Rok temu zapadła decyzja, że nasz samorząd zawodowy zorganizuje obchody 100-lecia Odrodzonej Adwokatury Polskiej w szczecińskiej filharmonii – świątyni światowej architektury, nowoczesnym symbolu Szczecina. Pojawiła się wyjątkowa okazja, by budynek ten odcisnął swoje piętno w historii miejscowej palestry. I to nie tylko poprzez zorganizowanie w nim wieczornych uroczystości oficjalnych, ale także przeprowadzenie debaty lub konferencji – najlepiej na bliski adwokaturze temat, koniecznie z udziałem nietuzinkowych gości.
Prawo rodzinne, prawo karne, zmiany w kodeksie postępowania cywilnego to prawnicze szlagiery zapewniające każdorazowo widownię na dowolnej sali wykładowej. Ten przychodzący łatwo do głowy pomysł na sukces frekwencyjny odłożono jednak na półkę – wyjątkowość obchodów nakazywała sięgnąć głębiej, wręcz do fundamentów zawodu. Nic dziwnego, że poszukiwania tematów spotkania zakończono, gdy na stole położono zasady etyki i tajemnicę adwokacką.
Kilka tygodni temu w tygodniku Polityka (nr 40/2018) Jacek Żakowski scharakteryzował dwa polskie obozy polityczne w oryginalny sposób („Szaleństwo czy metoda”), wskazując, że jedni, tj. obrońcy demokracji liberalnej (oznaczeni jako „my”) wyrastają z optymizmu antropologicznego zakładającego, że obywatel to jednostka zasadniczo rozumna, mająca poczucie odpowiedzialności za wspólnotę, wierząca w wolność słowa i swobody obywatelskie. Drudzy (w tekście „oni”) wyznają zaś pesymizm antropologiczny, w którym człowiek sprowadzony jest do istoty zwykle leniwej, egoistycznej, kierującej się raczej emocjami, nie rozumem. W tym przypadku do zdobycia i utrzymania władzy wystarczy straszenie i ujawnianie występków innych, tak że w końcu, po zbudowaniu atmosfery strachu, wspólnota sama oddaje swoje mało praktyczne w użyciu wolności (demokrację czy sądy) za opiekę i bezpieczeństwo. Podczas gdy pierwsi („my”) opierają się na gwarancjach prawnych liberalnej demokracji rynkowej i wierzą w sens kompromisu i arbitrażu zamiast wyniszczających wojen, drudzy („oni”), wchodzący gładko w buty populistów, dowodzą, że zachodnia demokracja chyli się niechybnie ku upadkowi spowodowanym zdradą i błędami niemoralnych elit. „My” odwołują się do autorytetów i istniejących elit, są kontynuatorami, „oni” autorytety demolują i odżegnując się od dotychczasowych elit, tworzą sami nowe. Dotychczas używane pojęcia zyskują w ujęciu tych drugich często nowe definicje.
Tyle w dużym skrócie autor Polityki. Tezy jego artykułu, odnoszące się wprost do podziału politycznego, przenieść można w pewnym stopniu na nasze zawodowe podwórko. Wystarczy wspomnieć niedawny projekt ustawy mający oddać prawo do uchylania tajemnicy adwokackiej prokuratorom. Wyobraźmy sobie, „my” zaprotestują. Ci drudzy zaś („oni”) zakrzykną z pełnym przekonaniem: po co społeczeństwu ta tajemnica adwokacka, skoro chroni ona sprawcę przestępstwa przed surową sprawiedliwością. Wskażą przy tym, że prokurator działa przecież w interesie publicznym, dlaczego zatem nadal angażować do uchylania tajemnicy, obciążone, ponad wszelką miarę sądy, skoro można prościej i szybciej dojść do prawdy. A na niej nam wszystkim zależy.
Po prawdzie, właśnie taka argumentacja wsparła ujawniony projekt zmiany k.p.k. Dziwię się, że ministerstwo sprawiedliwości zrobiło
krok wstecz. Tajemnica adwokacka z populizmem nic wspólnego nie ma, stoi w opozycji do niego, wręcz rozjusza go (dlaczego mamy chronić przestępców?). Poza tym łatwo można wpleść ten temat w inną znaną populistom słowną gierkę, w której pojawia się mniejszość rzekomo dyktująca większości, co ma robić. W tym przypadku mniejszość ta (przestępcy) ma mieć większe prawa od większości (uczciwego społeczeństwa), i dzięki tajemnicy adwokackiej stać niemalże ponad prawem. Wystarczy.
Projekt mimo to wycofano. Przyjmijmy, że to tylko chwilowy unik obecnego ministerstwa przed krótkim, ale zmasowanym atakiem środowisk prawniczych i dziennikarzy (bo ich też ta dobra prawnicza zmiana miała objąć); zapewne trwają dzisiaj prace jak ugryźć tajemnicę w inny, skuteczny sposób. Owszem, być może czas nie był najlepszy, zbliżają się wybory, trzeba było usunąć drażniący projekt z pola widzenia. Co najwyżej, gotowy już produkt wyjmie się z zamrażarki w innych, bardziej sprzyjających okolicznościach.
Jest jeszcze jedno wytłumaczenie odwrotu z zamachu na tajemnicę. Niewykluczone, że w ministerstwie stwierdzono, iż skórka niewarta wyprawki. Tajemnica adwokacka straciła w ostatnich latach wiele na swym znaczeniu, jest w objętości swej jakby mniejsza. Z podsłuchami, kontrolą wszelkiej korespondencji elektronicznej każdy adwokat musi się dzisiaj liczyć – nadzór sądowy nad tymi sposobami zdobywania praktycznej wiedzy przez szereg służb specjalnych jest iluzoryczny. Co by z niej zostało po oddaniu w ręce prokuratora? Chyba tylko nazwa… no i efekt mrożący, gwarantujący władzy, że adwokat długo będzie się zastanawiał, zanim w swojej pracy zawodowej rzuci wyzwanie organom ścigania, szczególnie w sprawach dla niej istotnych.
Co mają do zaoferowania ci pierwsi („my”)? Wiarę w autorytety, we wnioski płynące z historii, w przekonanie, że tajemnica adwokacka to filar nie tylko zawodu, ale i całego wymiaru sprawiedliwości, którego nie można utożsamiać z jego karzącą ręką? W dzisiejszym świecie takie uzasadnienie może być mało słyszalne. Tak złożona narracja nie przebije swoją atrakcyjnością programów telewizyjnych z udziałem kucharzy, piosenkarzy czy innych osób obdarzonych wielkim talentem lub nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Na pierwszych stronach gazet może i się znajdzie, ale kto dzisiaj je czyta? W każdym razie nie naruszy dominujących tendencji do jak najprostszego objaśniania świata.
Adwokaci nie mają wielkich możliwości sprawczych, by bronić się przed populistycznymi trendami drążącymi niemal każdą dziedzinę społeczną. Nie zmienia to faktu, że są w zdecydowanej większości po stronie tych, którzy wierzą w racjonalność wyborów jednostki, w jej prospołeczną naturę i okazują szczerą chęć niesienia pomocy innym, w końcu opowiadają się za demokracją z wbudowanym systemem ochrony praw mniejszości przed arbitralną wolą większości. Mówiąc inaczej, stoją wśród tych osób, które zostały wciągnięte do kategorii „my” w tekście Jacka Żakowskiego. Którym zależy na podejmowaniu decyzji w oparciu o wyważony kompromis poprzedzony rzetelną i odpowiedzialną dyskusją. Wierzącym nadal w moc autorytetów i doświadczenie życiowe, niekwestionującym norm moralnych i etycznych leżących u podstaw każdego wrażliwego społeczeństwa.
Dyskutując o zasadności trwania fundamentów zawodu adwokata, rozmawiamy więc o ciągłości demokratycznego państwa prawa; nawołując do ochrony tajemnicy adwokackiej, wzywamy do obrony podstawowych wartości właściwych zachodniej kulturze politycznej, z którymi utożsamialiśmy się, wydawało się, że na trwałe, przez ostatnie niemal trzy dekady. Nie chcemy osłabienia tajemnicy adwokackiej, tak jak nie życzymy sobie gwarancji prawnych pozbawionych treści, istniejących jedynie z nazwy, a przypominających do złudzenia te z okresu słusznie minionego.
Zaproszenie do udziału w szczecińskiej konferencji przyjęli znamienici goście. Na scenie filharmonii wystąpili Ci, którzy otwarcie i konsekwentnie domagają się przestrzegania praw i wolności obywatelskich zapisanych w Konstytucji, jak i Ci, którzy w swojej zawodowej pracy codziennie na te prawa się powołują i do nich stosują. Miałem ogromną przyjemność w tym wydarzeniu uczestniczyć.