Do Holandii z Polski, a ze Szczecina w szczególności, jest tak blisko, iż można tam się wybrać kilka razy i o różnych porach roku. Wszakże bezwzględnie trzeba tam być choć raz na przełomie kwietnia i maja.
Holandia
Z Polski autostradą poprzez Braunschweig kierujemy się dalej przez Hanower i zagłębie Ruhry do wschodniej Holandii. Cała podróż to najwyżej 8 godzin z przystankiem na obiad. Proponuję wjechać poprzez Arnhem na tygodniowe zwiedzanie tego przepięknego i zamożnego kraju.
Gdyby przyjrzeć się starym mapom z czasów rzymskich (od tego czasu Niderlandy były już znane starożytnym) – to okazałoby się, że Holandia z czasów dzisiejszych jest przynajmniej o 1/3 większa niż 2000 lat temu. W miejscu, gdzie dzisiaj jest największy port świata – Rotterdam, Wenecja Północy, czyli Amsterdam, było Morze Północne, zaś Utrecht, aktualnie znajdujący się w głębi lądu, był osadą rybacką.

Nazwa Niderlandy to dosłownie „niski kraj”. Prawie 90 % powierzchni kraju jest albo depresją i to wydartą morzu, albo też niziną nie przekraczającą 10 m n.p.m. Już Fryzowie przed nadejściem Rzymian sypali wały, aby odebrać morzu trochę ziemi i nie dać mu się zalać. Pliniusz Starszy w 47 r. widząc tę codzienną walkę z morzem pisał „ludzie mieszkają na kopcach niczym żeglarze na okrętach”. Ta walka trwa do dzisiaj, a osiągnięcia Holendrów są po prostu imponujące. W XVI w. wprzęgnięto w walkę z morzem wiatr, a 10.000 wspaniałych widokowo holenderskich wiatraków przenoszących wodę wyżej, system tam i zapór wodnych sprawiły, iż Holandia jest jednym z najzamożniejszych krajów świata.
Holandia jest najgęściej zaludnionym krajem globu chociaż nie ma wielkich metropolii. Amsterdam nawet nie ma miliona mieszkańców. Gdyby przyjąć gęstość zaludnienia w Polsce tak, jak wygląda ona w Holandii, to Polska liczyłaby ok. 150 mln mieszkańców, Holandia zaś, wielkości naszego Mazowsza – ma ich 20 mln. To wszystko, o czym pisałem, usprawiedliwia głośne motto, iż „Bóg stworzył świat z wyjątkiem Holandii, która jest dziełem samych Holendrów”.
Położenie Holandii, dostęp do morza i stosunkowo łagodny klimat, (przynajmniej zimą) spowodował to, iż interesowali się tymi terenami Rzymianie, następnie Frankowie z Karolem Wielkim. Panowali tu też królowie Francji, a potem Hiszpanie podczas Wielkiej Armady.
XVII w. to okres holenderskiego imperium kolonialnego. Holenderska marynarka wojenna była największą na świecie, a jej przedstawiciele odkrywali Indonezję, Australię, Tajwan, Cejlon, a także zakładali miasta, m.in. Recife w Brazylii, czy Kapsztad w RPA. Kto miał stocznie okrętowe i flotę, ten zdecydowanie wyprzedzał innych. Stąd np. car Rosji Piotr Wielki „terminował” w młodości w stoczniach holenderskich i później już wiedział, jak zbudować flotę, a także Petersburg.
Holendrzy z całego świata przywozili wszystko to, co dzisiaj uważamy za codzienność, jak np. kawę czy herbatę. Najsłynniejszym jednak ich „wyczynem” były tulipany. Na samym początku ich sadzonki były droższe od złota. Tu dochodzimy do tego, dlaczego trzeba przyjechać właśnie w okresie wiosennym: od 2014 r. obchodzony jest 27 kwietnia Dzień Króla – Koningsdag (do abdykacji królowej Beatrix 30 kwietnia 2013 r. obchodzono Dzień Królowej); od 30 marca do 15 maja otwarte są największe ogrody świata Keukenhof. W tym czasie setki ogrodników robią z pietyzmem kobierce z milionów tulipanów. Również wtedy w okolicach Leidy i Harlemu zobaczyć można wśród kanałów i rzek całe pola tulipanów.
Sugeruję następujący plan wycieczki.
1. Zwiedzamy od strony Niemiec jako pierwszą krainę Geldrię z jej wieloma zamkami z czasów jeszcze feudalnych (reszta Holandii jest mieszczańska).
Warto zobaczyć:
· Apeldoorn z XVII-wiecznym pałacem myśliwskim Wilhelma III Orańskiego,
· Arnhem, gdzie walczyli polscy spadochroniarze gen. Sosabowskiego. Miasto zostało poważnie zniszczone (pamiętacie Państwo film O jeden most za daleko), ale teraz jest już odrestaurowane. Jest to stolica tego regionu.
2. W kolejności przejeżdżamy przez region Utrechtu, a tam:
· Amersfoort – średniowieczne miasto z pięknymi kamienicami i ogrodami. Już tam będziecie Państwo zdziwieni wielkością okien na parterze i brakiem zasłon czy firanek. Holendrzy uważają, iż w domu musi panować porządek i być zawsze czysto, tak aby móc to pokazać przechodniom.
· Okolice i miasto Utrecht z wiatrakami i mostami znanymi z obrazów Vincenta van Gogha oraz z wartym obejrzenia muzeum kolejnictwa w dawnym budynku dworca.

3. Holandia południowa to kraina, która nas skusiła, aby pojechać tam w okresie wiosennym. Omijamy Rotterdam, bo choć to największy port świata, to też został zniszczony zarówno przez Niemców w 1940 r., jak i przez aliantów w 1944 r. Teraz wszystko tam jest już nowe.
· Delft – to pierwsze miasto na trasie, typowo holenderskie, taki mały Amsterdam. Wszędzie kanały, po których można pływać. W tym mieście powstała na wzór chiński słynna holenderska (biało-niebieska) porcelana delficka. Na głównym placu Delft znajdują się przepiękne kamieniczki nad kanałami, ratusz i XIII-wieczna katedra z Mauzoleum Wilhelma Orańskiego. Będąc już na głównym placu, a mając z przodu po lewej ratusz, jak i po prawej katedrę, znajdziecie Państwo na obrzeżach Marktu restaurację (na tyłach ratusza). Serwują tam oryginalne obiady. Kelner podchodzi i pyta, kto czego nie lubi. Zapisuje sobie wszystko na kartce, a następnie informuje, że to od szefa kuchni zależy, co dostaniemy na 3-daniowy obiad i że z pewnością nikt nie będzie miał pretensji, skoro kucharz wie, czego nie lubimy.
· Z Delft jedziemy do Hagi – to stolica administracyjna Holandii, choć nie taka wielka. Jeszcze przed wjazdem do śródmieścia i starówki zatrzymać się trzeba przy Madurodam. To miniatura całej Holandii. Są tam kanały, porty, porty lotnicze, wiatraki, mosty i tamy, a także wszystkie największe zabytki Niderlandów w sali 1:25 (niektóre wcale nie są małe). Można pomiędzy nimi chodzić, robić zdjęcia i zobaczyć Holandię w pigułce. Zbudowali to po wojnie zamożni rodzice zamordowanego w Dachau studenta Georga Maduro. W samej Hadze zobaczyć trzeba budynek parlamentu (szczególnie po zmierzchu), pałac Królowej Beatrix „Stary Dwór”, a także bardzo nowoczesny w formie Gemeentemuseum.
· Z Hagi jedziemy przez Leidę w kierunku północnym – są tam słynne pola tulipanowe i Keukenhof. Skręcić wszakże można na chwilę na wschód do małej miejscowości Gouda. Jeśli ma się trochę szczęścia albo jest dzień targowy – można zobaczyć krążki sera większe od największych kół samochodów ciężarowych, ważących po pół tony. To jest widok! Sery to przecież „znak firmowy” Holandii.
Dojeżdżamy do Keukenhof, które powstało w 1949 r. jako holenderska wystawa kwiatów, a po jej sukcesie, w okresie od marca do maja ogród liczący 32 ha zwiedza dziennie ponad 100.000 turystów. Zobaczycie tam nie tylko tulipany, ale także wszystko to, co może być w ogrodach, przepięknie rozplanowane i we wszystkich możliwych barwach. W 2012 r., kiedy tam po raz któryś z rzędu byłem, był to zgodnie z tradycją, akurat rok polski. Przy tej okazji pokazywano tulipany o odmianie nazwanej „Maria Kaczyńska”.
3. Holandia północna to ziemie „wydarte” Morzu Północnemu, a przede wszystkim Amsterdam. To najsłynniejsze miasto Holandii – miasto Rembrandta i van Gogha, kanałów, czerwonych latarń i wystaw z fotelikami oraz wspaniałych kamienic bogatego mieszczaństwa, muzeów i kawiarni z legalną marihuaną. To też kraj rowerów, a więc trzeba zamieszkać w takim miejscu, aby wszędzie, gdzie warto, dostać się pieszo.
Polecam hotel Krasnapolsky i to z wielu powodów:
· już w samej nazwie jest coś polskiego i tak też w nim jest,
· widok z hotelu na główny plac Amsterdamu Dam Square,
· blisko do starówki i przystani stateczków wożących po kanałach bliziutko,
· blisko też do tej dzielnicy bezpruderyjnej, co dorosłym warto pokazać.
Poruszanie się po mieście samochodem jest bardzo trudne, bo więcej tam kanałów niż ulic, a te, które są, to jednokierunkowe. Trzeba zatem mieszkać w centrum i chodzić pieszo. Konieczna jest rezerwacja na statek po kanałach. Dostępne są rejsy 2-godzinnne w ciągu dnia lub 4-godzinne wieczorem z kolacją. Proponuję tę drugą wersję, bo wieczorem kanały i domy na ich brzegach są cudownie podświetlone. Kiedyś w czasie jednej z takich wypraw trafiliśmy na przewodnika Polaka. Po kolacji dostaliśmy od niego jeszcze dwie butelki dobrego wina, ale to trzeba mieć fart.
Zwiedzić trzeba:
· Rijksmuseum z 5.000 obrazów, w tym słynnym „Wymarszem strzelców” lub też „Strażą nocną” Rembrandta,
· Van Gogh Museum – kilkaset obrazów Vincenta uratowanych przez jego brata Theo dla Holandii, bo przecież obaj tu żyli,
· kopię XVI-wiecznego trójmasztowca kompanii wschodnio-indyjskiej,
· ewentualnie ZOO, bo istnieje już blisko 200 lat. Jest pięknie położone i ma naprawdę imponujący zwierzyniec.
Holandia jest synonimem zamożności. Pisałem już o gęstości zaludnienia – jest ona znacznie wyższa niż w Japonii, a mimo iż „multi -kulti” czyli migracja z innych kontynentów jest bardzo widoczna (częściowo z dalekich kolonii, które Holendrzy mieli), to w Holandii jest czysto i spokojnie, inaczej niż w Belgii czy Francji. Jak pierwszy raz jechałem samochodem w latach 70-tych pomiędzy Belgią a Holandią (było to blisko 50 lat temu), to szokiem było dla mnie, że nie było granicy między krajami Beneluxu. Dzisiaj nigdzie w Europie ich prawie nie ma, a jednak Holendrzy są jakby nieco inni od reszty – tylko podziwiać i pozazdrościć.
Z Amsterdamu wyjeżdżamy na północ przez drogę biegnącą między morzem a jeziorem wewnętrznym, widząc wszędzie na wodzie żaglówki, a także poldery. Skoro już jesteśmy na północy Holandii, to do Polski wracamy inną drogą, czyli przez Hamburg.