No i stało się. Pamiętasz, jak pisałem o dziwacznych skutkach Jednomandatowych Okręgów Wyborczych oraz metody d’Hondta? Otóż, właśnie doświadczyliśmy ich na własnej skórze (czy też: na własnym parlamencie). Niezaprzeczalną zaletą tegorocznych wyborów, jest to, że stanowią wręcz wzór metra z Sèvres wśród skutków ubocznych kiepskich ordynacji. I tak partia z 43% poparciem otrzymuje bezwzględną większość w Sejmie. Ta sama partia, otrzymując 45% głosów w wyborach do Senatu, będzie mieć tylko o pięciu senatorów więcej niż partia, która otrzymała łącznie niecałe 35% głosów. A skoro o Senacie mowa, to dzięki „Paktowi Senackiemu” otrzymaliśmy przyspieszoną lekcję systemu dwupartyjnego (na szczęście opozycja odrobiła ją wzorcowo – chyba czytała 132 numer In Gremio).
Słusznie nie możesz się doliczyć sensu w tych wszystkich procentach. Najzwyczajniej ich tam nie ma, bo mieszanka polskich ordynacji to istny groch z kapustą, kwiat do kożucha i świni siodło.
Nie mniejszego pomieszania zmysłów idzie zaznać, spoglądając na stan osobowy przyszłego Sejmu. W zasadzie reprezentowany jest każdy pogląd polityczny od pełnego uśmiechu fajnopolactwa poprzez denializm klimatyczny i stop-NOP aż po narodowo-rockowy agraryzm. Szczęśliwie mogę poszczycić się łyżką miodu w tej beczce dziegciu, gdyż reprezentanci mojej partii dostali się do Sejmu, niesieni na skrzydłach koalicji, która koalicją nie była. Nie zdradzę kim są, bo nie chcę im robić kryptoreklamy. Podpowiem jedynie, że jest ich sześcioro i jeszcze nigdy wcześniej nie zasiadali w sejmowych ławach. Po raz pierwszy zresztą sprawdziła się ta cała śpiewka, jakoby mój głos miał znaczenie (kandydatka, której kibicowałem wygrała o włos z kontrkandydatką z tej samej listy).
Ogółem, ostateczne wyniki spotkały się z mieszanymi reakcjami, zwłaszcza ze strony osób, które powinny być zadowolone z obronionego stanu posiadania.
Największa partia opozycyjna już na starcie uznała, że chyba nie chce w przyszłości otrzymywać ani jednego głosu więcej i podsumowała wynik wyborczy konkurencji przytykiem w stronę inteligencji jej elektoratu. Tego samego elektoratu, zresztą, który nieskutecznie chciałaby partii rządzącej odebrać.
Z kolei najmniejsza z partii podniosła larum, że wybory są nieważne, bo jej lider nie otrzymał satysfakcjonujących przeprosin od publicznej telewizji (tak jakby ktoś wierzył, że publiczna telewizja potrafi wykrzesać z siebie coś ponad non-apology w rodzaju: „Głęboko ubolewamy nad tym, że poczuł się pan urażony faktem, iż jest pan złodziejem”). W istocie sądzę, że ten ruch ma niewiele wspólnego z oczekiwaniem na przeprosiny. Po prostu skrajna prawica tak przywykła do roli opozycji pozaparlamentarnej, że sześcioprocentowy wynik kompletnie ją zaskoczył i teraz jej liderzy chwytają się brzytwy, byle całe to nieporozumienie odkręcić.
Tymczasem Sejm ubiegłej kadencji jeszcze prężnie działa, już nie na deser, a wręcz na podkurek, pozostawiając sobie pierwsze czytanie ustawy penalizującej edukację seksualną. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności, że na ostatnie posiedzenie trafił akurat obywatelski projekt ustawy, wolny od zasady dyskontynuacji.
Na koniec pozwolę sobie wybiec myślami w przyszłość. Czego możemy się spodziewać po Sejmie IX Kadencji? Z pewnością więcej tego samego. Będzie więc budowa kartonowego państwa dobrobytu prawą ręką do lewego ucha, gdy tymczasem proponenci modelu szwedzkiego, będą zgrzytać zębami na wieść o tym, jak bardzo bastardyzowane są ich pomysły. Trzeba będzie również znaleźć nowego kozła ofiarnego, bo uchodźcy i społeczność LGBT+ lada moment staną się démodé.
Wróżę, że temat pierwszej polskiej elektrowni atomowej i katastrofy klimatycznej powróci ze zdwojoną siłą, kiedy zaczną się wakacyjne susze, zaś stolica już (strzelam) w lipcu 2022 roku otrze się o swój pierwszy letni blackout. Niemniej dotkliwie odczujemy wchodzące właśnie zmiany w kpc, a zwłaszcza niesławne całodniowe terminy rozpraw wyznaczane dopiero na cztery lata naprzód, po zgromadzeniu wszystkich świadków z całej kuli ziemskiej. Teraz, gdy o tym myślę wydaje się to nader sprytne. Nie można mówić, że nasz współpracownik został prawomocnie skazany, jeżeli pierwsza rozprawa odbędzie się dopiero po następnych wyborach do Sejmu, a do tego czasu przecież może uda się już uzyskać większość konstytucyjną?
Sejmowa mównica będzie za to bogatsza o celne riposty świeżo upieczonej opozycji, zwłaszcza posłanek, które wyrobiły sobie charyzmę przemawiania do tłumów podczas Czarnych Protestów. I wreszcie, stawiam dolary przeciw orzechom, że panowie posłowie rzekomo stojący na straży „tradycyjnego” modelu rodziny zrobią straszną chryję, kiedy jakaś posłanka będzie chciała wejść na salę obrad z niemowlęciem.
Czy cokolwiek z tego co piszę się sprawdzi? Prawdopodobnie nie. Piszę to przecież wyłącznie po to, żeby zapełnić obligatoryjną kwotę znaków w felietonie. Jednakże, gdybym miał się okazać kaznodzieją, to następne przewidywania postaram się poczynić co do wyników losowania dużego lotka.