Z końcem czerwca br. opublikowano obwieszczenie Prezydenta RP z 24 maja 2018 r. o wolnych stanowiskach sędziego w Sądzie Najwyższym, które uruchomiło procedurę uzupełnienia i wymiany składu osobowego Sądu Najwyższego. Prawnikom, spełniającym warunki objęcia stanowiska, dano miesiąc na zgłoszenie kandydatury. Wówczas przewodniczący KRS zapowiedział, że nie jest możliwe, aby KRS rozpoznał wnioski wcześniej niż we wrześniu lub październiku, bowiem tyle miało zająć sprawdzanie kwalifikacji, osoby kandydata, jego dorobku. Deklaracje te zdezaktualizowały się, kiedy to przesłuchania kandydatów wyznaczono na ostatni tydzień sierpnia. Do obsadzenia były 44 stanowiska: siedem w Izbie Cywilnej, jedno w Izbie Karnej, 20 w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych i 16 stanowisk w Izbie Dyscyplinarnej. Przesłuchania nie były jawne, a ich przebieg relacjonowany jedynie przez kandydatów lub członków KRS. Co istotne – udział w przesłuchaniu nie był obowiązkowy, a miał jedynie zezwolić na bezpośredni kontakt kandydata z opiniującymi.
W międzyczasie Prezydent RP miał zadecydować, czy zezwala dotychczasowym sędziom Sądu Najwyższego na dalsze orzekanie, po osiągnięciu przez nich 65. roku życia. Rekomendacje Prezydenta wydane zostały już po tym, gdy 2 sierpnia br. Sąd Najwyższy postanowił zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości UE z pięcioma pytaniami prejudycjalnymi dotyczącymi zasady niezależności sądów i niezawisłości sędziów jako zasad prawa unijnego oraz unijnego zakazu dyskryminacji ze względu na wiek. Nadto Sąd Najwyższy zawiesił stosowanie przepisów trzech artykułów ustawy SN dotyczących przechodzenia w stan spoczynku sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia. Prezydent nie zarekomendował do dalszego orzekania siedmiu sędziów, nie zważając i nie oczekując na rozstrzygnięcie TSUE. Zawiadomieni o tym sędziowie zareagowali różnorodnie – albo poddając się decyzji albo uznając się nadal za sędziów w stanie czynnym, jednak wyłączając się od orzekania do czasu rozstrzygnięcia TSUE, tak aby uniknąć zarzutów nieważności postępowań. Z kolei dwóch sędziów Sądu Najwyższego złożyło pozwy, w treści których domagają się ustalenia, że stosunek służbowy sędziego w stanie czynnym, istniejący w dniu 3 lipca 2018 r. między każdym z nich a Sądem Najwyższym, nie wygasł z dniem 4 lipca 2018 r., lecz trwa nadal. W pozwach został też m.in. zawarty wniosek o udzielenie zabezpieczenia roszczenia przede wszystkim przez wydanie postanowienia zakazującego Prezydentowi RP – a w określonych okolicznościach także Krajowej Radzie Sądownictwa – podejmowania jakichkolwiek czynności, które mogłyby prowadzić do powołania sędziów SN na miejsca zwolnione wskutek rzekomego przekształcenia się stosunku służbowego sędziego tego sądu w stanie czynnym w stosunek służbowy sędziego w stanie spoczynku ze skutkiem w postaci pozbawienia powodów możliwości sprawowania władzy sądowniczej. Złożone powództwa zainicjowały dalsze pytania prejudycjalne SN do TSUE.
Na tle zmian personalnych w Sądzie Najwyższym rysuje się również problem wynagrodzeń, obciążających przecież kieszenie podatników, ale zdaje się nieistotny z punktu widzenia rządzących. Dotychczas bowiem, choć nieuznawana przez rządzących za I Prezes SN, otrzymuje pełne wynagrodzenie związane z pełnioną funkcją. Pytanie jednak, czy w razie wyznaczenia przez prezydenta sędziego dla celów pełnienia obowiązków I Prezesa, do czasu wyboru nowego Prezesa, wynagrodzenie związane z tą funkcją zachowują wszystkie osoby, czy tylko ta uznawana na mocy znowelizowanej ustawy. Podobny problem dotyczyć może prezesów izb i sędziów orzekających, zdublowanych z tymi, którzy uznają się konstytucyjnie za sędziów w stanie czynnym.
Nigdy dotąd Sąd Najwyższy nie pozostawał w takim chaosie i dezorganizacji jak obecnie. Sytuacja sprawia, że naczelny organ władzy sądowniczej nie tylko nie daje rękojmi należytego stania na straży praworządności w Polsce, ale też burzy demokratyczny obraz państwa prawa na arenie międzynarodowej. Zgodzić należy się z tym stanowiskiem doktryny, zgodnie z którym najrozsądniej byłoby wstrzymać wszystkie decyzje personalne do czasu rozstrzygnięcia spornych kwestii przez TSUE, a przez to dać wyraz poszanowania regulacji unijnych. Obserwowany pośpiech nie znajduje żadnego uzasadnienia, a wręcz świadczy o zawziętości i irracjonalności politycznej, którą trudno aprobować.