Nie wiem, jakie dokonania zawodowe miał Autor motta tej publikacji, ale sens wypowiedzi tworzy klimat dzisiejszych dni. Czytelnicy, którzy sądzą, że ten tekst ma stanowić mój testament zawodowy są w błędzie. Nie zamierzałem i nie zamierzam oddać się nostalgicznym wspomnieniom lat minionych, kiedy toga adwokacka budziła powszechny szacunek, ani być stypendystą Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Prawda o Adwokaturze jest taka, jaką sami ją stworzyliśmy.
Wykonywanie zawodu adwokackiego polega na wnoszeniu obron i udzielaniu porad,
a nie na obnoszeniu po przedpokojach ministerialnych pod osłoną togi adwokackiej – wpływów, jakie adwokat posiada jako polityk– Joseph Paul – Boncour
Na kancelaryjnym biurku secesyjna lampa rzuca światło na książki, których nikt już dzisiaj nie czyta. Pożółkłe notatki z zakończonych dawno spraw wypełniają szuflady, a prawdziwe wieczne pióro czeka na codzienną dawkę zielonego atramentu. Pamiętająca czasy świetności maszyna do pisania, słoik ze spinaczami i terminarze z lat ubiegłych, tworzą klimat codzienności. W rogu biurka kryształowa popielnica pełna niedopałków. Obok tradycyjna benzynowa zapalniczka, której blady ogień wskrzesza tradycyjny kamień. W fotelu „On”, który jeszcze kilka lat wstecz patrzył na salę sądową oczami pełnymi optymizmu, urząd sędziowski traktował z należytą powagą i godnością, a prokuratora czynił swoim procesowym przeciwnikiem, wierząc w jego wiedzę i samodzielność. Sympatyczne spotkania przy kawiarnianym stoliku, dysputy o potrzebie bycia tam, gdzie oczekuje obecny i przyszły klient. Każdy dzień dzielony był pomiędzy podręczne akta – nieraz składające się z kilku zapisanych kartek, a często przybierające w swojej masie materiały, jak spadająca z sycylijskiej Etny lawa w kierunku Katanii – a czas, który winien być poświęcony Najbliższym.
Zgubiliśmy potrzebę jedności, nie tylko zawodowej i samorządowej, ale zmierzamy do zwykłych egzystencjonalnych poczynań, dbając jedynie o zewnętrzny wizerunek. Odchodzimy od zasad koleżeństwa, oceniamy się wzajemnie, niejednokrotnie krytykując dobre i złe wystąpienia na salach sądowych. Staramy się być nadal w czołówce wydarzeń zawodowych, nie zapominając o latach, gdy przewieszona przez ramię toga codziennie witała „zielonym spojrzeniem” drzwi wejściowe do gmachu Sądu.
Przed kilku laty zmarł niespodziewanie mój wieloletni Przyjaciel, jeszcze z okresu studiów w Poznaniu, Benek Banaszak – adwokat z Izby Zielonogórskiej. Jego syn, młody poeta, laureat Książkowego Debiutu Poetyckiego w 2016 roku napisał m.in. tren poświęcony Swojemu Ojcu.
Kiedyś osoba w całości,
osoba kompletna,
jak to mogło nastąpić,
że rozpadł się na
maszynę do pisania,
garnitur na trzy guziki,
dwie pary okularów.
Ta wrażliwość poraża.
Moja publikacja to nie spowiedź adwokata, ale pełna optymizmu ocena nadchodzącej zawodowej potrzeby służenia innym. To także zwrócenie uwagi na to, czego od nas oczekuje nie tylko społeczeństwo, środowisko, ale także zwykła adwokacka uczciwość. Przyzwoitość to spojrzenie na nas samych, przez innych, tych stojących z boku i przede wszystkim zrozumienie sensu ich odbioru. To oczekiwania, które nie mogą stać się prawdą, że adwokat jest cynikiem z konieczności i dlatego broni wszystkiego, nie wierząc w nic, ale będąc gotowy do wiary we wszystko.
Przechadzając się wśród nazwisk adwokackiej historii, dostrzegam tych, którym Palestra była bliska sercu, a skromność i wiedza górowały nad pychą i dobrami doczesnymi. Droga wielu do odrodzonej Adwokatury była różna, poprzez galicyjskie korzenie, korpusy kadetów we Lwowie, obozy jenieckie i koncentracyjne oraz komunizację uczelni. To nie adwokackie rodziny Nowodworskich, Suligowskich czy 720 adwokatów i aplikantów Izby Warszawskiej poległych w latach wojny, tworzyły etos dzisiejszych dni. To czasy, gdy włożenie togi było nie administracyjną codziennością, ale przejściem przez potęgę aplikacji i prawdziwego patronatu. W latach stalinowskich przy adwokackich biurkach siadały poszarzałe, zmęczone, sponiewierane, płaczące nieraz z krzykiem protestu Kobiety. Dlaczego? Za co? To matki, żony i narzeczone aresztowanych. Z nadzieją i na przekór nadziei podejmowały walkę o ocalenie Tamtych, niekiedy tylko o dostarczenie im paczki czy ciepłych skarpet. Tak kształtowały się adwokackie postawy, charaktery, którym nie obce były zasady etyki, niekoniecznie pisanej. Uwięziony widzi w swoim obrońcy jedyną nadzieję i ratunek. Czy adwokat rzuci mu koło ratunkowe? Co winien mu odpowiedzieć, ten, który za biurkiem musi podjąć trudne decyzje? Że czekają go lata wiezienia? Czy ma rozniecić iskrę nadziei, czy też ją zdeptać?
Los był i będzie dla wszystkich jednakowy. Godność wypełniania swoich powinności zawodowych zobowiązuje, niezależnie od statusu materialnego, czy zwykłej potrzeby zaistnienia. Zastanówmy się nad tym, zanim wypowiemy słowa, które będą bolały zawodowo, które mają świadczyć o naszej doskonałości, bo obok są Ci, którym życie nie dało nieograniczonego kredytu finansowego. Nie dzielmy Polskiej Palestry na tych, którym udało się zaistnieć i na tych, których los rzucił na korytarze w oczekiwaniu na sprawę z urzędu.
Patrzę z ufnością na wypłowiałe togi snujących się po korytarzach sądów adwokatów wierzących, że ich „proces życia” jeszcze się pojawi. Pijący w pokoju adwokackim przyniesioną z domu herbatę z termosu wierzą, że ich zawodowy testament wniesie potrzebę wrażliwości czy odrzucenia samotności. Samotność bowiem, to nie odosobnienie od innych, ale emocjonalny niebyt wśród ludzi, który jeszcze nie tak dawno zasiadali z nami na dębowych ławach sądowych. Pomyślmy o tym wszystkim, kiedy z Nowym Rokiem, będziemy snuli plany zawodowe i wakacyjne. Nie gloryfikujmy buty, głupoty, indolencji i braku kultury, bo wielkość Adwokatury ocenia się dokonaniami, nie zaś kawiarnianymi plotkami.
Jako adwokaci nie zapominajmy, że ktoś może stracić twarz i uczmy się kompetencji do występowania przed Sądami. Pamiętajmy, że praktyka jest niezbędna i być może uznamy to za słuszne lub nie, ale w toczących się postępowaniach stosujmy zasady sporności, nie zawsze mające na celu wykrycie prawdy. Nie zapominajmy o „autorytecie”, chociaż jest on trudny do zdefiniowania. Bądźmy wrażliwi na koleżeńskość w ramach szeroko pojętej rywalizacji, mając świadomość, że nasza rola w życiu społecznym jest coraz trudniejsza i spotyka się z krytyką.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy niektórzy z nas „sposobili się” do zawodu adwokackiego pojęcie „być adwokatem” brzmiało dumnie. Mieliśmy nie tylko poczucie przynależności do – w pewnym sensie – elitarnej grupy, której działalność wyznaczały normy prawa i dyrektywy moralne, ale poczucie osiągnięcia sukcesu osobistego przełożonego na zawodowy.
Dzisiaj Adwokatura zadaje sobie pytanie: Czy jesteśmy nadal elitą w pozytywnym, tradycyjnym znaczeniu tego słowa, czy też grupą ludzi z urojonymi przymiotami i sprostaczonymi w jakiejś części politycznymi uwarunkowaniami? Znajdujemy się na ostrym zakręcie historii, która zmienia się w zawrotnym tempie na naszych oczach. Musimy nauczyć się przystosowania do zmieniających się warunków, w których przyszło nam żyć i pracować, ale nie za cenę utraty własnej tożsamości.
Dlatego pamiętajmy, że jeżeli potrafimy się wznieść ponad czas, rzeczywistość, racje polityczne, czy swary narodowościowe, to zapewnimy sobie należne nam miejsce, jeżeli nie w polskiej Palestrze, to na pewno w szczecińskiej. Być może stałem się jako adwokat nazbyt sentymentalny i przywiązany do wieloletnich tradycji i starych szyldów, ale pamiętajmy, że przyzwoitość i dobre imię traci się równie łatwo, jak cnotę.