W czasach „alternatywnych faktów” i post-prawdy musimy doczekać się także ich wpływu na procesy sądowe. Wydaje się, że najkrótszy dystans do tych współczesnych wynalazków w masowej komunikacji ma proces sądowy pozbawiony treści procesu. Proces, w którym żadnych faktów się nie dowodzi, a argumenty nie są wysłuchiwane i nie mają szansy wpłynąć na końcowe rozstrzygnięcie.
Popatrzmy na klincz, w jakim znalazły się konstytucyjne organy państwa i sądy w sprawie dotyczącej ministra Mariusza Kamińskiego i pozostałych osób w niej oskarżonych1 Sygn. akt: II KK 313/16. Marszałek Sejmu inicjujący postępowanie dotyczące sporu kompetencyjnego – bez wykazania interesu prawnego i z wkroczeniem w sferę ocen przynależnych sądownictwu i odniesionych do prerogatywy Prezydenta RP2 Stanowisko Sądu Najwyższego w sprawie Kpt 1/17 z dnia 11 lipca 2017 r. – str. 4. Trybunał Konstytucyjny prowadzący postępowanie w sprawie rzeczonego sporu (Kpt 1/17), który w większości opinii nie zaistniał, a de facto jest rozstrzyganiem w sprawie indywidualnej3 j.w. – str. 8. Sąd Najwyższy stwierdzający zawieszenie wspomnianego postępowania karnego do czasu rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego przez Trybunał Konstytucyjny.
Ten splot działań prawnych i niedokończonych postępowań może najlepiej ilustrować przyszłe spory sądowe toczące się w aurze politycznej kurateli nad wymiarem sprawiedliwości.
Spory, w których po jednej stronie może pojawić się cała machina państwa roztaczająca swoje kompetencyjne wpływy i działania nad indywidualnym procesem sądowym i wokół niego – a po drugiej stronie zwykły obywatel, zdany tylko na to, co daje mu powszechne prawo procesowe. Pojawić się może nowa „doktryna” prawna, która bardzo przypomina powracające w bieżących relacjach opisy południowoamerykańskiego chavizmu, jakie jeden z komentatorów podsumował treściwym zdaniem: „dla przyjaciół władzy wszystko, co można uczynić; dla ogłoszonych wrogami – prawo”.
Taka ewolucja dozowania sprawiedliwości – celowo nie piszę: wymiaru sprawiedliwości – stanowi koniec dla zawodów prawniczych. Jeśli sądownictwo zostanie upolitycznione staniemy wszyscy: adwokaci, radcowie prawni, sędziowie, a także prokuratorzy wobec tej samej perspektywy, w której cała wiedza z dziedziny prawa oraz wszelkie indywidualne talenty i predyspozycje prawnika będą bez znaczenia. Staniemy wobec perspektywy, w której spór prawny nie będzie oparty o wymianę argumentów i który nie będzie nawet znanym z prehistorii prawa procesem formułkowym. Taki proces będzie stanowił jedynie formę, w której zaistnieje proceduralny rytuał, a jego wynik będzie uzależniony od arbitralnej woli decydenta – zapewnie powiązanej bardziej z ocenami wywodzonymi ze sfery światopoglądu, niż z przedmiotem danego procesu.
I jeśli przesadzam, jeżeli nie do takiej doktryny prawa zmierzamy, to czemu ma służyć jednokierunkowe podporządkowanie wszystkich mechanizmów w wymiarze sprawiedliwości Ministrowi Sprawiedliwości? Po co ta rozbudowana domena władzy dyskrecjonalnej lub opartej na stosowaniu klauzul generalnych, takich jak „szczególnie niska efektywność działań” przy ocenie prezesów sądów? Skąd obawy Rzecznika Praw Obywatelskich4 Pismo Rzecznika Praw Obywatelskich do Marszałka Sejmu z dnia 28 czerwca 2017 r., VII.510.27.2017.AJK – str. 3 i organizacji pozarządowych5 Stanowisko Zespołu Ekspertów Prawnych przy Fundacji im. Stefana Batorego w sprawie projektowanych zmian w ustroju sądów powszechnych z dnia 3 lipca 2017 r. – str. 2, czy po dokonanej zmianie ustawy o ustroju sądów powszechnych można nadal mówić o respektowaniu przez państwo niezależności sądów?
Nie wierzę jednak, że takiej doktryny prawa chce tak często przywoływany suweren.
Jeśli przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka zapadnie choć jedno orzeczenie, w którym stwierdzone zostanie naruszenie prawa do sądu w Polsce przez upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości – to każdy wyrok polskiego sądu nie będzie traktowany inaczej, niż jako zdarzenie faktyczne, a nie orzeczenie. Odczujemy to wszyscy, a najdotkliwiej w sprawach gospodarczych, rodzinnych czy spadkowych.
Ogromna większość z tych, którzy staną do procesu sądowego nie będzie tymi, którzy będą mogli oczekiwać na uprzywilejowanie. I to większość dozna konsekwencji zaistnienia procesów, bez realnego wpływu metodami prawnymi na ich rozstrzygnięcie. Ta właśnie większość otoczy cały wymiar sprawiedliwości taką nieufnością, która będzie odbierać mu legitymację do działania.
Nie ma jednak w tym nic optymistycznego, bo jeśli nawet u skrzywdzonego pojawi się podobna refleksja – to, aby od tak pojmowanego stosowania prawa odejść, aby zatrzeć uznawanie w świecie polskiego wymiaru sprawiedliwości jako podporządkowanego politycznie, po dokonanych i planowanych zmianach ustrojowych w sądownictwie – droga będzie daleka.