Piętnaście tysięcy osób przeszło ulicami Warszawy w proteście przeciwko „ustawie kagańcowej”. Czy to dużo? Można porównywać, że w Warszawskiej Paradzie Równości uczestniczyło czterokrotnie więcej osób, ale w tej chwili o wiele istotniejsza jest konstatacja, że „Marsz Tysiąca Tóg” pozostawił po sobie pewien niesmak i wrażenie, że znów nie do końca zrozumieliśmy, dlaczego wychodzimy na ulicę.
Uczestniczki, które wzięły ze sobą na Marsz tęczowe flagi skarżyły się, że z ust współmaszerujących usłyszały porównania do „zarazy” i „zboczeńców”, a kilka osób poinformowało je, że tęczowe flagi nie są mile widziane na proteście w obronie dyskryminowanych sędziów.
Jestem – można by rzec – zawiedziony, ale nie zaskoczony.
Jeżeli macie akurat wolny wieczór, obejrzyjcie oparty na faktach film „Pride” (polski tytuł: „Dumni i wściekli”). Jego akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Konserwatywny rząd Margaret Thatcher wypowiedział wojnę związkom zawodowym, doprowadzając do wybuchu powszechnego strajku górników. „Żelazna Dama” nie przebierała w środkach – strajki z połowy lat osiemdziesiątych ocenia się jako akcję protestacyjną najbardziej w historii Zjednoczonego Królestwa obfitującą w przemoc oraz brutalność policji. Nieposłusznych górników aresztowano, bito i szkalowano w mediach, a rząd Torysów sekwestrował fundusze związku zawodowego przeznaczone na wsparcie materialne dla strajkujących.
Fatalna sytuacja górników spowodowała, że odnaleźli oni sojuszników w grupach społecznych dyskryminowanych wówczas w uderzająco podobny sposób. Poruszone sytuacją górników londyńskie środowisko LGBT+ utworzyło grupę „Lesbians and gays support the miners” (Lesbijki i Geje Wspierają Górników). Organizacji udało się zebrać około £22,500 funtów z przeznaczeniem na wsparcie położonych w Walii wiosek górniczych.
W podziękowaniu za otrzymane wsparcie górnicy przybyli potem na londyński Pride – paradę równości, w godnym pochwały geście solidarności pomiędzy grupami dyskryminowanymi.
Gdy w Polsce próbujemy odpolitycznić każdy cel charytatywny, każde wydarzenie, każdą zbiórkę, a słowo apolityczny odmienia się przez wszystkie przypadki, nasi zachodni sąsiedzi po latach postpolitycznego marazmu wykonali zwrot w przeciwnym kierunku. Kilka lat temu w Paradzie Równości w Birmingham wzięli udział członkowie-założyciele LGSM. Organizatorzy Parady nie kryli, że ich celem jest ponowne upolitycznienie marszów, które powinny być więcej aniżeli komercyjnym festiwalem.
I, co tu dużo kryć, mają rację. Bo w gruncie rzeczy nie istnieją kwestie jednocześnie ważne i apolityczne. Kto zaś uważa inaczej, jest albo bardzo naiwny, albo tak szalenie uprzywilejowany, że swymi problemami może się przejmować w oderwaniu od bolączek maluczkich.
Kiedy odstrasza się pokolenie trzydziestolatków nazywając ich roszczeniowymi, bo chcieliby pracować na umowę o pracę i korzystać z mieszkalnictwa komunalnego. Kiedy po macoszemu spogląda się na pokolenie nastolatków uczestniczących w szkolnym strajku klimatycznym, a którzy będą ponosić największe koszty dzisiejszych długów ekologicznych. Wreszcie, kiedy sojusznicy słyszą „To nie to miejsce”, „To nie ten czas”, „Są rzeczy ważniejsze…”, nie sposób się dziwić, gdy frekwencja topnieje.
Demokracja to nie są tylko wybory, tylko sądy tylko prawa człowieka, tylko prawa lokatorów, tylko prawa pracownicze, a skomplikowana sieć połączonych naczyń, która przestaje działać, gdy się ją potnie na kawałki i zacznie rozmontowywać części.
Dziel i rządź – stara zasada wzniecania wewnętrznych konfliktów i wykorzystywania słabości rozbitych oponentów wciąż ma się świetnie. Za czasów Margaret Thatcher reżimowe media obarczały gejów odpowiedzialnością za rozpowszechnianie się wirusa HIV. Teraz osoby homoseksualne mają rzekomo deprawować dzieci w podstawówkach. Sojusz społeczności LGBT i górników, próbowano zdyskredytować nagłówkiem „Pits and Perverts” (Kopalnie i zboczeńcy). Co zrobili protestujący? Przyjęli obelgi z dobrodziejstwem inwentarza i zorganizowali pod tą właśnie nazwą koncert charytatywny.
Jeżeli boimy się, że widoczne uczestnictwo innej dyskryminowanej grupy na naszym proteście ukaże nas w złym świetle, znaczy to, że już na starcie przegraliśmy, bo poddaliśmy się narracji przeciwnika.
Społeczność LGBT+ pamięta, że to sądy stanowią najważniejszą linię obrony przed prewencyjnymi zakazami zgromadzeń czy przed dyskryminacją w miejscu pracy. Według różnych szacunków od 40.000 do 80.000 osób uczestniczyło w warszawskiej Paradzie Równości. Nie mniej powinno uczestniczyć w marszu tysiąca tóg.
Z początkiem lata w całej Polsce ruszą Marsze i Parady Równości, a w każdym większym mieście nadarzy się kolejna okazja, żeby poznać naszych sojuszników i sojuszniczki. Pora pójść ramię w ramię; wystarczy pamiętać, że nigdy nie protestuje się w imię partykularnych interesów i zadbać o to, by wszystkie kolory żabotów były mile widziane.