Może to banalne, ale każdy wykonujący zawód adwokata, zdaje sobie sprawę, jak wielkie znaczenie ma znajomość obowiązujących przepisów prawa. Znajomość bowiem przepisów to podstawa wykonywania zawodu, warunek sine qua non rzetelnego udzielenia pomocy prawnej. Podobny obowiązek spoczywa na aplikantach – żeby zaliczyć kolokwia roczne, czy też zdać egzamin zawodowy, muszą przede wszystkim znać aktualne przepisy. Każda zmiana wywołuje określone skutki, niektóre na zasadzie „efektu motyla” władne są wywrócić całą treść znaczeniową ustawy i rozumienie norm prawnych. O ile dla wykonujących ten zawód, czy też zawody pokrewne, skutki takich modyfikacji są oczywiste, to dla uchwalających te zmiany waga własnego działania wydaje się być niezauważona.
Wychodząc od rzeczy pozornie banalnych, warto jest sięgnąć po dane, które zobrazują, jak bardzo na przestrzeni lat zwiększyła się potrzeba legislacyjna, przez niektórych nawet przyrównywana do stanu powstałego po zjedzeniu ogórka kiszonego popitego zsiadłym mlekiem. Najlepiej ten stan zobrazuje wykres:
Z powyższego zestawienia wynika, iż od lat 90 można zaobserwować w tym zakresie hiperwzrost, który do pewnego stopnia był konieczny i zrozumiały. Czy utrzymywanie tej tendencji aktualnie jest jednak uzasadnione? Uchwala się przecież nie tylko nowe akty prawne, ale ciągłym zmianom podlegają również te, które obowiązują od wielu już lat, w tym te, które winny być najtrwalsze – wszelkie kodeksy.
Gdy mamy do czynienia ze sprawami standardowymi, z podstawą prawną wynikającą z kodeksu cywilnego, sprawa jest stosunkowo prosta. Warto jest zawsze zerknąć do orzecznictwa by sprawdzić, czy przypadkiem coś w wykładni się nie zmieniło. Kiedy jednak pojawiają się tematy „niecodzienne”, ilość czasu spędzona celem rozpoznania problemu niepomiernie rośnie. Zdarzają się wszak zagadnienia, które wymagają zapoznania się z kilkoma ustawami, jak chociażby ostatnie dotyczące obrotu ziemią rolną. O ile zwiększona ilość czasu jest do przyjęcia, to obniżająca się jakość kolejnych ustaw i ich brak zgodności z ustawą zasadniczą, już nie. Do niedawna najważniejsze wątpliwości rozstrzygane były na poziomie Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego, jak będzie w najbliższej przyszłości trudno jest już wyrokować.
Wyrażając zastrzeżenia co do ilości zmian, dostrzec należy te, które uznać należy za korzystne. Jak chociażby ostatnie dotyczące procedury cywilnej. Począwszy od 8 września 2016 r. będzie istniała możliwość wyboru wnoszenia pism procesowych drogą elektroniczną w całym postępowaniu cywilnym poprzez tzw. Elektroniczne Biuro Podawcze. Dotychczas doręczenia elektroniczne były dokonywane tylko w elektronicznym postępowaniu upominawczym. W tym przypadku w intencji ustawodawcy wprowadzone zmiany mają na celu przyspieszenie postępowania. Wydają się być one korzystne również dla wykonujących zawód adwokata, chociażby z uwagi na obniżenie kosztów działalności. Jako drugą dostrzegalną i korzystną zmianę wskazać należy możliwość oświadczenia przez pełnomocnika w treści pisma wnoszonego do sądu o nadaniu pisma drugiej stronie przesyłką poleconą, a więc nie będzie już konieczne wrzucanie do koperty kierowanej do sądu potwierdzenia nadania. W przeszłość odejdzie ekwilibrystyka okienkowa przy pismach wysyłanych w ostatnim terminie.
Niestety, są takie zmiany, które uznać należy jednoznacznie za złe. To w zasadzie nie tyle z uwagi na ich treść, ale z uwagi na sam fakt, iż są. W lipcu 2015 r. w życie weszła nowa procedura karna, zmieniająca filozofię prowadzenia tego procesu. W tym przypadku wprowadzona przez poprzedniego ustawodawcę zasada kontradyktoryjności miała potencjalnie usprawnić pracę sądu oraz zapewnić równość procesową między oskarżonym a oskarżycielem. Zmiany, które weszły z kolei w życie 1 kwietnia br., zakładają natomiast całkowite odejście od rozwiązania obowiązującego od 1 lipca 2015 r. Rozwiązanie z kwietnia powraca bowiem w zasadzie do tego, które było znane przed 1 lipca 2015 r., wprowadzając dodatkowo pewne rozwiązania, dające szerokie pole do nadużyć ze strony władzy, jak chociażby nowy art. 168a oraz 168b kodeksu postępowania karnego. Kolejna tak duża zmiana doprowadziła do niespotykanej dotychczas sytuacji, że w kancelarii, na wszelki wypadek, muszą leżeć nie dwa a trzy kodeksy. Sprawy karne bowiem prowadzimy, w zależności od ich wszczęcia, w oparciu o inny stan prawny. Gdy zawita do nas kolejny klient, za każdym razem musimy sprawdzać, którą procedurę stosować. W praktyce obrońcy/pełnomocnika pojawia się pytanie, które przepisy powinniśmy wziąć pod uwagę i jak ostatecznie zachowywać się przed sądem – wszak taktyka procesowa powiązana jest z konkretną procedurą. Czy takie zmiany są dobre? Czy w ogóle ktoś zastanawia się, czy ,,nadprawotwórstwo” do czegoś sensownego prowadzi? Nie jest to dla nas komfortowe, że przygotowując się do rozprawy karnej, w pierwszej kolejności badamy, czy sprawa idzie procedurą nr 1, nr 2 czy też może nr 3. Czy prokurator będzie aktywny, czy też nie musi, bo to sąd ma obowiązek nieograniczonego działania.
Zmiany, ostatnio zwłaszcza procedury karnej, wpływają znacznie na praktykę, ale i na przygotowania aplikantów do egzaminów zawodowych. Dla aplikanta adwokackiego obecnie wydaje się to być niezmiernie trudne. Aplikanci z roczników mających zdawać egzamin wiosną 2017 r. mogą mieć obawę przed tym najważniejszym egzaminem. Skoro kodeks postępowania karnego zmienił się trzykrotnie w tak krótkim czasie, to w oparciu o który przyjdzie im zdawać? Poziom trudności egzaminu niepotrzebnie wzrasta i można by oczekiwać ze strony Ministra Sprawiedliwości, iż wątpliwości te rozwieje. Przecież nie chodzi o to, by oprócz towarzyszącego stresu podczas egzaminu oczekiwać od aplikanta, by pamiętał te wszystkie procedury i posługiwał się każdą z nich z równą swobodą. Czy w takim wypadku ministerstwo nie powinno ustalić odgórnie, jakie przepisy będą musieli stosować egzaminowani? Z pewnością przedstawiciele innych zawodów prawniczych podniosą, iż rozważanie, jakie przepisy mają być zastosowane, jest wpisane w zawód prawnika, jednak jak to zostało wykazane powyżej, szybkość zmian i ich częstotliwość może sprawić trudność nawet wybitnym praktykom, którzy mają wieloletnie doświadczenie. Czy w takiej sytuacji uda się wypracować „złoty środek”? Brak stabilności prawa, ciągłe zmiany nie służą nikomu.
Z pewnością modyfikacje przepisów niosą za sobą konsekwencje dla adwokatów i aplikantów adwokackich, czyniąc ten zawód ,,zawodem coraz większego ryzyka”. Nie ma potrzeby tego stanowiska szerzej uzasadniać, wszak przegrana sprawa z uwagi na nieznajomość zmian, to prosta droga do odpowiedzialności odszkodowawczej i odpowiedzialności dyscyplinarnej w przypadku adwokata, niezdania kolokwium czy egzaminu zawodowego w przypadku aplikanta.
Niestety, po każdych wyborach następuje lawina zmian, dobrych czy złych. Nieważne. Istotne, że następują, jakby warunkiem utrzymania sejmu i senatu było to, że pieczołowicie i nieustannie produkują kolejne setki przepisów – w imię zasady, że nie może być takiej sfery naszego życia, która nie byłaby ubrana w jakąś normę prawną, w imię zasady, że jak jest przepis, to jest dobrze. Ale czy na pewno tak jest i czy na pewno tak być musi? Na to pytanie każdy wykonujący ten zawód powinien odpowiedzieć sobie sam. Nie ulega wątpliwości, że uchwalający zmiany nie dostrzegają negatywnego wpływu na funkcjonowanie całego porządku prawnego. Może dzieje się tak dlatego, że w większości ich styczność z aktami prawnymi na akcie głosowania się kończy. Niestety, realnie oceniając bieżącą sytuację, oczekiwać można dalszego potoku kolejnych przepisów i nieśmiało można zapytać, co będzie jak w sejmie i senacie zmieni się konfiguracja polityczna i inna partia przejmie stery rządu? Czy znowu będziemy poddani podobnemu procesowi? Najwyższy już czas by legislacja w naszym państwie zaczęła być po prostu rozsądna i odpowiedzialna. Biorąc pod uwagę, iż w bieżącym roku liczba stron uchwalonych aktów prawnych już wyniosła 29.843 i przekracza liczbę stron uchwalonych w całym 2015 r., można mieć najgorsze obawy i złe przeczucia1Grant Thorntorn An instinct for growth www.barometrprawa.pl.