciekawych, dobrych, złych, mądrych i głupich ludzi, widzimy przejmujące, nieprawdopodobne historie. Denerwujemy się, cieszymy z rozwiązanej sprawy, przejmujemy się, chociaż pod togą czy garniturem tego nie widać. Mimo cieni w naszej krainie, my prawnicy bardzo rzadko zmieniamy pracę, codziennie z własnym Fatum w teczce wędrujemy do sądu.