Wczoraj, przy porannym przeglądaniu Facebooka, zadałem sobie pytanie, czy my prawnicy jesteśmy jacyś przemądrzali. Oczywiście, jesteśmy, to wiadomo. Ale, czy jesteśmy przemądrzali w ten sposób, który sprawia, że nas się nie rozumie albo nie słucha nawet? Bez dwóch zdań. No dobrze, a czy jesteśmy tak przemądrzali, że brak nam pokory, dystansu i chęci zweryfikowania prawd słusznie wyuczonych? A gdzież tam! Problem tkwi w motłochu, który jest nieoczytany, nieokrzesany, nieodpowiedzialny i nie chce dać sobie wytłumaczyć jak bardzo głęboko tkwi w niewiedzy.
My w przeciwieństwie do nich bez trudu odnajdujemy się w dystynkcjach pomiędzy albo i lub. Dożywociem i dożywotnim pozbawieniem wolności. Adwokatami i radcami prawnymi; podobno nawet potrafimy korzystać ze średników. Wiemy, że wszystko wiemy i nie zawahamy się tego wykorzystać. Przyznaję bez bicia, sam nie jestem wyjątkiem. Zdarza mi się zabierać głos w internetowych dyskusjach o problemach prawnych. Kończy się to zazwyczaj na wysmarowywaniu długich pasywno-agresywnych postów o tym, że nie, przedawnienie nie przerywa się przez wysłanie wezwania do zapłaty, a prawo do alimentów nie wygasa z chwilą ukończenia studiów. W jednej z niedawnych dyskusji dowiedziałem się nawet, że sposobem na odzyskanie zaległej kaucji od wynajmującego jest (sic!) zgłoszenie sprawy na policję i do urzędu skarbowego. Procedury wykonawczej cywilnokarnoskarbowej z elementami zaocznej egzekucji komorniczej nie znałem, ale takie dictum dało mi bardzo mocno do myślenia.
Odrzuciwszy dogmaty ex cathedra, internet popadł w manię orzekania ex vitro – zza szyby urzędniczego okienka tudzież zza czarnej szybki smartfona. Ale nie jest to bynajmniej wina samego internetu. Od dekad obowiązuje również wykładnia hortikulturalna („zasłyszane u Pani Krysi z warzywniaka”), a technologicznie wykluczone pokolenie baby boomersów również potrafi dać do wiwatu. O ile dla milennialsów nieznajomość prawa jest z reguły przyczynkiem do podjęcia prawniczej wersji zakładu Pascala (zrobić za dużo, niepotrzebnie i wyjść na nadgorliwego, bo a nuż okaże się to skuteczne), o tyle dla seniorów składanie oświadczeń woli to coś, co Amerykanie nazywają w futbolu hail Mary pass. Zamknąć oczy, rzucić piłkę z połowy boiska i liczyć, że doleci do celu. Potem przychodzi moment zdziwienia, że za zestaw garnków trzeba zapłacić tyle, co za używany samochód albo że warto jednak było wziąć okulary, gdy się przyszło podpisać OWU.
Zatem, gdzie popełniliśmy błąd? Czemu nie chcą nas słuchać, skoro jesteśmy i mądrzy, i przystojni, i młodzi (ale z wieloletnim doświadczeniem), i żaboty mamy w barwach matki natury. Wszak sama Krajowa Izba wypuściła spot reklamowy chwalący palestrę za obronę ludzkich praw i wolności. Przecież koszulki z napisem „KonsTYtucJA” rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Oczywiście nietrudno jest oskarżać o chroniczną łatwowierność osoby legislacyjnie wykluczone i zrzucać winę na ich nieuctwo. Cóż począć, gdy MaBeNa karmi opinię publiczną opowieściami o instytucjach, w których „nie przyjęły się” niektóre nowelizacje przepisów postępowania albo o mecenasach, których mocodawcy obchodzą właśnie sto trzydzieste urodziny, mając dość ikry, aby skutecznie dążyć do odzyskania przedwojennych kamienic. Co gorsza, część z tych historii jest, delikatnie mówiąc, oparta na faktach.
Nie chcę popadać w fatalizm, ale śmiem mniemać, iż sami sobie zgotowaliśmy ten los i sami na siebie ukręciliśmy bicz. Wieloletnie starania o budowę społeczeństwa obywatelskiego w kraju nad Wisłą uważam za nazbyt podobne do szkolnej lekcji WOS-u. Dużo wspaniałych rzeczy można się na Wiedzy o Społeczeństwie dowiedzieć o Konstytucji, Unii i Sejmie. Równie dużo jest do zakucia, zdania i zapomnienia. Nie uświadczymy jednak ani na jotę ćwiczeń praktycznych i zagadnień przyziemnych. Dostrzegam pewną złowróżbną korelację pomiędzy tematami, których nigdy nie poruszaliśmy na WOS-ie (alimenty, prawa lokatorskie, prawa pracownicze), a problemami, które większości Polek i Polaków spędzają sen z powiek (alimenty, prawa lokatorskie, prawa pracownicze).
Nie wszystko musi być jednak stracone, albowiem, w pogardzie mając wysublimowany socjolekt biurokracji, Izba Skarbowa w Poznaniu dowiodła, że formularze pisane językiem prostym, jasnym i przyjaznym zamiast zimnym i urzędowym, zwiększają skuteczność wykonywania zobowiązań przez podatników 1. Wystarczy tylko zmienić „należy” na „musisz” oraz „pod rygorem” na „jeżeli tego nie zrobisz, to…”. Może jest to jakiś trop? Może pierwszym krokiem na drodze do odbudowania nici porozumienia na linii obywatel-państwo jest zredukować ambicje lingwistyczne… znaczy się… przestać się wymądrzać.