Nie zawsze chodzi o przesadzoną ilość soli w zupie, ciemne okulary w pochmurny dzień i „dzień dobry” wymamrotane sąsiadom ze spuszczoną głową. Nie chodzi również o krzyki dochodzące zza ściany, zbyt głośne kroki czy krzywo powieszone zasłony. Nie ma znaczenia źle wyprasowana koszula czy brak piwa w lodówce. Czasem chodzi tak naprawdę o nic. To nic jest wierzchołkiem góry lodowej, o którą wszystko się rozbija.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie wizyta w jednej ze stołecznych instytucji, które zajmują się pomocą kobietom. Przedstawiłam się, powiedziałam z kim jestem umówiona i usiadłam. W wyniku pewnych zawirowań doszło do nieporozumienia i wówczas padło pytanie czy jestem podopieczną fundacji. Niby zwykłe pytanie, nic złego, nic strasznego. Właśnie w tamtym momencie to do mnie dotarło – przecież to może być każda kobieta, każda – nawet ja, choć w życiu bym się tego nie spodziewała. Ale przecież żadna się nie spodziewa i żadna tego nie planuje.
W ciągu tygodnia giną w Polsce trzy kobiety z powodu przemocy domowej – podaje Instytut Wymiaru Sprawiedliwości. Giną. Umierają, są katowane, bite, mordowane. W społeczeństwie pojawiła się głęboka nadzieja, że tzw. konwencja antyprzemocowa zmieni tę sytuację, ale jak cokolwiek ma się zmienić, kiedy dźwięczą pamiętne słowa „przede wszystkim: nie stosować”… Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji. Nakłada ona na państwa strony takie obowiązki, jak zapewnienie oficjalnej całodobowej infolinii dla ofiar przemocy oraz internetowego portalu z informacjami, a także odpowiedniej liczby schronisk i ośrodków wsparcia, z czym od lat jest niemały problem. Konwencja zobowiązuje również do monitorowania i zbierania danych na temat przestępstw z uwzględnieniem płci oraz prowadzenia profilaktyki i edukacji dotyczącej m.in. rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez uciekania się do przemocy. Konwencja traktuje także o obowiązkowej pomocy psychologicznej dla ofiar, a także bezpłatnej pomocy prawnej.
Przemoc domowa kojarzy się głównie z siniakami i wyjaśnieniami w stylu „uderzyłam się o szafkę”. A co, jeśli skutków przemocy nie widać? Jeśli to nie jest przemoc fizyczna? Jak udowodnić, że stosowanie przemocy psychicznej rzeczywiście ma miejsce? Pytania się mnożą, satysfakcjonujących odpowiedzi brak. Pozostają jedynie wątpliwości – jakie działanie może skutecznie zapobiegać przemocy?
W ostatnich miesiącach kwestia przemocy domowej stała się jeszcze głośniejsza z powodu pewnego byłego radnego z Bydgoszczy i jego małżonki, która po 11 latach ciągłych upokorzeń i znoszenia fizycznego cierpienia, postanowiła przerwać milczenie i opowiedzieć całą prawdę o człowieku, który rzekomo kieruje się wartościami chrześcijańskimi, a przynajmniej tak twierdzi. Kwestia religii nie jest tu najważniejsza – chciałoby się rzec, że wystarczy przyzwoite wychowanie w świadomości, że szacunek do drugiego człowieka jest czymś, z czym nie należy dyskutować. Mimo to, zła sława radnego spowodowała, iż polubił on medialne rzucanie oskarżeniami w żonę, być może z przyzwyczajenia. Nie obyło się również bez posądzania małżonki o upijanie, manipulowanie, odurzanie, prowokowanie i inne zachowania, mające na celu oczywiście postawienie męża w złym świetle i zrujnowanie jego wizerunku.
Problem przemocy psychicznej polega na tym, że niezwykle trudno udowodnić jej występowanie – kiedy nie ma świadków, mamy tylko słowo przeciwko słowu. Nie wolno jednak zapomnieć o tym, że przemoc psychiczna, ta nienamacalna, to też przemoc i jest karalna. Najczęściej sprawca – przyjmijmy, że mąż – odpierając oskarżenia przyjmuje postawę empatyczną, opowiada ze łzami w oczach, że z żoną dzieje się coś złego i że to właśnie on, tak, właśnie on, skłonił ją do skorzystania z pomocy. Wydawać mogłoby się, że jest to sytuacja absurdalna i coś takiego nie ma racji bytu. Jednakże w takim schemacie można doszukać się wielu analogicznych zachowań, jakie mogliśmy jakiś czas temu obserwować w mediach. Ofiara nie ma wypisanych na twarzy wyzwisk, jakimi jest obrzucana. To nie to samo co siniaki, rany i stereotypowe ciemne okulary i włosy zarzucone na twarz, by ukryć rezultaty toksycznej relacji ze współmałżonkiem. To o wiele trudniejsze do zauważenia, a co za tym idzie – trudniej zareagować i pomóc.
Kiedy kobieta dochodzi do ściany i już dłużej nie może znosić cierpienia, niekiedy udaje się po pomoc do profesjonalistów, fundacji, ośrodków pomocy. Niekiedy czuje potrzebę założenia niebieskiej karty – najczęściej, kiedy są dzieci i próbuje desperacko ochronić je przed tym, co spotyka ją. Kiedy zgłasza taką sytuację i opowiada o całym wokabularzu wyzwisk, obelg i przeróżnych sposobach uzależnienia, odpowiedź z drugiej strony bardzo często brzmi „Przecież on Pani nie bije” albo „Jest Pani przewrażliwiona”. Słyszy to od osoby, która miała jej pomóc w wyrwaniu się z sytuacji, z której ona nie znajduje sama wyjścia. Nie ma już dokąd iść, a ostatnia deska ratunku okazała się dziurawa.
Można pokusić się o stwierdzenie, że przemoc psychiczna w małżeństwie to zbrodnia doskonała. Akcja rozgrywa się w duecie – sprawca wyzywa, ofiara nieustannie wysłuchuje, że jest beznadziejna, do niczego się nie nadaje i określana jest słowami uważanymi za wulgarne. Słowa ranią podobnie jak ciosy, tyle tylko, że ich skutki nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Psychiczny terror boli często bardziej niż fizyczne znęcanie. To gehenna, kiedy kobieta boi się swojego oprawcy i jego gniewu do tego stopnia, że robi wszystko, by tylko go nie zdenerwować. Kiedy we własnym domu czuje się jak w więzieniu, chodzi na palcach i boi się każdego ruchu. Kiedy wie, że nie może odejść, bo jej oprawca grozi, że popełni samobójstwo. Szantaż to również przemoc.
Skoro nie ma śladów, ofiara jest zastraszona, to jak pomóc, jak reagować? To często pojawiające się pytanie. Na ten problem należy spojrzeć zarówno jednostkowo i indywidualne, jak również całościowo, jako na społeczeństwo. Każdy z nas może być ofiarą, nawet mężczyźni, wszak kobiety także potrafią stosować przemoc, jednak robią to zdecydowanie rzadziej niż przedstawiciele płci męskiej. Jeżeli każdy z nas może kiedyś stać się ofiarą i może potrzebować takiej pomocy, prawdopodobnie warto już dziś rozejrzeć się wokół i spróbować dostrzec więcej, zareagować. Ostatnio głośna medialna sprawa dowodzi, że nawet za ścianą może dziać się codzienny dramat, choć widujemy sąsiadów uśmiechniętych w drodze na niedzielną mszę. Nie ma reguły – tym bardziej, że sprawcy-oprawcy często nie są opryskliwymi osobami ze skłonnościami do agresji, a przynajmniej nie jest to zauważalne natychmiast. Dlatego też wcześniej wspomniałam o tym, że zjawisko przemocy psychicznej można nazwać zbrodnią doskonałą. Jest to ciąg zdarzeń, który ofiara bardzo często ukrywa latami. Przez lata, każdego dnia, każdego tygodnia jest maltretowana i sukcesywnie pozbawiana własnego poczucia własnej wartości. Milczy, bo kto jej uwierzy? Przecież wyglądają na takich szczęśliwych. On jej nie bije, ona nie ma siniaków.
Długotrwałe obelgi, wyzwiska, maltretowanie z pewnością znacznie zwiększają ryzyko suicydalne ofiar przemocy przestępstwa. Co za tym idzie, bez odpowiedniego poziomu świadomości społecznej może dojść do wielu tragedii, ponieważ ofiary, pozbawione pomocy, mogą nie widzieć innego wyjścia niż targnięcie się na własne życie. Wówczas nie dość, że dojdzie do samobójstwa, to jeszcze sprawca pozostanie prawdopodobnie bezkarny.
Oczywiście, że to tylko teoria. Faktem jest, że ogrom tragedii, jaką jest przemoc psychiczna, jest niemożliwy do opisania. Osoby, które myślą, że ich to nie dotyczy, mylą się – dotyczy to całego społeczeństwa – sąsiadek, znajomych z pracy, być może przyjaciół czy rodziny. Nie chodzi o doszukiwanie się na siłę problemów w czyichś lub nawet swoich związkach, lecz jedynie o odpowiednią wrażliwość, która – nie przesadzając – może kogoś ocalić. Ofiara nie chce nią być, a żarty o przemocy nie świadczą o męskości, podobnie jak jej stosowanie. Jeżeli kobiety nie wolno uderzyć nawet kwiatkiem, to słowem tym bardziej – słowa nie znikają jak siniaki, one wtapiają się w psychikę, niejednokrotnie pozostawiając głębokie rysy. Blizny znajdują się nie tylko na skórze – te skrywane wewnątrz w większości przypadków nie wyjdą na jaw. I równie często nie zostaną dostrzeżone. Bo tak jest prościej.