Ten cytat pochodzi, co pewnie Czytelników tego numeru zaskoczy, z twórczości wybitnego dramaturga szwajcarskiego Fredricha Dürrenmatta. W 1956 r. w Zurichu w teatrze Schauspielhaus odbyła się premiera sztuki „Wizyta starszej pani”. To portret psychologiczny Klary Zachanassion, która by przetrwać czas beznadziei i nędzy zostaje prostytutką. Bogata i niezależna po latach powraca do rodzinnego miasteczka Güllen (skojarzenie celowe z gnojowicą), gdzie szuka odwetu po 45 latach na Alfredzie ILL, który pozostawił ją w ciąży. Chce kupić sprawiedliwość i burmistrzowi zubożonego miasteczka pragnie ofiarować bajońską sumę za głowę sprawcy jej życiowych niepowodzeń. Ten motyw stał się przesłaniem do napisania tej publikacji. Uzupełnia tę sztukę Jarosław Hašek, swoimi przygodami dobrego wojaka Szwejka, a konkretnie tomem trzecim zatytułowanym „Przesławne lanie”. W rozmowie z porucznikiem Lukaszem, Szwejk mówi, że nie znał osobiście żadnego z niemieckich pisarzy. Znał natomiast czeskiego pisarza, niejakiego Hajka Władysława z Damoźlic, który był redaktorem „Świata Zwierząt”. Temu profesjonaliście w dziedzinie „Sierściuchów” zacny wojak, uznawany powszechnie za idiotę, sprzedał ładnego kundelka jako rasowego szpica. Padnie w tym momencie zasadne pytanie, ale co ma bogata Klara Zachanossian z miłośnikiem podgardlanki z majerankiem, uczestnikiem pierwszej wojny światowej w tym felietonie? Otóż wiele.
Nasze życie zawodowe i osobiste, a także, a może przede wszystkim, bycie częścią społeczności tego kraju zaczyna przypominać motywy tragedii i komedii w jednym. To toposy, powtarzające się motywy greckiej tragedii przypominają nam, że przeznaczenie, sprawiedliwość, wina i kara, głupota i naiwność nakładają się wzajemnie. To co było niemożliwe do zniszczenia, zostało przez ostatnie lata unicestwione przez propagatorów zmian konstytucyjnych i wymiaru sprawiedliwości, którzy z kompleksami dochodzili do wniosku, że tworzony przez nich porządek, wykładnia prawa i przekonanie społeczne są doskonałe dla wszystkich. To prowadzi nas do motta sztuki i wypowiedzi Klary Zachanassion, która czeka na zemstę i jest porównywalna do Medei, greckiej czarodziejki wnuczki Heliosa.
Cwaniactwo Szwejka przypomina oferty, które są populistyczne, ale nieprawdziwe. Podejmowane próby niezadowolenia lub braku możliwości spełnienia się w inny sposób, mają nas doprowadzić do kompletnego chaosu i pozbycia się konstytucyjnej ich gwarancji. Polska miała nieszczęście od kilkuset lat, że z uwagi na położenie geograficzne i polityczne, jej obywatele starali się przywyknąć do utraty nie tylko wolności, swobód obywatelskich, ale także do odsunięcia w cień ludzi światłych, szlachetnych, prawych i oddanych krajowi. Nie miała także, z małymi wyjątkami, szczęścia do władających tym Państwem.
Stanisław Poniatowski zaistniał jako król, mimo że gorliwi genealodzy i heraldycy nic szczególnego w jego osobie i rodzinie nie dostrzegali. Pierwsza w Europie i druga na świecie ustawa zasadnicza uchwalona została przez Sejm Czteroletni w atmosferze zamachu stanu. Już wcześniej dokonano w 1772 r. rozbioru Polski, gdzie utraciliśmy 3925 mil kwadratowych bogatych ziem z ludnością sięgającą 8 milionów.
W drugim rozbiorze rok później Prusacy zagrabili 1062 mil kwadratowych z ludnością przekraczającą znacznie milion osób, a Rosja zawładnęła 4157 milami kwadratowymi zamieszkałymi przez 3 miliony polskich obywateli. Do kanonu mów sądowych przeszło jednak przemówienie króla wygłoszone w dniu 2 sierpnia 1773 r. przed Sądem Sejmowym, gdzie wykazał się wielką kulturą i humanitaryzmem, chwalonym będąc przez całą postępową prasę europejską. Dotyczyła ona konfederata barskiego Jana Kuźmy, sprawcy porwania króla. To jednak słowa, a nie czyny. Po upadku powstania kościuszkowskiego w styczniu 1795 r. Stanisław August, na polecenie Katarzyny II, wyjechał do Grodna, gdzie podpisał swoją abdykację. Zmarł dwa lata później w Petersburgu. Ogólne zasady konstytucji powstałego Księstwa Warszawskiego ustalił Napoleon w 1807 r. Późniejsza Konstytucja Królestwa Polskiego uznawała już w istocie niezawisłość sądów. Minęły lata niechlubne dla Polski i jej decydentów i w dacie 20 lutego 1919 r. Sejm Ustawodawczy powierzył Józefowi Piłsudskiemu dalsze sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa. Kierujący Organizacją Bojową Polskiej Partii Socjalistycznej tworzył drużyny i związki strzeleckie i cokolwiek by nie powiedziano, był postacią wyjątkową i nietuzinkową. Miał na celu dobro Polski, a nie wywoływanie, jak to obecnie ma miejsce, podziałów politycznych i społecznych.
Polska pod względem obszaru zajmowała wówczas szóste miejsce w Europie. Pierwsza ustawa zasadnicza nosi datę 17 marca 1921 r., jednak w 1926 r. Nowelą Sierpniową wzmocniono władzę wykonawczą kosztem parlamentu. Utworzono Trybunał Stanu, Trybunał Kompetencyjny i sądownictwo administracyjne. Dbano, co ważne w każdym rozsądnym państwie, o równowagę budżetową. Exposè premiera i Ministra Skarbu Władysława Grabskiego w czerwcu 1924 r. dotyczyło utrzymania równowagi rynkowej i polityki kredytowej i celnej. Dwa lata później premier Kazimierz Bartel poza sprawami finansów i przemysłu mocno akcentował konieczność lustracji Sądów i Prokuratur w związku z pojawiającymi się zarzutami nieprawidłowości ze strony obywateli.
Dokonano oceny życia gospodarczego od 1795 r. do 1923 r. w zakresie przemysłu wszystkich branż, rolnictwa, skarbowości, handlu oraz bankowości.
Przełamanie izolacji finansowej Polski na rynkach światowych nastąpiło w 1927 r. Wyrazem tego była pożyczka stabilizacyjna przeznaczona na przeprowadzenie i uregulowanie drugiej reformy walutowej. Odzyskanie niepodległości miało jednak swoje czarne karty historii. Piłsudski dostrzegając nieprawidłowości w gospodarce i polityce winą za nie obarczał ugrupowania nacjonalistyczno-prawicowe i blok Chjeno-Piasta – potocznie koalicji skupionej wokół trzeciego rządu Wincentego Witosa. W 1926 r. doszło do przewrotu zwanego majowym i stworzenia systemu rządów autorytarnych o szczególnym charakterze. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem zmierzał wyraźnie do osłabienia opozycji, stosując metody tak nam dzisiaj nam bliskie – kompromitacji i ośmieszania przeciwników.
Należy pamiętać, że w maju 1923 r. Piłsudski wycofał się z życia politycznego i, zamieszkując w Sulejówku, decydował praktycznie o wszystkich istotnych sprawach dla kraju. Ta metoda staje się widoczna także w obecnej rzeczywistości.
W sprawach gospodarczych nie wykazywał aktywności i nie miał poza sloganami programu wyprowadzania Polski z kryzysu, który nadszedł do nas w 1929 r. w wyniku ogólnoświatowej recesji. Do otwartej konfrontacji z opozycyjnym Centrolewem doszło w 1930 r. Na przełomie lat 1931
i 1932 toczył się proces przeciwko dziewiętnastu przywódcom opozycji parlamentarnej, gdzie pojawiły się znakomite nazwiska obrońców – adwokatów: Wacława Barcikowskiego, Leona Berensona, Wacława Szumańskiego i Eugeniusza Śmirowskiego, wchodzących w skład Koła Obrońców Politycznych. Palestra potrafiła zrozumieć swoje miejsce w życiu politycznym i zawodowym, a także reagować odważnie na nieprawidłowości. Proces zwany był brzeskim od twierdzy nad Bugiem, gdzie przetrzymywano działaczy.
Aresztowania nastąpiły na polecenie Ministra Spraw Wewnętrznych Felicjana Sławoja Składkowskiego, który zasłynął głównie jednak z polecenia malowania płotów i latryn przydomowych. To postępowanie sądowe ujawniło kompromitujące metody walki politycznej. Już wcześniej, po odpowiednio wyreżyserowanych i niekiedy fałszywych zwycięskich wyborach dla sanacji w 1930 r., Piłsudski dysponował pełnią władzy i większością w parlamencie, co umożliwiło mu zmianę ustawy zasadniczej. Konstytucja kwietniowa z 1935 r. ustanowiła w Polsce system prezydencki z tendencjami autorytarnymi. Pod kontrolą Prezydenta znalazły się nie tylko Sądy, Rząd i Parlament, ale także siły zbrojne.
Polska zaczęła odchodzić na skutek działań jednego człowieka – decydenta od rządów parlamentarnych, przygotowując przepisy dotyczące funkcjonowania państwa w okresie zagrożenia. Proces przemian ustrojowych wykazał brak autorytetów zdolnych do wcielenia w życie postanowień Konstytucji kwietniowej. Po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 r. obóz pomajowy pogrążył się w konfliktach, między innymi z powodu, że Marszałek nie wskazał ewentualnych swoich następców. Okres lat wojny to trwające spory pomiędzy Władysławem Sikorskim, premierem i Naczelnym Wodzem, a generałem Władysławem Andersem.
Sikorski – zwolennik rozmów ze Stalinem, nie tolerował byłych legionistów i ludzi Piłsudskiego, mimo że współtworzył z tym ostatnim 1 pułk Legionów.
W 1922 r. komendant oceniał go jako dobrego organizatora, trafnie oceniającego ludzi, o ile jak pisał nie przysłoni mu oczu prywata, do czego bardzo jest skłonny. Jak twierdził, ludzie obdarzenie takimi wadami nigdy nie wznoszą się ponad własne uprzedzenia. Zarzucano mu powszechnie ponadto, że po zamachu majowym nie potrafił pogodzić racji stanu ze stanowiskiem rządzącego obozu. Po wyjściu z ZSRR armii gen. Andersa, stosunki z Sowietami w 1943 r. na tyle się pogorszyły, że w każdej chwili mógł być zerwany układ zawarty 30 lipca 1941 r. Władysław Sikorski stworzył dla swoich przeciwników wysokich rangą oficerów przedwrześniowych obozy odosobnienia na wyspie Bute, zwanej wyspą węży.
Odizolowani, pragnący brać udział w walce z Niemcami oficerowie i generałowie, mimo komfortowych warunków w jakich przebywali, odczuwali ten pobyt jako ciężką i niezasłużoną karę. Obozy funkcjonowały ponad dwa lata, a ich kres wywołała dopiero interpelacja w angielskiej Izbie Gmin.
To znamienny przypadek postępowania człowieka o braku zdecydowania i wybujałych ambicjach, niewykluczone, że z dużymi kompleksami, które starał się nadrobić rozdawnictwem odznaczeń i przemówieniami. Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski bliski był objęcia godności Prezydenta z nominacji Ignacego Mościckiego. Odsunięty został jednak na boczny tor poprzez ustanowienie go ambasadorem RP przy Kwirynale.
W liście z sierpnia 1940 r. skierowanym do Władysława Sikorskiego pisał: „Załamała się przez Pana wiara w wartości tworzone przez Polskę, w ciągłości jej historii. Polska zawsze wybierała drogę honoru w imię wszystkich ideałów boskich i ludzkich”. W odpowiedzi Sikorski zaproponował mu objęcie funkcji ambasadora RP na Kubie, co uważał za despekt. Ten wartościowy oficer popełnił samobójstwo w dniu 1 lipca 1942 r. w Nowym Jorku.
Kolejną grupą byli ludzie oscylujący wokół „czerwonego dworu” Stalina i polskich pseudopolityków, którym obca była rozmowa o wymordowaniu polskich oficerów i agresja sowiecka na Polskę 17 września 1939 r. To oni byli twórcami Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, zwiastującego powstanie Polski Ludowej. Pokazowy proces przywódców Polskiego Państwa Podziemnego przeprowadzony został w Moskwie w czasie gdy odbywała się tam konferencja w sprawie utworzenia Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, uznającego Armię Krajową za nielegalną, a proces szesnastu za konieczny.
Skazanie było kolejną odpowiedzią Stalina za klęskę poniesioną w Bitwie Warszawskiej. Katyń już mu nie wystarczał. To Krajowa Rada Narodowa, tymczasowy parlament narodu Polskiego stał się legalną władzą wykonawczą, przygotowaną do przyjęcia władzy państwowej w Polsce po wkroczeniu po raz drugi Armii Czerwonej na jej terytorium.
Mała Konstytucja z lutego 1947 r. i uzupełniająca ją ustawa o wyborze prezydenta Rzeczypospolitej, pozwalała sprawującym władzę w imię nadrzędnych i tylko sobie podporządkowanych celów na łamanie prawnych podstaw Państwa. W 1948 r. na zjeździe pracowników wymiaru sprawiedliwości członków PPR i PPS województwa szczecińskiego Leszek Lernell prokurator Sądu Najwyższego współautor sztandarowego dzieła wraz z Igorem Andrejewem i Jerzym Sawickim „Prawo karne Polski Ludowej”, późniejszy profesor Uniwersytetu Warszawskiego powtarzał kilkakrotnie za Wieczesławem Mołotowem podpisującym pakt w sierpniu 1939 r. pomiędzy III Rzeszą a ZSRR. „Na naszej drodze do socjalizmu dobra organizacja Sądu i wysoki jego autorytet w dużym stopniu wzmacniają nową kulturę i nowy byt, wzmacniając ustrój socjalistyczny.
Dawano społeczeństwu ser francuski i amerykańską gumę do żucia zamiast postępowej ekonomii, oszustwo zamiast polityki i parodię zamiast religii. Za prawdziwe i jedynie rozsądne uznano działania na korzyść prostego człowieka, starając się mu dopomóc, aby przestał czuć się prostym. Cudownie komponuje się to ze słowami Klary Zachanassion.
Z początkiem lat pięćdziesiątych rozpoczęły się prześladowania Urzędu Bezpieczeństwa. Do głosu dochodzili ludzie prymitywni, życiowo i zawodowo niespełnieni. Poddali inwigilacji niemal całe społeczeństwo. To w ramach PKWN utworzono Resort Bezpieczeństwa Publicznego. Wystarczy wziąć do ręki książkę Instytutu Pamięci Narodowej: „Twarze szczecińskiej bezpieki”, by dostrzec nie tylko życiorysy i uzyskane wykształcenie, ale także zapoznać się z obsadą kierowniczych stanowisk tego tworu. Upadek rządów komunistycznych spowodował konieczność rozliczenia ich dotychczasowej działalności.
Odbyła się ona w ramach tzw. weryfikacji. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w latach 1944-1956 stanowiący wymiar sprawiedliwości – jedną z podstawowych funkcji każdego państwa, stali się w dużej mierze mordercami w majestacie komunistycznego prawa. Wielu z nich ma własne cmentarze, na których pochowane są osoby uznane za osoby groźne dla systemu. Przemilczę wykształcenie większości. Przypomnę jedynie, że słynny proces generałów w 1951 r. i jego odpryski, doprowadziły do skazania 86 oficerów, w tym czterdziestu na karę śmierci.
Nowa władza dokonała rehabilitacji, a część skompromitowanych prawników przytuliła Adwokatura, jak Hajka Władysław kundla kupionego od Szwejka jako rasowego szpica.
Kolejna próba nieumiejętności władzy doprowadziła do stworzenia czegoś co nazwano Wojskową Radą Ocalenia Narodowego, która rzuciła się piętnem na ludzi, których chore ambicje doprowadziły do klęski. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski swoje przemówienie, które miał wygłosić w południe „szlifował” w Belwederze w dawnej sypialni Piłsudskiego. Wiesław Górnicki, dobry pisarz, talent zawiesił wówczas na haku i jeszcze na niego splunął. Stał się pułkownikiem-kancelistą. Ironia losu. Trzeba sięgnąć do wystąpień w sprawie uprowadzenia i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki takich obrońców jak adwokaci Edward Wende, Jan Olszewski, Krzysztof Piesiewicz czy Andrzej Grabiński. Wydała je w 1995 r. Warszawska Kuria Metropolitarna, bo władzy nie było na tyle stać, nie finansowo, ale z uwagi na brak przekonania i szacunku dla zmarłego.
mec. Edward Wende – z zamierzonego zła nie powstaje zło, ale wielkie niezauważone dobro;
mec. Jan Olszewski – oddanie służbie to wierność pewnym wartościom określonym w szczególności w składanej przysiędze;
mec. Krzysztof Piesiewicz – o sile UB. Tak więc to my przychodzimy na ratunek. Jest to nie obrona prawa, ale totalne nadużycie w obronie prawa i nadużycia zaufania społecznego do funkcji społecznych jakie pełnili;
mec. Andrzej Grabiński – jednym z elementów leżących u podstaw działania oskarżonych jest pycha, która wynosi się ponad całe społeczeństwo. W takiej sytuacji Cycero mówił: „Jak długo twoja złość Katylino, będzie z nas szydzić”.
Te adwokackie osobowości, o które dzisiaj trudno, nie zeszły nigdy do poziomu burdelu, bo Ich morale, wiedza i inteligencja, by na to nie pozwalały.
W 1918 r. Wydawnictwo Gebether i Wolff wydało program wykładów uniwersyteckich dr Zygmunta Cybichowskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego, który we wstępie napisał: „Słuchacze praw w Warszawie muszą znać naukę o państwie, chcąc zdać pierwszy egzamin na Wydziale Prawa i Nauk Politycznych. Spisałem tylko myśli przewodnie i niektóre ważne fakty, resztę słuchacz musi uzupełnić własnymi zapiskami”.
Widocznie niektórym prawnikom jest to obce albo zbyt trudne do przyswojenia.
A może wolą, jak Roman Dmowski, czołowy ideolog polskiego nacjonalizmu, powtarzać: „Jestem Polakiem
– to słowo w głębszym znaczeniu wiele znaczy”.
Minione lata, osoby, postaci polityczne, ich ambicje, małość i małostkowość, wiedza na poziomie niewiedzy to wszystko powodowało, że tworzył się klimat sprzyjający motto tej publikacji. Żądni odwetu przyjmowali i przyjmują synekury, dotacje i dzielą zgromadzone przez społeczeństwo dobra. Bóg wie co jeszcze czynią, bo wszystko za w miarę szczelną kotarą, tak jak kiedyś prominenci robili zakupy luksusowych towarów w sklepach za żółtymi firankami. Porażają wypowiedzi ludzi nowego ładu, przy których słynne bon moty premiera Leszka Millera nie były ani śmieszne ani tragiczne w swojej wymowie.
Komentarze zaś rzecznika rządu Jerzego Urbana, cynika i demona, świadczyły o jego inteligencji. Zrobimy wam burdel, spacerując po korytarzach Europejskiego Parlamentu, idąc jak na wiejskim spacerze, bo nasza pozycja jest widoczna, a brak elegancji nie jest wadą, a zaletą. Trudno nie dostrzec tego grupowego przemieszczania się ludzi z trudnościami komunikacyjnymi, bo media je promują. Gdy coś się nie udaje, a staje się to nagminne, słyszymy cudowne słowo „eksperyment”. To tak gdy w 1989 r. Sowieci zabrali czołgi i odeszli do siebie budować demokrację i kapitalizm. Wielki Brat uznał, że eksperyment skończony.
Zdarzenia, które zbliżają nas do katastrofy próbuje się marginalizować stwierdzeniem: „Zwykłe zmartwienia lub kłopoty”. W 1956 r. Polacy wsiadali do Październikowego pociągu, zmierzającego do zmian, a w 1970 r. do wagonów, gdzie Gierkowska Lokomotywa prowadziła nas do stacji zwanej Propagandą Sukcesu. Obiecują nam, jak to czyniła Klara Zachanassion, rzeczy niemożliwe, bo to nie rodzi wyrzutów niespełnienia. Sztuka mądrości polega na tym, by wiedzieć nie tylko co powiedzieć, ale co ważne, co należy przeoczyć czy niedomówić, w sposób umiejętny dla potencjalnego odbiorcy. Już Heraklit z Efezu, zaliczany do jońskich filozofów przyrody mawiał, że wiedza jest drugim słońcem dla tych, którzy ją posiadają. A stan ten wydaje się wątpliwy, poza oczywistym posiadaniem kasy lub szmalu jak kto woli. Środowiska inteligenckie, rozumiejące zagrożenie konstytucyjności Państwa, są małe w rzeczywistej liczbie i nie są w stanie podnieść klasy średniej do poziomu wiodącego i decydującego. To tak jak u Jarosława Haška ze sprzedażą psa, skundlić się dla potrzeby otrzymania stosownych apanaży.
Geniusze rządzą i mają własne prawa i przywileje, a historię często tłumaczą w sposób wskazujący na brak wiedzy i oczytania. Nikt nie jest upoważniony do zamiany nam kart do głosowania na bilety do cyrku. Wykształcenie jednak takich funkcji jak świadomość to rzecz trudna i czasochłonna, i co oczywiste, nie dla wszystkich możliwa.
Nie lubimy jako Polacy zdolniejszych i inteligentniejszych od nas. Gdzie są takie autorytety jak profesorowie Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek czy Krzysztof Skubiszewski? Czy powrócą ludzie pokroju profesora Tadeusza Kotarbińskiego twórcy etyki niezależnej i Władysława Tatarkiewicza filozofa i etyka?
Obecni możni żyją chyba w poczuciu krzywdy dzieciństwa, wywołanej podawaniem im w przedszkolu kisielu żurawinowego lub kompotu z agrestu, czy truskawek.
Świat upada, a ekonomia okazuje się silniejsza od idei. Nie my tworzymy Stronnictwo Nieomylnych, Towarzystwo Kumotrów, nie my chcieliśmy, aby w ławach parlamentarnych zasiadali Przedstawiciele Interesu Swojego, którzy nie uznają, że polityka powinna być dziedziną ludzi na najwyższym poziomie intelektualnym, a nigdy motłochu z pogranicza magla, grożącego podniesionym palcem nie tylko mi osobiście, ale wszystkim innym konstytucyjnie myślącym. Wiarygodnymi mają być dla nas Polaków ludzie, którym wierzymy, a nie twierdzący, że mają swoją rację i wizję, która musi być uogólniona.
Ktoś, kto dostaje „kartę powołania” i rządzi w oparciu o tubę propagandową, chcący wejść do historii, zawsze coś pokręci i rozpieprzy, jak zwykle bywało. Ludzie powinni zrozumieć, że nie warto grać z szulerami i nie można czynić ich piastunami władzy (za prof. Wojciechem Sadurskim, Newsweek 16/2020).
I dlatego warto zacytować myśl Kubusia Puchatka (A.A. Milne dla nieczytających), że „Ci którzy nie Myślą, nie myślą z braku Rozumu, bo przez pomyłkę został im wdmuchnięty szary puch do Głowy”.
Upadająca gospodarka, przewidywana susza i pożary oraz pandemia z umierającymi w samotności już im nie wystarczają. Trzeba jeszcze bardziej upublicznić swoje poglądy, zapominając, że często największa potęgą i zaletą jest milczenie. Odpowiedzialność konstytucyjna decydentów też wydaje się niektórym iluzoryczna, ale nie byłbym taki tego pewien. Powtórzę tutaj za Blaise Pascalem, francuskim filozofem, matematykiem i pisarzem: „Tak jak można spaczyć sobie umysł, można spaczyć i uczucie.” O ile się je w ogóle posiada, ale to już moje słowa.