Oddając do druku odcinek podróży m.in. o Egipcie, jestem pod wrażeniem tego co się dzieje w Syrii. Napiszę o niej w stosownej kolejności, ale wątpię czy w najbliższych latach ktoś, tak jak ja, będzie mógł zwiedzać Syrię… Czy tam będzie jeszcze co zwiedzać…
Za to co dzieje się w Syrii cały świat jest odpowiedzialny, ale moim zdaniem, przede wszystkim ci, którzy porównywali rok 2011 w krajach arabskich z Wiosną Ludów z XIX wieku. To nie jest tak, że w tym kręgu kulturowym można stworzyć zachodni parlamentaryzm. Mądrzy Izraelczycy wręcz ostrzegali, „lepszy jest znany dyktator niż nieznany chaos” – to jest chyba oczywiste.
W tym przepięknym kraju trwa poligon wielkich i regionalnych mocarstw, a propaganda poszczególnych mediów zależy tylko od tego, jaką opcję reprezentują. Syria zaś już taka sama nigdy nie będzie…, a była wręcz wspaniała. (sobota rano, 14.04.2018 r.)
Egipt
Napoleon I Bonaparte, jeszcze zanim został cesarzem, jako członek Dyrektoriatu Republiki i głównodowodzący w wyprawie egipskiej (w której zresztą poniósł porażkę z sojuszem brytyjsko-tureckim w 1801 r.) – jest autorem motta, które oddaje to, co chcę napisać o Egipcie.
Napoleon stojąc w Gizie przy wielkich piramidach i Sfinksie, wołał do swoich żołnierzy „czterdzieści wieków na nas patrzy”. No, cóż… Korsykanin był wielkim wodzem, ale historykiem słabym – historia Egiptu to minimum sześćdziesiąt wieków, a zjednoczonego państwa Dolnego i Górnego Egiptu, to na pewno przynajmniej 5000 lat.
Od Napoleona właśnie zaczyna się fascynacja Egiptem – jego historią, sztuką, a przede wszystkim – wspaniałymi budowlami. Jeśli cokolwiek się wie o Egipcie, to trudno sobie wyobrazić, iż wyjazd do Hurghady czy Sharm-el Shejk – ma być jednym celem takiej podróży. Pisałem to już przy odcinku o Danii, a w odniesieniu do Egiptu – trzeba tam być przynajmniej dwa razy, a najlepiej to trzy.
Górny Egipt
Wybieramy się na tydzień celem obejrzenia delty Nilu i stosunkowo młodego miasta jakim jest Kair (dopiero 1500 lat), starej Aleksandrii i oczywiście Gizy oraz Memfis.
W Kairze są zupełnie niezłe hotele, a po obudzeniu się armii egipskiej i wcześniejszym wywołaniu (zupełnie niemądrze) Wiosny Ludów w świecie arabskim przez Amerykanów – jest teraz w miarę bezpiecznie.
1. Poświęćmy jeden dzień na Aleksandrię – to ok. 150 km na północny-zachód i jest tam autostrada. W Aleksandrii nie ma już co prawda słynnej w antycznym świecie biblioteki aleksandryjskiej – najwspanialszego kompendium wiedzy o starożytności ani też latarni morskiej Faros, będącej jednym z siedmiu cudów świata tamtych lat…, ale jest co zwiedzać:
– rzymski amfiteatr, zresztą jedyny z tamtych czasów i Villa Ptaków (obecnie muzeum) z mozaikami z czasów rzymskich z II w.,
– Kolumna Pompejusza z granitu assuańskiego, wybudowana ku czci cesarza Dioklecjana w IV w. (tego, który umarł w Splicie, o czym pisałem przy okazji Chorwacji),
– katakumby rzymskie z I w.,
– szereg ciekawych muzeów, np. biżuterii antycznej,
– a także nowa biblioteka Aleksandryjska, która jest sama w sobie ciekawa jako futurystyczny przykład architektury, ale chce także predestynować do roli spadkobiercy po tej antycznej.
Po zwiedzeniu Aleksandrii skręcamy na wschód i poprzez bardzo ładne miasto Ismailia „rzucamy okiem” na Kanał Sueski – najważniejszy szlak śródlądowy świata, skracający dwukrotnie drogę z Europy do Azji przez ostatnie 150 lat.
O zarząd tym kanałem było kilka awantur, a ostatnia w 1956 r., gdy wspólnie (?!) USA i ZSRR uniemożliwiły koalicji angielsko-francuskiej zajęcie strefy kanału.
2. Znajdujemy się po wschodniej stronie Nilu i w Kairze spędzamy przynajmniej dwa dni. Kair jest olbrzymią metropolią liczącą już ponad 23 mln mieszkańców, z czego przynajmniej 4 mln mieszka w tzw. „mieście umarłych”…, ale o tym później.
W okolicy placu Tahir, gdzie kilka lat temu trwała rewolucja młodzieży egipskiej przeciwko dyktaturze Mubaraka, znajdziemy budynki Parlamentu warte obejrzenia, a przede wszystkim Muzeum Egipskie. Staram się muzeów już nie oglądać – bo życia na to nie starczy – ale to właśnie trzeba. Porządku tam takiego jak w British Museum, w Luwrze, czy w Pergamonie w Berlinie – nie ma, ale choć kolekcje są mocno chaotyczne to… jest bogato:
– trzeba zobaczyć mumie faraonów, przede wszystkie dobrze zachowane Ramzesa II, Tutmozisa i szereg innych,
– posągi z czasów XVIII dynastii, a więc 4000 lat, a w szczególności faraonów Chefrena i Mykerinosa, których piramidy zobaczymy później w Gizie,
– skarb z grobu Tutenhamona z jego maską pośmiertną i sarkofag cały ze złota (waży bagatela – ćwierć tony),
Polecam dla kontrastu w Kairze:
– bardzo zamożną dzielnicę Zamalek z pięknymi willami i ogrodami oraz
– „miasto umarłych”, nieco na południe od centrum.
To onegdaj, ale i dzisiaj, cmentarz z grobowcami, a mieszka tam wszakże kilka milionów ludzi, a na grobowcach wiszą talerze anten TV, jest prąd i gaz – to przecież duże miasto. W nocy nie należy tam się zapuszczać.
Przeprawiając się przez Nil, który jest największą żeglowną rzeką świata (6500 km) na jej zachodni brzeg – jedziemy do Gizy.
Giza słynna jest od czasów Napoleona i to tam właśnie Bonaparte mówił o tym, że patrzą na nas wieki, zaś jego artylerzysta odstrzelił Sfinksowi nos i podbródek. Obok siebie stoją tam trzy wielkie piramidy, z których istotne znaczenie mają dwie:
– Cheopsa z doskonale zachowanymi wnętrzami i labiryntem,
– Chefrena – wydająca się być nieco większą, ale jest po prostu wyżej usytuowana.
Obie te piramidy mają po blisko 140 m wysokości, a 230 m długości boku przy podłożu. Czy możecie sobie Państwo wyobrazić jak 4000 lat temu je budowano, nie znając dzisiejszych technik przenoszenia wielkich bloków? Każda z nich budowana była przez około 20 lat, przez kilkadziesiąt tysięcy budowlańców. To był największy plac budowy w antycznym świecie.
Po zielonej delcie Nilu przy piramidach spotykamy już pustynię – ona jest po prostu za piramidami. Gdyby nie ciągłe odkurzanie piramid to piasek by je mocno zasypał. Gdy tam byłem w 2001 r. to akurat wiał z zachodu „samum” – piasek wręcz wciskał się wszędzie.
Z Gizy jeszcze trzeba do Memfis – tam już wiele nie zostało, ale wycieczka wzdłuż Nilu ciekawa, a poza tym to najstarsza stolica Górnego Egiptu.
Dolny Egipt
Będąc na wczasach w Hurghadzie, bądź w jednym z wielu ośrodków zamkniętych na wybrzeżu Morza Czerwonego takich, jak np. Makadi Bay, znajdziecie Państwo czas na wycieczki:
1. Najkrótsza to ta wieczorna na pustynię z tańcem brzucha bądź tańczącymi Derwiszami. Przejrzystość nieba na pustyni jest nieprawdopodobna; w małym teleskopie widziałem pierścienie Saturna. Ciekawa też jest przygoda z quadem.
2. Obowiązkowo trzeba wybrać się do Luksoru. To wycieczka na 20 godzin – wyjeżdża się w nocy i wraca się też w nocy (około 300 km w jedną stronę). Samemu nie radzę wynajmować samochodu, bo to niezbyt bezpieczne. Autobusy z różnych hoteli jadą w kolumnie, chronione z przodu i z tyłu przez samochody wojskowe (kiedyś w Luksorze była masakra z turystami z Niemiec):
– jedziemy i po drodze zobaczymy olbrzymią świątynię Hatszepsut (to żona i matka faraonów Tutmosa II i III), ale sama też się ogłosiła faraonem. Z tego powodu Tutmos III, jej syn – wykreślił ją z pamięci Egipcjan i zniszczył wszystkie po niej inskrypcje. Polscy archeologowie wszakże stale tam pracują i świątynię tę odkryto, a odkrycia były, są i na pewno jeszcze będą.
– Dolina Królów leży na zachodnim brzegu Nilu w Luksorze, czyli w starożytnych Tebach – grobowce ukryte przez tysiąclecia i niewątpliwie nie wszystkie jeszcze odkryte. Zobaczyć trzeba Ramzesa II i Totmesa III oraz Tutenhamona z zachowanymi malowidłami na ścianach i pismem klinowym oraz obrazkowym.
– Dolina Królowych (niedaleko od Doliny Królów) to przede wszystkim komnata Nefretete – królowa słynąca z piękności, a jej grobowiec też, ponieważ są tam najpiękniejsze malowidła ścienne.
– W samym Luksorze już na wschodnim brzegu Nilu najwspanialszym obiektem jest świątynia Karnak, budowana przez wiele dynastii faraonów Egiptu przez blisko 2000 lat. Na olbrzymim obszarze wzdłuż alei świątynnych niezliczona ilość kolumn i świątyń, dających wyobrażenie siły i potęgi Egiptu.
Stoją tam jeszcze trzy kolumny o kształtach wydłużonej piramidy – czwarta z nich właśnie ze świątyni Karnak została podarowana przez Wicekróla Egiptu Francji i aktualnie zdobi centrum Placu de la Concorde.
Dwukrotnie trzeba przecież przepłynąć Nil, a tam z kolei wielkie statki, rzeczne wycieczkowce, którymi można popłynąć na jezioro Nassera i do tamy Assuańskiej – no, ale na to potrzeba jeszcze tydzień.
Synaj
Jesteście Państwo akurat przypadkowo w Szarm el-Szejk, które mieści się na południu Synaju, to jest jednym z dwóch głównych kurortów Egiptu. Stamtąd już bardzo blisko do góry Synaj i klasztoru św. Katarzyny oraz Góry Mojżesza. Sam klasztor trzeba koniecznie zobaczyć, tym bardziej, iż miał on permisję niezniszczalności od wielu rządzących Mahometan. Góra Mojżesza to już poważny trekking. Stąd trudno zwiedzać Górny czy Dolny Egipt, bo jest za daleko.
Proponuję wszakże wycieczkę zatoką Akaba do Jordanii – o niej napiszę przy innej okazji…, ale już skoro tak blisko Państwo jesteście to warto zobaczyć Wadi Rum, słynne z awantur Lawrenca oraz Petrę (jeden z obecnych sześciu cudów świata). Ponadto jest stosunkowo blisko od granicy egipsko-jordańskiej, a więc i też od Szarm el-Szejk – trudno to jest zrobić w jeden dzień, ale w dwa spokojnie się uda.
Będąc na Synaju, ale i w całym Egipcie również, szczególnie trzeba zwrócić uwagę na rękodzieło, a przede wszystkim na kilimy i dywany. Taki mały leżący u mnie na stole w pokoju brydżowym kosztuje od 500 do 1000 dolarów, ale jest z jedwabiu i ma 500.000 węzełków, a 15-letnia dziewczyna tka go przez pół roku codziennie po przyjściu ze szkoły.
Egipt w 97 % jest pustynią Libijską i Nubijską. Tylko po kilka kilometrów z każdej strony Nilu jest życie, a patrzcie ile siły i potęgi ten pustynny kraj wniósł w historię cywilizacji. Egipt jeszcze 100 lat temu liczył sobie zaledwie 16 mln mieszkańców – obecnie ponad 90 mln. Siła jego zabytków, ale także klimatu i tego co potrzeba turystom, powoduje, iż kraj ten liczy i będzie się liczył dalej w świecie. Z anegdotek – nadal nawadnia się pola w okolicy Nilu koniem lub wielbłądem, chodzącym w kieracie.
Warto to wszystko zobaczyć.
Estonia
Jest to mały kraj – niewiele większy od województwa zachodniopomorskiego, a i mieszkańców ma też podobną ilość. Znam tylko Tallin, a więc nie będę opisywał tego, czego nie znam.
Wybrać tam się należy w czerwcu, wykorzystując np. przedłużony weekend z okazji Bożego Ciała. Połączyć to można z Helsinkami (stolica Finlandii) i zupełnie obojętne jest w jakiej kolejności. Ja wybrałem samolot z Berlina, bo to najszybciej. Dojazd samochodem ze Szczecina do Estonii wymaga przynajmniej dwóch dni jazdy, ponieważ to ponad 1,5 tys. km, a ponadto słynna Via Baltica – to nie żadna autostrada.
Estonia to kraj Estów, o których pisał już Tacyt w starożytnym Rzymie. Wpływy tam były przeróżne:
– Wikingowie, którzy Estonię wielokrotnie najeżdżali,
– Duńczycy, którzy zbudowali Tallin, a nazwa w języku staro-estońskim oznacza właśnie „duńskie miasto”,
– Niemcy, do których jako kawalerów mieczowych należały całe Inflanty (to właśnie te, które Zagłoba sprzedawał),
– Szwedzi, którzy z Duńczykami, Rosjanami, a także z nami toczyli ciągle wojny o Inflanty,
– Polacy, którzy też opanowali południową Estonię, ale już bez Tallina,
– no i w końcu Rosjanie, którzy zajęli Estonię w XVIII w., ale na szczęście nie zniszczyli ani ich odrębności, ani przede wszystkim – gospodarności.
Dzisiaj Estonia jawi się jako stosunkowo zamożny kraj (trochę w tym zasług elementu niemieckiego) w doskonałych stosunkach ze Skandynawami i o dobrej bazie turystycznej. Polecam czerwiec, ponieważ nie tylko w Petersburgu są „białe noce” – w Tallinie i Helsinkach też, a poza tym jest już stosunkowo ciepło.
Stare Miasto dzieli się na dwa poziomy, jakby dwa odrębne byty:
1. Górne Miasto:
– z wieżą Długiego Hermana co jest symbolem Tallina,
– z Placem Kościelnym o charakterze luterańskim (to są zabytki z XV w.),
– oraz z Soborem Aleksandra Newskiego (to jest zabytek z czasów rosyjskich z XIX w.).
2. Dolne Miasto:
– z Basztą Kiek in de Kök z tunelami basztowymi,
– z Basztą Dziewiczą i mnóstwem innych baszt i fortyfikacji.
Cała starówka Tallina jest objęta światowym dziedzictwem UNESCO, a więc warta zobaczenia.
Zwiedzając Tallin nie sposób nie natrafić na wiele restauracji, które serwują świetne naleśniki, a także miejscowe nalewki. Połączenie Tallina z Helsinkami to tylko dwugodzinna przeprawa promem – kursuje kilka razy dziennie.
Osobiście, jak pisałem, wybrałem się do Estonii samolotem, ale szereg moich znajomych zdecydowało się jednak na podróż samochodem, przez Litwę i Łotwę, zabierając ze sobą rowery. Podobno jest mnóstwo tras rowerowych po wyspach Estonii oraz na zachodniej części jeziora Pejpus na granicy z Rosją. Nie byłem także na południu Estonii, ale ciężko zdziwiłem się jak usłyszałem, że są tam trasy narciarskie Otepaa na granicy z Łotwą.
Państwa bałtyckie kiedyś zwane „pribaltyki” – są obecnie bardzo modne.