Już sam przez cztery odcinki mojego cyklu, trochę przyzwyczaiłem się do „wspominek” – tym bardziej, że moje peregrynacje trwają już kilkadziesiąt lat. Jeśli moje wspomnienia będą zachętą dla Państwa do zwiedzania świata – to taki właśnie był mój zamysł.
Dania
Kraj to niewielki, ale zwiedzanie go tzw. „jednym halsem” (jak to mówią żeglarze) jest po prostu niemożliwe.
Zachęcam Państwa do trzykrotnego odwiedzenia Danii (wyspy, Kopenhaga i Bornholm), bo chociaż wydaje się to być kraj nizinny i bez większych miast – atrakcji jest co niemiara.
Dzisiaj, gdy widzimy Danię jako kraj pól, sadów i różnego rodzaju hodowli gospodarskich to przy spokojnym krajobrazie i zdyscyplinowaniu mieszkańców – wydaje się być oazą spokoju. Nic bardziej mylnego, jeśli chodzi o historię Dani albowiem:
– już w V wieku Longobardowie stąd właśnie pustoszyli Francję,
– Anglowie i Sasi podbili Brytanię,
– Waregowie dotarli aż do Konstantynopola.
A później Wikingowie w całym ówczesnym świecie dali się we znaki wszystkim – być może odkryli też Amerykę Północną.
Nazwa kraju to Danmark – co oznacza las Danów. Tak właśnie wyglądała kiedyś Dania – niezmierzony bór bukowy, gdzie żyły bardzo bitne plemiona.
Od wczesnego średniowiecza, przez wiele stuleci, królowie duńscy wchodzili w przymierze z Królestwem Polski, ale też i walczyli przeciwko nam sprzymierzając się np. z Krzyżakami. Ciekawe byłoby pogłębienie historii związków Danii z Pomorzem Zachodnim i szczecińskimi książętami (choćby Wolin Jomsborg) – wszakże zostawiam to… Panu Prezesowi Maciejowi Strączyńskiemu, który być może „kupi” ten temat i opisze na łamach In Gremio.
Wyspy
Wyjazd ze Szczecina jest dość prosty, trzeba „wskoczyć” autostradą do Kilonii, a następnie przez Flensburg do Danii. Będzie to tym bardziej atrakcyjne, bo już północne Niemcy są ciekawe.
Mała Dania (prawie 10 razy mniejsza od Polski), posiada kilkanaście razy więcej linii brzegowej, co determinuje sposób podróży:
– jechać można przez Jutlandię na pierwszą z wysp Fronię,
– następnie na kolejną wyspę Falster,
– a w końcu na Zelandię, gdzie jest Kopenhaga.
Na wybrzeżu są maleńkie miasteczka, liczące po kilka tysięcy mieszkańców – wszystkie zadbane, urocze, mnóstwo portów rybackich i marin żeglarskich.
Skoro przybyliśmy do Danii samochodem – to z wyspy na wyspę przeprawimy się promami, których jest sporo. Nie ma jednak najmniejszego problemu z przemieszczaniem się. W niektórych miejscach są też piękne mosty, z których podziwiać można żeglugę blisko portów. Tego największego, który jest między Kopenhagą, a Malmö w Szwecji – nie widziałem – bo wtedy, kiedy tam ostatni raz byłem, był jeszcze w budowie.
Warto zobaczyć szereg starych warowni z XI i XII wieku np. zamek Danehofstot w Nyborgu położony nad wielkim Bełtem na wyspie Fronia.
Kopenhaga
Byłem tam kilka razy, a po raz pierwszy w połowie lat osiemdziesiątych, co było wówczas niezłym przeżyciem. Kopenhaga leży na północ od Polski, ale port nie zamarza w zimie i przeciętna temperatura jest o kilka, a nawet w lutym – o kilkanaście stopni Celsjusza wyższa niż u nas.
W Kopenhadze znajdziecie Państwo zachowane fortyfikacje z XV w. i wiele przepięknych renesansowych budowli, mimo zniszczeń, jakie dokonali Anglicy ostrzeliwując artylerią to miasto na początku XIX w. (podobno 3/4 miasta spłonęło).
Główną atrakcją Kopenhagi – obok parku Tivoli – jest Pałac Chrtistianborg w samym sercu tej stolicy oraz Plac Ratuszowy zbudowany w stylu barokowym.
W czasach, gdy owoce tropikalne nie były w Polsce dostępne, obowiązkowo szliśmy na Israelmarkt, gdzie można było dostać po prostu wszystko.
Są też ulice erotyki – no może nie aż takie jak w Amsterdamie, ale w okolicy Ystedtgade czy Vesterbrogade spotkać można nawet w zimie podobne obrazki. Kiedyś z przyjacielem – co nie było zbyt mądre – wiedząc o czekającym na nas promie za pół godziny, uzgadnialiśmy „szczegóły kontraktu” ćwicząc język angielski z marznącą „dziewczynką z zapałkami” (tak jak z baśni Christiana Andersena).
„Syrenkę” której, gdyby nie była na głazie, pewnie nie dostrzeglibyśmy – zobaczyć jednak trzeba, bo to symbol Kopenhagi.
Bornholm
Tej wyspy nie da się chyba w żaden sposób połączyć z wyprawą do Danii samochodem. Proponuję zatem przeprawę promem z Kołobrzegu lub Świnoujścia i koniecznie zabrać trzeba ze sobą rowery.
Kilka lat temu w dużej kompanii, chyba 20 osób (pozdrawiam Panią Mecenas Marzenę Bożek i mecenasostwo Rozwałków), wylądowaliśmy w porcie Ronne i dalej już tylko rowerami. Zamieszkaliśmy w pobliżu miejscowości Hasle i stamtąd codziennie wybieraliśmy kierunki wycieczek rowerowych:
– do Hamerhuis – starego zamczyska na wysokim klifie bałtyckim,
– do czterech rotund z XIV w. (to takie warowne kościoły, gdzie w czasie najazdów chroniła się ludność),
– do Svaneke i Nexso – malowniczych miast po stronie wschodniej wyspy.
Bornholm jest pagórkowaty, a odległości nie są wielkie. Najdłuższa wycieczka w obie strony to około 100 km, ale z uwagi na pofałdowanie terenu – kondycję trzeba jednak mieć.
Warto obejrzeć produkcję ceramiki, z której słynie Bornholm, uraczyć się – jak kto lubi – dobrym piwem lub wspaniałymi lodami. Ceny wszakże są znacznie wyższe niż u nas.
Gdyby ktoś z Czytelników miał taką możliwość to polecam mała wyspę Chrystianso – na północny wschód od Bornholmu – no, ale tam trzeba wybrać się wodą; to mekka żeglarzy.
Jak widać kraj mały – ale trzeba czasu, żeby go dobrze zobaczyć.
Dominikana
Byłem tam w latach dziewięćdziesiątych i pewnie moje wiadomości są mocno nieaktualne. Wszakże, jeśli ktokolwiek marzy o pięknych plażach, pewnej pogodzie i dobrych hotelach – to z pewnością spełni te oczekiwania właśnie Dominikana.
Mam znajomych, którzy byli tam kilkakrotnie i niemalże każdy urlop (w Polsce zimowy) spędzają w hotelach w okolicy Punta Cana na wschodnim wybrzeżu bądź Puerta Plata na wybrzeżu północnym
Wybór miejsca pobytu jest bardzo istotny ponieważ mimo, iż podobno wybudowano tam już drogi szybkiego ruchu – to jednak w interiorze jak zwykle na Karaibach – drogi są kiepskie, a wyspa jest przecież bardzo górzysta.
Z punktu widzenia turysty, który chce coś więcej zobaczyć, niż tylko plażę, basen hotelowy i bary – położenie hotelu ma istotne znaczenie. Gdy wybierzemy wybrzeże wschodnie – to do ciekawych miejsc mamy ok. 100-150 km.
Zwiedzić należy, jadąc w kierunku Santo Domingo, miejscowość La Romana, a przede wszystkim leżącą w jej pobliżu wioskę artystów (taka kopia Toskanii), następnie podróżując w okolicę jaskini cudów „La Quewa de Maravillas”. Jaskinie są nie tylko dobrze zagospodarowane, ale przepięknie stojące i wiszące stalaktyty i stalagmity świetnie podświetlone, pokazujące to jak z bajki – tym bardziej, że na skałach są pradawne rysunki o niemalże nieznanym pochodzeniu (w każdym razie prekolumbijskie).
Zwiedzić na końcu trzeba Santo Domingo – miasto założone przez brata Krzysztofa Kolumba Bartolomeo, a ukształtowane jako pierwsze na zachodniej półkuli przez naszą cywilizację, staraniami jego syna Diego, który był gubernatorem Hispanioli.
Krzysztof Kolumb przybył na wyspę w 1492 r. i jak wynika z przekazów historycznych natychmiast powiedział, że „nic piękniejszego w życiu nie widział”. Ja osobiście mam nieco inne zdanie. Wyspa do końca lat 80-tych ubiegłego wieku była krajem rolniczym, a więc kompletnie wycięto lasy. Później stała się mekką turystyki, a więc wybudowano tysiące hoteli – urodę to ten kraj od czasów Kolumba trochę stracił…
Nie stracił na pewno ciepłego cudownego klimatu, piaszczystych pięknych plaż, dobrego tytoniu i rumu – pewnie to też Kolumbowi się podobało.
Wyspa nazwana przez niego Hispaniolą miała też niezwykłe dzieje. Hiszpanie odsprzedali Francji część zachodnią wyspy. Od XVII w. obie te części to różne państwa, zresztą raczej sobie wrogie – na wschodzie jest Dominikana, na zachodzie zaś Haiti. Oba te państwa, gdzie ludność mówi rożnymi językami, wzajemnie się szereg razy najeżdżały, a zaś my, Polacy mieliśmy swój udział w tłumieniu powstania przeciwko Bonapartemu.
Na Haiti jednakże nie byłem – ponoć poziom życia jest tam wielokrotnie niższy niż na Dominikanie, no i turystyki takiej nie ma.
Ja osobiście nie lubię tłumów, a na Dominikanę zjeżdża 5 – 6 milionów turystów rocznie przy populacji niewiele większej niż turystów.
Dojechać więc trzeba do Santo Domingo – to bo najstarsze miasto Karaibów i jest tego warte:
– starówka z katedrą Santa Maria la Menor – to jedno z kilku miejsc na świecie, gdzie mówią, iż tam jest właściwy grób Kolumba,
– twierdza Fortaleza Ozana – to najstarsza twierdza w Ameryce – nota bene Kolumb i jego brat Bartolomeo byli tam więzieni,
– Alcazar de Colon to pałac zbudowany w 1510 r. przez Diego Kolumba,
– latarnia Kolumba wybudowana w latach 90-tych nieco kontrowersyjna, ale naprawdę imponująca.
Przejść się też trzeba deptakami w centrum starówki. Jest tam wesoło, wszędzie słychać muzykę, a rum jest rzeczywiście pyszny. To jest wycieczka z hotelu na cały pełen dzień. a najlepiej to na dwa dni… a potem możemy już tylko leżeć na plaży i nic nie robić.
Odradzam wyjazd na Dominikanę w okresie od sierpnia do listopada. Wtedy są cyklony atlantyckie i może być nieprzyjemnie; w reszcie roku mamy taką samą temperaturę, zarówno w styczniu, jak i w lipcu.