– z adw. Andrzejem Zajdą, autorem książki biograficznej o adw. dr. Romanie Łyczywku pod tytułem „Roman Łyczywek – na sali sądowej i nie tylko”, która ukazała się na rynku wydawniczym w marcu br. rozmawia adw. Magdalena Gąsiorowska.
Skąd inicjatywa o napisaniu książki o adw. dr. Romanie Łyczywku?
Naczelna Rada Adwokacka z uwagi na jubileusz 100- lecia Adwokatury postanawiała wytypować osoby, które zasłużyły się dla Palestry. Padła wówczas propozycja, że taką sztandarową wręcz osobą jest adw. dr Roman Łyczywek m.in. z uwagi na Jego publikacje, pracę samorządową oraz pozycję adwokacką. Pamiętać też trzeba, że Roman Łyczywek otworzył pierwszą kancelarię adwokacką w Szczecinie. Pozostawił po sobie olbrzymią ilość publikacji, nie tylko książkowych, ale i ok. 700 – 800 artkułów do czasopism prawniczych. Drugiej osoby, która tyle napisała – w Adwokaturze nie ma. Roman Łyczywek był także współtwórcą wraz z Karolem Czejarkiem Stowarzyszenia Bibliofilów Szczecińskich oraz przez szereg lat członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministrze Sprawiedliwości. To bez wątpienia postać nietuzinkowa. A dlaczego akurat ja się tym zająłem? Adw. Andrzej Zwara, Dyrektor Ośrodka Badawczego Adwokatury m.in. znając moje artykuły publikowane w In Gremio, wytypował moją osobę do tego zadania. Adw. Włodzimierz Łyczywek czyli syn adw. Romana Łyczywka zwrócił się wówczas do mnie z pytaniem czy bym się tego podjął. Myśmy wówczas zawarli porozumienie dżentelmeńskie, żeby nie była to książka spiżowa, ale miała charakter biografii człowieka, który jak sam siebie określał: żył dla adwokatury, a nie z adwokatury. Była też pełna deklaracja ze strony Włodzimierza Łyczywka, że otrzymam wszystkie potrzebne publikacje, dokumenty, zdjęcia i teczkę akt osobowych. Ona była istotna, gdyż stanowiła dla mnie przewodnik – czego i gdzie szukać.
Czy poza tymi materiałami opierał się Pan Mecenas na innych źródłach?
Dużo informacji uzyskałem z rozmów jakie odbyłem m.in. z adw. Michałem Domagałą i adw. Edwardem Rozwałką, czyli byłymi aplikantami Romana Łyczywka, z adw. Stefanią Wtorkiewicz, która praktycznie całe swoje życie zawodowe pracowała w Zespole Adwokackim Nr 5, a którego członkiem był Roman Łyczywek, z adw. Markiem Matjanowskim (kolega zawodowy, zmarł w grudniu 2017 roku i niestety nie doczekał publikacji książki), prof. dr. Andrzejem Zielińskim, sędzią w stanie spoczynku Marianem Szabo, Czesławem Jaworskim (aktualny redaktor naczelny Palestry), prokuratorem w stanie spoczynku Ryszardem Różyckim, adw. Jerzym Piosickim i rodziną Łyczywków, czyli z synem Włodzimierzem, żoną Krystyną, córką Ewą Łyczywek – Pałka.
Czy osobiście znał Pan Mecenas adw. Romana Łyczywka?
Tak, znałem Go m.in. ze wspólnych obron w sprawach karnych i spotkań w kawiarni Temida, gdzie spotykali się prawnicy w czasie przerw w rozprawach. W trakcie pisania książki, gdy przymykałem oczy to przypominała mi się twarz Romana Łyczywka i w głowie miałem Jego charakterystyczny głos. Miał taki swój szczególny zwrot, bardzo elegancki, kiedy zwracał się do aplikantów „Panie Kolego”. Bardzo mi się to podobało, bo świadczyło o szacunku dla młodych ludzi, którzy dopiero co rozpoczynali swoją drogę do przyszłej kariery zawodowej. Myślę, że gdyby Roman Łyczywek żył w dzisiejszych czasach byłby niewątpliwie związany z uczelnią, będąc doskonałym dydaktykiem, a Adwokaturę traktowałby jako swoją pasję poza tą sferą. Był też osobą bardzo wymagającą wobec siebie i innych. Cenił wiedzę, umiejętność stosowania prawa, kwestie wysławiania się – nie tylko na sali sądowej, ale i poza nią. Był człowiekiem, który posługiwał się piękną polszczyzną i wymagał tego od innych. Przestrzegał form w zakresie zachowania i ubioru adwokata w sądzie i na co dzień, szacunku młodszych do starszych. Był człowiekiem bardzo ascetycznym, nie pijącym alkoholu, lubiącym proste, domowe jedzenie. Lubił być jednak doceniany, odbierał z zadowoleniem, kiedy Jego autorytet, nie tylko zawodowy, był przez innych podkreślany publicznie.
Czy znajomość adw. Romana Łyczywka pomagała Panu Mecenasowi w napisaniu książki, czy wręcz przeciwnie?
Bardziej bazowałem na relacjach innych osób, niż na własnych. Natomiast to co chciałem przekazać to uczyniłem. Roman Łyczywek uważał siebie – i słusznie – za człowieka o dużej etyce zawodowej, wysokim morale, doskonałego erudytę, człowieka o dużej wiedzy, nie tylko zawodowej. Ja bym Go nazwał człowiekiem renesansu. Ilość książek, które czytał to był księgozbiór godny niejednej biblioteki, w tym wiele białych kruków. I to w książce chciałem ukazać i mam nadzieję, że mi się udało.
Ile czasu zajęło Panu Mecenasowi napisanie książki?
Zacząłem ją pisać na początku 2017 roku, skończyłem w listopadzie 2017 r. W między czasie gromadziłem obszerny materiał z Książnicy Pomorskiej oraz z akt spraw, w których uczestniczył. Dotarłem do licznych publikacji prasowych, materiałów z IPN (m.in. dotyczących procesu Stoczni Szczecińskiej), z Izby Morskiej (sprawa zatonięcia statku Nysa). Miałem też materiały własne, rodzinne z uwagi na fakt, że mój Ojciec był przedwojennym Harcmistrzem. To było nieocenione źródło wiedzy do rozdziału o harcerstwie. Opierałem się też w dużej mierze na książce Romana Łyczywka „Żywot i sprawy”. W kwestii ekslibrisów dużą wiedzę przekazał mi wspomniany już adw. Jerzy Piosicki.
W przedmowie do książki napisał Pan Mecenas, że gromadząc materiały do książki spotkał się również z „barierą milczenia”? Czy mógłby Pan Mecenas rozwinąć ten temat?
Trzy osoby, które poprosiłem o rozmowę, a które mają olbrzymią wiedzę o Romanie Łyczywku i mogłyby być dla mnie dużym źródłem informacji – odmówiły mi. Byli to adwokaci i sędzia w stanie spoczynku. Trudno mi ocenić czy odmowa miała charakter subiektywny czy też wynikała z faktycznego braku pamięci. A szkoda, bo myślę, że te osoby wniosłyby dużo istotnych informacji, bo piszący nie poszukuje tylko aplauzu dla bohatera książki, ale też chce widzieć i ukazać prawdziwego człowieka.
Czy w trakcie pisania książki dotarł Pan Mecenas do informacji o adw. Romanie Łyczywku, które Pana zaskoczyły?
Zaskoczyło mnie to, że nie znalazłem żadnego zdjęcia Romana Łyczywka w todze adwokackiej oraz to, że miał bardzo dużo ciepłych rodzinnych zdjęć w sytuacji, kiedy był przez wiele osób ze środowiska odbierany jako zdystansowany, nie epatujący uczuciami. Pisanie tej książki dało mi dodatkowo dużą wiedzę nie tylko o osobie, ale i klimacie adwokatury począwszy od lat 50. W życiu Romana Łyczywka był epizod bycia Wicedziekanem Rady Adwokackiej w Szczecinie, który tę funkcję sprawował dla przeciwwagi politycznej ówczesnego dziekana pochodzącego z tzw. „nadania”. Dane mi było również ponownie przekonać się, że lektura publikacji Romana Łyczywka wymaga wzniesienia się na wyżyny wiedzy prawniczej, bo nie są to rozważania pozbawione dużej merytorycznie wiedzy.
Czy jest Pan Mecenas zadowolony z efektu końcowego?
Jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego i uważam, że nie jest to mój sukces, ale jest to książka potrzebna Adwokaturze na jubileusz jej 100- lecia. Nie pisałem tej książki, aby zaistnieć jako autor. Nie pisałem jej z zamierzeniem, że postawię sobie swoją książkę na półce. Cieszę się, że środowisko adwokackie zyskało książkę, która nie jest sama w sobie zbitką norm prawnych, tylko opowieścią o człowieku, który poza pasją zawodową, bibliofilską, prowadził normalne życie. Od kilku osób, które czytały już książkę usłyszałem, że „dobrze się ją czyta”, bo nie jest obarczona formalizmem prawniczym i sformułowaniami, a przez to jest przystępna. I to uważam jest mój sukces. Chciałem też podkreślić, że nie było żadnych nacisków ze strony najbliższych co do treści i kształtu książki. Wręcz przeciwnie – spotkałem się z ich dużą życzliwością. Tytuł „Roman Łyczywek – na sali sądowej i nie tylko” – to mój pomysł. Jedynie wybór zdjęcia na okładkę był dokonany przez rodzinę i ja to uszanowałem. Myślę, że dobrze się wpasowało w część poświęconą życiu prywatnemu, gdzie dość surowe rysy twarzy Romana Łyczywka równoważą się zabawną mordką małego kotka. Okładka wywołała pozytywne odczucia osób, do których już trafiła.
Planuje Pan Mecenas kolejne publikacje?
Jeżeli pani redaktor mi nie zabroni to nadal zamierzam pisać do In Gremio (śmiech). Od roku przygotowujemy z adw. Jerzym Piosickim materiały do wspólnej książki pod roboczym tytułem „Adwokaci Szczecina”. Nie będzie to słownik biograficzny, ale dokumentowy i zdjęciowy zbiór osób, które dla szczecińskiej Palestry zasłużyły się w sposób szczególny. Nie będą to jednak szpalty pamięci, ale coś co pozwoli Adwokaturę Szczecińską przedstawić w świetle zawodowym i prywatnym od początku jej istnienia. Jak się zrobi cieplej to pojadę do miejscowości, gdzie zamieszkuje mój przyjaciel Jurek i tam w atmosferze ciepłej i rodzinnej – dokonamy korekty postaci, które będą w tej książce ujęte.
Dziękuję za rozmowę i życzę Panu Mecenasowi dalszych sukcesów.
Dziękuję.