W związku z nieustannym rozwojem nowych technologii oraz ich upowszechnianiem w życiu codziennym konieczne jest coraz częstsze sięganie do regulacji prawnych z nimi związanych. Domeny internetowe, np. www.google.com są potocznie nazywane adresami internetowymi wykorzystywanymi w sieci. Widząc je na ekranach naszych komputerów czy smartfonów powinniśmy mieć świadomość, że ich rejestracja, a następnie korzystanie z nich może prowadzić do pewnych naruszeń. Z kolei te naruszenia mogą wywołać negatywne dla korzystającego z domeny konsekwencje natury prawnej. Najbardziej powszechnymi zjawiskami są cybersquatting oraz typosquatting, uznawane za piractwo domenowe. Jak je zatem rozróżnić i jak im przeciwdziałać? Czy prawo daje nam jakąś ochronę w tym zakresie?
Zarówno cybersquatting, jak i typosquatting są nieuczciwymi praktykami polegającymi na rejestrowaniu domen internetowych, które zawierają cudze znaki towarowe, bądź też poszczególne oznaczenia odróżniające. Działania takie niejednokrotnie naruszają interesy przedsiębiorców, ponieważ domeny internetowe, podobnie jak znaki towarowe, mogą być przedmiotem obrotu gospodarczego. W konsekwencji na skutek ich rejestracji, a kolejno działania w złej wierze, niejednokrotnie dochodzi do wspomnianych naruszeń i sporów domenowych. Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (z ang. WIPO) w 2018 r. odnotowała 12-procentowy wzrost spraw opartych na cybersquattingu w stosunku do roku poprzedniego. Z roku na rok spraw tych jest coraz więcej.
Cybersquatting, inaczej zwany domain-grabbing, polega na rejestrowaniu lub używaniu domen internetowych zawierających cudze oznaczenia w celu uzyskania pewnej korzyści finansowej poprzez odsprzedanie domeny zainteresowanemu przedsiębiorcy za wyższą cenę. Wskazać też należy, że korzyść ta może polegać na zwerbowaniu potencjalnych użytkowników internetowych na stronę internetową, pod którą może znajdować się działalność konkurencyjna, dzięki czemu tzw. cybersquatter może przechwycić klienta konkurencji. Zachowanie cybersquattera może mieć też na celu tzw. „blokowanie” domeny, aby utrudnić danemu przedsiębiorcy dostęp do rynku. Cybersquatter w pierwszej kolejności zainteresuje się nowo powstałym podmiotem i zweryfikuje, czy podmiot ten nie dokonał już rejestracji domeny internetowej. Kolejno poczyni kroki w celu rejestracji domeny internetowej, bądź wykupienia jej za symboliczną złotówkę, zanim uczyni to konkretny przedsiębiorca, i wystawi ją na sprzedaż za o wiele większe pieniądze.
Przykładem cybersquattingu była sprawa młodego Kanadyjczyka Mike’a Rowe, który zarejestrował domenę http://www.mikerowesoft.com, która fonetycznie brzmiała pobodnie jak domena http://microsoft.com. Światowy gigant wystąpił do Mike’a Rowe o usunięcie domeny, na którą to czynność nie wyraził on zgody. W konsekwencji pełnomocnik Microsoftu zaproponował mężczyźnie kwotę 10 dolarów za jej wykupienie. Kanadyjczyk przedstawił swoją propozycję, która opiewała na 10 tysięcy dolarów. Ostatecznie domena została usunięta.
Typosquatting to działanie polegające na rejestrowaniu domeny internetowej, która jest podobna do nazwy domeny chronionego przedsiębiorcy z tą różnicą, że zawiera w sobie pewne modyfikacje bądź błędy tzw. literówki. Zachowanie typosquattera ma odnieść tożsame rezultaty jak w przypadku cybersquattera. Różnica między ich działaniami jest taka, że typosquatter opiera się na ludzkich błędach w pisowni, wskutek czego użytkownik popełniający taki błąd przeglądnie stronię należącą do naruszyciela, a nie do podmiotu objętego zamiarem. Często strony te mają również za zadanie ośmieszyć oryginał.
Jakie kroki należy zatem poczynić, aby skutecznie walczyć z cybersquattingiem bądź typosquattingiem?
Najszybszą i najsprawniejszą drogą jest nawiązanie kontaktu z użytkownikiem domeny w celu wystąpienia z żądaniem wydania spornej domeny. Oczywiście przypadki dobrowolnego wydania będą znikome, stąd też trzeba liczyć się z tym, że czeka nas dłuższa walka z piratem domenowym. Możliwości jest wiele, a najbardziej powszechne zostaną przedstawione poniżej.
Przedsiębiorca znajdzie się w komfortowej sytuacji, gdy Urząd Patentowy przyznał prawo ochronne na znak towarowy, którego nazwa jest tożsama bądź podobna do zarejestrowanej i używanej przez pirata domeny internetowej. Zgodnie z treścią art. 296 ustawy Prawo własności przemysłowej osoba, której prawo ochronne na znak towarowy zostało naruszone, lub osoba, której ustawa na to zezwala, może żądać od osoby, która naruszyła to prawo, zaniechania naruszania, wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści, a w razie zawinionego naruszenia również naprawienia wyrządzonej szkody na zasadach ogólnych albo poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej opłacie licencyjnej albo innego stosownego wynagrodzenia, które w chwili ich dochodzenia byłyby należne tytułem udzielenia przez uprawnionego zgody na korzystanie ze znaku towarowego. Aby przedsiębiorca mógł skorzystać z tej drogi i wystąpić z pozwem cywilnym, to konieczne jest wykazanie, że posiada prawo ochronne i faktycznie nazwa chroniona została wykorzystana przez cybersquattera. Warto też pamiętać, że do naruszenia dojdzie tylko na skutek działalności zarobkowej lub zawodowej.
Natomiast w przypadku przedsiębiorcy, który takiej ochrony nie uzyskał, możliwe będzie skorzystanie z ochrony, jaką przewiduje ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, jednakże i tu trzeba będzie znaleźć odpowiedź na pytanie, z którym czynem nieuczciwej konkurencji mamy do czynienia. Przyjmuje się, że w większości przypadków znajdzie zastosowanie art. 5 ww. ustawy, który odnosi się do działań polegających na świadomym wprowadzeniu w błąd co do tożsamości właściciela domeny. Warto również powołać się na art. 15 czy 16 przedmiotowej ustawy, które odnoszą się do utrudniania dostępu do rynku przedsiębiorcy. W tym miejscu należy jednak pamiętać o tym, że obie strony takiego postępowania muszą być przedsiębiorcami, a dodatkowo między nimi konieczne jest występowanie stosunku konkurencji.
Wiele podmiotów, których dotknęło piractwo domenowe wybiera jednak polubowne zakończenie sporu w sądach działających przy NASK, czyli Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, która – poza wieloma zadaniami – zajmuje się również rejestracją domen na poziomie krajowym. Polubowne rozstrzyganie sporów między stronami mającymi miejsce zamieszkania lub siedzibę w Polsce odbywa się przed: Sądem Polubownym ds. Domen Internetowych przy Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji; Sądem Arbitrażowym przy Krajowej Izbie Gospodarczej w Warszawie.
W tym miejscu, bez szczegółowego opisu procedury przed pierwszym z wymienionych sądów, należy wskazać, że postępowanie to opiera się o regulamin, który wypracował NASK. Obowiązuje on wszystkich abonentów domen internetowych z rozszerzeniem .pl. Osoba, którą dotknęło naruszenie ze strony pirata domenowego winna wystąpić do tegoż sądu z konkretnym żądaniem. Wówczas sąd ten przesyła zapis na sąd polubowny abonentowi, który zobligowany jest w terminie 3 miesięcy do jego podpisania. Niepodpisanie zapisu wywoła skutek w postaci rozwiązania umowy abonenckiej z NASK, natomiast jego podpisanie spowoduje rozpoczęcie procedury przed Sądem Polubownym. W przypadku przyjęcia przez sąd, że abonent naruszył prawa osoby trzeciej prowadzić to będzie do wypowiedzenia naruszającemu umowę abonamentową domeny, która ponownie trafi na giełdę i będzie mogła zostać wykupiona przez inny podmiot.
W przypadku podjęcia decyzji o skierowaniu sprawy do Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej w Warszawie należy pamiętać, że sąd ten może stwierdzić, że doszło do naruszenia prawa, ale nie jest on władny do zasądzenia odszkodowania lub przeprosin publicznych.
Podsumowując, wskazane formy piractwa domenowego mogą dotyczyć każdego, w każdym miejscu na ziemi. Tematyka naruszeń w Internecie jest bardzo obszerna, a cybersquatting oraz typosquatting są tylko dwoma z wielu problemów. Kradzież tożsamości, phishing, hacking, spam – to jedynie przykłady przestępstw, przed którymi można się bronić. Cyberprzestępczość jest małym ułamkiem spraw, którymi zajmuje się statystyczny prawnik. Czy tak powinno zostać? Czy nie ma zapotrzebowania na takie usługi? Dziś być może nie, ale powinniśmy być gotowi i otwarci na problemy, z którymi do tej pory nie musieliśmy się mierzyć.