„Lada chwila szlakiem krwawych kolein hitlerowskich czołgów nadejdą głód i zarazy. Jesteśmy świadkami bezimiennej zbrodni” rzekł pod koniec II wojny światowej Winston Churchill w swoim przemówieniu. Dziś wiemy już, że jego słowa stanowiły coś więcej, a mianowicie makabryczną przepowiednię, na której ziszczenie nie trzeba było długo czekać. Tak oto owa „bezimienna zbrodnia” zyskała nazwę ludobójstwa, czyli geoncydu – greckie „genos” (rasa, rodzaj) i łacińskie „cide” (zabijać).
Ludobójstwo jest najprościej rzecz ujmując zaplanowaną zbrodnią przeciwko ludzkości, obejmującą celowe wyniszczanie całych lub części narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych. Tym, co odróżnia ludobójstwo od zbrodni wojennych czy zbrodni przeciwko ludzkości, jest sam „zamysł” zbrodni, to co w języku prawniczym określane jest jako mens rea. Zabronione czyny muszą być bowiem skierowane przeciw określonym jednostkom tylko i wyłącznie dlatego, że są one członkami prześladowanej grupy chronionej.
Krwawe doświadczenia II wojny światowej uświadomiły międzynarodowej opinii publicznej, iż kształtujące się dopiero prawo międzynarodowe musi stworzyć nie tylko system karania i ochrony ludzi przed ludobójstwem, ale przede wszystkim uregulować system przeciwdziałania owej zbrodni w przyszłości.
Pierwszym krokiem przeciwko szeroko rozumianemu geoncydowi były Rezolucje Zgromadzenia Ogólnego nr 95/1 oraz nr 96/1, które stwierdzają, iż: „ludobójstwo stanowi zaprzeczenie prawa do istnienia całych grup ludzkich, tak jak zabójstwo stanowi zaprzeczenie prawa do życia poszczególnych jednostek […]. Ludobójstwo stanowi zbrodnię w rozumieniu prawa międzynarodowego, którą potępia świat cywilizowany, i której główni sprawcy i ich wspólnicy podlegają karze bez względu na to, czy są osobami prywatnymi, funkcjonariuszami publicznymi, mężami stanu, i bez względu na to, czy zbrodnia została dokonana z przyczyn religijnych, rasowych, politycznych czy innych.”
Następnie na mocy decyzji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych dnia 9 grudnia 1948 roku została uchwalona Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, która zakazuje ludobójstwa oraz stwarza wymóg interwencji w wypadku jego wystąpienia. Z kolei uzupełnieniem powyższej Konwencji jest Konwencja o niestosowaniu przedawnienia wobec zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości, która m.in. zaliczyła zbrodnie wymienione w Konwencji z 1948 roku do nieprzedawnionych. Inicjatorem uchwalenia niniejszego dokumentu była sama Polska, która w 1965 roku pragnęła zapobiec uznaniu przez rząd RFN za przedawnione zbrodni hitlerowskich popełnionych w okresie II wojny światowej.
Mimo owych aktów prawnych, ratyfikowanych przez dużą większość państw członkowskich ONZ, przez wiele lat – od 1948 roku po wczesne lata 90. – odpowiedź społeczności międzynarodowej na akty genocydu była znikoma. Zimna wojna i polaryzacja świata na dwa wrogie obozy sprawiły, że nie podejmowano niemal żadnych wysiłków, by zbrodni przeciwdziałać.
Za przykład służyć może choćby ciche przyzwolenie na krwawą politykę „Roku Zerowego” prowadzoną w Kambodży przez Czerwonych Khmerów – ekstremistyczne ugrupowanie komunistyczne, łączące w sobie ideologię komunistyczną z khmerskim nacjonalizmem. Oni to, po przejęciu władzy w Kambodży w 1975 roku, zmienili nazwę kraju na Demokratyczna Kampucza i rozpoczęli absolutną rewolucję oraz reorganizację państwa – zamknęli szkoły, szpitale i fabryki, zlikwidowali banki, a pieniądze całkowicie wycofali z obiegu.
Najgorszym jednak okazał się być terror zgotowany obywatelom Kambodży przez nieludzką ideologię totalitarystycznego ugrupowania, która miała w założeniach stworzenie całkowicie nowego społeczeństwa i rustykalizację. Wszystkich niepasujących do tej koncepcji czekała bezwzględna eksterminacja. I tak oto ludność miast eksmitowano siłą na tereny wiejskie do tzw. kolektywnych gospodarstw rolnych, które były de facto obozami pracy przymusowej.
Ponadto Czerwoni Khmerzy systematycznie mordowali wszystkie osoby, które miały jakiekolwiek powiązanie z poprzednim reżimem, a także ludzi, którzy po prostu stwarzali zagrożenie dla systemu, za jakich uważano m.in. fachowców i intelektualistów. Zabijano nawet za sam fakt posiadania okularów lub zbyt delikatnych dłoni. Ofiarą padły również mniejszości narodowe, etniczne i religijne.
Aby eksterminacja przybrała większego tępa, utworzono pola śmierci, czyli miejsca kaźni, gdzie masowo dokonywano zbrodni ludobójstwa. Zabici chowani byli w masowych grobach, a ze względu na oszczędność amunicji egzekucje często przeprowadzano przy użyciu motyki, młotów, siekier, łopat, czy zaostrzonych kijów bambusowych.
Owe krwawe rządy miały swój kres dopiero po 4 latach, w 1979 roku, kiedy to wojska wietnamskie wyparły ekstremistyczne ugrupowanie ze stolicy kraju, przenosząc tym samym walkę do dżungli, gdzie Czerwoni Khmerzy kontynuowali wojnę partyzancką aż do 1998 roku, gdy zmarł ich przywódca Pol Pot.
Ocenia się, że w okresie rządów Czerwonych Khmerów w latach 1975-1979 w rezultacie masowych egzekucji, pracy ponad siły, braku opieki medycznej, czy głodu zginęło od 1,7 mln osób do 2,3 mln osób, czyli prawie jedna czwarta ludności kraju.
Dlaczego zatem państwa członkowskie ONZ, a w tym państwa sygnatariusze Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, biernie przyglądały się dramatycznym w skutkach wydarzeniach z Kambodży? Dlaczego z pomocą przybyto dopiero po kilku latach bezkarnych mordów, skoro od początku wiedziano o nich na całym świecie? Na to pytanie trudno doszukiwać się racjonalnej odpowiedzi, a dodać należy, że kolejne lata przysparzają jeszcze więcej absurdalnych pytań związanych z nieustającą biernością i znieczulicą państw trzecich na liczne i niezwykle krwawe konflikty lokalne, takie jak wojny domowe czy religijne.
W latach 90. społeczność międzynarodowa ponownie zwróciła uwagę na problem ludobójstwa, niestety jak się później okazało, mało skutecznie. Opinią publiczną wstrząsnęły wtedy bestialskie rzezie podczas wojen domowych w Jugosławii i Rwandzie.
6 kwietnia 1994 r. dyktator Rwandy oraz prezydent Burundi – obaj z plemienia Hutu – wracali z tanzańskiej Aruszy, gdzie podpisano porozumienie pokojowe z plemieniem Tutsi. Nad Kigali ich samolot został zestrzelony, w skutek czego wszyscy pasażerowie wraz z głowami państw ponieśli śmierć na miejscu, co w oczach radykalnych Hutu jawiło się jako zdrada i zamach ze strony Tutsich.
Ludzie wyszli na ulice i zaczęli krzyczeć „Tutsi zamordowali naszego prezydenta!”, co było wystarczającym sygnałem do rozpoczęcia masakry. Tak oto wydarzenia przybrały dynamicznego tempa, a już 40 minut po eksplozji – jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnego komunikatu – wojsko, żandarmeria i bojówki zaczęły zabijać Tutsi. Rano rzezie trwały już w całym Kigali. Mordercy nie mieli litości, bo zabijali nawet dzieci i starców, kobiety w ciąży, płody i młodych mężczyzn – wszystkich, którzy byli Tutsi, ale także tych Hutu, którzy nie chcieli mordować. Nie było dokąd uciekać, gdyż nawet kościoły, szkoły, urzędy czy szpitale stały się miejscami eksterminacji. W tym piekielnym czasie mordowano każdego bez względu na wykształcenie, płeć czy pochodzenie. Palenie żywcem, mordy maczugami, odcinanie kończyn maczetami lub siekierami, a także gwałty, nawet te grupowe, publiczne, czy specjalnie dokonywane przez chorych na AIDS i inne niewyobrażalne bestialstwa były na porządku dziennym.
Masakra trwała 100 dni, a jej ofiarą padło blisko milion osób, co w przeliczeniu daje jedno morderstwo co osiem i pół sekundy.
Niestety także i przy tym dramatycznym w skutkach przypadku geoncydu reszta świata milczała i jedynie bezczynnie przyglądała się rozwojowi wydarzeń. Rządy zachodnie zwykle tłumaczyły w późniejszych latach swoją bierność tym, że nie wiedziały, co się szykuje i co ma miejsce w Rwandzie. Dziś przybywa jednak dowodów na to, że to nieprawda, bo jak się okazuje, brakowało nie wiedzy, lecz woli politycznej państw członkowskich ONZ. Zabójcy natomiast nigdy nie ponieśli sprawiedliwej kary, albowiem odstąpiono od wymierzenia kar śmierci, a wyroki w stosunku do przewinień były raczej symboliczne, co zostało usprawiedliwione tym, że winnych było po prostu zbyt wielu.
Dużo również można byłoby pisać o tragicznych wydarzeniach, które rozgrywały się między 12 a 16 lipca 1995 roku, kiedy to doszło do masakry w Srebrenicy podczas wojny w Bośni.
Jak wiadomo powojenna Jugosławia była wielonarodowym i wieloetnicznym tyglem, w którym obok siebie żyli katoliccy Chorwaci i Słoweńcy, prawosławni Serbowie i bośniaccy muzułmanie. Już na samym początku lat 90., czyli 10 lat po śmierci prezydenta komunistycznej Jugosławii stanowiącego ostatnie ogniwo spajające państwo, swoją niepodległość ogłosiły Chorwacja, Słowenia i Macedonia. W ich ślady poszła Bośnia i Hercegowina, czego nie zaakceptowali Serbowie stanowiący niemal połowę nowo powstałego państwa. Wskutek tego wybuchły walki i rozruchy między Bośniakami a Serbami.
Aby nieco ratować sytuację ONZ uznała Srebrenicę i kilka innych miast w Bośni i Hercegowinie za „strefy bezpieczeństwa” i nakazała obu stronom wycofanie się z enklaw, które miały stanowić schronienie dla ludności cywilnej. Wkrótce w tych miejscach pojawili się także żołnierze ONZ. Grupy błękitnych hełmów przebywały tam rotacyjnie po pół roku, aż w końcu w styczniu 1995 r. w Srebrenicy zaczął stacjonować batalion z Holandii.
11 lipca 1995 r. siły bośniackich Serbów, wbrew wcześniejszym porozumieniom, wkroczyły do Srebrenicy i zajęły muzułmańską enklawę. Tysiące ludzi, w obawie o swoje życie i zdrowie, ruszyło w kierunku bazy ONZ w Potoczari, gdzie schronienie znalazło jedynie około 5 tysięcy z nich. Pozostałe 14 tysięcy zostało zmuszone do koczowania przed bazą.
Uzbrojeni tylko w lekką broń Holendrzy ustąpili bez walki, a dowództwo misji wojskowej ONZ odmówiło wsparcia i zbombardowania Serbów. Wskutek tej dramatycznej bierności muzułmanie zostali na łasce serbskich nacjonalistów.
W następnych dniach „zdolni do służby wojskowej” muzułmańscy mężczyźni i chłopcy byli oddzielani od kobiet, aby później być przetrzymywanym i torturowanym w nieludzkich warunkach w odizolowanych miejscach. Nieco później padali oni ofiarą masowego mordu i byli grzebani w zbiorowych mogiłach. Niestety również i tym razem swoje życie oddać musiało ponad 8 tysięcy niewinnych ludzi, aby po ponad miesiącu od krwawych wydarzeń NATO i siły ONZ rozpoczęły wreszcie ataki na serbskie pozycje wokół Sarajewa.
Rezultatem tych wcześniej wspomnianych zbrodni było utworzenie w 1993 i 1994 roku dwóch doraźnych trybunałów do ścigania zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w byłej Jugosławii oraz w Rwandzie. Nieco później utworzono z kolei Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości z siedzibą w Hadze, który jako organ ONZ, sądzi m.in. osoby
oskarżone o popełnienie zbrodni ludobójstwa, które miały miejsce po 1 lipca 2002 roku.
Na uwagę zasługuje jednak fakt, iż mimo doświadczeń II wojny światowej i utworzonej w jej następstwie Konwencji, by zapobiec opisanym przeze mnie zbrodniom lub przynajmniej je powstrzymać, nie zrobiono niemal kompletnie nic. Ograniczono się jedynie do karania sprawców po fakcie, czemu służyły trybunały.
W związku z tym pojawiają się pytania: czy obecne regulacje prawne są wystarczające, by genocydowi zapobiegać? Czy może ich skuteczność zależy wyłącznie od woli międzynarodowych podmiotów politycznych i nawet najdoskonalsze rozwiązania prawne okażą się bezużyteczne, jeśli nie będzie chęci do ich przestrzegania?
Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa stanowi przede wszystkim prawne ramy penalizowania genocydu, natomiast mniej jasno uregulowane zostały w niej kwestie związane z zapobieganiem samej zbrodni.
Obowiązek zapobiegania zbrodni ciąży na każdym państwie ratyfikującym Konwencję. Jego podstawą prawną jest jej art. 1, zgodnie z którym „Umawiające się Strony […] zobowiązują się zapobiegać tej zbrodni i karać ją”.
Powyższy przepis jest jednak bardzo nieprecyzyjny i niejasny. Nie wyjaśniono nawet, na czym właściwie owo „zapobieganie ludobójstwu” miałoby polegać. Nie określono środków, metod czy działań, które służyć miałyby realizacji obowiązku przeciwdziałania zbrodni.
Natomiast zbyt szerokie spektrum adresatów i brak realnej możliwości egzekwowania przepisów uniemożliwia sprawną realizację zobowiązań nałożonych przez sygnatariuszy Konwencji. Wieloznaczność regulacji zawartych w dokumencie pozostawia stronom duży margines swobody interpretacyjnej, a tym samym swoistą furtkę do „niedziałania”
Dowodem na to są zresztą wydarzenia rwandyjskie. W kwietniu 1994 r. Bill Clinton w specjalnym ogłoszeniu zabronił urzędnikom używać publicznie słowa „ludobójstwo” na określenie tamtejszych rzezi. Tymczasem przyznanie, że w Rwandzie dochodzi do genocydu, oznaczałoby konieczność podjęcia działań militarnych.
Dodatkowo za tym, że Konwencja z 1948 roku jest nieskuteczna, przemawia fakt, iż nie obejmuje ona ochroną grup mordowanych z powodów politycznych lub w celach ekonomicznych, a zakazuje jedynie ludobójstwa grup „narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”.
Ponadto Konwencja nie zawiera definicji ludobójstwa ani nie określa obiektywnych kryteriów, jakimi mogłyby być odsetki morderstw, które pozwoliłyby społeczności międzynarodowej szybko ustalić fakt ludobójstwa. Swoistym uzupełnieniem niejasnych uregulowań międzynarodowych jest orzeczenie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Bośnia i Hercegowina przeciwko Serbia i Czarnogóra. W marcu 1993 roku rząd bośniacki wniósł do MTS-u pozew przeciwko ówczesnej Jugosławii, oskarżając ją o zabijanie, przemoc, torturowanie i eksterminację swoich obywateli oraz o niedopełnienie obowiązku zapobiegania zbrodni ludobójstwa.
W wydanym w 2007 roku (blisko 14 lat po wniesieniu pozwu!) wyroku, MTS stwierdził, że z art. 1 Konwencji jasno wynika bezwzględny i ciążący na każdym z sygnatariuszy obowiązek powstrzymywania zbrodni genocydu. MTS podkreślił, że owy obowiązek powstaje w momencie, w którym państwo dowiaduje się lub powinno się dowiedzieć o istnieniu „poważnego ryzyka „ popełnienia ludobójstwa. Pojęcie „poważnego ryzyka „ użyte przez MTS jest jednak niejasne i może być dowolnie interpretowane.
Zatrważająca jest również bierność podmiotów stosunków międzynarodowych wobec dziejących się zbrodni.
Za przykład raz jeszcze posłużyć mogą wydarzenia z Rwandy. Społeczność międzynarodowa nie reagowała, gdy napływały pierwsze informacje o przygotowaniach i planowaniu zbrodni wobec Tutsich. Do dowództwa ONZ-owskich wojsk zgłosił się nawet Rwandyjczyk, który dostarczył informacji i dowodów na gromadzenie ogromnych ilości broni służącej ostatecznemu rozwiązaniu „problemu” Tutsi. Przekazał też listy tysięcy obywateli, którzy mieli zostać zgładzeni. Jednakże wojskom stacjonującym w Rwandzie nakazano pozostać bezstronnym i nie angażować się w ewentualne walki. Ostatecznie zmniejszono też liczbę żołnierzy sił pokojowych. A jak już wspomniałam wyżej, tłumaczono się potem, że nikt nie przypuszczał, że w Rwandzie może dojść do ludobójstwa.
Z kolei w Darfurze, gdzie konflikt trwa do dziś, gdy ONZ po długiej zwłoce zgodziło się wreszcie interweniować i wysłać wojska pokojowe, państwa członkowskie nie dostarczyły wymaganej liczby żołnierzy i sprzętu.
Powyższe rozważania prowadzą do stwierdzenia, że choć z ONZ-owskiej Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa bezpośrednio wywodzi się prawny obowiązek przeciwdziałania ludobójstwu, to nie istnieje jeszcze uniwersalny i niezawodny mechanizm zapobiegania genocydowi. W związku z niejasnością i nieprecyzyjnością uregulowań, państwa sygnatariusze często pozostają bierne i nie wykonują wynikających z Konwencji postanowień, mając na uwadze tylko własne interesy.
A wspomnieć należy o tym, że jest przecież wiele innych instrumentów – sankcje, nacisk dyplomatyczny, negocjacje, embarga. Są one skuteczne – trzeba tylko chcieć ich użyć. Dlatego też przed społecznością międzynarodową staje trudne zadanie – zwłaszcza w kontekście aktualnych wydarzeń np. w Syrii czy w Iraku. Jednakże bez chęci współpracy i zmiany rzeczywistości na lepsze, nawet najdoskonalsze uregulowanie prawne nie będzie ani trochę skuteczne.
Bibliografia:
1. Prawo międzynarodowe publiczne – Remigiusz Bierzanek, Janusz Symonides (Wolters Kluwer, Wydanie 8 zmienione)
2. Ludobójstwo. Historia i socjologia ludzkiej destrukcyjności – Lech M. Nijakowski (Wydawnictwo Iskry 2018)