Okres noworoczny spędziłem relaksacyjnie w Polanicy Zdroju, co napełniło mnie optymistycznym spojrzeniem na życie. Tamtejszy klimat wpływa na przemyślenia. Wyciszony pastorałkami i kolędami śpiewanymi przez Jana Stanisława Karpiela – Bułeckę (nie mylić z młodszym bratem Sebastianem) w tamtejszym kościele parafialnym odczułem pozytywne fluidy. Wróciłem po kilku dniach uspokojony zawodowo i politycznie do Mojego Domu, wzbogacony o doskonałe pierniki z miejscowej pracowni cukierniczej. Po przyjeździe spotkał mnie wstrząs nie tyle rekonstrukcyjny obecnego Rządu, ale decyzje, które po dzisiejszy dzień poddają w zwątpienie konieczność poszukiwania rzeczywistego kryzysu sądowego, w sytuacji, gdy konieczność dokonywanych zmian nie istniała i nie istnieje.
Czyż nie byłoby wszak prościej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał drugi.
– Bertolt Brecht
Pomyślałem sobie, a może wyjechać na wyspę bezludną, gdzie życie będzie mniej frustrujące i nieskomplikowane organizacyjnie. Pomysł doskonały, ale trzeba się zastanowić, co zabrać ze sobą, ograniczając bagaż do minimum. Zadałem też to pytanie znajomym, co byłoby dla nich znaczące do przemyśleń w ciszy i czasie wyłącznie dla siebie, gdy staną się słuchaczami, a nie wypowiadającymi się w każdej kwestii. Rozważania czysto abstrakcyjne, ale realne.
Ja postanowiłem zabrać wieczne pióro, do którego mam wieloletni sentyment i które służy mi do dzisiaj oraz notes oprawny w zieloną skórę, by spisywać wrażenia. Zabrałbym też swoją włoską kawiarkę, bo można w niej poza kawą także ugotować wodę, a jak człowiek się uprze to zrobi i rosół. Z przywiązania do rodzinnych bibelotów zabrałbym tabakierkę z kości słoniowej, bogato inkrustowaną. Pamięta ona czasy moich przodków i z polowaniami na słonie dla ich kłów, nic ją nie łączy.
Ostatnie dwie rzeczy to komboloi – sznur koralików, popularny zwłaszcza w Grecji i tradycyjnie używany przez mężczyzn. To jeden z najbardziej charakterystycznych przedmiotów dnia codziennego. Zręcznie podrzucany w dłoniach sznur przy delikatnym stukaniu paciorków działa kojąco i relaksująco. Z książek zabrałbym Listy z lat 1956-1978 pisane pomiędzy Stanisławem Lemem a Sławomirem Mrożkiem. Dlaczego? Lektura tej korespondencji jest niezwykłym przeżyciem, bo spotykają się tam dwie wybitne i niepodobne do siebie osobowości pisarskie. To nie jest praktyczny przewodnik jak przetrwać, ale teksty, które potrzebują ciszy, aby móc w spokoju przetrawić literackie doznania.
Nie zabrałbym budzika, bo i po co kierować się czasem i porą wstawania. Żadnego radia, internetu, bo reklamowo – propagandowa tuba mariażu władzy i wiary musi być mi w tym okresie wyjazdowym zupełnie obca. Noża bym nie zabrał, bo z istoty samotności wynika brak przemocy wobec ludzi i natury. Niech kwitną kwiaty, dojrzewają owoce, a czysta woda mórz okalających wyspę, niech cieszy swoją kolorystyką. Butelki wina bym nie włożył do swojej podróżnej torby, bo jeszcze wpadłbym na szatański pomysł napisania listu i wrzucenia go do morza w oczekiwaniu ratunku.
Pytania kierowane do innych, co zabraliby ze sobą wywołały nieprzewidziane reakcje i odpowiedzi:
– koniecznie moje Ray – Ban’y – ukochane okulary słoneczne (zrozumiałe);
– kartę płatniczą, bo zawsze biorę (ale po co?);
– wszystkie swoje buty, bo je uwielbiam (głos kobiety zakochanej w obuwiu na wysokich szpilkach);
– co do literatury – cisza (nie drążyłem, bo to intelektualny daltonizm).
Nikt nie powiedział, że zabrałby wspomnienia i te dobre i te złe, a to przecież nasze dokonania. Wyciszenie wydaje się być nam niezbędne w szalejącym tempie pędzącej lokomotywy życia, zupełnie w nieznane. Zapominamy, a powinniśmy sobie okazywać więcej zrozumienia, ciepła i serdeczności. Szokowały mnie tegoroczne newsy o skonfliktowanych rodzinach, które nawet w Święta Bożego Narodzenia, nie zasiadały przy wspólnym stole, bo dzieliły je spojrzenia i oczekiwania na harmonijny pomost łączący miękkie linie czasu mijającego z kształtem oktagonalnym, uważanym w kulturze japońskiej za symbol szczęścia. Umykają nam słowa Agnieszki Holland, Władysława Bartoszewskiego, Jana Pawła II i genialnego Andrzeja Wajdy – ludzi, których skromność była miarą wielkości.
Zastanawiałem się, co zabraliby ze sobą na wyspę bezludną w swoim bagażu podręcznym twórcy nienawiści, zacietrzewienia, braku rozsądku, czy braku potrzeby pojednania. Może pojawiłyby się tam takie przyziemne rzeczy jak kombinerki, latarka, masło kokosowe do opalania, czy bikini, gdy przypłynie okręt pełen spragnionych widoku kobiety marynarzy. Profesorskiej togi, by pewnie tutaj nie zabrano, chociaż ukryłaby niedoskonałości ciała i wieku oraz kultury politycznej. A może płaskie i wyrafinowane spojrzenie na życie pozwalałoby zabrać ukryte pragnienie fantazji seksualnych, bo to jak przekonują seksuolodzy – bezcenny skarb. A może dla ocieplenia własnego wizerunku, ci próbujący reformować to wszystko, co jest dobre i konstytucyjnie uzasadnione, zabraliby wszystkie pluszaki z dzieciństwa, chyba, że obawiają się uznania tego za infantylizm.
Historia wskazuje, że niespodziewane jej zakręty nie zawsze wychodziły na zdrowie decydentom, których poczucie władzy nie utożsamiane jest z poczuciem sprawiedliwości, w tym także społecznej. Szczecińska Apelacja uzyskała w pierwszej połowie ubiegłego roku najlepsze wyniki w kraju w zakresie postępowań karnych. Dokonanie ostatnich zmian personalnych wiązało się chyba z wykazywanym w dotychczasowej działalności Sądu rozsądkiem prawnym, a skazanie na banicję Jej dotychczasowego Prezesa przemawia za Jego zbyt dużą samodzielnością i brakiem dyspozycyjności. Tego nie lubi i nie toleruje obecna władza. Decyzja o odwołaniu nie wymagała uzasadnienia, ale przywołanie w internecie na stronach Ministerstwa złych wyników i zaległości okazuje się niestety niewiarygodne w świetle faktów. Porażające są wieści, które stawiają pod znakiem zapytania politykę kadrową sądów, w zakresie doboru ludzi z doświadczeniem zawodowym, umiejętnością orzekania, czy dokonywaniem oceny zebranego materiału dowodowego pod kątem wydawanych orzeczeń. Rodzi się pytanie, do którego momentu przycisk „odwołać” będzie aktywny.
Pragnę na moment powrócić do Bertolta Brechta, który w wydanych aforyzmach „Pan Keuner i przypływy” w zakresie wymiaru sprawiedliwości pisał „Pan K. przytaczał często jako wzór wymiaru sprawiedliwości pewien stary przepis chiński, wedle którego do rozstrzygania wielkich procesów należało sprowadzać sędziów z dalekich prowincji. Znacznie trudniej było ich mianowicie przekupić (mogli więc być mniej nieprzekupni), ponieważ miejscowi sędziowie (a więc ludzie wyznający się najlepiej w tej dziedzinie) czuwali nad ich nieprzekupnością i źle im życzyli. Ci sprowadzeni sędziowie nie znali także miejscowych zwyczajów i stosunków ze swej codziennej praktyki. Bezprawie zyskuje często charakter prawa po prostu dlatego, że często się zdarza. Tym nowym trzeba było wyjaśniać wszystko od nowa, przy czym mogli łatwiej zauważyć to, co rzucało się w oczy”. To wszystko sprawia, że nadal pozostaje aktualny dylemat, w którym kierunku zmierza obecna demokracja i czy dokonywana transformacja jest słuszna społecznie. Twarze Nowej Zmiany reprezentują błędne stanowisko, że odnowienie oblicza Polski, wiąże się z doborem właściwych kadr (czytaj dyspozycyjnością). Praworządność i trójpodział władzy to fanaberie niezadowolonej części opozycyjnego społeczeństwa, zapominającego o bazowym istnieniu systemu.
A jak bywało w przeszłości.
Włodzimierz Iljicz Uljanow (Lenin) – twórca bolszewizmu i pierwszego na świecie państwa socjalistycznego w 1892 r. uzyskał tytuł pomocnika adwokata przysięgłego. Komisja Egzaminacyjna Wydziału Prawa Uniwersytetu Petersburskiego w 1891 r. przyznała mu dyplom pierwszego stopnia. W swoich dziełach wybranych pisał, że zadanie partii polega na tym, by przesiąść się z wynędzniałego konia chłopskich oszczędności na konia wielkiego przemysłu i elektryfikacji, bo to doprowadzi do dobrobytu i zadowolenia społecznego.
Josif Wissarionowicz Dżugaszwili (Stalin) znany Koba – Gruzin i przywódca partii bolszewickiej w latach 1922-1953, absolwent szkoły cerkiewnej w Gori uzyskał przydomek „Czerwonego Cara”. Zasłynął z nieprzeniknionej tajemniczości i skromności, symbolizowanej przez fajkę, którą palił ostentacyjnie, jak stary wieśniak.
Egzaltowany megaloman pod każdym względem, doprowadził do eksterminacji narodu sowieckiego w imię „wzajemnego zrozumienia”. Na jego rozkaz zabito około 20 mln ludzi, a 28 mln deportowano. Umierający wśród swoich palotynów na kanapie w głównej jadalni, gdzie odbywały się sławetne obiady, mimo niewyobrażalnych zbrodni nie stracił w oczach narodu sowieckiego wiary w słuszność dokonanych czystek personalnych i etnicznych.
Adolf Hitler – kanclerz Rzeszy od stycznia 1933 r., zakompleksiony demagog, ludobójca i psychopatyczny antysemita, którego ambicją było przejść do historii. Nie był ascetą zadawalającym się niezbędną odzieżą i prostymi meblami, bo nosił skrojone na miarę garnitury i uwielbiał luksusowe samochody. Jego dochody sięgały milionów marek ze sprzedaży autobiografii Mein Kampf, a także ze sprzedaży znaczków pocztowych ze swoją podobizną. Okazywany na co dzień stan emocjonalny oraz nagłe wybuchy gniewu i niezadowolenia były tylko grą obliczoną na uzyskanie zamierzonego wcześniej efektu. Tajemnica jego „sukcesów” była banalnie prosta: każdemu mówił to, co ten chciał usłyszeć, ale rozpoznawanie zainteresowań i potrzeb rozmówcy, to sztuka, którą opanowało poza nim niewielu. Kobiety będące w jego bliskości stały się ozdobami i maską narodowego socjalizmu.
Sześć mu najbliższych uznawało go prawie za swojego narzeczonego, nie dostrzegając nic przerażającego w tym szatanie ery nowożytnej. Ogólny charakter Mojej walki był prosty. Gdy wszystkie dziedziny nauki, w tym społeczne, osiągnęły już wysoki poziom rozwoju i wąską specjalizację, przeciętny obywatel w znacznie mniejszym stopniu, niż kiedykolwiek przedtem był w stanie rozeznać się w prawach rynku, ekonomii, socjologii społecznej, etyce, czy innych gałęziach wiedzy i sztuki. Stworzenie tej „ewangelii” miało dać ludziom uznanie siebie za osoby na wysokim poziomie etycznym i moralnie uzasadnionym.
Mam głęboką nadzieję, że te negatywne wzorce nie wpłyną na stan umysłu rządzących i podporządkowanie się części parlamentarzystów magii słów i deklaracji przyszłych dokonań. Stulecie niepodległości Polskiej Palestry i Sądu Najwyższego to okres obfitujący w przeszłości w wydarzenia trudne i kontrowersyjne. Józef Klemens Piłsudski po uwolnieniu z Magdeburga przybył do Warszawy i przejął pełnię władzy z rąk rady regencyjnej. W pierwszych miesiącach niepodległości dążył do zjednoczenia wszystkich sił i powołania rządu koalicyjnego. Kontynuował to w latach 1923-1926, wykorzystując do pełnej konsolidacji i poszerzenia wpływów wspólnoty legionowo – peowiackiej. Po przewrocie majowym, nie objął jednak urzędu prezydenta, stworzył natomiast system rządów autorytarnych.
To czas, kiedy Sanacja rozpoczęła podporządkowanie sobie Sądów, uznając to za swoisty priorytet. Na mocy dekretu, który wszedł w życie 1 stycznia 1929 r. Prezydent uzyskał prawo do przenosin wszystkich sędziów orzekających bez ich zgody w stan spoczynku lub do innych jednostek organizacyjnych. Rząd mógł, ale nie musiał zapewnić odchodzącym sędziom więcej niż godziwe warunki. Oferował im jednak za stosunkowo duże apanaże stanowiska notariuszy czy pisarzy hipotecznych.
Pozostawmy jednak na boku te historyczne dywagacje, powracając do piaszczystej wyspy otoczonej czystym, krystalicznym morzem. Jeżeli uda się nam uzyskać normalność życia nie tylko politycznego, społecznego, moralnego, a także nie nastawionego na koneksje, układy i poparcie finansowe, to po prostu wyjmę moje ulubione sentymentalne pamiątki i powrócę bez nadmiernej aktywności do życia towarzyskiego z wieczorami autorskimi, wernisażami i niekoniecznie rautami, chociaż jest to miłe. Potrzebne jest jednak, a może przede wszystkim zaniechanie niechęci i pogardy dla polskiej inteligencji.
Nieraz w gąszczu posuwających się szybko ulicami aut, przy agresywności klaksonów i tłumie bezimiennych twarzy, czujemy samotność, która pozostaje nie z wyboru, ale stworzenia klimatu niesprzyjającego byciu razem. Wyspa bezludna nie będzie nam jednak potrzebna przy normalności życia zawodowego i osobistego. Jeżeli jednak pragnienie spokoju okaże się płonne, wyspa ta będzie doskonałym azylem do czasu powrotu ładu konstytucyjnego. Obawę może czynić tylko jedno, że stworzone przez ludzi wyjętych z dalszych szeregów produkty marketingowe zostaną przesłane nam na wyspę. Będą musieli być perfekcyjnie doskonali w pudrowaniu odartej z nowoczesności rzeczywistości, tolerancji i przywiązania do demokratycznych wartości, ksenofobiczni i nienawistni.
Gdybyśmy jednak nie mieli już nigdy z niej powrócić to proponuję nagranie dźwięku własnego serca, bo nigdy nie wiemy, kiedy przekroczymy drugą stronę słonecznej granicy, a ten znak szczególny pozwoli na zmaterializowanie marzeń naszym najbliższym. Wydaje się, że obecnie najważniejsze jest ażeby będąc adwokatem pozostawać samym sobą w zgodzie z obowiązującym porządkiem prawnym. Nadmierne prezentowanie swoich negatywnych zachowań, to tak jak perfumy zbyt agresywne, użyte jako zapach przy wyjściu do teatru lub kina, gdy zmuszeni jesteśmy siedzieć nie z własnej woli obok takich osób. Odbiera nam to prawidłowy obraz dokonań artystycznych.
Mam świadomość, że w tym felietonie poruszyłem kilka wątków, ale chciałem wskazać, że podobieństwo do pewnych osób, faktów i zachowań może powodować, że samotne wyspy na ocenach świata staną się dla nas jedynym miejscem prawidłowego funkcjonowania, ale to może być odebrane jako ucieczka od odpowiedzialności. Nie starajmy się jednak powrócić do systemu kar na zasadzie talionu i przynależności klasowej, jak to uregulował Kodeks Hammurabiego. Mimo, że ten władca ugruntował znaczenie polityczne Babilonii i przyczynił się do rozwoju gospodarczego kraju, czyniąc stolicę metropolią ówczesnego świata, to kształt, jaki nadał temu starożytnemu państwu, przetrwał po jego śmierci niecały wiek. Król perski Cyrus II Wielki ostatecznie położył kres samodzielnemu bytowi tego państwa obejmującego prawie całą Mezopotamię.