7 lipca 2020 odszedł od nas Jacek Krzyśka, komornik sądowy w Gryficach. Wiem – od kilku dni mogliśmy się tego spodziewać, ale wszyscy mieliśmy nadzieję, że Jacek jeszcze raz zawalczy o swoje zdrowie i życie. Niestety nie starczyło sił, płomień zgasł i kiedy tego dnia Jego żona Irena wysłała do mnie zdjęcie Jacka z podpisem „żegnaj Michu” wiedziałem, że straciliśmy cudownego kolegę i przyjaciela.
Stanisław Ignacy Witkiewicz napisał: (…) nie dość jest istnieć po prostu, nierefleksyjnie, biernie, negatywnie, trzeba jeszcze istnienie swe zamanifestować wyraźniej, na tle możliwej śmierci i otaczającej nicości…
Na pewno Jacek nie istniał po prostu, manifestował swój byt w sposób pozytywny i wyraźny. Był dobrym duchem naszego samorządu komorniczego, wnosząc do niego wiele ciepła i radości. Wszedł do tej korporacji w 2003 r., przechodząc z zawodu sędziowskiego i piastując stanowisko Prezesa Sądu Rejonowego w Gryficach. Wniósł nową jakość, rozległą wiedzę prawniczą, którą zawsze się bardzo chętnie dzielił. Nie było między nami bariery, był od pierwszych dni z nami, a nie obok nas. Jacek chciał działać w samorządzie i był aktywny. Pamiętam, jak przekazywał mi swoją wiedzę i doświadczenie z okresu, kiedy był członkiem Komisji Dyscyplinarnej przy Krajowej Radzie Komorniczej w Warszawie, a ja dopiero rozpoczynałem przygodę z orzekaniem. Zawsze miał czas, wolę pomocy i chęci.
Ale wszyscy zapamiętamy Go przede wszystkim jako przewodniczącego prowadzącego wszelkiego rodzaju zgromadzenia samorządu naszej Izby. Dzisiaj żałuję, że te posiedzenia nie były przez nas nagrywane. Powstałby „spektakl”, w którym głównym aktorem byłby Jacek. Jego inteligentny dowcip (niekiedy uszczypliwy), profesjonalne rozwiązywanie problemów, „na gorąco” pojawiających się w trakcie takich posiedzeń, to kunszt sam w sobie.
Ksiądz Biskup Jan Chrapek mówił do swoich wiernych – „idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały Cię”. Patrząc na życie i dokonania Jacka Krzyśki, wydaje mi się, że to była też Jego dewiza życiowa. Był postacią nietuzinkową, kolorową, taką, którą człowiek zapamiętuje i chce znów spotkać. Podziwiałem go szczególnie za to, że mimo wykonywanego trudnego zawodu i nieustannego kontaktu z ciężkimi sytuacjami życiowymi, potrafił zachować niezwykłą pogodę ducha i radosne spojrzenie na świat. Ciągle jeszcze słyszę jego błyskotliwe, pełne inteligencji żarty, które wnosiły tyle pozytywnej energii w nasze życie. Co szczególnie ważne, Jacek nikogo nie obrażał, nie szedł na skróty, a jednocześnie potrafił nas rozbawić i sprawić, że spotkanie z nim zapadało w pamięć i wywoływało uśmiech przez kolejne dni. Często mówimy, że pozostała po kimś pustka, ale w przypadku Jacka należałoby powiedzieć, że stała się cisza, która swoim bezlitosnym brzmieniem mrozi serce i umysł. Czasem obserwuję jakąś sytuację i zastanawiam się, jakby ją spuentował Jacek, ale tego celnego komentarza już nie usłyszę, choć tak bardzo bym chciał. Pozostaje nam jedynie pamięć – o niezwykłych spotkaniach, o wspólnych chwilach, które były jak iskierka w szarej rzeczywistości. To jedyny sposób, aby choć na moment przełamać tę nieznośną ciszę, z którą będziemy się borykać już zawsze.
Marcin Borek
Przewodniczący Izby Komorniczej w Szczecinie
Nie przygotowałem się do napisania tego wspomnienia. Nie wymyśliłem żadnych wzniosłych strof, pełnych patosu i pochwał pod adresem Jacka. Mógłbym to zrobić, napisać jakim był wspaniałym człowiekiem, dobrym prawnikiem, nietuzinkowym sędzią, solidnym komornikiem, powszechnie lubianą osobą. Pewnie powinienem, bo to wszystko prawda. Tylko, że to nie oddałoby tego, kim Jacek był dla tych, którzy go poznali, to nie opisałoby go tak, jak on by tego chciał. Dlaczego? Bo to byłaby sztampa, schemat, rutyna, a o Jacku można napisać wiele, ale na pewno nie to, że mieścił się w jakichś ramach, że można go zaszufladkować. On był tego zaprzeczeniem.
Ostatnio oglądałem wśród starych dokumentów w sądzie zdjęcie. Zrobione zostało 17 lat tremu, w 2003 roku. Na jego środku stoi odchodzący wówczas z Sądu Rejonowego w Gryficach jego prezes Jacek Krzyśka, by rozpocząć nowy, komorniczy rozdział swojego życia. Wokół niego zgromadzili się pracownicy sądu i jego przyjaciele, łącznie kilkadziesiąt osób. Przyszli, choć nie musieli, by tę pamiątkową fotkę z prezesem zrobić. Niemal wszystkie osoby z tej fotografii przyszły też po tylu latach, by Jacka pożegnać raz jeszcze, tym razem po raz ostatni. To przemówiło lepiej niż tysiące słów. Bo dla nich wszystkich to nie był jeden z wielu sędziów, jacy w tym sądzie pracowali, to nie był jakiś tam prezes, mąż sędzi pracującej tam do dziś, to był Jacek Krzyśka, ich wszystkich Prezes. Ale żegnali go nie tylko pracownicy sądu. Zrobili to sędziowie, komornicy, ale też adwokaci, radcowie prawni, notariusze, prokuratorzy, policjanci. Tylu prawników Gryfice dotąd nie widziały. Bo obok Jacka nie przechodziło się obojętnie, on by na to nie pozwolił, to nie w jego stylu. A przy tym nie można było go nie lubić.
Tak naprawdę znali go tu u nas, na gryfickiej ziemi, wszyscy. Nie tylko jako najpierw sędziego, prezesa sądu, a potem jako komornika, ale przede wszystkim jako człowieka, który tu mieszkał, był po prostu jednym z gryficzan (choć nie tu się urodził). I trudno byłoby znaleźć osobę powszechniej od niego lubianą. Bo Jacek umiał rozmawiać i to z każdym. Jemu nie robiło to różnicy, potrafił znaleźć wspólny język zarówno z panią z warzywniaka, jak i burmistrzem, z rzemieślnikiem wykonującym dla niego usługę, jak i starostą, z sąsiadami, z dłużnikami w kancelarii jak i z posłami na sejm. Dla każdego z nich miał dobre słowo, każdego rozbawił anegdotą i miał tę rzadką cechę, że potrafił rozwiązywać problemy. On po prostu nie znał powiedzenia „nie da się”. No bo jak to się nie da? Zaraz coś wymyślimy, poszukamy rozwiązania. To nie takie proste? W takim razie daj mi trochę czasu, poszukam, pomyślę, na pewno coś znajdę. I znajdywał. Pewnie dlatego ci wszyscy wyżej wymienieni, wspólnie z całą rzeszą jego przyjaciół i znajomych, zjechali się w tym niełatwym przecież czasie by go pożegnać. Godnie, tak jak na to zasłużył.
No i ten jego niebanalny styl. Rozmowa z nim to była czysta przyjemność. Z kim innym można było podyskutować na sądowym korytarzu o wyższości windy w Sądzie Rejonowym w Gryficach nad windą w Burj Khalifie w Dubaju? Bo przecież ta pierwsza wjeżdża na górę w 33 sekundy, a ta druga potrzebuje do tego aż 55 sekund. A tematów do rozmowy nigdy nie brakowało, bo Jacek miał bardzo liczne pasje, o czym nie wszyscy wiedzieli. Było ich tak wiele, że nie sposób tu wszystkich zliczyć. Znały go chyba wszystkie miejscowe ptaki, bo to dzięki niemu miały stawiane budki i dostawały pokarm. Uwielbiał podróże, korzystał z nich ile tylko mógł, cieszył go każdy wyjazd, zobaczenie czegoś nowego. Do tego robienie zdjęć, bo i fotografia go wciągała. Pasjonował go sport, był wytrwałym i wytrawnym kibicem. Wreszcie muzyka i The Beatles. Tym potrafił zarażać innych, także swoich najbliższych. Nieobca była mu kuchnia, miał swoje upodobania kulinarne. I o wszystkich tych swoich pasjach potrafił mówić w taki sposób, że nawet osoba ich niepodzielająca słuchała go z ciekawością.
Trudno jest pisać o tym wszystkim w czasie przeszłym, tym bardziej, że Jacek był walczakiem, prawdziwym fighterem, jak to teraz się określa. Od marca walczył w szpitalu, przezwyciężył tak ciężką chorobę, że nawet specjaliści od medycyny stawiali go za wzór. I gdy już czekaliśmy na niego, gdy już nas pozdrawiał z daleka i obiecywał powrót do pracy, stało się coś, czego chyba nikt nie potrafi zrozumieć. W takich przypadkach zawsze szuka się jakiegoś wyjaśnienia, odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Pewnie takich wytłumaczeń byłoby kilka, ale mi się wydaje, że po prostu ktoś się doliczył, że w niebie jest zbyt mało dobrych ludzi. Dlatego Jacek był tam pilnie potrzebny.
Gdy kilka lat temu żegnaliśmy Panią Sędzię Annę Brylską, w swojej mowie Prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie powiedział, że gdyby sądy miały swoich patronów, to patronem Sądu Rejonowego w Gryficach powinna zostać właśnie sędzia Brylska. I słusznie, bo to tego sądu symbol. Natomiast gdyby kiedyś gryficcy prawnicy potrzebowali dla siebie patrona, to z całą pewnością zostałby nim Jacek Krzyśka. Bo nikt tak jak on nie jednoczył nas wszystkich, nikt tak jak on nie był nasz, nie był nas wszystkich. I takim go zapamiętamy!
Radosław Bielecki
Prezes Sądu Rejonowego w Gryficach