My Polacy kochamy biesiady, bo przecież w genach mamy staropolską gościnność. Początkiem przyszłego sukcesu kulinarnego jest przede wszystkim przygotowanie listy gości i menu. Gdy nadchodzą ciepłe, słoneczne dni, nasze organizmy wszystkimi porami skóry pożądają lekkich, pachnących i soczystych dań z grilla, podawanych z kruchą sałatą poprzedzonych łagodzącym panującą gorączkę chłodnikiem.
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych
Na wsi, gdzie mamy własne drewno, piec odpowiednio urządzony do palenia pod kominem, wszelkie szaszłyki z drobiu, dziczyzny czy z ryb, a może i warzyw smakują wybornie. O popularności grillowania decyduje atmosfera towarzysząca przygotowaniom z możliwością osobistego uczestnictwa w całym spektaklu każdego z uczestników.
W tym bowiem teatrze, wszyscy są na równi widzami i aktorami. Nasze polskie polityczne grillowanie na ogniu, ma ostatnio bogatą tradycję, na pewno jednak nie sięgającą tak wczesnych lat, gdy człowiek odkrył umiejętność krzesania ognia. Wtedy swarów narodowościowych nie dostrzegano. Pojawiła się od kilkunastu ostatnich lat potrzeba przygotowania miejsca pod ognisko, a i wędzarka okazała by się przydatna. Trzeba bowiem niektórych niepokornych wędzić w zimnym dymie przez kilka dni, a może nawet tygodni.
W latach terroru stalinowskiego i późniejszej odwilży paleniska zbyt często nie używano. Wystarczały termometry do badania temperatury wewnątrz smażonego mięsa, czyli środki represyjne skierowana przeciwko niepokornym. W 1944 roku gdy niechciani Sowieci wyzwalali nas Polaków spod niemieckiej okupacji, zaopatrzeni byli w glejty od Angoli i Jankesów ze słowami: „Weście sobie nowego sojusznika, sprzedaliśmy go wam w Jałcie”.
Działo się to przy pełnym zaangażowaniu Wojciecha Jaruzelskiego, redaktora naczelnego Polski Ludowej. Stan wojenny uzmysłowił zdradzonemu i pokiereszowanemu społeczeństwu, że oddziały ZOMO, uczestniczące w akcjach wołały „ognia”, a polewały demonstrantów wodą z armatek z kratkami na szybach wyglądających jak klasyczny grill czy ruszt, jak kto woli.
Groby wielkopiątkowe w kościołach miały swoją symbolikę począwszy od Chrystusa w celi więziennej z czarnym bochenkiem chleba do Baranka skutego łańcuchami jak w Kościele Paulinów przy ulicy Długiej w Warszawie. Powoli powracał okres normalności, by z czasem rozpocząć grillowanie bezpośrednie polegające na układaniu opozycji centralnie na ruszcie lub pośrednie, umieszczając ją na tacce pomiędzy rozżarzonymi węglami.
W tym polskim grillowaniu, czyli walce o ogień, nie chodziło wcale o dorzucenie do żaru gałązek jałowca, ale upieczenie opozycji przy jak najmniejszej ilości węgla drzewnego czy brykietów, oczywiście bez podpałki. Jeżeli nie mamy w rytuale pieczenia termometru, to grill jest dobrze rozgrzany, jeżeli dłonie rąk możemy trzymać nad powierzchnią rusztu kilkanaście sekund.
Technika nie wymaga wówczas potrzeby stosowania pokrywy. Spada jednak temperatura inteligencji rządzących, co powoduje, że opozycja czuje się dobrze.Ważne jest bowiem nie to, co możemy zrobić, lecz to co zrobić musimy. TVP i Jacek Kurski nie cofną się bowiem przed niczym, aby zniszczyć Rafała Trzaskowskiego rywala Andrzeja Dudy do prezydenckiego fotela.
Zasady wydają się proste. Mistrz ceremonii powinien mieć fartuch, szczypce i łopatki do przewracania produktów, chyba że stosujemy zasady barbecue, ale to wymaga bardziej profesjonalnego oprzyrządowania i pieczołowitego pilnowania pieczystego. Przyjęty przez Amerykanów skrót BAR-B-Q oznacza po prostu grillparty.
Dobrze by było w tej finezyjnej metodzie użyć jeszcze miecha do rozniecania ognia, gdyż żar przygasa, a nastroje społeczne oczekują szybkiej degustacji. Do tego sardoniczne poczucie humoru i autoironia posunięta aż do ekshibicjonizmu. Powinna być przy tym używana chłodna pragmatyka. Dobrze widziana byłaby polędwica à la Chateaubriand podawana z usmażonymi ziemniakami przybranymi natką pietruszki. Mistrz Grillowania nieskazitelny, rozważny lub wzruszająco naiwny, a przede wszystkim kryształowo czysty, stojący ze szczypcami obok paleniska obserwuje jak goście ustawiają się w kolejce po dokładkę.
To tak jak towarzysz „Wiesław”, który za garnitury za przyzwoleniem Biura Politycznego płacił jedną dziesiątą ceny, dziwiąc się przy tym
na co krawiec przeznaczy tak znaczne środki pieniężne. Obawy musi budzić próba szykowania struktur i infrastruktury do „wielkiego skoku” na to, co jeszcze zachowało swoją konstytucyjną pozycję, a przede wszystkim na całe Sądownictwo bez wyjątku. Prokuratura została opanowana skutecznie i położona na ruszcie przy pasztecikach z warzywami. Najlepiej by było, gdyby opozycja niczego się nie spodziewała.
Pamiętamy, że generał Jaruzelski wysyłając w teren Wojskowe Grupy Operacyjne przed dniem 13 grudnia 1981 roku organizował to z przemyśleniem, co świadczyło o jego profesjonalizmie i braku przenikliwości opozycji. Wtedy grillowana „Solidarność”, ogłaszała powszechną abstynencję, urządzała msze polowe i odmawiała litanie.
Nieskładnie i niegramatycznie gadający elektryk, ojciec ósemki legalnych dzieci, popijał jak większość, nie wyjmując z ust papierosa czy fajki. A władza, która za francuskim profesorem socjologii Jeanem Pierrem Corbeau powtarzała, że francuski sauce, a po polsku po prostu sos, wywodzi się z określeń sociètè i socjable, znaczących towarzyski lub społeczny, bo łączy poszczególne potrawy i nadaje im charakter.
Wyśmiewano się przy tym, że na bramie Stoczni Gdańskiej napisano słowo „Papież” przez „rz”. Jaruzelski ten ziemianin herbu Ślepowron w ortopedycznym wojskowym mundurze wznosił lampkę wina, będąc jak Fryderyk Chopin kompozytorem i wykonawcą zarazem, nadłamując splot pacierzowy robotniczej rewolucji. Starający się nas grillować czytają generalnie jedynie karty restauracyjne. Z rzeczy wytwornych, jak mawiają, mają bronchit, szelki amerykańskie otrzymane od Mrs Robin-Krauze, żonę i co ważne znajomych.
Daniel Passent, człowiek Fraka (Mieczysława Franciszka Rakowskiego – dobrego dziennikarza, który skończył na wyprowadzeniu sztandaru PZPR) robił arogancką i napuszoną warstwą polityki, wyśmiewał, mieszał z błotem i niszczył konkurencję. Mówił przy tym, że możesz być Świętym Franciszkiem z Asyżu, ale jak postanowiłeś się wykreować na hycla, to już na zawsze nim pozostaniesz. Zanim nas spróbują do końca zgrillować, to pamiętajmy, że w ruletce czerwone i czarne jednocześnie obstawia wyłącznie ten, kto nie wierzy w zwycięstwo.
W Magdalence, gdzie nastąpiła wyprzedaż komunizmu, mówiono: „Chcieliście świeżego pieczywa i importu owoców tropikalnych, a dlaczego nie przede wszystkim sprawiedliwości społecznej”. Niektórzy z grillujących i grillowanych przechodzą przez życie zawodowe w sposób niezauważony, cicho i bezszelestnie. Niektórzy nawet powątpiewają, czy w ogóle byli między ważnymi zdarzeniami takimi jak epoko-życie, klęska, kariera, tragedia, tragikomedia czy groteska. Ci co chcą grillować do końca demokrację i konstytucyjne zasady, mylą sposób opisywania faktów z samymi faktami.
Motłoch, tak jak go traktuje Mistrz Grillowania w swej bezgranicznej głupocie, chce koniecznie obalić konstytucyjne zasady, bez których zawsze będzie motłochem.
Nie zarabiałby więcej od profesorów, lekarzy, menagerów. Nie łasiłaby się do niego władza od świtu do nocy. Nic by nie było.
Więc grillujący wiedzą, że bez wsparcia parlamentarnego elektoratu nie utrzymają triumfującego motłochu z bibelotami na półkach, który nazywa się „wyklętym ludem ziemi”.
Trzeba go zatem marynować w ziołach i przyprawach, tak by nie utracił naturalnego smaku. Może obiecamy mu jeszcze wczasy za pół darmo, przydział kartofli i cebuli w miejscu pracy, z grzybobraniem, na które pracodawca podwiezie „sol ziemi” autokarami.
To takie proste. Wystarczy lżyć grillowanych, wśród których motłoch źle się czuje, a on zachwycony będzie bić brawo. Mało tego zerwie się z miejsc i zrobi standing ovation, rzucając kwiaty pod nogi. Ci, którzy w porę dorwali się do władzy, chcą teraz dojechać na własną koronację na betoniarce jeźdźców Apokalipsy. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek przypomina mi nie tylko rzecznika rządu, ale przede wszystkim partii, którą reprezentuje. Zawsze „kicha”, gdy rząd lub szeregowy poseł są zaziębieni. Wypowiedzi o nienawiści nie są śmieszne, ale niektórzy tego stanu nie dostrzegają, żyjąc w świecie czystych zasad, czystych rąk i czystych serc.
Kult oddawany zmarłym jest częścią kultury narodowej i świadectwem trwałości więzów rodzinnych.
Ale dla grillujących urna – to fajansowa waza z prochami stojąca na kredensie. Któregoś dnia prochy pójdą do zsypu, bo waza okaże się potrzebna do zakiszenia ogórków. Przypomina mi to odżegnywanie się katolików od szatana.
Cóż, nowe bogactwo i stare meble nieodparcie się przyciągają. Oby tylko domy letniskowe zwane za komuny „daczami” miały pistacjowe okiennice, wiśniowe dachy i kremowe tynki.
Jestem przekonany, że opozycja kupi rękawice i chwytaki do gorących naczyń i rusztu, a także akcesoria do czyszczenia grilla, a na wszelki wypadek także gaśnicę i odnotuje numer telefonu Straży Pożarnej.
Pamiętajmy jednak, że przy sprzyjającej pogodzie spotkania przy ognisku możemy zakończyć jeszcze przy jesiennych chłodach.
Dziś już trochę nie wypada lansować PRL-owską siermiężność. Jednak przy odrobinie wysiłku i wyobraźni nasza biesiada z grillem, może zamienić się w wykwintne przyjęcie.
Pamiętajmy wszak, że po zakończeniu grillowania nie gasimy żaru wodą.
Udanych spotkań w plenerze i własnym ogródku życzy Wam autor.
Naszym czasom przypadło niestety odkrycie, że słowo stało się rodzajem hałasu.
I tyle na ten temat.