Obserwując współczesne życie polityczne, ale również prywatne, bardzo szybko możemy dojść do wniosku, że każdy zna się na wszystkim. Ewidentnie średnio zainteresowany zgłębianiem tajników wiedzy zaoczny magister politologii analizuje bez kompleksów szczegóły procedury administracyjnej, a każdy dziennikarz zdaje się być znawcą prawa konstytucyjnego (zwłaszcza, gdy ma wytłumaczyć prawdziwym konstytucjonalistom, że nie było ostatnio żadnych naruszeń Konstytucji). Jednakże wirus choroby „wszystkoznania” grasuje nie od dziś i to… także wśród prawników.
Najdobitniej to wyraził w 1927 roku Antoni Słonimski w jednym z felietonów. Pisał: „Cóż z tego, kiedy dobry lekarz, inżynier lub adwokat, gdy zaczyna pisać, nic nie potrafi dać ze swych doświadczeń życiowych. Ludzie, którzy – zdawać by się mogło – widzieli mnóstwo rzeczy zajmujących, gdy zaczynają pisać, piszą o rzeczach, o których nie mają pojęcia, lub co gorsza, opisując nawet własne środowisko wpadają w szablon i fałsz literacki. To samo dzieje się i w rozmowach. Adwokat czy lekarz pogardza rozmową na temat swych istotnych zajęć, lecz cały zmienia się w słuch, gdy mowa jest o kabarecie albo o Teatrze Narodowym. Pragnie się okazać człowiekiem obytym i światowym i poświęca godziny na długie dyskusje, czy Pogorzelska jest lepsza od Ordonki.”
Czy ówczesna diagnoza mistrza pozostaje aktualna? Nie wiem, jak z lekarzami, ale często zadaniem prawników jest wszystko najlepiej wiedzieć. Przynajmniej w danej, konkretnej, prowadzonej przez nich sprawie. Więcej, muszą czasem wchodzić w materię zarezerwowaną dla biegłych i zajmować tzw. wiedzą specjalistyczną. Opierając się na tych faktach ktoś mógłby rozwinąć niniejszą argumentację i dojść do wniosku, że trudno, przedstawiciele naszego zawodu zawsze już muszą się na każdy temat wymądrzać, zarówno w pracy, w domu, jak i w teatrze i że domieszka ignorancji jest tu nawet wskazana… Ja bym natomiast ujął to inaczej, akcentując jeden fragment z przywołanej wypowiedzi Słonimskiego. Trudno przesądzać, jak było za czasów Pogorzelskiej i Ordonki, ale dzisiaj problem wygląda trochę inaczej. Masowej pasji do teatru lub literatury raczej dzisiaj nigdzie już nie uświadczymy. Ujrzymy co najwyżej gdzieniegdzie pozę. Sprowadzającą się to hasła „Nie znam się, ale pokażę, jaki to jestem kulturalny i obeznany”. Jak na taką pozę reagują ludzie z branży? Ano, tak jak nasz przywołany Pikadorczyk, czyli bardzo podobnie, jak my na nieprawnicze androny o „kaście sędziowskiej”. A jaka na to rada? Bardzo prosta. Czytać dogłębnie Słonimskiego…