Nie. nie miejcie złudzeń ornamentatorzy i sztukatorzy/twórcy aniołków fruwających – ja jestem.
Niektórym zapewne wydawało się, że mnie odstrzeliła zamiast sylwestrowej racy, ta, no ta… RedNacz albo np. wydawca albo ktoś inny bardziej jeszcze życzliwy. Otóż nie! Ja jestem. Mimo – przyznaję – ostatnio mnie nie było.
Zajmowałem się ubieraniem i rozbieraniem choinki. To był proces wymagający dużego skupienia, rozpisany na wiele posiedzeń. Zgodnie z nową świecką, ale narodowo-katolicką tradycją, zaczął się dwa lata temu – z okładem. Wówczas specjaliści od ozdób choinkowych narzucili nowy trend. Najpierw wycięli starą choinkę i zastąpili ją sztuczną.
Jako główną ozdobę wylansowali własnoręcznie – że tak niefortunnie się wyrażę- dmuchaną szarą bombkę z elementem błyszczącym z przodu. Była to naturalna kolej rzeczy, jako że szara bombka wcześniej w ramach umowy o pracę nakładczą, ulepiła kochającego zimę i śnieg reniferka z tytułem… ale za to dobrze ciągnącego sanie nawet bez bata. A wszystko stworzyła z niczego. Należało się więc szarej bombce miejsce blisko czubka. W tamtym czasie pospołu uznali, że główną atrakcją takiej choinki powinny być łańcuchy. Żwawo rzucili się więc do ich klejenia i oplatania nimi od góry do dołu, całkiem zdrowe drzewko. Powstał problem ze światełkami. Okazało się, że bez elektryka ani rusz. A ten co był to tylko napięcie podnosi albo zwarcia jakieś czyni. Z dużym natężeniem zaczęli to nagłaśniać myśląc… przepraszam zainteresowanych za to bezpodstawne podejrzenie… , że to zmniejszy opór i światełka zabłysną. To nie pomogło. Znawcy przepływów zasugerowali zwiększenie ilości wtyczek i kabli. To miało rozjaśnić obraz.
Kabli i wtyczek przybywa a ciemność jakaś mnie ogarnia. Po dobroci radzę abyście przyjęli do wiadomości: swojego elektryka nie macie i nigdy mieć nie będziecie. Nauczcie się żyć w ciemności – jesteście przecież szczeniakami mroku. Nie grzebcie dalej, bo w końcu was popieści. (… to słowa mojego psa, który raz położył się przed telewizorem i przez sen, chorą łapą włączył TVP – stary jest – ale jeszcze jarzy.) Co ja ględzę, przecież ja nie mam psa.
W zgodzie ze wspomnianą tradycją i sugestią mojego psa, uznali, że chyba trzeba zrezygnować z elektryczności. Lepsze będą świeczki. Po długiej dyskusji uznali, że i ogarki też nie zaszkodzą. Utwierdza ich w tym przekonaniu biegły z Torunia, wieloletni praktyk w pozyskiwaniu darmowej energii – obecnie ze źródeł wielokrotnie odnawialnych. Na razie mają same knoty, które wyłącznie kopcą.
No ale wracając do choinki. Szara bombka z elementem błyszczącym z przodu okazała się na dzisiaj de mode i została przewieszona z dala od czubka i schowana na najniższej gałęzi a jak by tego było mało to od ściany. Przyjęła to ze zrozumieniem… Chociaż płaczliwie tłumaczyła, że to ona cukierki w świecących papierkach rozwiesiła i inne prezenty pod choinką rozłożyła. Nie pomogło. Wytknięto jej, że po cukierkach zostały papierki i teraz właśnie nimi będzie się zajmować, bo cukierki wyżarte. Niech siedzi cicho bo jeszcze: niezawisła, niezależna, samodzielna, bezstronna, suwerenna, nieomylna, skuteczna, szybka, obiektywna… prokuratura może spytać kto tak naprawdę wyżarł cukierki.
Bliżej czubka wyeksponowano natomiast towar eksportowy stworzony przez zachodni kapitał. To jest nasz cukierek, ale w obcym opakowaniu. Chociaż nie jestem pewien, czy to nie jest wyłącznie obce opakowanie. Teraz on będzie twarzą choinki. Podniosły się co prawda anielskie włosy oburzenia na głowach szkliwionych ręcznie przez rodzimych producentów błyskotek. Parę orzechów rozgryzło się samobójczo i tylko jedna szyszka posrebrzana, turlając się po podłodze nie mogła zrozumieć, że cięła drzewo na której rosła.
Dizajnerzy mieli inny poważny problem. Chodziło mianowicie o pierwszoplanowego samogonnego bałwana, który zdobił dotychczas choinkę. Prawdą jest, że to arcydzieło naszej ludowej sztuki rękodzielniczej. Pięknie zdobiony i co najważniejsze – z nietłukącego się tworzywa. No ale znowu podniosły się włosy anielskie, że ten bałwan od frontu to jakiś dziwny jest, bo jak to? Bałwan z brodą do tego w hełmie, że się inni śmieją i że właściwie taki bałwan to ich kompromituje. Nawet reniferek (z tytułem) zastrzygł rogami, dając znak, że podziela te wątpliwości. Choinkowe ingremia orzekły, że ten bałwan jest zbyt dużym obciążeniem dla choinki i powoduje jej przyśpieszone obsypywanie (u nich nawet sztuczna choinka się sypie). No bo jak bez strat, po choince latać helikopterami albo innymi okrętami choćby były za dolara? Trzeba go zdjąć – zawyrokował czubek. Na miejsce prawdziwego bałwana przewieszono bałwanka z waty, którego z kolei zastąpiła nadworna bombka z dzwoneczkami (i wyrokami) płci męskiej. Tak na marginesie: ja nie wiedziałem, że Szczecin ma takie tradycje w produkcji wydmuszek z dzwoneczkami na błyszczącym szczycie.
Następnie na gałązce trzeciej powieszono ozdóbkę z gałązki czwartej i …itd. …i wszystko okraszono śniegiem z aerozolu. Resztę zapchano watą a następnie, przy kolędzie, przystąpiono kolejny raz do wspólnej, wznoszonej w niebiosa modlitwy o rechrystianizację poprzez wdeptywanie w grunt Światełka do nieba.
Ja wiem, to była strata czasu. Chociaż, wahałem się, czy nie pomóc i nie zaproponować, aby choinkę, jak to drzewiej bywało, powiesić pod sufitem.
(Czubek pozostał oczywiście na swoim miejscu.)
P.S.
…a pewnemu dorodnemu i życiodajnemu świerkowi, który był i pozostanie dumą szczecińskiego lasu dedykuję:
To, że ścięto nie oznacza,
że nie można rosnąć. Zostały przecież korzenie.