Większość zachowuje się dziwnie. Wykupuje makarony, kasze, papier toaletowy, płyny, nie mówiąc o tzw. maseczkach i środkach dezynfekująco-odkażających. Zamyka się kina, teatry, półki sklepowe świecą pustkami, dzieci małe i duże nie chodzą do przedszkoli i szkół, studenci na uczelnie itd. Do nas przychodzą głównie chorzy na schizofrenię z objawami negatywnymi, a więc z obojętnością i dystansowaniem się do losu.
Bardziej zapobiegliwi domagają się e-recepty, przychodzić nie chcą, bo się boją. Tak mówią.
Ludziom szczególnie starszym radzi się pozostać w domu, a ci ze współistniejącymi przebytymi lub aktualnymi schorzeniami właściwie są skazani na zatracenie. Tylko nieliczni jak np. aktor K. Globisz, red. T. Lis i niżej podpisana mimo przebytego udaru niedokrwiennego (patrz ostatni numer „Newsweeka”) próbują dalej wykonywać swój zawód.
Znajomi, sąsiedzi, którzy dotychczas specjalnie nie zajmowali się narażonymi w pierwszym rzędzie na odejście osobami starszymi, nagle chcą nam pomagać w zakupach, targać za nas przysłowiowe siatki tylko po to, abyśmy nie ruszali się z domu. Mass media żywią nas wiadomościami wyłącznie o wirusie, a TV raczy katastroficznymi programami. Tak ku przestrodze… A właściwie – o co chodzi? Znając nieco historię i Pismo Św. to epidemie, pandemie były, (dżuma, tzw. grypa hiszpańska w 1918-1919) są (koronawirus) i będą. Z tym się trzeba pogodzić. Podchodząc nieco sadystycznie do problemu, to gdzie są ci, którzy utyskiwali na dotychczasowe życie, brak perspektyw, zawirowania polityczne? Gdzie są ci, którzy domagali się takich leków, po których już się nie obudzą? Co z tymi, którzy marzyli o tym, aby odejść od tego beznadziejnego świata? Mówiąc sarkastycznie i cynicznie – jest okazja… A mimo to w czasie zagrożenia szczególnie wirusem, bo nie wierzę w żadne szczepionki, ci sami ludzie „szaleją” w sposób nieprawdopodobny. Nagle chcą żyć? Mimo wszystko warto? Po prostu odzywa się tzw. popęd samozachowawczy, czyli popęd do utrzymania się przy życiu, upośledzony tak naprawdę tylko w głębokiej depresji. Z drugiej strony podchodząc do problemu eschatologicznie – kiedyś odejść musimy, tylko że tej myśli nie dopuszczamy do głosu. Mówimy: jeszcze nie teraz, bo studiuję, bo rozwijam się naukowo, bo mam małe dzieci…. Małe dzieci w wieku 2-3 lat giną na oddziałach pediatrycznych codziennie z powodu m. in. chorób nowotworowych, młodzież też, a my, starsi, musimy odejść, aby zrobić miejsce młodszym. Ich oddech już czujemy na plecach. Dużą sztuką jest podejście właśnie eschatologiczno-filozoficzne do śmierci. Pomaga w tym Biblia i religia w ogóle, mówiąc, że nasze życie doczesne jest tylko chwilowe i jest przejściem do życia wiecznego. Ale co ja o tym będę pisała w miesięczniku prawniczym. Prawnicy mają to do siebie, że głównie cieszą się i korzystają z uroków życia ziemskiego, tu i teraz. Dlatego są narty, eskapady w egzotyczne kraje, wspaniałe alkohole, samochody, młode żony itd. Jednak większość przeciętnego społeczeństwa jest aktualnie podejrzliwa, nieufna, wręcz paranoiczna. Słuchają mediów przede wszystkim, a w nich – wszędzie jest możliwość zakażenia się koronawirusem. Dlatego zwracamy uwagę na osoby, które kaszlą, mają duszność, katar, bóle mięśniowe, nie mówiąc już o podwyższonej temperaturze. Czyli taka cięższa grypa z dusznością. Uważamy na wszystko właśnie z podejrzliwością, nieufnością, chwilami z wrogością. Bo dlaczego on ma maseczkę, a nie ja? Tak, jakby ta maseczka w czymś mogła pomóc. Na pewno nie w obronie przed koronawirusem. Nie spotkałam się jeszcze z postawami urojeniowymi pod tytułem wirusem już zostałem/łam zarażony, już go mam. Ale przypuszczam, że z czasem tacy pacjenci się też pojawią. Właśnie z urojeniami tej choroby i żadne badania dające wyniki negatywne nie uspokoją naszych chorych. Mam wirusa i koniec, nie wiem, gdzie się zaraziłem, wyniki badań są nieprawidłowe, bo laboratorium jest źle wyposażone. A uspokajają mnie dobrymi wynikami, bo wiedzą, że mój stan jest beznadziejny. To na pewno skończy się źle. Skąd wiedzą? Wiedzą. Oczywiście odczyn paranoiczny, czyli reaktywny odczyn urojeniowy przechodzi nie rzadko w tzw. paranoję inducta, czyli w paranoję udzieloną. Tj. większość osób stopniowo, pod wpływem bliskich, znajomych, telewizji również zaczyna obawiać się, podejrzewać siebie o zarażenie się tym to drobnoustrojem. Dlatego za to szaleństwo, za odczyn paranoiczny, za psychozę udzieloną są także odpowiedzialne właśnie media. Media, które powiedzą, że przecież tylko informują i pouczają o niebezpieczeństwach infekcji.
A wszystko zaczyna się od przyczyn choroby. Chyba między bajki należy włożyć opowieści o naszych żółtych braciach spożywających nietoperze i węże na rynku w Wuhan. Przypuszczalnie chińscy uczeni naśladując swoich japońskich kolegów z oddziału 737 w latach 1938-41 produkowali w laboratoriach broń biologiczną, która albo celowo, albo mimochodem „wymsknęła się” im. Ludy wschodu są w tej kwestii podobne do naszych milusińskich z AŚ i ZK. Nie przyznają się. Hirochito, dziadek aktualnego władcy Japonii, również „dziwił się” istnieniu eksperymentów biologicznych na ludziach i zaprzeczył czynienia takowych. Najgorsze, że wirus pojawił się, atakuje głównie nasze drogi oddechowe, a przy obniżonym układzie odpornościowym może skutkować zejściem śmiertelnym. Na razie najwięcej pracy mają koledzy interniści, pulmonolodzy i zakaźnicy, używając medycznego żargonu. My dopiero pośrednio odczuwamy skutki pandemii, ale wszystko przed nami. Wspomniane reaktywne odczyny urojeniowe czy psychoza udzielona (inducta) nie pojawiają się od razu. Na początku mamy zaburzenia nerwicowe głównie wyrażające się lękiem (nosophobia). Lęk przed zarażeniem się. Stajemy się nadmiernie ostrożni, uważni, dezynfekujemy się w nieskończoność, przywdziewamy nawet twarzowe maseczki. Stajemy się mniej aktywni, bywamy gdziekolwiek rzadziej, rezygnujemy z egzotycznych podróży albo wracamy z nich już niestety zarażeni. Gorzej sypiamy, tracimy apetyt, boimy się, ujawnimy lęk i obniżony nastrój oraz negatywne widzenie przyszłości. Zaburzenia lękowo-depresyjne, które wymagają nie tylko wsparcia psychoterapeutycznego, ale przede wszystkim – farmakologicznego. W końcu nerwicowe zaburzenia lękowo-depresyjne jako skutek reakcji na trudną sytuację psychologiczną nierzadko przekształcają się właśnie w głębokie zaburzenia psychiczne nazywane zaburzeniami psychotycznymi. Dlatego czekamy na pacjentów z lękiem, niepokojem, wręcz ze stanami paniki, zaburzeniami depresyjnymi, niemożnością funkcjonowania zawodowego i rodzinnego. Czekamy na ludzi młodych, którzy mieli wszystko, nie znali poprzedniego ustroju i stanu wojennego, a teraz mówią: dlaczego nie jest tak, jak było – parafrazując prof. Rzeplińskiego. Czekamy na ludzi starszych, którzy co prawda mówią, że wszystko już przeżyli, ale nie mogą pogodzić się z tym, że lata trudne (1939-45) chcą się powtórzyć. Czekamy wreszcie na tych, którzy albo już wynaleźli cudowny lek na koronawirusa, a podejrzewa się ich o chorobę psychiczną, na tych, którzy tę chorobę mają mimo braku typowych objawów i na tych, którzy nie chcą dręczyć innych swoją obecnością w okresie pandemii i naprawdę chcą odejść. I nieraz zrobią to bardzo skutecznie. A na razie nasi pacjenci głównie pozostają w domach, proszą o e-receptę, a jak przychodzą, to są albo smutni albo zobojętniali na „uroki” tego okropnego świata. I nie reagują tak, jak Joker-Phoenix napadowym śmiechem, czyli paragelią jako PBA (pseudobulbar affect). Zresztą on też ograniczył się do wsparcia farmakologicznego, bo psychoterapeutki były żadne. Tak jak dzisiaj w tym koronawirusowym szaleństwie. No cóż, przed młodymi kolegami – psychiatrami nowe, poważne wyzwanie. Na wszelki wypadek, mimo wieku zaawansowanego kolejny raz czytam świetny podręcznik pt. „Stany nagłe w psychiatrii” Krzyżanowskiego, Millera i Wanda. Bo myślę, że aktualna pandemia to dopiero początek problemów. I myślę również, że mimo wszystko społeczeństwo nie tylko nasze na nowe sytuacje nie jest przygotowane. W tym wszystkim postawa Pana Ministra Zdrowia jest budująca. O postawie Marszałka Senatu lepiej milczeć lub zacytować Sienkiewicza: kończ waść, wstydu oszczędź.