W cieniu batalii o kształt reformy sądownictwa, społeczeństwo – in genere – zdaje się przyzwyczajać do nowelizacji ustaw o sądach powszechnych, Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym – na co wskazują wypalone znicze pod gmachami sądów. W cieniu sporu o prawną możliwość zwołania posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa i w stanie niepewności, co do tego kto ją zwoła, Minister Sprawiedliwości na początku marca obwieścił w Monitorze Polskim o wolnych stanowiskach sędziów sądów powszechnych. Fakt ten przeszedł bez jakiegokolwiek echa w mediach głównego nurtu, co zdumiewa o tyle, że jest to pierwsze takie obwieszczenie w znowelizowanym latem ubiegłego roku wymiarze sprawiedliwości, a osoby wyłonione w ten sposób będą pierwszymi powołanymi na wniosek nowo wybranej Krajowej Rady Sądownictwa.
Zgodnie z przepisami ustawy o ustroju sądów powszechnych – osoby spełniające ustawowe kryteria mogą teraz w terminie 30 dni od obwieszczenia przedstawiać swoje kandydatury do objęcia stanowiska sędziowskiego. Tryb zgłaszania kandydatur od kilku lat jest niezwykle prosty, można (a w zasadzie trzeba) to zrobić za pomocą elektronicznego formularza dostępnego na stronach Krajowej Rady Sądownictwa. Niestety dla osób, które chciałyby się ubiegać o wolne stanowiska sędziowskie, prosta będzie tylko procedura złożenia wniosku. Ocena legalności ewentualnych powołań, dokonanych na podstawie obowiązujących ustaw o ustroju sądów powszechnych i Krajowej Radzie Sądownictwa, prosta już nie jest.
Z jednej strony, przepisy ustaw nowelizujących wymiar sprawiedliwości obowiązują i korzystają z domniemania konstytucyjności, a przyszłe ferowanie zarzutów o bycie „sędzią marcowym” wydaje się o tyle niepoważne, że nie może ostać się w konfrontacji z rzeczywistą zdolnością ekipy rządzącej do „produkowania” sędziów z politycznego nadania, którą bezlitośnie obnażyła procedura wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa. Z drugiej strony, jednak mamy do czynienia z druzgocącą wręcz krytyką konstytucyjności tych przepisów płynącą z poważnych gremiów opiniodawczych, którą choćby przez wzgląd na autorytet krytykujących, należałoby traktować poważnie (a co najmniej zakładać, że może nabrać powagi wraz ze zmianą sceny politycznej). Krytyka ta, zresztą już teraz, zaczyna nabierać coraz większej praktycznej doniosłości w kontekście chociażby zapadłej w ostatnich dniach decyzji irlandzkiego trybunału o wstrzymaniu decyzji o ekstradycji do Polski, z uwagi na naruszenie przez Polskę zasad praworządności do czasu rozpatrzenia tego zagadnienia przez europejski trybunał.
W ferworze polityczno-doktrynalnego sporu zatraca się inny aspekt – z punktu widzenia zadań i celów wymiaru sprawiedliwości najistotniejszy, a to prawo obywatela do tego aby, jego sprawę rozpoznał w rozsądnym terminie, niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą. Oczywiste jest, że jeśli sędziów będzie za mało to sprawy w rozsądnym terminie rozpoznane nie będą. Ale czy równie oczywiste jest, że sędziowie powołani na wniosek organu, który może okazać się w przyszłości organem nieistniejącym, rzeczywiście będą niezawiśli? Czy równie oczywiste jest źródło ustanowienia takich sędziów, jeśli przepisy, w oparciu o które ich ustanowiono, odpadną? Brak kategorycznej odpowiedzi na powyższe pytania prowadzi do sytuacji, w której sędziowie wyłonieni w tym i kolejnych konkursach, prowadzonych przecież na podstawie obowiązującego prawa, w zasadzie nie będą mogli być do końca pewnymi swojej przyszłości w wymiarze sprawiedliwości, czy swojego umocowania (a co najmniej jego oceny) do sprawowania wymiaru sprawiedliwości w ogóle. Można sobie wyobrazić jak dramatyczna będzie sytuacja powołanego w oparciu o nowowprowadzone regulacje sędziego, gdyby Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że wyrok przez niego wydany, choćby nawet nieskazitelność jego charakteru i brak jakichkolwiek motywacji politycznych nie były sporne, narusza art. 6 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Mam nadzieję, że przed takim dylematem jako społeczeństwo nie staniemy, ale czy możemy go kategorycznie wykluczyć?
Trudno sobie też wyobrazić formułę w oparciu, o którą wątpliwości te miałyby zostać zniesione, inną niż przejaw takiego czy innego politycznego kompromisu. Pewną wskazówką może być tutaj sposób postępowania z sędziami orzekającymi w czasach PRL, gdzie ostatecznie przyjęte zostało, iż samo stosowanie przez nich komunistycznego prawa nie jest dostateczną przesłanką do uznania ich politycznej dyspozycyjności. Drobna różnica polega jednak na tym, że co do zasady sędziowie powołani w czasach PRL, z punktu widzenia obowiązującego wówczas prawa, nie byli powołani w sposób wadliwy, a niewadliwość procedury powoływania sędziów na wniosek nowo powołanej Krajowej Rady Sądownictwa, taka oczywista już nie jest. Z tego względu pozostaje ufać, że ewentualne próby takiego czy innego rozliczenia – o ile nawet do nich kiedyś dojdzie – przebiegać będą w sposób zindywidualizowany, a nie blankietowy. W innym wypadku jakościowo nie będzie to weryfikacja lepsza od proponowanej obecnie.
Czy jednak osoby, które w najbliższym czasie zostaną powołane na urzędy sędziowskie mogą mieć takie zaufanie? Zaufanie do osób piastujących funkcje publiczne najlepiej obrazują różnego typu sondaże, których wyniki z reguły nie napawają optymizmem. Zaufanie do organów władzy publicznej czy zaufanie do samego prawa to jednak kwestia niemierzalna sondażowo. Jest to kategoria normatywna, która źródło swoje znajduje w zasadzie demokratycznego państwa prawa. Obywatel ubiegający się o godność sędziowską, działający w graniach obowiązującego prawa, musi mieć zaufanie graniczące z pewnością, że jego ewentualny wybór będzie ważny, nawet jeśli prawo na podstawie, którego został dokonany zostanie później zmienione czy uchylone. Zapewnienie takiego zaufania w sytuacji, gdy spór polityczno-prawny dotyczący nowelizacji sądownictwa doszedł do miejsca, w którym za późno jest już na odwrót, jest w rzeczywistości elementem gwarancji niezawisłości tych osób. Osób spełniających niezmienione przecież kryteria ustawowe, zaopiniowanych przez apolityczne gremia jakimi są zgromadzenia sądów okręgowych i apelacyjnych, a więc co do zasady, posiadających kwalifikacje osobiste do sprawowania wymiaru sprawiedliwości, bez względu na późniejszą ocenę procedury ich powołania. Potencjalna nawet możliwość blankietowego unieważnienia wyroków wydawanych przez takie osoby i odbieranie im legitymacji sędziowskich, która zdaje się pobrzmiewać w tle niektórych publicznych wypowiedzi, byłaby działaniem zdecydowanie bardziej niesprawiedliwym i wcale nie służącym poprawie wiarygodności polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Alternatywą dla powyższego jest obywatelskie nieposłuszeństwo i bierny opór polegający na bojkocie ogłaszanych konkursów oraz sędziów w ich wyniku powoływanych. Czy jednak akurat w tym przypadku bojkot konkursów nie otworzy drogi nepotyzmowi i klientyzmowi? Każda osoba startująca w takim konkursie będzie musiała sama odpowiedzieć sobie czy w ten sposób nie legitymizuje zachodzących zmian w wymiarze sprawiedliwości, a jeśli tak, to dlaczego to robi? O ile, do tej pory, spór o kształt wymiaru sprawiedliwości pozostawał przedmiotem wypowiedzi polityków i sędziów, o tyle obecnie swoim własnym działaniem, wypowiedzieć może się w nim każdy, kto spełnia kryteria z art. 61 prawa o ustroju sądów powszechnych.
W moim odczuciu odpowiedzialność za Państwo wymaga, aby w powoływaniu nowych sędziów, mimo wszelkich prawnych wątpliwości, uczestniczyło jak najwięcej kandydatów z różnych środowisk i o całym spektrum społecznych poglądów, a przebieg konkursów powinien być przedmiotem szczególnej społecznej kontroli, przejawiającej się choćby w korzystaniu z prawa do informacji publicznej w zakresie zgłoszonych i rozpatrywanych kandydatur. Bardzo istotna i trudna rola przypadnie w tej procedurze kolegiom sędziowskim, opiniującym zgłaszanych kandydatów, a zwłaszcza tym ich członkom, którzy oceniają kierunek reform sądowniczych jako niekonstytucyjny i niezależnie od tego, jakie będzie ich stanowisko, zapewne znajdą się one w centrum społecznego zainteresowania.
Posiedzenie Krajowej Rady Sądownictwa nie zostało dotąd zwołane i pomimo apeli Ministra Sprawiedliwości na dzień zamknięcia tekstu nic nie wskazuje, aby w oparciu o jeszcze teraz obowiązujące przepisy o KRS miało ono nastąpić. Bez wniosku Krajowej Rady Sądownictwa żadne z obwieszczonych stanowisk sędziowskich nie zostanie obsadzone, a nawet złożenie takiego wniosku teoretycznie może w przyszłości zostać uznane pewnie za nieważne. Jak to wszystko przekłada się na gwarancję sędziowskiej niezawisłości?