• Przejdź do głównej nawigacji
  • Przejdź do treści
  • Przejdź do głównego paska bocznego

In Gremio

łączy środowiska prawnicze

  • 2025
    • In Gremio 175
    • In Gremio 176
    • In Gremio 177
  • 2024
    • In Gremio 169
    • In Gremio 170
    • In Gremio 171
    • In Gremio 172
    • In Gremio 173
    • In Gremio 174
  • 2023
    • In Gremio 163
    • In Gremio 164
    • In Gremio 165
    • In Gremio 166
    • In Gremio 167
    • In Gremio 168
  • 2022
    • In Gremio 157
    • In Gremio 158
    • In Gremio 159
    • In Gremio 160
    • In Gremio 161
    • Wydanie specjalne
    • In Gremio 162
  • 2021
    • In Gremio 149
    • In Gremio 150
    • In Gremio 151
    • In Gremio 152
    • In Gremio 153
    • In Gremio 154
    • In Gremio 155
    • In Gremio 156
  • 2020
    • In Gremio 138
    • In Gremio 139
    • In Gremio 140
    • In Gremio 141
    • In Gremio 142
    • In Gremio 143
    • In Gremio 144
    • In Gremio 145
    • In Gremio 146
    • In Gremio 147
    • In Gremio 148
  • 2019
    • In Gremio 127
    • In Gremio 128
    • In Gremio 129
    • In Gremio 130
    • In Gremio 131
    • In Gremio 132
    • In Gremio 133
    • In Gremio 134
    • In Gremio 135
    • In Gremio 136
    • In Gremio 137
  • 2018
    • In Gremio 116
    • In Gremio 117
    • In Gremio 118
    • In Gremio 119
    • In Gremio 120
    • In Gremio 121
    • In Gremio 122
    • In Gremio 123
    • In Gremio 124
    • In Gremio 125
    • In Gremio 126
  • 2017
    • In Gremio 105
    • In Gremio 106
    • In Gremio 107
    • In Gremio 108
    • In Gremio 109
    • In Gremio 110
    • In Gremio 111
    • In Gremio 112
    • In Gremio 113
    • In Gremio 114
    • In Gremio 115
  • 2016
    • In Gremio 98-99
    • In Gremio 100
    • In Gremio 101
    • In Gremio 102
    • In Gremio 103
    • In Gremio 104
  • 2015
    • In Gremio 91-92
    • In Gremio 93
    • In Gremio 94-95
    • In Gremio 96
    • In Gremio 97
  • 2014
    • In Gremio 86
    • In Gremio 87
    • In Gremio 88-89
    • In Gremio 90
  • 2013
    • In Gremio 80
    • In Gremio 81
    • In Gremio 82-83
    • In Gremio 84
    • In Gremio 85
  • więcej…
    • 2012
      • In Gremio 74
      • In Gremio 75
      • In Gremio 76
      • In Gremio 77
      • In Gremio 78
      • In Gremio 79
    • 2011
      • In Gremio 68
      • In Gremio 69
      • In Gremio 70
      • In Gremio 71
      • In Gremio 72
      • In Gremio 73
    • 2010
      • In Gremio 62
      • In Gremio 63
      • In Gremio 64
      • In Gremio 65
      • In Gremio 66
      • In Gremio 67
    • 2009
      • In Gremio 56
      • In Gremio 57
      • In Gremio 58
      • In Gremio 59
      • In Gremio 60
      • In Gremio 61
    • 2008
      • In Gremio 45-46
      • In Gremio 47-48
      • In Gremio 49-50
      • In Gremio 51-52
      • In Gremio 53-54
      • In Gremio 55
    • 2007
      • In Gremio 33
      • In Gremio 34
      • In Gremio 35
      • In Gremio 36
      • In Gremio 37
      • In Gremio 38
      • In Gremio 39-40
      • In Gremio 41
      • In Gremio 42
      • In Gremio 43
      • In Gremio 44
    • 2006
      • In Gremio 21
      • In Gremio 22
      • In Gremio 23
      • In Gremio 24
      • In Gremio 25
      • In Gremio 26
      • In Gremio 27-28
      • In Gremio 29
      • In Gremio 30
      • In Gremio 31
      • In Gremio 32
    • 2005
      • In Gremio 9
      • In Gremio 10
      • In Gremio 11
      • In Gremio 12
      • In Gremio 13
      • In Gremio 14
      • In Gremio 15-16
      • In Gremio 17
      • In Gremio 18
      • In Gremio 19
      • In Gremio 20
    • 2004
      • In Gremio 1
      • In Gremio 2
      • In Gremio 3
      • In Gremio 4
      • In Gremio 5
      • In Gremio 6
      • In Gremio 7
      • In Gremio 8

Podróże od A do Z: F

Włodzimierz Łyczywek

Nigdy by mi do głowy nie przyszło wybierać się na Fidżi, gdyby nie to, że w małej grupie z przyjaciółmi (pozdrawiam Andrzeja i Zdzicha) szaleńczo zdecydowaliśmy się w 2003 r. na podróż reklamowaną jako „dookoła świata”. Tak właściwie nie było, ale trwała 6 tygodni i byliśmy na końcu świata… 

Fidżi- Targ w Suvie. Fot. Weronika Łyczywek.

Fidżi

Właśnie Fidżi tam leży – na 180º południka, czyli obojętne, czy podróżować na wschód czy na zachód – to strefa czasowa 12 godzin w stosunku do Londynu. 

Ocean Spokojny, na którym, leżą wyspy Fidżi (2 duże i 300 małych) zajmuje 40% powierzchni globu i wszędzie jest daleko. Była to zatem prawdziwa podróż na kraniec świata. 

Jeszcze nie tak dawno, bo w XVIII w. kwitł tam rytualny kanibalizm, a same wyspy odkryte zostały dopiero w połowie XVII w. Miejscowa ludność tzw. rdzenna to ludy Melanezji o charakterze plemiennym. Kiedy Fidżi zostało najechane przez lud innego archipelagu Tonga, wódz tych wysp przyjął chrześcijaństwo pod koniec XIX w. i poprosił Koronę Brytyjską, aby uznała Fidżi za swoją kolonię. Anglicy nie mieli z miejscowymi łatwo, bo na roli np. przy trzcinie cukrowej pracować nie chcieli. Stąd też Brytyjczycy ściągnęli Hindusów do pracy i teraz jest tu mieszanka etniczna. 

Na wsypach żyje niecały milion ludzi, z czego połowa w stolicy Suva. Jest to kraj rolniczy, chociaż mają też kopalnie złota i srebra, ale przede wszystkim nastawiony jest na turystykę. 

Zwiedzaliśmy wioskę plemienną, zabierając ze sobą kilka kilogramów cukierków i ciastek, co wódz potraktował jako przyjazny gest ze strony „białych”. 

Fidżi było akurat końcowym punktem naszej 6-tygodniowej wyprawy, a więc wracamy samolotami z trzema przesiadkami. Podróż trwa całe dwie doby. 

Finlandia

Finlandii w zasadzie nie znam, bo byłem tylko w Helsinkach (o czym pisałem przy okazji Tallina w Estonii). Znam ją jedynie z opowieści mojej matki Krystyny, która była aż w Rovanieni (to miejscowość z której przybywa św. Mikołaj na saniach) na pograniczu północnym ze Szwecją i Norwegią. 

Ciekawostką historyczną jest to, iż prawdziwy lud Finlandii to Lapończycy, których wyparli Finowie, a ci przyszli z Estonii. Finlandia przez wieki była pod panowaniem Królestwa Szwecji, a młodszy brat króla każdorazowo był władcą Finlandii. 

Od XVIII w. Finlandia była stale najeżdżana i okupowana przez carską Rosję, aż stała się jej gubernią północy. Wyzwolenie Finlandia zawdzięcza poniekąd rewolucji bolszewickiej, bo nie było już możności po stronie Rosji do panowania nad tak trudnym terenem, gdzie ponad 10% powierzchni kraju to jeziora. 

Finlandia ma też swojego bohatera walki z komunistyczną Rosją – marszałka Manneheina, który bronił w 1939 r. swego kraju przed nawałnicą bolszewicką. 

Większość zabytków w Helsinkach ma pochodzenie rosyjskie (Katedra, a przed nią pomnik Cara Aleksandra II, Pałac Rady Państwa i Uniwersytet). Wszystkie te zabytki jako żywo przypominają St. Petersburg. 

Ciekawą jest twierdza na wyspach z XVIII w. (należy dopłynąć promem.) Położona jest ona nie na jednej wyspie, a na kilku, połączonych mostami. 

Zobaczyć tam można wiele drewnianych domów z XVIII w., w których obecnie są kawiarnie lub restauracje. 

Do dalszej części Finlandii chciałbym jeszcze dotrzeć. 

Francja

Trudno lub niemożliwe jest rządzić krajem, który ma kilkaset gatunków sera.
 – Winston Churchill 

Motto jest nieprzypadkowe, ponieważ zaczynam pisać o Francji w końcu marca, gdy akurat w świecie, a także i w Polsce, odbywają się dni kuchni francuskiej, a to właśnie było moim pierwszym namacalnym zetknięciem się z Francją. 

Francja to mój ulubiony kraj w Europie i byłem tam przynajmniej kilkanaście razy. Rodzice moi mieli ścisłe związki z Francją. Ojciec był na praktyce konsularnej przed wojną w Tuluzie, matka zaś z wykształcenia jest romanistką. Wychowałem się na książkach Alexandre Dumas’a i zanim kiedykolwiek mogłem pojechać do Francji to z mapy i historii – już ją prawie znałem. 

Pierwszy raz wyjechałem do Francji w połowie lat siedemdziesiątych i to Fiatem 125p – było to mocno odważne. Pierwszy wieczór spędziłem w Blois – w dolinie zamków nad Loarą, o czym traktować będę później. Chciałem się popisać przed swoją towarzyszką podróży znajomością języka oraz zwyczajów i zamówiłem na kolację butelkę dobrego bordeaux wraz z dużą deską serów. Ta kolacja kosztowała mnie wówczas majątek – czego nie przewidziałem. 

Zaproponuję Czytelnikom trzy wycieczki do Francji, a osobno do Paryża. Do Francji należy jechać samochodem, do Paryża zaś lecieć samolotem. Dlaczego? To po kolei. 

Alzacja, Lotaryngia i Szampania

Wyjazd może być na „majówkę”, ponieważ udając się w powrotnej drodze przez Holandię – zajedziemy do największego ogrodu świata w Kuekenhof, gdzie tulipany, których są miliony, kończą się w połowie maja. 

Dojazd do Alzacji jest niekłopotliwy, a znając dobre autostrady niemieckie – to tylko jeden dzień jazdy do Strasbourga. Już będąc wieczorem w Strasbourgu zacznijmy od malowniczej dzielnicy La Petite France, która jest mocno podobna do Wenecji. Tam, po przechadzce, można już bez tych kłopotów, które miałem 40 lat wcześniej, znaleźć jedną z wielu świetnych restauracji, gdzie koniecznie trzeba spróbować wątróbkę z gęsi (foi gras) z najlepszym winem białym, jakie pochodzi właśnie z Alzacji. Polecam Sauternes. 

Rano zobaczyć trzeba drugą siedzibę Parlamentu Europejskiego, bo jest i ładnie położona nad rzeką i architektonicznie też bardzo okazała. Następnie przejść się przez wielką wyspę (Grande Ile) i spojrzeć chociaż na Katedrę z różowego piaskowca, budowaną w okresie od XII do XIV wieku. 

Jeszcze w ten sam dzień kierujemy się na południe do Colmaru, gdzie z kolei proponuję popływać łódką po kanałach tego ślicznego alzackiego miasta. 

Z Colmaru jadąc nie żadną autostradą, a drogą na Nancy, zwiedzić należy miejscowość Rignewihr – ze wspaniałą starówką i to bez ruchu kołowego. Na tej drodze dalej natkniecie się Państwo na mnóstwo winiarni, bo to jest region najlepszego białego wina, jakie znam. Kiedyś w jednej z takich winiarni trafiliśmy akurat na czas tuż przed przerwą obiadową. Kiedy z góry zastrzegłem, iż kupię więcej sztuk to przez godzinę żona smakowała różne wina (ja nie mogłem chociaż we Francji jest wyższy limit promili) i nic to sprzedawcom nie przeszkadzało, że miała być przerwa w handlu i to jeszcze w niedzielę. 

Alzacja jest śliczna i trochę inna niż pozostałe regiony Francji – jednocześnie po niemiecku zorganizowana, po szwajcarsku ukwiecona, a i z francuskim polotem. 

Region ten przez ostatnie stulecia należał raz do Francji, a raz do Niemiec i tak było kilka razy. Obecnie, chociaż jest we Francji to mieszka tam przynajmniej połowa Niemców. Znacie Państwo na pewno hymn Francji Marsyliankę, ale stworzony został w 1792 r. w Alzacji (dokładnie w Strasbourgu) w czasie wojny republikańskiej z Austrią, a tak się spodobał ochotniczym oddziałom z Marsylii, że stał się hymnem Francji. 

Z Alzacji przenosimy się do Lotaryngii onegdaj Księstwa Lotaryńskiego (jednym z jego wielkich przedstawicieli był Henri de Guise – przywódca Ligi Katolickiej, który był organizatorem i sprawcą nocy św. Bartłomieja w Paryżu w czasie wojen domowych hugenotów z katolikami w XVI w.) 

Odwiedzimy Nancy – przykład renesansowego miasta z jego najciekawszym Placem Stanislausa. To plac naszego króla Stanisława Leszczyńskiego, który wżenił się w królewską rodzinę Bourbonów i po wygnaniu przez Sasów z Polski tam zamieszkał. 

Ostatnim z regionów, które zwiedzamy to Champagne – znany z jedynego, który może tej nazwy używać wina musującego zwanego szampanem. Trunek ten produkowany tu od 2.000. Jest mnóstwo faktorii produkujących szampana, a z najsłynniejszych to Veuve Cliquot lub Tatinger. Zwiedzić te winnice nie jest łatwo, ponieważ każdy turysta chce tam być, ale trzeba. Podziemia, gdzie przechowywane są miliony beczek i butelek rzeczywiście budowane były już w czasach rzymskich.

Koniecznie trzeba na południu regionu zobaczyć Troyes, a na północy Verdun i Sedan. Verdun to największa bitwa I wojny światowej z licznymi międzynarodowymi cmentarzami i mauzoleum. Sedan zaś to miasto, gdzie Napoleon III Bonaparte przegrał swoje cesarstwo w bitwie z Niemcami w 1870 r. Ciekawostką zamku w Sedanie, gdzie jest hotel, w którym mieszkaliśmy jest to, że od strony dziedzińca są 4 piętra, a przyjaciele (Wojtek i Kasia) dostali pokój na 7. Znaleźliśmy ich po zewnętrznej stronie murów hotelu, a ich pokój miał własny ogród z widokiem na mury i fosę tej twierdzy. Krótko mówiąc – z jednej strony wewnątrz, gdzie było wzniesienie były tylko cztery piętra, a z zewnątrz aż siedem. 

Na wycieczkę potrzeba 4-5 dni. 

Alpy, Prowansja i Langwedocja

Druga wycieczka wymaga trochę więcej czasu – myślę, że około 10 dni. Jedziemy samochodem przez Niemcy i Szwajcarię. O Szwajcarii to przy innej okazji, ale skoro już przez nią przejeżdżamy, na noc trzeba zatrzymać się tam, bo do Francji to trochę za daleko. Proponuję okolice Lozanny i widok jeziora Lemańskiego z Alpami, a wzdłuż niego do Genewy – tam przekraczamy granicę francuską.

Zostawcie Państwo autostradę, tym bardziej, że jedziemy w końcu lipca, a autostrady są zatłoczone (Paryżanie pod koniec lipca masowo jadą na południe). A dlaczego to ma być pod koniec lipca? Otóż:

– drogi w Alpach są przejezdne, 

– możemy gdzieś się zatrzymać na trekking w górach, 

– jedziemy przecież do Prowansji, a tam trzeba być o tej porze roku. 

Kierujemy się dokładnie na Mont Blanc i dolinę Chamonix. Widoki są nieprawdopodobne, a kolejkami linowymi można dostać się do punktów widokowych na wysokość powyżej 3000 m. n.p.m. Polecam w ten dzień zrobić tylko około 100 km i napawać się widokiem gór, bo są unikalne w Europie. Wieczorem trzeba gdzieś zanocować – albo mamy z góry rezerwację, albo też szukamy hotelu przed godz. 20:00. Wieczorem pensjonaty Francuzi zwykli zamykać, nie ma obsługi, a goście hotelowi dostają klucze do samego hotelu. 

Zdarzyło nam się kiedyś szukać noclegu blisko północy. Kilka pensjonatów z rzędu było zamkniętych, a w ostatnim trochę „naparliśmy” na drzwi i… się otworzyły. W recepcji nikogo nie było, ale klucze do pokoi wisiały… Wybraliśmy taki z widokiem na Mont Blanc i przystąpiliśmy do wypicia wina z barku. Zatelefonowałem do Polski do znajomego właściciela hotelu w Barlinku i zapytałem, jakie będą konsekwencje – w odpowiedzi usłyszałem, że o ile zapłacimy rano, to nie będzie problemu. Jakież było zdziwienie recepcjonistki rano, gdy zjawiliśmy się na śniadaniu i poprosiliśmy o rachunek – możecie sobie Państwo wyobrazić. 

W następny dzień zatrzymaliśmy się na chwilę w uroczym Albertville (tam była onegdaj olimpiada zimowa) i w Grenoble, a następnie, może już autostradą (żeby było szybciej) do Avignonu, który przez 70 lat był stolicą papieży (było ich chyba siedmiu od początku XIV w.). Właśnie tam powinniśmy zobaczyć nad brzegiem Rodanu największy zamek gotycki w Europie – to siedziba papieży. Kolejnym miastem już na wybrzeżu Morza Śródziemnego jest Marsylia – olbrzymi port (zdaje się, że drugi w Europie po Rotterdamie) gdzie obejrzeć warto stary port i targ na nabrzeżu. Ci, którzy lubią świeże ryby, będą mieli uciechę. 

Dla widoków należałoby trafić na wzgórze z Bazyliką Notre Dame i jej wieżą z pozłacaną figurą Matki Boskiej. Można też popłynąć łodzią na wyspę If – zaledwie kilka kilometrów od brzegu. Na niej jest twierdza będąca więzieniem – gdzie, jak pamiętacie – kilkanaście lat spędził Edmund Dantes z książki Dumasa Hrabia Monte Christo. 

Jesteśmy już na Lazurowym Wybrzeżu, czyli w regionie najbardziej ekskluzywnych plaż z pięknymi klifowymi pagórkami. Jest stosunkowo drogo, ale ponieważ niedaleko to warto pojechać. St. Tropez to kurort bardzo modny. Tam po raz pierwszy Brigitte Bardot została sfotografowana w stroju bikini. 

Zatrzymujemy się na dzień, dwa, albo wracamy na zachód przez Prowansję, gdzie o tej porze roku kwitnie lawenda. To niepowtarzalny liliowy widok. Jeśli mamy czas i siły to warto poświęcić jeszcze jeden dzień na dojazd do Carcassone, tuż przy Pirenejach. Całe miasto jest jednym wielkim zamkiem, nazywanym architektonicznym cudem Europy. Początki Carcassone sięgają czasów rzymskich. 

Tak oto spędziliśmy około 7-8 dni na zwiedzaniu Alp i południa Francji…a powrót może być już autostradami, czyli 10 dni razem. 

Dolina Loary

Wycieczkę można planować na 5-7 dni, ale jeśli chcemy pojechać z dziećmi – to przynajmniej 2 dni poświecimy im na Disneyland (największy w Europie). 

Jedziemy przez autostrady niemieckie, kierując się na Paryż, ale do samego Paryża nie wjeżdżamy, bo uważam, że trudno to połączyć. 

Na północny wschód od Paryża jest właśnie park rozrywki Euro Disneyland. Po drodze zobaczyć można Reims – tradycyjne miejsce koronacyjne Francji z przepiękną Katedrą (o ile nie widzieliśmy jej przy okazji zwiedzania Szampanii). 

Kierujemy się na Orlean, dookoła Paryża. W samym Orleanie to tylko ciekawa katedra i muzeum malarstwa, oprócz pomnika Joanny D`Arc. Za Orleanem w kierunku na Tours jest to, po co tam właśnie jedziemy – zamki i pałace nad Loarą. 

Zaczynamy od Blois, gdzie jest renesansowy pałac królów Francji i gdzie w dwóch językach (francuski i angielski) odbywają się wieczorami spektakle na dziedzińcu „światło i dźwięk”. Pokazywana jest historia zabójstwa Henryka de Guise, na którego skrytobójców nasłał król Henryk III Walezy (tak, tak – to nasz król polski z 1573 r., który uciekł z Polski, aby po śmierci swojego brata Karola IX odziedziczyć Królestwo Francji, sam też w podobnym skrytobójczym zamachu później zginął). Na Dolinę Loary trzeba poświecić kilka dni, chociaż pałace są stosunkowo nieodległe. Należy zobaczyć Chambord, Cheverny, Amboise i Chenonceau. Co ja będę je opisywał – są po prostu cudowne, tak w środku, jak i z zewnątrz. W jednym z nich, a to Chambord tworzył Leonardo da Vinci i tam zresztą zmarł. Według jego planów wykonano niezwykłą spiralną klatkę schodową tego zamku. Te i szereg innych zamków sprawi, że możecie tam Państwo przedłużyć pobyt przynajmniej o kolejny dzień. 

Francja, Zamek w Chambord. Fot. Weronika Łyczywek

Na końcu wycieczki polecam Tours, nazywany Małym Paryżem. Szerokie aleje, ogród botaniczny, renesansowe budowle i katedra – na pewno się spodoba. 

Paryż

Do Paryża, jak pisałem, lecimy samolotem z Berlina lub Warszawy (to zależy, gdzie nam bliżej), lądujemy na lotnisku Charles de Gaulle. Z niego mamy szybką kolej RER, a już po Paryżu przemieszczamy się metrem lub pieszo. Samochodem jest kłopot, bo trudno wszędzie dojechać w wąskich uliczkach np. Monmartr`u, a poza tym metro jest doskonałym rozwiązaniem (pilnować się trzeba wszakże planu metra i kierunku stacji końcowej).

Kolejnym krokiem jest wybór hotelu. Radziłbym zarezerwować internetowo i najlepiej w siódmej dzielnicy – między wieżą Eiffla, a Pałacem Inwalidów. Jeśli tam znajdziemy hotel to droga z RER do hotelu to tylko 10-15 minut (stacja jest na Placu des Invalides). Ostatnie kilka razy wybierałem mały hotelik na Rue St. Dominique – ma to swoje zalety też wieczorem. Jeśli, a tak to polecam, jesteśmy w okresie od maja do października – to z reguły możemy koło północy posiedzieć sobie na Polach Marsowych, gdzie usłużni chłopcy przynoszą wino lub szampana, a leżąc na trawie podziwiać można wieczorne iluminacje Tour Eiffel. 

W ogóle to, jeśli ktoś jest pierwszy raz, a nawet drugi w Paryżu – powinien zacząć od wieży Eiffla. Przygotujcie się Państwo na czekanie w kolejce i sprawdzanie bagaży jak na lotnisku. Jeśli już wjedziemy na górę to warto na III piętro z uwagi na figurę woskową twórcy wieży, która ma już blisko 120 lat, a kiedyś była największą na świecie. Widok lepszy jest z II piętra – tam trzeba mieć w ręku mapę Paryża i rozpoznawać o czym wcześniej czytaliśmy i co chcemy w ciągu kilku dni zobaczyć. Drugi krok to wykupienie całodniowego biletu na „piętrusa” (tylko na górze, bo lepszy widok). To będzie pierwsza runda po mieście i trochę zorientujemy się w topografii. 

W Paryżu kilkakrotnie oprowadzałem przyjaciół, którzy tam wcześniej nie byli. Trzeba wiedzieć, które dzielnice Paryża koniecznie odwiedzić – wszystkich się nie da. Pamiętać też trzeba o mostach nad Sekwaną (jest ich bardzo dużo) i aby dobrze trafić, bo będziemy wiele razy na lewym bądź prawym brzegu. Zawsze trzeba ze sobą mieć plan miasta. 

I. 1. Naprzeciw wieży Eiffla są z jednej strony piękne Pola Marsowe zakończone Szkołą Wojenną; z drugiej zaś strony Trocadero z Pałacem Chaillot.

2. Idąc do Placu Invalides dochodzimy zaraz za nim do mostu Alexandra zbudowanego na cześć cara Rosji (wspaniałe rzeźby złocone i widok Sekwany).

3. W pobliżu jest nasza ambasada (właśnie na Rue St. Dominique), która słynęła onegdaj ze wspaniałych przyjęć dyplomatycznych. Zaraz za nią warte obejrzenia jest Muzeum D`orsay (przede wszystkim chyba największy zbiór malarstwa XIX w.). 

4. Po drugiej stronie Sekwany widoczny jest Grand Palais z okazjonalnymi światowymi wystawami, a dalej wzdłuż zobaczymy Luwr. Zwiedzić go trzeba, ale pewnie zostanie tylko Venus z Milo i kilka obrazów w pamięci, a wymaga to czasu. Tuż obok jest „Pomarańczarnia” – to budynek stworzony specjalnie dla „Nenufarów” Moneta, ale są i inne prace impresjonistów. 

5. Musimy znaleźć się na Ile de la Cite – to jest najstarsza cześć Paryża na wyspie z Notre Dame, Pałacem Sprawiedliwości i St. Chapelle. 

 To wszystko jest w centrum i przy Sekwanie – tak też jak i bukiniści, ale  można to także obejrzeć zamawiając wieczorną wycieczkę z kolacją na statku (odpływają przy Muzeum D`orsay). 

II. Dzielnica 6. i 14. to Quartier Latin i Montparnasse, są tam kultowe knajpeczki i ogrody luksemburskie oraz Sorbona, czyli Uniwersytet Paryski, a także Panteon (gdzie spoczywają najwybitniejsi Francuzi). 

III. Na pieszo z Luwru można przejść Polami Elizejskimi poprzez Plac de la Concorde (tam jest ta iglica z Luksoru oraz przepiękne fontanny z różnokolorowymi figurami). Łuk Triumfalny widać od Luwru, a więc mamy prostą drogę – na środek Placu de Gaulle podziemiami dostaniemy się pod sam Łuk Triumfalny i poszukajmy tam polskich generałów i marszałków doby napoleońskiej, a także bitwy o dobrze nam znanych polskich nazwach. Jeśli wracamy inaczej niż Polami Elizejskimi np. Boulevard Haussman trafimy na Galerie Lafayette, polski kościół – gdzie można dostać różne rzeczy z kraju (pod kościołem trwa stale wyprzedaż). Dalej jest słynny Hotel Ritz, Pl. Vendonie (!), a w końcu Biblioteka Narodowa i Opera. To wszystko tylko na własnych nogach. 

IV. Już z wieży Eiffla widać na wzgórzu na północ Sacre Coeur. To wspaniała Bazylika, do której każdy turysta musi trafić, tym bardziej, że jest ona w dzielnicy 18., czyli na Montmartre. Zaraz obok jest słynny maleńki placyk – place des Terte, na którym przez całą dobę pracują malarze. Jeśli mamy dużo czasu to z Montmartre przejdziemy obok cmentarza w kierunku Place Clichy – przekonamy się jak Francuzi zafascynowani są Rosją (wiele ulic nosi nazwy rosyjskich miast). 

V. Zostaje nam jeszcze Defense, czyli nowoczesna dzielnica z drugim Łukiem Triumfalnym i świetną architekturą. 

VI. Na koniec koniecznie metrem do Wersalu. Wspaniale ogrody, klomby, kwietniki, fontanny, a wewnątrz letniej rezydencji królewskiej – historia Francji w monumentalnych obrazach Dawida. 

Paryż, La Defence z tarasu Łuku Triumfalnego. Fot. Weronika Łyczywek.

Wierzcie mi Państwo, że byłem w Paryżu kilkanaście razy, a zawsze widzę coś nowego. Będąc tam trzeba pójść do kabaretu – słynne są cztery:

– na Polach Elizejskich to Lido i Casino de Paris, 

– blisko Pól Elizejskich w prostopadłej ulicy George V – Crazy Horses, 

– na Montmartrze Moulin Rouge czyli czerwony młyn. 

Bilety też trzeba wcześniej zarezerwować, bo Paryż przyjmuje rocznie kilkadziesiąt milionów turystów, a kabarety są oblężone. Ale naprawdę warto. 

Nie pisałem o wielu innych wspaniałych punktach miasta, bo o wszystkich trudno napisać, ale jeszcze zobaczcie Państwo Les Halles (kiedyś tam były hale targowe) i tuż obok futurystyczne Centre Pompidou. 

Tydzień na Paryż to naprawdę bardzo mało. 

Kategorie: In Gremio 121, Felieton

Włodzimierz Łyczywek

adwokat, wieloletni Dziekan Szczecińskiej Izby Adwokackiej, w latach 2005-2007 Senator VI kadencji, odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Odrodzenia Polski i „Wielką Odznaką Adwokatura Zasłużonym”

Zobacz najchętniej czytane działy:

  • Kryminalna historia Polski
  • Ślepym Okiem Temidy
  • Temat numeru

Pierwszy panel boczny

Informacje:

  • O In Gremio
  • Redakcja
  • Rada Programowa
  • Zasady współpracy
  • Reklama
  • Polityka prywatności
  • Regulaminy
  • Kontakt
© 2004–2025 In Gremio.