Hiszpania, wariant podróży C
Wyspy Kanaryjskie
Archipelag tych wysp (7 większych i 6 mniejszych) leży ponad 1.000 km od Hiszpanii, a zaledwie 100 km od wybrzeży afrykańskich (Maroka i Mauretanii ) stąd też ich klimat, który pozwala na całoroczną turystykę.
Z tych siedmiu dużych wsyp widziałem pięć, a to: Fuerteventurę, Lanzarote, Gran Canarię, Teneryfę i La Gomerę.
Wyspy Kanaryjskie uważane są za miejsca wypoczynku, czyli leżenia na plaży i przebywania w barach. W ubiegłym wieku, kiedy to zaczęły się „separatystyczne ciągoty” wyspiarzy w stosunku do frankistowskiej Hiszpanii Generał Franco poluźnił znacznie ich zależność od Madrytu, bo „renta gruntowa” turystyki tego wymagała, a obecnie są one okręgiem autonomicznym Hiszpanii. Żartobliwie Niemcy, którzy namiętnie tam wypoczywają, szczególnie zimą, nazywają je „Putzfrau Insel”- co oznacza, iż są tak tanie, że niemieckie sprzątaczki na urlopie mogą tam przebywać, wydając mniej niż we własnym kraju. Taka ocena tych wysp jest oczywiście błędna.
O wyspach kanaryjskich wspominał już Platon, ale pewności nie ma, czy miał rzeczywiście skądkolwiek wiedzę o rzekomej Atlantydzie. Legenda głosi, że był to kontynent, który na skutek kataklizmu został zniszczony, a pozostały tylko same wyspy. Mity greckie też głoszą, iż to tam właśnie jedną ze swoich 12 prac czynił Herakles. W każdym razie coś jest na rzeczy z tą Atlantydą, bo stąd biorą się nazwy Oceanu Atlantyckiego i gór Atlas w Maroku. Wyspy podbite zostały w końcu XV w. przez oddziały hiszpańskie.
Z uwagi na to, że każda z wysp jest całkowicie inna – poszczególne z nich osobno opiszę.
Fuerteventura
Wyspa stosunkowo nizinna bez wysokich szczytów, za to z doskonałą bazą hotelową i piaszczystymi plażami. Fuerteventura była już znana Rzymianom.
W przeciwieństwie do leżących na zachód Teneryfy i Gran Canarii zawsze była stosunkowo biedna, a więc dominowało rybołówstwo i pasterstwo. Klimat, a także niewielka odległość od Maroka sprawiają, iż wyspa ta stała się jednym wielkim kurortem, choć największe miasto to zalewie dwudziestotysięczne Puerto del Rosario.
Lanzarote
Z Fuerteventury można wybrać się na Lanzarote promem z miejscowości Corralejo, a przeprawa trwa niecałą godzinę. To wyspa wulkaniczna. W XVI w. była mekką korsarzy wszelkich narodowości. W XVII w. uaktywniły się wulkany, które znaczą część południowych obszarów wyspy zmieniły w krajobraz księżycowy i to jest jej główną atrakcją.
Park Narodowy Timanfaya to widok, jak wyżej pisałem, księżycowy, a grille, które wykorzystują ogień wulkaniczny umożliwiają bezpłatne gotowanie. Każdy przewodnik pokaże Państwu taką sztuczkę, iż podłoże z pyłu wulkanicznego jest o normalnej temperaturze, a gdy wkopie się weń łopatę, to już parzy.
Okazało się też, iż trochę na północ od Timanfaya, już nie spływała lawa, ale sypał się z nieba pył wulkaniczny, który pokrył 1/3 wyspy. Ten właśnie czarny pył jest bogactwem Lanzarote, bo słońce, jak wiemy, najbardziej operuje na kolorze czarnym, a ponadto jest bardzo żyzny i najlepsze hiszpańskie wina pochodzą właśnie stamtąd.
Na północy wyspy warto zobaczyć chyba największy na świecie tunel wulkaniczny zakończony salą koncertową, gdzie jest nieprawdopodobna akustyka. W jaskiniach znajdują się endemiczne stworzenia i to z czasów prehistorycznych.
Gran Canaria
To najbardziej uczęszczana z wysp kanaryjskich z doskonałą infrastrukturą drogową. Wyspa ma obwód ponad 230 km, kształt koła, a niemalże całą można objechać autostradą. Gran Canaria to też wyspa wulkaniczna, z Pico de las Nieves w centralnej jej części, chociaż nie tak ani „księżycowa” ani też czarna jak Lanzarote.
Wycieczek można zrobić mnóstwo, a koniecznie trzeba zajrzeć do Las Palmas i szczególnie do Casa de Colón. Każde z miasteczek jest urocze, a tym bardziej, iż malowniczości dodaje im bujna roślinność. Najpiękniejsze plaże są zaś na południu wyspy.
Teneryfa
Największa z Kanarów to Teneryfa. W języku Gauczów, którzy tam przed Hiszpanami mieszkali, oznacza „Białą Górę” (podobno z kosmosu fantastycznie wygląda), bo przecież jest tam Pico del Teide o wysokości ponad 3.700 m n.p.m. Wyspę trzeba całą objechać, bo, podobnie jak na Gran Canarii, są wszędzie bardzo dobre drogi, a nadto fantastyczne widoki nawet z samochodu.
Na północnym wschodzie oprócz Santa Cruz de Tenerife trzeba zobaczyć góry Anaga i Mercedes, zaś na samej północy Puerto de la Cruz. A jeśli jesteśmy z dziećmi, a nawet gdyby nie – to nie przepuścić należy Loro Parque. Jest to zoo, ale w naturze, na olbrzymim terenie i można tam spędzić cały dzień.
Na południu są słynne plaże Los Cristianos i Playa de las Américas. Tam na skałach znajduje się letnia rezydencja królów hiszpańskich, bo przecież w lecie na Teneryfie jest prawie tak, jak w zimie, czyli 20 – 25 stopni Celsjusza, a w Madrycie w tym czasie jest upalnie.
W okolicy Los Cristianos można wybrać się do sali koncertowej, która pomieści kilka tysięcy widzów. Oglądaliśmy tam kiedyś przecudny spektakl „Romeo i Julia” w dwóch odsłonach (tej z Verony, a drugiej z Harlemu).
Jeden cały dzień poświęcić trzeba na Pico del Teide – płaskowyż z endemicznymi roślinami podobnymi do wrzosowisk, na którym ta olbrzymia góra spoczywa już na wysokości ponad 2.000 m. Nie zróbcie tego błędu co my, bo żeby wejść na Teidę trzeba być wcześnie rano, żeby zaś wjechać kolejką na sam szczyt, to trzeba być w południe.
Wszędzie mnóstwo kwiatów, piękna roślinność i bardzo zgrabna kolorowa architektura starych miast i wiosek.
La Gomera
Będąc na Teneryfie należy wybrać się na Gomerę – promem to około 1,5 godziny. Wyspę zresztą przy dobrej widoczności można podziwiać z knajpeczek na plaży Los Cristianos.
Gomera jest niesamowita. Jest na niej w zasadzie jedna większa miejscowość, gdzie dopływa prom i jeden (chyba 5-gwiazdkowy) hotel, gdzie niedaleko jest lotnisko. Wyspę zwiedza się jeden dzień i najlepiej samochodem terenowym.
Na wyspie jest niezliczona ilość wąwozów – w zasadzie cały ląd jest nimi poprzecinany. Z uwagi na to np. sąsiedzi, choć mieszkają w odległości 500 m, w odwiedziny do siebie muszą iść kilka godzin. Stworzyli oni tzw. język „gwizdany”. Jest on prezentowany np. w restauracjach, a czarodzieje tego języka na pokazach potrafią przekazać wiedzę, kto na sali ma rzeczy, które wcześniej ukrył przed rozmówcą języka gwizdanego.
Wyspa ma klimat tropikalny, odmienny od innych wysp, zaś roślinność z powodu gór, deszczów i słońca – niesamowita.
Hotel, o którym pisałem (byłem tam tylko na lunchu) ma własne pole golfowe i windę, która zwozi gości na plaże z wysokości 200 m. Niestety – żadnych szans na rezerwację, chyba że przynajmniej na rok wcześniej. Próbowałem to kiedyś zrobić, ale nie udało się.
Nie będę już pisał o muzeach, ale będąc w Hiszpanii wszędzie się można natknąć na Museo del Jamón – tam wstąpić warto. Nazwa trochę myli, bo są to delikatesy szynki, a ta hiszpańska jest po prostu wspaniała.
Ci, którzy lubią kuchnię hiszpańską mówią, że warto spróbować paellę, zakąski tapas, a także ośmiornicę (pulpo).