W dniach 1 i 17 września 1939 r. armie niemiecka i sowiecka przekroczyły z zachodu i wschodu granice Polski, niwecząc budowaną niepodległość. Wydarzenia te niosły za sobą łamanie międzynarodowych konwencji i ustaleń o prowadzeniu konfliktów zbrojnych, traktowaniu jeńców wojennych czy ludności cywilnej. Niemieckie zbrodnie doczekały się osądu, sowieckie niestety nie. Obecną publikację chciałbym poświęcić Najwyższemu Trybunałowi Narodowemu, o którego funkcjonowaniu już dzisiaj mało kto pamięta.
Trybunał to polski sąd specjalny lub, jak podnoszą niektórzy z historyków, „szczególny”. Utworzono go w dniu 18 lutego 1946 r. na podstawie dekretu z 22 stycznia 1946 r. Dekret ten podpisał prezydent KRN Bolesław Bierut, a kontrasygnowali premier Edward Osóbka-Morawski, minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski oraz minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz.
Istotnym dla stosowanej przezeń procedury było orzekanie na podstawie obowiązującego po wojnie ustawodawstwa karnego (m.in. kodeks karny z 11 lipca 1932 r., dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 23 września 1944 r., kodeks karny Wojska Polskiego, dekret PKWN z dnia 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego).
Trybunał orzekał w składzie 3 sędziów zawodowych i 4 ławników powołanych spośród posłów do KRN. Jego prezesem był Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego. Wyroki były ostateczne i niezaskarżalne. Skazani mogli zwrócić się jedynie o prawo łaski do Prezydenta KRN. Jurysdykcji Trybunału podlegały m.in. osoby odpowiedzialne za faszyzację międzywojenną Polski, a także przestępcy pospolici. Trybunał orzekał też w sprawach reichsdeutschów i volksdeutschów oraz działaczy podziemia niepodległościowego. Działał on praktycznie do 1948 r., mimo że jego działalność nie została uchylona żadnym aktem prawnym. Po tej dacie procesy przeciwko zbrodniarzom wojennym toczyły się przed sądami powszechnymi.
Sędziami Trybunału byli m.in. Emil Stanisław Rappaport i Stanisław Rybczyński. Ten pierwszy, polski prawnik pochodzenia żydowskiego, studiował na Wydziale Prawa rosyjskiego Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1917 r. był sędzią Sądów Apelacyjnego i Najwyższego w Warszawie, a następnie Trybunału Narodowego. O Stanisławie Rybczyńskim archiwa milczą. Wiadomo jedynie, że był przewodniczącym II wydziału karnego w Sądzie Wojewódzkim, ciesząc się uznaniem zawodowym.
Oskarżali prokuratorzy Tadeusz Cyprian, Henryk Gacki, Jerzy Sawicki i Mieczysław Siewierski. Ten ostatni był prekursorem 6-miesięcznych kursów prokuratorskich, bez przygotowania uniwersyteckiego. Mieczysław Siewierski został profesorem z zakresu prawa karnego, a jego macierzystą uczelnią był Uniwersytet Łódzki. Jak donoszą przekazy, w czasie okupacji handlował „mydłem i powidłem”, a po wojnie był aresztowany za oskarżanie działaczy komunistycznych.
Jerzy Sawicki, pierwotnie Izydor Reisler, (po 1941 r. miał być rzekomo agentem Gestapo), swoją drogę zawodową zakończył jako karnista, specjalizujący się w prawie międzynarodowym. W swoim życiu zawodowym miał epizod adwokacki, bowiem w latach 1936-1941 praktykował we Lwowie. Oskarżał w trzech procesach Trybunału, a mianowicie Arthura Greisera, Josefa Bühlera oraz załogi hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Uczniem Sawickiego był m.in. późniejszy prof. Lech Falandysz.
Prokurator Henryk Gacki w latach 20-30-tych, ubiegłego wieku jako adwokat aktywnie bronił w procesach politycznych. W okresie 1946-1948 przyjął stanowisko wiceprzewodniczącego Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Życiorys nie zawiera szczególnych zdarzeń świadczących o zmianie opcji politycznej.
Prokurator Tadeusz Cyprian w okresie obu wojen światowych był czynnym oficerem lotnictwa. Znalazł się w składzie 4-osobowej polskiej delegacji na Proces Norymberski. W latach późniejszych profesor prawa na Uniwersytetach Lubelskim i Poznańskim. Fotografik uhonorowany przez Międzynarodową Federację Sztuki Fotograficznej za dokonania w tej dziedzinie.
Proces Arthura Greisera, namiestnika Rzeszy w tzw. „Kraju Warty”, uznawany jest za jeden z ważniejszych w polskim sądownictwie specjalnym. 30 marca 1946 r. ok. godz. 16:00 na warszawskim lotnisku Okęcie, wylądował polski samolot wojskowy. Przywiózł on z amerykańskiego więzienia we Frankfurcie nad Menem wydanych Polsce zbrodniarzy wojennych. Wśród sprowadzonych znajdował się Arthur Greiser. Po upływie niecałych 4 miesięcy od tego zdarzenia – w prasie polskiej ukazała się krótka wzmianka o treści: W dniu 21 lipca 1946 r. o godz. 7:00 rano na stokach Cytadeli w Poznaniu stracono Greisera. Wyrok został wykonany publicznie przez powieszenie. Zwłoki po przeprowadzonej sekcji, zostały spalone w krematorium zbudowanym w czasie wojny przez Niemców.
Aula Uniwersytecka, gdzie toczyło się postępowanie, zawsze była pełna. Greiser był jedną z czołowych „osobistości” hitlerowskich Niemiec, byłym prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańska, namiestnikiem „Kraju Warty” (Warthland) i szefem partii narodowosocjalistycznej w tym okręgu. Historycy ustalili, że Greiser, jako namiestnik w Warthelandzie, w dniu 3 sierpnia 1943 r. wydał rozporządzenie o wprowadzeniu policyjnych sądów doraźnych (Polizeistandgericht), gdzie oskarżeni pozbawieni byli wszelkich praw procesowych, w tym uprawnień do korzystania ze środków odwoławczych. Przedtem stosował restrykcje sądowo-policyjne wobec społeczności polskiej bez jakichkolwiek podstaw prawnych.
Adw. Stanisław Hejmowski, przedwojenny doktor prawa, w latach 1930-1939 prowadził w Poznaniu własną kancelarię adwokacką. Przed wojną bronił kupców żydowskich przed urzędnikami i nieuczciwą konkurencją oraz członków zdelegalizowanej Komunistycznej Partii Polski. Te ostatnie obrony w silnie endeckim Poznaniu nie przysparzały mu jednak sympatii. To właśnie on oraz adw. Jan Kręglewski zostali wyznaczeni na obrońców z urzędu Arthura Greisera. Mecenasa Hejmowskiego wybrano także z racji perfekcyjnej znajomości języka niemieckiego, co miało ułatwiać kontakt z oskarżonym. Warto wspomnieć, że w okresie okupacji uniknął aresztowania w trakcie łapanki, bowiem rozmawiając z pilnującym go żołnierzem niemieckim naśladował tak doskonale berliński akcent, iż uznano, że ma rodzinne związki z tym miastem.
Adw. Hejmowski nie chciał bronić Greisera, albowiem w trakcie działań wojennych stracił dwóch braci, a zimą 1939 r. Niemcy nakazali mu opuścić Poznań i wyjechać do Generalnej Guberni pod groźbą aresztowania. Stracił przy tym cały dorobek swojej 10-letniej pracy zawodowej. Stanisław Hejmowski przed rozpoczęciem procesu zwrócił się do Bolesława Bieruta o wyznaczenie w jego miejsce innego adwokata. Nie uzyskał zgody, bowiem argumentowano, że dla dobra Polski Arthura Greisera musi bronić profesjonalny i rzetelny adwokat, aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o fikcyjność postępowania sądowego. Po latach o tym procesie mówił bardzo niechętnie. Stwierdził, że sam nie podjąłby się tej obrony, ale jako adwokat nie mógł uchylić się od powinności niesienia pomocy innym.
Proces ujawnił, o czym wspominałem już wcześniej, że Greiser na kilka miesięcy przed ukazaniem się rozporządzenia z 4 grudnia 1941 r. wprowadził z własnej inicjatywy doraźne sądy policyjne. W czasie procesu okazał się człowiekiem zrzucającym winę na innych funkcjonariuszy faszystowskiego reżimu, pomniejszając przy tym swoją rolę.
Składowi orzekającemu przewodniczył Kazimierz Bzowski – prezes Sądu Najwyższego, a wotowali mu wspomniany już sędzia Emil Stanisław Rappaport i Witold Kutzner – wiceprezes Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Ławnikami byli posłowie do KRN, pochodzący z Poznania, Łodzi i Katowic. Protokolantami była trójka aplikantów sądowych z Poznania, a oskarżenie popierali Stefan Kurowski, Jerzy Sawicki i Mieczysław Siewierski. Śledztwo prowadził z ramienia Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce Józef Skorzyński – apelacyjny sędzia śledczy do spraw wyjątkowego znaczenia. Na rozprawie wystąpił także jako biegły dr Karol Maria Pospieszalski. Stwierdził on, że przy obowiązującej strukturze prawno-organizacyjnej władzy w Kraju Warty Greiser musiał być jako namiestnik informowany o wszelkich poczynaniach SS i policji. Prokurator Jerzy Sawicki jako niewiarygodne odrzucił twierdzenia obrony Greisera, że w urzędzie namiestnikowskim odbywały się poza jego osobą niezależne działania zespołowe. Podniósł też, że twierdzenia oskarżonego nie mogą zasługiwać na uwzględnienie, albowiem miał wiedzę o działaniach represyjnych i mógł na podstawie przysługującemu mu prawa odstąpić od kategorycznego ich stosowania.
Dnia 2 lipca 1946 r. przewód sądowy został zamknięty. Prokuratura dokonała oceny istoty i założeń systemu rządzenia namiestnika stwierdzając, że zmierzał on do wszechstronnego unicestwienia narodowości polskiej. Konkluzją wystąpienia był wniosek o wymierzenie kary śmierci „w imię sponiewieranej godności ludzkiej”. Greiser, jak stwierdził prokurator, wprowadzał nie tylko drakońskie restrykcje na ludności polskiej, ale był tak oddany Rzeszy, że osoby z otoczenia Adolfa Hitlera chciały, aby zastąpił on „zbyt łagodnego w swoich działaniach szefa Generalnego Gubernatorstwa Hansa Franka”. Ziemia polska może być dla Greisera tylko grobem – zakończył swoją mowę oskarżycielską Jerzy Sawicki.
Obrona Stanisława Hejmowskiego zmierzała do sprowadzenia procesu do konfliktu pomiędzy dwoma państwami polskim i niemieckim. Wskazywał na wiekowe zatargi pomiędzy narodami przywołując, że na sali sądowej mówiono przede wszystkim o cierpieniu Narodu Polskiego. Według obrońcy wina za takie wieloletnie działania została przypisana wyłącznie namiestnikowi, a nie wszystkim odpowiedzialnym za taki stan rzeczy.
Adw. Hejmowski podniósł ponadto, że na osobę oskarżonego nie można patrzeć przez pryzmat wyolbrzymionych cierpień innych osób. Stwierdził, że skoro ma obiektywnie spełniać swój obowiązek obrończy, to należy traktować oskarżonego jako człowieka, który cierpi, bo takie są realia procesu. Hejmowski poddał nadto krytyce zastosowaną w akcie oskarżenia kwalifikację prawną wywodząc, że obejmuje ona również zarzuty czysto politycznej działalności oskarżonego, a „sąd sprawowany nad człowiekiem w imieniu prawa i sprawiedliwości nie może zmieniać się w sąd nad polityką”. Na zakończenie swojego wystąpienia wnosił, aby NTN nie wymierzał oskarżonemu Arthurowi Greiserowi kary najwyższej, tj. kary śmierci. Stwierdził, że taki wyrok nie byłby krokiem naprzód –
jak twierdził prokurator w swoim wystąpieniu – ale przeciwnie, krokiem wstecz. Konkludując zebrane fakty, wydarzenia i wydane opinie stwierdził, że „zapewne Niemcy na naszym miejscu wydaliby wyrok śmierci, ale gdybyśmy mieli tak postępować, to nie mielibyśmy moralnego prawa ich sądzić.”
Adw. Jan Kręglewski argumentował, że „nie było narodu na świecie, który by tyle wycierpiał co Polacy, ale ich postawa była nieugięta i bohaterska”. Argumentował ponadto, „że nie wolno dopuszczać, aby w tej walce po stronie polskiej stosowano inną broń aniżeli prawo i tylko prawo”.
Oskarżony Arthur Greiser w swoim ostatnim słowie stwierdził, że był jedynie narzędziem polityki „mistrzów sztuki państwowej” Niemiec i nie może ponosić odpowiedzialności za czyny organów policyjnych, które mu bezpośrednio nie podlegały. Do końca nie wierzył, czemu dawał wyraz w rozmowach z obrońcami, w wyrok skazujący na karę śmierci. Adw. Stanisław Hejmowski, co oczywiste miał świadomość od samego początku procesu, że broniony przez niego oskarżony trafi na szafot, ale swoje obowiązki adwokackie traktował bardzo odpowiedzialnie bez jakichkolwiek uprzedzeń czy zaszłości. Powoływał świadków w osobach polskich pracowników Greisera (w tym jego gospodynię), których ten ostatni miał traktować w miarę godnie. Składane wnioski mimo wszystko stawiały bronionego w sytuacji beznadziejnej. Adw. Hejnowski podejmował próbę udowodnienia, że oskarżony był tylko”figurantem” w faszystowskim systemie totalitarnym i zgodnie z literą polskiego kodeksu karnego wojskowego z 1944 r., nie może ponosić odpowiedzialności za wykonywanie rozkazów wydanych przez przełożonych. Poddał też w wątpliwość, czy głowa państwa (Greiser był w przeszłości prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańsk) może być sądzona przez sąd innego kraju. Na zakończenie swojego wystąpienia stwierdził, że „Hitlerowskie Niemcy są pokonane. Ale czy nam się podoba, czy też nie, Niemcy będą istnieć zawsze. Będą nawet w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Niedobrze by było, gdyby ten nowy okres w historii Niemiec zaczynać od szubienicy.”
Greiser miał olbrzymi szacunek do rzetelnej pracy obu obrońców, a w szczególności adw. Stanisława Hejmowskiego. W przeddzień egzekucji prosił go o wstawiennictwo, aby wyrok śmierci nie był wykonywany przez powieszenie, lecz po żołniersku przez rozstrzelanie. Władze odmówiły.
Doskonała obrona w swojej treści i formie spowodowała, że pomimo kary śmierci Greiser został skazany jedynie za faktyczne czyny, których się dopuścił. Wyroku nie można zatem rozpatrywać w żaden sposób w kategoriach tzw.”zbrodni sądowej”. W latach pięćdziesiątych środowisko sędziowskie zarzucało adw. Stanisławowi Hejmowskiemu, że jego wszystkie późniejsze wystąpienia przed sądami powszechnymi pod względem wywodów prawnych były poprawne, ale nie rozumiał on istoty socjalistycznej praworządności. W tym czasie bowiem lansowano tezę, że adwokat w pierwszej kolejności powinien pomóc władzy w ustaleniu prawdy i ukaraniu winnego, a dopiero w drugiej – zadbać o interes swojego klienta. Adw. Stanisław Hejmowski, jeden z najwybitniejszych nie tylko poznańskich prawników, doskonały erudyta, nie stosował się do tej zasady i nie przyjmował od niechcianej władzy żadnych profitów czy tytułów. Nie był ulubieńcem rządzących, ale jego warsztat zawodowy zasłynął na całą Polskę. Przygotowywane przez niego rewizje w sprawach karnych cytowały czasopisma prawnicze.
Życie zawodowe i osobiste Pana Mecenasa było nie tylko skomplikowane, ale także dość tragiczne. Służba Bezpieczeństwa próbowała go kompromitować na wszelkie sposoby. Prowadzono szerokie działania pod kryptonimem „Maestro”. Za swoją niezłomną postawę podczas procesów poznańskich, gdzie był niewątpliwie obrońcą pierwszoplanowym, próbowano go wyeliminować z zawodu. Zmarł 31 maja 1969 r. Na cmentarz Junikowski nie przyszły jednak tłumy. Nikt z kolegów adwokatów nie wygłosił ostatniego słowa nad jego trumną. W miesięczniku Palestra z 1969 r. nie ma nawet wzmianki o jego śmierci. Została po nim biblioteka prawnicza i toga, w której bronił Greisera i poznaniaków w trudnych i odpowiedzialnych procesach.
Dzisiaj po latach stał się ikoną Polskiej Adwokatury i jego nazwisko znalazło się w publikacji NRA Adwokaci polskiej ojczyźnie, a aplikanci adwokaccy czytają o jego dokonaniach zawodowych w Historii Adwokatury. Taka bywała wdzięczność Polskiej Palestry.
Warto byłoby jeszcze wspomnieć, ale już w kolejnej publikacji, o innych procesach toczących się przed NTN, m.in. proces Rudolfa Hössa, proces zwany „oświęcimskim”, gdzie na ławie oskarżonych zasiadło 40 osób, proces przeciwko Jozefowi Büchlerowi- szefowi rządu Generalnego Gubernatorstwa (warto wspomnieć istotną okoliczność dla prawników, że NTN w tym procesie uznał Generalne Gubernatorstwo za organizację przestępczą), proces Amona Götha, odpowiedzialnego za eksterminację społeczności żydowskiej w Krakowie i Małopolsce, Alberta Fortera, namiestnika okręgu Rzeszy Gdańsk –
Prusy Wschodnie, twórcy obozu koncentracyjnego Stutthof i odpowiedzialnego za masowe egzekucje w Piaśnicy oraz proces Jozefa Meisinger pseudonim Rzeźnik Warszawy.