Odcinek poświęcony krajom zaczynającym się na literę B – sprawił mi jak dotąd największy kłopot. Ograniczona ilość miejsca na łamach In Gremio nie pozwala mi na opis wszystkich krajów – byłoby to zdecydowanie za obszerne. W związku z tym np. Birmę zostawiam sobie do literki M, bo w oficjalnej nazwie to przecież Mjanma. A w odcinku tym m.in. Brazylia, którą jestem zachwycony i która wymaga dłuższego opisania!
Belgia
Belgia to kraj dwóch narodów – Walonów i Flamandów, co do dziś sprawia pewien kłopot. Będąc z żoną nad jeziorem Como we Włoszech, siedzieliśmy obok pary, która rozmawiała w języku, z którego nic nie zrozumieliśmy. Zagadaliśmy do nich po angielsku – okazali się być Flamandami. Tego języka nie da się po prostu zrozumieć.
Bruksela to Expo ze znanym wszystkim wizerunkiem tej wystawy oraz maleńki Manneken Piis (sikający chłopiec), którego należy odszukać. To też piękna siedziba Parlamentu Europejskiego – trzeba zobaczyć. Uważać trzeba w Brukseli na przybyszów z południa – kradną. Będąc karnistą dałem się złapać na prosty chwyt z przebitą nożem oponą w samochodzie. Kosztowało mnie to utratę sprzętu fotograficznego.
Gandawa i Brugia to średniowieczne, a także secesyjne miasta słynne z koronek brabanckich – warto kupić.
W Antwerpii pokręcić się trzeba wśród warsztatów złotniczych i szlifierzy diamentów – to ekstraklasa światowa. Zobaczyć też można monumentalne wzgórze (właściwie to kopiec) na miejscu bitwy pod Waterloo.
Jeśli będziemy wracać z Belgii do Polski – to koniecznie wpaść trzeba do Akwizgranu po stronie niemieckiej i przyjrzeć się Porta Negra (Czarna Brama) – zachowana od czasów rzymskich.
Boliwia
Boliwię znam wyłącznie we fragmencie jej wysp na jeziorze Titicaca. Titicaca to właściwie nie jezioro, a wręcz morze śródlądowe wielkości blisko 10 tys. km², a leży na wysokości ok. 4.000 m n.p.m. To największe i najwyżej położone jezioro świata. W listopadzie, kiedy tam byłem – temperatura w powietrzu (bo to lato), mimo wysokości dochodzi do 20ºC, natomiast temperatura wody – jak u nas w zimie w Bałtyku. Mimo tych trudnych warunków klimatycznych na jeziorze Titicaca mieszkają ludzie i to dziesiątki tysięcy – na trzcinowych platformach. Są tam kościoły, szkoły, sklepy i domy.
Na jeziorze znajdują się – oprócz zbudowanych wysepek – także liczne, duże wyspy i to bardzo górzyste ze słynną Isla del Sol, gdzie według miejscowych wierzeń bogowie założyli dynastię Inków. Dookoła jeziora pasmo zawsze ośnieżonych gór Kordylierów (to część Andów) z lodowcami.
Bośnia i Hercegowina
Osłonięty górami Dynarskimi kraj ma chyba najcieplejszy klimat w Europie, ale mimo kolonizacji rzymskiej, a potem panowania węgierskiego – obecnie mocno zacofany. To z kolei efekt 400 lat władania nim przez Turcję Otomańską.
Straszny „tygiel” etniczny. Są tam Chorwaci, Muzułmanie i Serbowie. Konstrukcja polityczna tego kraju jest bardzo niestabilna – Serbowie na północy i południu, Chorwaci na zachodzie, a w ogóle większość to Muzułmanie.
Godne obejrzenia jest Sarajewo, gdzie (jeszcze przed wojną domową) odbyła się olimpiada zimowa, a także Mostar ze słynnym mostem z XV w. nad rzeką Neretwą znaną z II Wojny Światowej. Odbywają się tam konkursy skoków z mostu do rzeki. Most bardzo wysoki i charakterystyczny, bo kamienny.
Botswana
Dawna kolonia brytyjska o powierzchni dwukrotnie większej od Polski, a populacji zaledwie 5% w stosunku do naszego kraju. Poza częścią graniczącą z Zimbabwe i RPA – kraj pustynny, sawannowy i praktycznie bezludny.
Zwiedzaliśmy go jadąc z Victoria Falls, czyli z Zimbabwe, a kierowaliśmy się w stronę RPA. Kraj ten, co wręcz dziwi, jest bardzo zamożny. Powodem tego są przede wszystkim kopalnie diamentów, miedzi i niklu, a ostatnio też turystyka.
Na północno-zachodnim skraju, tuż przy granicy, stoją olbrzymie baobaby, w których można urządzić całkiem niezłe mieszkanie. Jeśli ktoś pamięta chociażby przygody Stasia i Nel z sienkiewiczowskiej W pustyni i puszczy – to wie jakie to wielkie dzieła natury. Znajduje się tu dorzecze, czy też delta rzeki Okawango – tej okresowej, o której wspominałem przy okazji Angoli. Delta ta, to naturalny Park Narodowy Moremi, gdzie można spotkać wielkie stada słoni, bawołów, czy hipopotamów, zaś wieczorem pod samą loggię podchodzą nosorożce… To jest dopiero widok! Musicie Państwo wiedzieć, że hipopotamy – niby takie wolne i duże – są bardzo niebezpieczne dla ludzi. Najwięcej wypadków śmiertelnych wśród ludzi jest właśnie z nimi.
Zobaczyć też trzeba pustynię Kalahari i wzgórza Tsodilo, które według wierzeń miejscowych Buszmenów są rodziną – mężczyzną, kobietą, dzieckiem i wnukiem.
Bułgaria
To dawna Tracja, podbita przez Rzymian na przełomie ery nowożytnej, a Trakiem był Spartakus – słynny przywódca powstania gladiatorów w I w p.n.e.
Kraj bardzo górzysty (ponad 60 % powierzchni), prawie 500 km powierzchni Bułgarii graniczącej z Rumunią to rzeka Dunaj. Kraj ten to przede wszystkim słoneczne wybrzeże morza Czarnego ze słynnymi kurortami m.in. Złote Piaski, Warna, Neseber czy Burgas. Polecam delfinarium w Warnie. O kurortach pisać nie będę, bo że są atrakcyjne to oczywiste – podobnie jak wino i koniaki bułgarskie.
Trzeba obejrzeć Sofię – jest malownicza i sporo w niej pozostałości rzymskich. Koniecznie też wybrać się trzeba w Rodopy, a szczególnie na Przełęcz Szipka. Tam w latach 70-tych XIX w. odbyła się jedna z większych bitew pomiędzy Turkami, a Bułgarami wspieranymi przez Rosjan i Polaków (brało w niej udział kilka tysięcy naszych rodaków). To zresztą druga z bitew polskich na terenie Bułgarii, bo w XV w. pod Warną prawdopodobnie zginął w bitwie z Turkami nasz król Władysław, stąd właśnie zwany Warneńczykiem.
Jeśli kiedykolwiek będzie Państwo jechać przez Bułgarię do Turcji – gorąco polecam przez Svilengrad i to wcześnie rano – najlepiej przed świtem. Zaraz za granicą bułgarsko-turecką znajduje się miasto Edirne (d. Adrianopol) zresztą też związane z Polakami. Widok o świcie zapiera dech – w dole jest miasto i największa ilość meczetów jaką widziałem. To jest naprawdę godne zobaczenia!
Brazylia
Odwiedzić trzeba koniecznie i to w okresie karnawału. Byłem w Brazylii dwa razy. W Rio de Janeiro usłyszcie Państwo z pewnością od Cariocas (tubylców z Rio), że Pan Bóg tworzył świat przez 6 dni, a 7 dnia na koniec stworzył Rio – to jest kwintesencja piękna tego miasta.
Cudowne góry w środku miasta z 900-metrowym Corcovado, gdzie stoi słynna 33-metrowa figura Chrystusa. Wjazd jest dość trudny, łatwiej kolejką podobną do tej na naszą Gubałówkę, ale trzeba mieć miejscowego przewodnika, aby nie czekać kilka godzin… Z góry niepowtarzalne widoki!
Podobnie wjechać trzeba, ale już kolejką linową z lądu stałego w okolicy Copacabany na Pao de Acucar (wyspa Głowa Cukru). Trzeba tam być zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy. Widok z wysokości ponad 400 m na plażę zatoki i góry oraz całe Rio, wręcz zatyka!
Brazylia to też najsłynniejsze plaże świata. Copacabana ma długość około 8 km i szerokości piasku 300 m, gdzie stale gra się w piłkę. Ipanema jako mekka homoseksualistów i pięknych skał, na które można się wdrapać na pograniczu Ipanemy z Copacabaną, a ponadto kawiarnia, gdzie powstała i gdzie grają nadal bossanovę. Botafogo ze świetną restauracją serwującą ciurascarie (mięso grillowane na szpadach).
W okresie karnawału trzeba (choć to drogie) kupić bilety na Sambodrom (to taka ulica z trybunami z obu stron, gdzie niektóre loże kosztują miliony dolarów), choć na drugiej stronie, na zwykłych trybunach, nie kosztuje tak dużo. Szkoły samby idą całe noce. Każda szkoła to kilka tysięcy tancerzy i bezwzględna tajemnica w zakresie muzyki i strojów, jakie zaprezentuje. Karnawał trwa na sambodromie, a także widzi się go w całym mieście, przez 2 tygodnie…To trzeba zobaczyć, posłuchać i poczuć!
Nie polecam zbyt odważnego zapuszczania się w favele (dzielnice biedy). Ostrożnie w dzień obejrzeć można, ale nocą to warto przypomnieć sobie film pt. Czarny Orfeusz. Na koniec w Rio de Janeiro zobaczyć trzeba wewnętrzne jezioro, na którym odbywały się regaty olimpijskie oraz przede wszystkim stadion Maracana – największy stadion piłkarski świata. Kiedy byłem tam na meczu to miejsc było bagatela…200 tysięcy dla kibiców i mimo, że na stadionie było ich kilka tysięcy, to wyglądał jak pusty.
Zwiedzić też trzeba okolice Rio. Można przejechać mostem przez zatokę (14 km) lub przeprawić się promem do stosunkowo małego miasta w porównaniu do Rio – Niteroy (Rio ok. 15 mln Cariocas, a Niteroy tylko 1 mln).
W odległości 60 km od Rio jest Petropolis – stolica dawnego cesarstwa Brazylii, gdzie zbuntowany Pedro I, syn Króla Portugalii założył miasto, a następnie jego następca był cesarzem do końca prawie XIX w. To taki kurort jak nasze Zakopane, bo w górach, ale znacznie większy, z pałacem cesarskim i największym kasynem świata, które po zbudowaniu nigdy nie zafunkcjonowało jako kasyno z powodów religijnych i zakazu hazardu w Brazylii. W kasynie (obecnie muzeum) fantastyczna akustyka… sprawdźcie.
Blisko Rio de Janerio – wyspy dziewicze i fantastyczne inne plaże w okolicy Burios, które po raz pierwszy reklamowała Brigitte Bardot w bikini.
Spróbujcie koniecznie miejscowych owoców: jackfruity – leżą na drogach, bo zrzucają je z drzew małpy oraz serce palmy – to taki banan tyle, że długości 1 m. Na koniec polecam zmrożony likier „43” (quaranta y tres) lany przez kelnera z drabinki z wysokości 2 m prosto do kieliszka.
W Brazylii jest mnóstwo ciekawych rzeczy (niestety trzeci raz tam chyba nie pojadę), ale warto jeszcze zobaczyć:
– Sao Paulo z wieżowcami jak na Manhattanie na Avenida Paulista (Sao Paulo to trzecia na świecie aglomeracja licząca blisko 25 mln mieszkańców). Tu też hucznie obchodzą karnawał;
– Iguazu na granicy z Argentyną i Paragwajem, a także rzekę Paranę (o czym pisałem już przy okazji Argentyny);
– lasy deszczowe na wybrzeżu Atlantyku wielkości blisko powierzchni naszego kraju.
Pewnie jeszcze trzeba zobaczyć Manaus (stolicę kauczuku i onegdaj największą operę świata), dorzecze Amazonii i Brasilię zbudowaną przez najsłynniejszego architekta XX w. le Corbusiera (niestety tam nie byłem).
Staram się po raz wtóry nie zwiedzać tych samych krajów, jednak dla Brazylii i Rio zrobiłem wyjątek i wcale nie żałuję.
Nie byłem niestety w Bhutanie (kraj, w którym czas się zatrzymał w średniowieczu, a leży w Himalajach). Jest do niego ograniczona liczba wiz rocznie, aby po prostu tego kraju nie zadeptać. Być może, w tym zakresie uzupełni moją relację Mecenas Marek Mikołajczyk, który jak wiem – był tam.