Każdemu sędziemu zdarzył się zapewne uczestnik rozprawy krzyczący na sali „Sprzeciw! Sprzeciw!” – na wzór bohaterów z amerykańskich filmów prawniczych. Zachowanie takie, czasami komiczne, jest przejawem wiary. Wiary w to, że w postępowaniu sądowym nie jest się wystawionym na działanie nieznanych, ciemnych mocy. Wiary w to, że słowo ma znaczenie.
W tym też duchu procedura karna (art. 367 § 1 kpk) zobowiązuje sąd do umożliwienia stronom wypowiedzenia się w każdej kwestii podlegającej rozstrzygnięciu. Kłopot w tym, że umożliwić komuś można jedynie to, czego sam zechce. Z łezką w oku wspominam sytuacje, kiedy uczestnicy rozpraw karnych wykraczali poza kurtuazyjne „pozostawiam do uznania sądu”, zajmując w kwestiach proceduralnych stanowcze i uargumentowane stanowiska. Nie zasłaniali się „kierowniczą rolą sądu”, nie czekali ze swoimi pretensjami aż do wyroku. Nie raz mi pomogli. Nie dla mojej wygody, lecz z troski o ideał sprawiedliwości.
Znacznie wyraźniej kwestia ta rysuje się w postępowaniu cywilnym, choć i tu cała rzecz nie tyle w brzmieniu ustawy, co w jej praktycznym stosowaniu. Procedura cywilna (art. 162 kpc) w interpretacji, która zdaje się ostatnio dominować, zobowiązuje strony do niezwłocznego zwrócenia uwagi sądu na uchybienia proceduralne. Wszelkie uchybienia, nie tylko te, które nie znalazły odzwierciedlenia w protokole (co było częstą interpretacją w latach dawniejszych). Chodzi o to, by kwestia proceduralna, odnośnie której strona ma pretensje (zasadne lub nie), stała się przedmiotem rozwagi sądu (niekiedy ponownej rozwagi sądu). W ten sposób korekta może nastąpić wcześniej niźli dopiero w postępowaniu apelacyjnym lub kasacyjnym. Regulacja ta, niejako przy okazji, dopinguje strony (pełnomocników) do udziału w posiedzeniach sądowych. I w pełni słusznie! To dzięki obecności stron (pełnomocników) możliwe jest wyjaśnienie wszelkich wątpliwości (choćby ustalenie faktów spornych i niespornych). Z takim zetknięciem „twarzą w twarz” nie sposób porównać sytuacji – niestety częstej w praktyce sądowej – kiedy to sąd prowadzi rozprawę przy pustej sali, a kontakt ze stronami ograniczony jest do długotrwałej wymiany kolejnych pism. Nieobecność strony na rozprawie czyni także niemożliwym starania sądu o ugodowe zakończenie sporu. Czyni również niemożliwym, by strona usłyszała z ust sądu motywy określonego rozstrzygnięcia (incydentalnego czy też kończącego postępowanie), prowokując pisemne uzasadnianie, a przez to odciągając w czasie udzielenie rzeczywistej ochrony prawnej.
Analizowana regulacja bywa jednak krytykowana, a praktyka jej stosowania łatwo przeradza się w wypowiadanie formułek, nie mających nic wspólnego z rzeczywistym argumentowaniem. Niewiele ma sensu, by strona (pełnomocnik) wygłaszała formułkę („iż zgłasza zastrzeżenie”) lub też litanię rzeczywiście lub pozornie naruszonych przepisów. Chodzi o to, by podjęto próbę przedstawienia sądowi umotywowanego poglądu. Taki sposób rozumienia przepisu art. 162 kpc bywa obecny w orzecznictwie sądów powszechnych. I tak np. Sąd Apelacyjny w Gdańsku w wyroku z 10 stycznia 2014 r. wskazał, iż „sformułowanie zastrzeżenia nie musi zawierać dokładnego i szczegółowego wskazania przepisów, ale powinno być dokonane przynajmniej w taki sposób, by z jego treści wynikało, na czym uchybienie miałoby polegać”1 sygn. akt: III AUa 687/13, LEX 1428019.. Aktualny sposób protokołowania rozpraw (audio-video) przychodzi w sukurs takiemu modelowi procedowania. Nie jest bowiem konieczne żmudne odnotowywanie na piśmie całości wypowiedzi. Ta podlega automatycznemu utrwaleniu, zaś w protokole skróconym wystarczy krótka adnotacja.
Wydaje się więc, że dostępne są nam obecnie instrumenty (normatywne i techniczne), które już z początkowych etapów rozprawy pozwalają uczynić forum dialogu między stronami i sądem. Dialogu nakierowanego na poszukiwanie najwłaściwszej drogi dla sprawiedliwego rozstrzygnięcia sprawy. Czy nasze rozprawy cywilne przypominają dyskusję, czy też może bliższe są teatrowi marionetek z monologami łatwymi do przewidzenia? Czy o przepisie art. 162 kpc myślimy w kategorii faktycznej próby przekonywania, czy też tylko dopełnienia formalności?
Jeśli wierzymy, że słowo ma znaczenie, ciężar spoczywa na wszystkich, którym przypadł zaszczyt noszenia togi. Nie można bowiem oczekiwać, że pełnomocnik będzie przekonywał do zmiany postanowienia dowodowego, jeśli uprzednio sąd nie wyjaśni dlaczego np. określony wniosek dowodowy oddalił. Nieprzedstawienie ustnie motywów postanowienia (choć formalnie dopuszczalne – art. 357 § 1 kpc) zamyka dyskusję. Nie daje szansy sensownego przekonywania. Nie można także spodziewać się niczego więcej poza formułką, jeśli się pełnomocnikowi przerywa, czy okazuje zniecierpliwienie.
Z drugiej strony wysłuchania i cierpliwości może doświadczyć tylko ten, kto jest obecny na rozprawie. Na rzeczowe przedstawienie motywów postanowień incydentalnych może liczyć tylko taki pełnomocnik, który sam zachowuje się rzeczowo, okazując merytoryczne przygotowanie do sprawy. Nie sposób bowiem dyskutować z wieszakiem na togę.
Rozprawianie to mechanizm naczyń połączonych, to dialog.
Rozprawiajmy więc! Monologi otaczają nas zewsząd. My, prawnicy, możemy się tu pięknie od otoczenia różnić!
Zdarzają się oczywiście sprawy bez zagadnień proceduralnych, w których ciężar rozstrzygnięcia tkwi tylko w ocenie dowodów. Roztrząsanie dowodów to już jednak temat na kolejny felieton.