Gawlikowa długo przerzucała leżące w koszu pomarańcze i starannie odkładała do siatki wybrane owoce. Co dziwne, nie przeszkadzało jej to w żadnym stopniu gestykulować wypielęgnowanymi dłońmi, nie mówić już o słowotoku, bo słowa wyrzucała z siebie z żwawością górskiego potoku.
– A ja tam pani kochanieńka, tak sobie myślę, że taki tam sędzia, to on jest przecież niby jakiś inteligent. Tak mówią o nich, że to, to niby szkoły jakieś pokończyli, ale jak taki jeden na ryneczek przychodzi zakupy robić, to ani be, ani me i nawet kukuryku. Staje w tym swoim garniturku, na nikogo nie patrzy, jakby jakąś maskę założył. A potem szybciutko do domu i już nie wyjdzie, sąsiadom nie ukłoni się, a i w oczy nie patrzy…
Rozmówczyni pani Gawlikowej, korpulentna niewiasta w wieku Balzakowskim zajęta była przebieraniem kiści winogron, wydawała się jednak mocno skoncentrowana na rozmowie.
– Może taki zajęty, pani Gawlikowa, sprawy jakieś ma ciężkie…? I może przez tego całego Ziobrę tak się zachowuje, no wie pani, lekko to oni nie mają.
– Jaki tam Ziobro. Ziobro jeszcze z Millerem w tej komisji sobie do gardeł skakali, a on już taki był. Chociaż może faktycznie zajęty, co ja tam wiem. Dzieci to on na pewno ma zajęte, na podwórko nie wypuszcza, żeby się z pospólstwem nie zadawały: rano do auta i do szkoły, cichcem…
Ale nie zawsze był taki cichy, oj nie. Pamiętam jak kiedyś tak zwyzywał tę adwokatkę, która obok niego mieszkała. Jej też nigdy dzień dobry nie mówił, mijali się, ona nawet mu tam próbowała kiwać głową, przecież go znała i w sądzie pewnie spotykali się. Ale ten udawał, że jej nie widzi, więc i ona przestała. Wtedy na parkingu, jak mu drogę na chwilę zastawiła swoim samochodem, to ten sędzia wysiadł ze swojego auta i do niej tak podskoczył. Żeby pani słyszała, co on tam wrzeszczał. Kto by pomyślał, że zna takie słowa. Jak zobaczył, że to ona, znaczy się, że adwokatka, to tak spurpurowiał, przestał gadać, odwrócił się, wsiadł do samochodu i odjechał bez jednego słowa. Po trawniku przejechał, tak mu było spieszno.
– No co pani opowiada, pani Gawlikowa. Jak tak można? Może to faktycznie jakaś ta nadzwyczajna kasta?
– Nie wiem jak można proszę pani i nie wiem, czy kasta. Prosta kobieta jestem, do córki tam przyjeżdżam wnuki popilnować. I opowiada mi Anulka, moja wnusia najmłodsza, że w sądzie była, że sędzia opowiadała jak się pracuje, że strasznie się jej tam podobało. I pokazywała mi na tym swoim Facebooku zdjęcia. I ta sędzia strasznie fajne ma zdjęcia, choć pod pseudonimem jakimś, i tam się całkiem mocno angażuje. I ponoć wielu sędziów tak robi, szkoły zapraszają i nawet do szkół przychodzą. Prawie jak sędzia Anna Maria Wesołowska, chociaż Anulka mówi, że nawet ci sędziowie to od niej są fajniejsi.
– To może nie jest tak źle z tym sędziami… I może to nie kasta żadna, tylko normalni ludzie, jak pani i ja?
– No pewnie, że normalni, chociaż niektórzy to powiem pani, że chyba są normalni inaczej. Bo wie pani, moja druga córka to w sądzie nawet pracuje. I byłam u niej jakieś kilka dni temu, w sekretariacie po receptę. Maść na trądzik, nic poważnego, ale myślę, po co córcia ma chodzić, to jej pomogę.
Stoję sobie i czekam w tym sekretariacie, a tam jakiś facet przy biurku stoi i coś podpisuje w aktach. Wszyscy do niego grzeczni, więc myślę: pewnie sędzia. Chwila nie minęła, jak wpadł do sekretariatu jakiś inny facet. To na pewno musiał być sędzia, bo akta w ręku trzymał i od progu woła: „pani Agnieszko, rozprawa nam się przesunie, mam kolizję i nie zdążymy na 13”. I prosi, no mówię pani, prosi tę Agnieszkę, żeby zadzwoniła do ludzi z tej rozprawy, do adwokatów i ich uprzedziła, że będzie te opóźnienie. Dodał też, że pewnie świadek nie przyjdzie, bo pisał jakieś usprawiedliwienie, więc niech powie przez telefon o tym stronom, będą przynajmniej wiedzieli co na rozprawie może się wydarzyć.
– To bardzo ładnie.
– No ja też tak myślałam, ale teraz to nie wiem, czy ładnie, bo ten drugi sędzia, który tam z boku w aktach coś podpisywał nagle mówi do niego:
– Ty do adwokatów dzwonisz?
– No dzwonię – odpowiedział tamten, widać, że jakiś taki był zaskoczony tym jak mu ktoś tak zwraca uwagę – przecież tyle się mówi o tym, żeby sędziowie mieli trochę normalnego podejścia, a tak poza tym, to po co ludzie mają czekać skoro wiem, że będzie opóźnienie. A poza tym, tak jest zwyczajniej prościej i szybciej.
– Ale jest regulamin kolego.
– W dupie mam regulamin – odpowiedział tamten trochę tak nieładnie, ale widać było, że już zdenerwowany trochę – trzeba mieć trochę zdrowego rozsądku.
– Normalne jest to, że sąd wzywa i wymaga. Sąd nie dzwoni do stron – i odwrócił się z powrotem do tych swoich akt, a ten drugi wybiegł z sekretariatu, bo chyba się spieszył na rozprawę.
– I mówię pani, pewnie bym się tym jakoś nie przejęła, co najwyżej to o „dupie” zapamiętała, bo nieładnie takich słów używać. Ale po chwili do tego sędziego, który został w sekretariacie podeszła ta pani Agnieszka i mówi: „panie sędzio, mamy godzinę opóźnienia”. A ten ramionami wzruszył i odpowiedział, żeby czekali. No i czekali, no mówię pani, cały korytarz ludzi.
Pani Gawlikowa zamilkła. Skończyła wybierać pomarańcze. Oddała siatkę do ważenia, chwilę szukała w torebce portmonetki, zapłaciła i już miała w milczeniu odchodzić. Jej rozmówczyni także milczała, przestała nawet przebierać pęczki cebuli dymki. Postanowiła coś jeszcze dopowiedzieć.
– Wie pani co… Tylko nasze działanie określa naszą wartość. Nigdy nie słowa.
Twoje działanie, i tylko twoje działanie,
określa twoją wartość.
– Johann Gottlieb Fichte