Do Chorwacji należy wybrać się samochodem, ale jednocześnie zapewnić sobie przynajmniej tygodniową przygodę morską po wybrzeżu Dalmatyńskim. Dlaczego? O tym za chwilę.
Chorwacja
Dojazd samochodem z Polski, nawet ze Szczecina, nie sprawi poważnego kłopotu. Przez Pragę i Wiedeń zajmie to spokojnie dwa dni. Wjeżdżając od północy do Chorwacji, zobaczyć należy stolicę tego kraju Zagrzeb z przepiękną starówką, gdzie w katedrze Najświętszej Maryi Panny znajduje się tryptyk Albrechta Durera. Warto też odwiedzić znajdujący się na starówce Kościół Św. Marka, którego dach ozdobiony jest charakterystycznymi barwami i godłem Chorwacji.
Z Zagrzebia należałoby wybrać się Półwysep Istria i tam godne obejrzenia są Rijeka, Pula i Rowinj. W Puli jest doskonale zachowane Colosseum, trochę mniejsze niż w Rzymie, ale w lepszym stanie. Wracając z Istri koniecznie trzeba zobaczyć zjawiska krasowe Jeziora Plitwickie z wodospadami, przepiękną przyrodą oraz kolorem wody turkusowym (podobnie jak w naszym Jeziorze Szmaragdowym w górach Bukowych).
Zwiedzanie wybrzeża Chorwacji koniecznie trzeba uczynić od strony morza. Z przyjaciółmi zaokrętowaliśmy się w Splicie, skąd płynęliśmy przez tydzień do Dubrownika i z powrotem poprzez przepiękne wyspy Brac, Hvar, Korcula i Mljet. Nie wiem, czy można tę trasę odbyć wygodnym statkiem pasażerskim. My wybraliśmy przerobiony mały rybacki kuter, który zachowywał się przy 8 – 10 skali Beauforta jak piłka i jedynym wyjściem było oszukanie błędnika. Żona się nie posłuchała starszych i trochę cierpiała na chorobę morską.
Split to rodzinne miasto Cesarza Rzymskiego Dioklecjana, który zakończył też tu swój żywot. Dzisiaj znajduje się tam wieża i ogrody z jego czasów nazwane z tego względu jego imieniem.
Dubrownik to jedno z najpiękniejszych na świecie miast średniowiecznych – jak mawiają miejscowi jest „jedyne na świecie”. Wspaniałe mury obronne, na których obejście poświęcić trzeba kilka godzin, a także centrum miasta – całe wybudowane z kamienia. Dubrownik był twierdzą nigdy nie zdobytą, ale ślady ostrzeliwania przez serbską flotę w 1991 r. jeszcze na murach zauważymy.
Wyspy chorwackie są niesamowite. Korcula to miejsce narodzin Marco Polo, a pozostałe, jedna po drugiej, wzbudzają zachwyt. Spotkać tam można najpiękniejsze jachty świata. Nam udało się zobaczyć ten Abramowicza z dwoma helikopterami na pokładzie.
Naprawdę polecam odwiedzenie Chorwacji, ale właśnie drogą morską.
Costa Rica
Ujmuję ten kraj w niniejszym odcinku z dwóch powodów: dlatego, że dopiero co stamtąd wróciliśmy, a ponadto, iż tak brzmi nazwa tego państwa w języku hiszpańskim.
Amerigo Vespucci, który pierwszy dotarł do Kostaryki powitany został przez Indian podarkami ze złota – stąd nazwa „bogate wybrzeże”. I tak jest do dzisiaj. Kostaryka nie ma w ogóle armii, co powoduje, iż jej wydatki budżetowe są mniejsze, wskaźnik PKB ma najwyższy w centralnej Ameryce, a z ościennych krajów Panamy i Nikaragui pracuje tam w charakterze gastarbeiterów ponad 3 miliony obcokrajowców (czyli połowa ich ludności).
Kostaryka to zaledwie 1/5 powierzchni Polski i tyleż samo, proporcjonalnie ludności. Jeśli zaś komukolwiek się wydaje, iż można ją zwiedzić w kilka dni – to się dopiero zdziwi… Odległość 70 km pokonuje się w trzy godziny. Nie ma tam autostrad, są zaś bardzo wysokie góry, wulkany, ciągłe zakręty i wąskie drogi.
Państwo to leży w strefie podzwrotnikowej, co sprawia, iż zawsze jest tam ciepło, ale są pory suche i mokre, a ponadto 12 stref klimatycznych. Kostaryka leży między dwoma oceanami: Atlantyckim i Pacyfikiem, zaś całe jej terytorium to wysokie góry, sięgające prawie 4 km wysokości.
Na wybrzeże Morza Karaibskiego można się dostać ze stolicy kraju San Jose niemalże wyłącznie samolotem. Lot trwa tylko 20 minut, zaś w inny sposób to z pewnością 7-8 godzin. Spóźniliśmy się z winy miejscowych przewodników na lot małym, 10-osobowym samolotem. Nasz guide stanął jednak na wysokości zadania i wynajął nam 5-cio osobową awionetkę Peipera. Zostało to świetnie odebrane przez mojego przyjaciela Wojtka Kitę, który jak nikt zna się na takich urządzeniach. Siedziałem koło pilota i miałem swój wolant, ale na szczęście – nie próbowałem go uruchomić.
W Tortuguero, gdzie najpierw dolecieliśmy, a następnie dopłynęliśmy motorówką była już pierwotna dżungla z iguanami, leniwcami, papugami, itp. Żółwi, które są powodem nazwy tego obszaru nie widzieliśmy, bo to nie ich pora wylęgu. W tym czasie jest ich podobno dziesiątki tysięcy.
Dalej samolotami i samochodem znaleźliśmy się pod wulkanem Arenal, który podgrzewa rzekę z wodospadami i jeziorkami do 40 stopni Celsjusza. Polecam hotel Tabacon, ponieważ to na jego terenie znajduje się ta rzeka. Wulkan trzeba obejść trekkingiem i zobaczyć w jakiej odległości znajduje się od niego skamieniała lawa i jakie stwarza on niebezpieczeństwo. Wulkanów zresztą na Kostaryce jest około trzystu, z czego kilkanaście czynnych.
W górach Monteverde można podnieść sobie adrenalinę. Podpięty pod linę zaliczyłem 8 odcinków jadąc z szybkością 70 km/h na wysokości 160 m nad ziemią. To jest dopiero hardcore!
Wybrzeże Pacyfiku, do którego dotarliśmy na pięciodniowy odpoczynek – to góry i rzeczywiście spokojny ocean w porównaniu do Atlantyku. Przemieszczanie się w ramach hotelu, z uwagi na duże odległości i różne wysokości, jest możliwe wyłącznie przy udziale oddanych nam do dyspozycji melex’ów. Żadnych wyścigów ani szkód, jak niektórzy nasi posłowie na Cyprze, nie wyrządziliśmy.
Oryginalną historią tej wycieczki było to, iż na Kostaryce mieszka kuzynka mojej żony. Ostatni dzień spędziliśmy u niej w domu, zresztą ozdobionym polska flagą. Mąż tej kuzynki – Ivan był burmistrzem kilkunastotysięcznego miasta, które obsadzone jest jego szaloną rodziną. Brat jest ambasadorem, inny zaś ma palarnię kawy i światowe sukcesy w tej dziedzinie (a rodzeństwa jest aż jedenaścioro).Czworo z tego rodzeństwa studiowało w Polsce i przywiozło sobie trzy żony Polki i jedną Ukrainkę.
Jeśli chodzi o wrażenia krajobrazowe to Kostaryka jest jednym z najpiękniejszych krajów świata. Rośliny, które widzimy czasami u nas w doniczkach czy w kwiaciarniach – tam mają wysokość kilku lub kilkunastu metrów. Kostaryka to też światowy potentat w zbiorach najlepszej kawy i tropikalnych owoców.
Cypr
Historia Cypru to początek cywilizacji europejskiej. Cypr był stacją przesiadkową migracji ludów afrykańskich.
Na wyspę najlepiej polecieć na weekend majowy – jest już ciepło, ale nie gorąco. Dobrze też jest zorganizować sobie bazę wypadową w środkowej części Cypru np. w okolicy góry Olimp na wysokości ok. 1800 m. n.p.m. oraz mieć do dyspozycji wypożyczony samochód. Pamiętajmy, że Cypr jest górzysty i ma ruch lewostronny. Miałem w samochodzie jeszcze trzech kierowców… ale nikt nie chciał mnie ani na chwilę zmienić.
Cypr trzeba zwiedzać systematycznie, wybierając codziennie inną trasę, tak aby go zwiedzić w całości. Na południowym zachodzie koniecznie trzeba obejrzeć miejscowość Pafos z ruinami grobowców królewskich i z doskonale zachowaną mozaiką w willi Tezeusa z II wieku. Na południowym wybrzeżu ciekawe miasta portowe: Larnaca i Limassol – niestety opanowane w większości przez Rosjan. W okolicy Limasol znajduje się zatoka, gdzie według legendy, Afrodyta wyszła z piany morskiej.
Cypr w swej historii kilku tysięcy lat należał do Persów; Egipcjan, Krzyżowców, Genueńczyków, Turków, a także Anglików. Obecnie są kłopoty z częścią północną, która przy pomocy Turcji w ubiegłym wieku dokonała secesji. Z części cypryjskiej widać stale na wzgórzach wymalowaną flagę turecką z półksiężycem. Część turecka choć mniejsza, też jest bardzo ciekawa. Warto zobaczyć:
– Nikozję – największe miasto na Cyprze, podzielone między te dwa kraje, jak onegdaj Berlin;
– Cyrenajkę – leżącą na północnym wybrzeżu, ze świetnie zachowaną twierdzą Krzyżowców;
– Famagustę – położoną na wybrzeżu wschodnim, która ma wiele zabytków z okresu średniowiecza, nieco jednak zaniedbanych.
Przemieszczanie się pomiędzy częściami wyspy nastręcza pewne kłopoty z uwagi na wydzielone przejście graniczne i posterunki wojskowe.
Zwiedzić też trzeba małe miejscowości z kolorytem ich rzemiosła np. Omodos w centralnej części Cypru. Bogaci Cypryjczycy w lecie przenoszą się w góry do swoich dacz. Oglądając z niej piękny ogród, zaproszeni przez pewną rodzinę, smakowaliśmy domowej roboty ouzo.
Czarnogóra
Byłem tam ponad 30 lat temu, stąd zapewne się w niej trochę zmieniło. Wówczas był to naprawdę ubogi kraj, ale bogaty w zakresie krajobrazu.
Wybrzeże Adriatyku to przedłużenie chorwackiej Dalmacji, choć już bez tych dużych wysp. Natomiast małe są prześliczne.
O jeziorze Szkoderskim pisałem już przy okazji Albanii. Warto też zobaczyć niezliczoną ilość jaskiń i najgłębszy w Europie kanion nad rzeką Tarą.
Czechy
Do Czech zapraszam Państwa ze Szczecina przez Niemcy. Opiszę to oczywiście później, ale warto poświęcić trzy dni na obejrzenie po drodze Sachsen Schweiz czyli okolice Drezna. Wjeżdżając z Niemiec do Czech jedziemy Doliną Łady przez Decin, Usti nad Labem oraz Litomierzyce do Pragi. Można zboczyć i raczej należy na Karlovy Vary – uzdrowisko z czasów monarchii Habsburgów.
Od strony Polski z kolei, a konkretnie od Kotliny Kłodzkiej warto zobaczyć Olomunec.
Pytałem kiedyś Szymona Rozwałkę, syna naszych przyjaciół adw. Janiny i Edwarda ze Świnoujścia czy jest tam jeszcze Fisch Platz znany z frywolnej piosenki („w Ołomuńcu na fiszplacu, gdym na warcie … stał). Niestety już go nie ma. Szymon też nic o nim nie słyszał mimo, że już od 20 lat tam mieszka.
Wszakże – kto zna Pragę ten zna Czechy. Polecam Państwu wycieczkę po czeskich knajpach, ale oczywiście po drodze trzeba zwiedzić: zamek na Hradczanach, Most Karola, Złotą Uliczkę, Vaclawskie Namesti, Rynek Staromiejski i wiele innych miejsc. Te pozycje są w zasadzie obowiązkowe, bo stara Praga jest chyba najpiękniejszą starówką Europy.
Niedaleko Mostu Karola koniecznie trzeba znaleźć, idąc wzdłuż Wełtawy, potem małą uliczką – najstarszą restaurację Pragi, mającą już 500 lat „U Fleku”. W lecie trzeba telefonicznie zarezerwować sobie miejsce, bo cały świat tam jada i pije. Jest kilka sal, a ponadto podwórze, gdzie jak już Państwo będzie mieli miejsce, kelner bez pytania podaje piwo i Beherovkę na podstawce odnotowując, która to z rzędu. Obowiązkowo trzeba zamówić knedliki z bitką wołową i kiszoną kapustą na ciepło. Jak będzie mieli Państwo szczęście to zazwyczaj gra tam orkiestra strażacka na trąbach.
Między Male Namesti, a Starometske Namesti zobaczycie Państwo elegancką restaurację „U Prinza”. Proszę nie zostać na parterze ani na piętrze tylko wjechać windą na dach. Tam widok na Stare Miasto jest najpiękniejszy. Anegdotką jest, że kiedyś, spotkałem tam nieoczekiwanie, kolegę z naszej Izby Adwokackiej. Nie był ze swoją żoną i z tego względu obaj na dachu byliśmy lekko zdetonowani.
Gościłem kiedyś u siebie w domu autentycznego Prażanina. Roześmiał się, gdy opowiadałem mu o knajpach, w których w Pradze byłem i polecił mi inną. Za Mostem Karola, idąc Malą Straną w kierunku Zamku, znajdziecie Państwo „mordownię” o nazwie „U Hrocha”. Kiedyś weszliśmy tam z przyjaciółmi i nie było ani jednego turysty, tylko sami tuziemcy, którzy niezbyt ładnie na nas spoglądali. Zamówiłem u barmanki tyle wódek, ile było osób w knajpie i poprosiłem o poczęstowanie wszystkich. Po kilku minutach byliśmy już przyjaciółmi, a następne kolejki „U Hrocha” stawiali miejscowi.
W języku łacińskim Czechy to Bohemia – moim zdaniem najpiękniejsze szkło świata. Koniecznie zajrzyjcie do Muzeum Kryształu, idąc ze Starego Miasta do Mostu Karola. Kiedyś będąc w Toledo (Hiszpania) uparłem się, aby kupić zestaw kieliszków, ślicznie zdobionych po saraceńsku … też okazały się być Bohemią.
Praga jest kultowa, a turystów jest w niej chyba tyle samo, co w Paryżu.