Wstyczniu 1972 r. Jerzy Piosicki składa do Rady Adwokackiej w Szczecinie podanie o przyjęcie na aplikację adwokacką. Referencji udzielają Mu adw. Roman Łyczywek oraz ówczesny wiceprzewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Szczecinie, Czesław Aszkiełowicz.
Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Poznańskiego ma w swoim życiu epizody związane z ukończeniem Wydziału Inżynieryjno – Ekonomicznego Transportu Politechniki Szczecińskiej, odbyciem aplikacji sądowej, uzyskaniem uprawnień radcy prawnego, a także zatrudnieniem w charakterze pracownika naukowo – badawczego z dziedziny prawa przewozowego. Dodatkowo przez okres dwóch lat adw. Piosicki kierował Biurem Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, Oddział w Szczecinie. Jego praca magisterska poświęcona była rękojmi przy zawieranych umowach dostaw i sprzedaży.
Jak wspominał po latach – droga do wymarzonej Adwokatury okazała się bardziej skomplikowana, niż Mu się pierwotnie wydawało. Wpis na listę aplikantów naszej Izby nastąpił dopiero w grudniu 1973 r. decyzją Ministra Sprawiedliwości. Siedzibę wyznaczono Mu w Szczecinie. Ciekawe są kulisy wydania decyzji ministerialnej, które uzyskałem w przekazie od Jerzego.
Nie zawsze życzliwość środowiska szczecińskich adwokatów była mu bliska, co wynika także z akt osobowych. Ślubowanie przyszły aplikant składał przed dziekanem Władysławem Świątkiem, a pierwszym Jego patronem był wspominany już przeze mnie w Adwokatach Szczecina adw. Lech Koszewski. Aplikuje m.in. z Krystyną Klewenhagen – Wilińską, Krystyną i Włodzimierzem Łyczywkami, Markiem Matjanowskim oraz Barbarą Jarmołowicz.
Żonaty od lipca 1968 r. i mający na utrzymaniu córkę, uzyskuje w 1974 r. zgodę Rady na dodatkowe zatrudnienie w charakterze radcy prawnego w Urzędzie Miejskim. Za duży wkład pracy w organizowanie w maju 1976 r. obchodów XXX-lecia Adwokatury, a w szczególności za opracowanie plastyczne wystawy, szaty graficznej wydawnictw, projektu dyplomu dla uczestników turnieju krasomówczego czy projektu pamiątkowego medalu – otrzymuje nie tylko podziękowania, ale także wysoką, jak na tamte czasy, nagrodę pieniężną.
Gazeta Prawnicza w wydaniu z dnia 1 maja 1976 r. zamieściła zdjęcie Jerzego Piosickiego podpisane „aplikant adwokacki”, informując, że ten grafik – amator był odpowiedzialny za oprawę plastyczną uroczystości. Warto przypomnieć, że w tym czasie jako współpracujący z Instytutem Zachodniopomorskim miał już w swoim dorobku dziewięć pozycji książkowych, w których projektował nie tylko okładki, ale także układ graficzny tekstu. Okładka Jego autorstwa w publikacji 1000-lecie Oręża Polskiego zwyciężyła w konkursie z zawodowcami. To była prawdziwa promocja Adwokatury.
Jerzy Piosicki aplikację kończy w Zespole Adwokackim nr 1 pod patronatem adw. Mariana Kurzyka. Egzamin zdaje w grudniu 1976 r. Komisji egzaminacyjnej przewodniczy adw. Józef Czyżewski, prace z zakresu prawa karnego oceniali adwokaci Roman Łyczywek i Zenon Matlak, a z zakresu prawa cywilnego adwokaci Jerzy Zaniemojski i Andrzej Zieliński. Już wówczas postrzegany jest jako doskonały prawnik, o szerokich zainteresowaniach, znawca historii i osoba o wybitnych uzdolnieniach plastycznych.
W grudniu 1976 r. adw. Edward Rozwałka, kierownik Zespołu Adwokackiego w Świnoujściu – zawiadamia Jerzego Piosickiego, że uchwałą zebrania Zespołu został przyjęty w poczet jego członków. W marcu 1977 r. uzyskuje z Rady Adwokackiej kwotę 2.000 zł tytułem ryczałtu za przeniesienie siedziby zawodowej z miasta wojewódzkiego do innej miejscowości. Takie to były czasy. Jest już wówczas zaangażowany w pracach redakcyjnych nad Biuletynem Informacyjnym Rady, Słownikiem Biograficznym Adwokatów i kroniką Izby Szczecińskiej.
W lutym 1980 r. powraca do Szczecina i rozpoczyna praktykę w tradycyjnej dwójce, gdzie zaczynał aplikację. Jego gabinet jest najmniejszy. Stała tam dodatkowo duża poniemiecka szafa pancerna, gdzie przechowywano dokumenty i wpłaty klientów. Usuniecie jej nie było możliwe z uwagi na ciężar. Co ciekawe, był do niej tylko jeden klucz, który gubił się co pewien czas i wywoływało to stres, zwłaszcza u księgowej. Kolorytu pokojowi dodawał gdański fotel przy biurku, świadczący o wadze wykonywanego przez jego właściciela zawodu.
Jesienią 1989 r. adw. Jerzy Piosicki uzyskuje zgodę Ministra Sprawiedliwości na wykonywanie zawodu indywidualnie. Praktykuje wspólnie z żoną Ewą, także adwokatem, przenosząc następnie swoją siedzibę do redakcji Kuriera Szczecińskiego, z którym od lat współpracował. Latem 2016 r. z uwagi na stan zdrowia zaprzestaje wykonywania zawodu.
Swoje życie zawodowe dzielił pomiędzy różne dziedziny prawa. Był wierny adwokackiej tradycji, że nie wolno odmawiać potrzebującym, a jeżeli tej pomocy udzielał, czynił to w sposób świadczący nie tylko o wiedzy, ale także przesłaniu zawodu, który wykonywał. Bronił w procesach politycznych wspólnie z adw. Jerzym Chmurą. Obaj mieli w zamyśle przygotowanie pitawala procesów politycznych okresu wojennego, ale ambitne plany, jak zwykle pokrzyżowało życie. Jerzy Piosicki przechowywał w swoich archiwach grypsy od internowanych z Wierzchowa, a w nich opis „pracy” tamtejszych strażników. To one dały w 1982 r. podstawę do złożenia wniosku o ściganie tych osób za naruszanie więziennych procedur.
Zawsze wierny zasadzie pro clientibus saepe, pro patrio semper (dla klienta często, ale dla ojczyzny zawsze). W 1985 r. w wyniku „represji” władz w stosunku do niepokornych adwokatów, organy skarbowe wszczynają postępowania o przyjęcie należności od klientów poza kasą Zespołu. Mecenasowi Piosickiemu zarzuca się nieudokumentowanie finansowo kwoty 45.000 zł. Postępowanie zostaje umorzone. Jurek, jak to On, nie winił nikogo. Takie były czasy i tacy ludzie sprawujący władzę – mawiał z uśmiechem.
Tyle suchych faktów, zdarzeń i dat z życia zawodowego Jerzego Piosickiego. Trudno pisać o Nim w czasie przeszłym, bo mam nadal przed oczyma Jego Osobę, a w uszach słyszę charakterystyczny tembr głosu. Zachowały się w Radiu Szczecin nagrania ze spotkania w galerii malarskiej w Brzózkach, zwanej przez Jej twórcę potocznie Pod roześmianym rumakiem.
Zapytacie Państwo, dlaczego zatytułowałem ten artykuł chłopak od desek. Otóż w 1977 r. Ośrodek Badawczy Adwokatury zorganizował w Warszawie I Ogólnopolską Wystawę Prac Adwokatów Plastyków. Zgromadziła ona 66 prac 23 autorów. Reprezentowane było malarstwo, grafika, rzeźba, collaqes komponowane ze znaczków pocztowych. Środowisko szczecińskich adwokatów reprezentowali Wojciech Czaiński i Jerzy Piosicki, który wystawiał grafikę dużych rozmiarów. Były to czarne kompozycje na sklejce. Lokal, w którym odbywał się wernisaż wypełniony był przez zwiedzających i twórców ubranych wieczorowo – wspominał Jerzy Piosicki. Wyczuwało się atmosferę podniosłości i napięcia. Jurek Piosicki będący wraz z żoną Ewą, jak na „artystę” przystało, włożył dżinsy i koszulę, zawiązując pod szyją tradycyjny fular. Oddawało to trochę Jego zawadiacki charakter. Stojąc przed swoimi pracami, umiejscowionymi w narożniku sali głównej, usłyszał pytanie jednego z uczestników wystawy: To Pan jest od tych desek? Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko się przyznać – wspominał Jerzy. Kiedy po pewnym czasie pojawił się ponownie w Ośrodku Badawczym, został komplementowany – Witamy Mistrza.
Rzecz cała się wydała, gdy okazano mu numer tygodnika Stolica, gdzie na okładce zamieszczona była fotografia Jego Księżycowego Joe, obok rzeźb adw. Konstantego Jacza. Warto tu wspomnieć, że Jurek malował praktycznie od dzieciństwa. Nigdy jednak nie traktował tego poważnie w sensie zawodowym. Jak mawiał w trakcie spotkań – Jest to mój sposób rozrywki i wypoczynku. Uważam, że amatorski status ma więcej wdzięku.
W okresie, kiedy zawody prawnicze pozostawały praktycznie na ostatnich miejscach w rankingach społecznych, ukazanie dorobku pozazawodowego u adwokatów dobrze przysłużyło się Palestrze. 24 stycznia 1986 r. w Warszawie w czasie kolejnego spotkania adwokatów plastyków zatwierdzono statut klubu i powierzono Mecenasowi Piosickiemu prezesurę. Klub liczył sobie 26 członków i Jerzy zorganizował pierwszy plener malarski w Kamieniu Pomorskim we wrześniu 1977 r. pod nazwą Krajobraz Pomorski. Następne plenery odbywały się już w Niechorzu, w ośrodku wypoczynkowym Izby szczecińskiej przy wydatnym wsparciu rzeczowym i finansowym jego uczestników. Część prac z tych plenerów zachowała się do dzisiaj w pokojach ośrodka. Kolejne organizowane były już w Kazimierzu nad Wisłą.
Poza malarstwem Jerzy Piosicki uprawiał grafikę. Wykonał ponad 70 exlibrisów szczecińskich osobistości. Są one przyjętym symbolem „rangi bibliofilskiej” właściciela książki i swoistym szacunkiem dla jej treści. Twórca starał się, aby ujawniały nie tylko zainteresowania jego posiadacza, ale też przedstawiały kwalifikacje zawodowe czy upodobania.
Medalierstwo to Jego kolejna pasja. Przygotował ponad 10 projektów medali. Ostatnim był poświęcony 100-leciu Adwokatury. Zdążył go jeszcze dotknąć w ostatniej fazie choroby.
Początek lat sześćdziesiątych to założenie przez adw. Romana Łyczywka Stowarzyszenia Bibliofilów Szczecińskich. Przeradza się ono następnie w Oficynę Bibliofilską Adwokatów. W 1982 r. Oficyna wydaje Exlibrisy adwokackie autorstwa Romana Łyczywka i Jerzego Piosickiego. Mottem przewodnim publikacji była myśl Marcusa Tullusa Cicero – Izba bez książki jest ciałem bez duszy.
W 1992 r. wydaje wspólnie z adw. Romanem Łyczywkiem książkę pt.: Przy ołtarzu Temidy – myśli i aforyzmy. Drugie, poszerzone wydanie z Jego słowem wstępnym pojawia się drukiem w 2016 r.
W 2010 r. Jerzy Piosicki wraz z ojcem Ludwikiem wydają pierwszą na Pomorzu Zachodnim publikację na temat exlibrisów.
Ostatnim widocznym dokonaniem artystycznym Jerzego Piosickiego było opracowanie Twarze szczecińskiej Melpomeny Ludwika Piosickiego. Wydanie albumowe zbiegło się z wystawą prac w Książnicy Pomorskiej w sierpniu 2017 r. Otwierający wystawę Syn przybliżył dokonania artystyczne swego Ojca.
W swoich wielu dokonaniach artystycznych ma także opracowanie graficzne do Sennika – księgi tłumaczenia snów.
Podjął się również ilustracji Aforyzmów z własnej pasieki autorstwa Romana Łyczywka. Powracając do lat wcześniejszych nie można zapominać, że kwietniowa Palestra z 1975 r. została przygotowana jako numer zachodniopomorski, staraniem Izb Szczecińskiej i Koszalińskiej. Wysiłek edytorski zawarty w tej publikacji obrazuje spis treści. Jerzy Piosicki projektował okładkę i opublikował tekst poświęcony przenoszeniu własności nieruchomości nabytych w trybie przepisów o osadnictwie.
Rok później odżyła idea wydawania w Izbie Szczecińskiej biuletynu mającego zapewnić jej członkom informacje z bieżącej działalności organów samorządu, a także stać się płaszczyzną wymiany doświadczeń zawodowych. Ukazało się siedem numerów biuletynów, ostatni we wrześniu 1980 r. Jerzy Piosicki organizuje i opracowuje graficznie liczne wystawy, w tym głownie poświęcone Szczecińskiej Palestrze. Współtworzy jubileuszowe wydanie pt.: 50 lat Izby Adwokackiej w Szczecinie, projektując równocześnie medal okolicznościowy. Dziesięć lat później z racji kolejnego jubileuszu bierze aktywny udział w opracowaniu kolejnej pozycji książkowej, tworząc pamiątkowy plakat i medal.
Jest pierwszym kustoszem Galerii pod żabotem, gdzie osoby z różnych środowisk prawniczych prezentują swoją twórczość. Na otwarciu we wrześniu 2010 r. (w obecności swojego Ojca) Jerzy Piosicki zaprezentował zbiór wydanych ilustracji książkowych, mówiąc przy tym o zielonym żabocie, jako znaku rozpoznawalnym Adwokatury.
Miał także inne pasje pozazawodowe – żeglarstwo i tenis. Przypływał na rozprawy sądowe do Kamienia Pomorskiego i Świnoujścia w czasie, gdy inni przyjeżdżali samochodami. We wrześniu 1978 r. zorganizował na kortach w Świnoujściu mecz tenisowy pomiędzy Izbą Szczecińską a Poznańską.
Rok później współtworzył z innymi miłośnikami białej piłeczki drugie Mistrzostwa Adwokatury w tenisie, tym razem na kortach szczecińskich.
Jurek odszedł tak cicho, jak żył. Bez rozgłosu, bo Jego realizacje zawodowe i pasje świadczyły o niepowtarzalnej wielkości. Był skromny i nie zabiegał o tytuły, zaszczyty i godności dla siebie oraz swoich najbliższych. Nie starał się nigdy, aby pisano o Jego dokonaniach, bo On je po prostu miał i nie potrzebował „współczesnego pudrowania”. Cenił i ważył wypowiedziane słowa, a wiedzą, kulturą i sposobem zachowania zadziwiał wielu. Nie miał w sobie nic z megalomana. Był, jak zawsze powtarzałem, człowiekiem renesansu, o jakich dzisiaj trudno. Zasiada teraz pewnie na niebiańskich plenerach przy sztalugach z Wojtkiem Czaińskim i Edwardem Krzywonosem, a może dyskutuje z Romanem Łyczywkiem o tradycjach Oficyny Bibliofilskiej. To już Jego tajemnica.
Wydawało mi się, że znałem Jurka dobrze, a jednak miał swoje sekrety życia. Chował je umiejętnie w szufladach gabinetu w Brzózkach, a to niepowtarzalne i piękne. Jurek przekonał mnie do potrzeby utrwalenia w pamięci postaci i dokonań Szczecińskiej Palestry. Tak powstali Adwokaci Szczecina. Tytuł był wyłącznie Jego, ale pozwolił mi na jego „przywłaszczenie”. Omawialiśmy przed każdym nowym wydaniem osoby, o których napiszę. On podsuwał bon moty, czy zdarzenia, które przytaczałem. Sięgał bezbłędnie do półek po wydawnictwa, albumy czy opracowania. Dysponował wszechstronną wiedzą, ale także pamięcią, co do osób, faktów i dat.
Spotkaliśmy się ostatni raz w pierwszych dniach października 2018 r. w szpitalu. Chciał, abym przeczytał mu treść wykładu inauguracyjnego, który przygotowywałem na Jubileusz Adwokatury. Zaskakującym było to, że wieczorem zadzwonił i sugerował, co trzeba poprawić. Były to słuszne i potrzebne uwagi, świadczące o Jego skupieniu i uwadze.
Słuchając w trakcie „ostatniego pożegnania” w piątkowe popołudnie wiersza, który był Jego nadzieją, zrozumiałem potrzebę wcześniejszego spotkania.
Jurku, przepraszam Cię, jeżeli pominąłem coś ważnego z Twoich dokonań. Było ich tak wiele i tak różnorodnych, że miałem prawo do zapomnienia, ale nigdy nie uczyniłbym tego celowo. Potrafiłeś – jak pisał adw. Gayot de Pitaval w swoim dziele Causes celebres et interessantes z 1742 r. – zaprzestać wykonywania zawodu z chwilą, gdy nie jest się w stanie całkowicie ocalić swojego adwokackiego honoru. Strażniczką tej opinii jest wyczuwalna wrażliwość, reagująca na każde najdelikatniejsze dotknięcie.
Dla mnie istniejesz i mam nadzieję, że któregoś dnia zadzwonisz z korytarzy niebiańskiego Sądu, aby jak zwykle pogadać. Twój numer telefonu zachowałem i zawsze będzie przy mnie obecny. Pozycje Twojego autorstwa z życzliwymi dedykacjami zajmują szczególne miejsce w moim domowym gabinecie.