Z uwagi na to, że niniejsza publikacja dotyczy okresu szczególnie wrażliwego z punktu widzenia polskiej historii, muszę rozpocząć od wyjaśnienia. Nie będę się zajmował każdym z mitów (chociażbym niesławną opowieścią jakoby nasza kawaleria szarżowała na niemieckie czołgi lub że wojska radzieckie wkroczyły w celu „ustabilizowania” sytuacji we wschodnich terytoriach polski), a raczej tylko tymi, które niesłusznie pokutują w polskiej świadomości. Będę też, w miarę możliwości, unikał odwoływania się do szczegółów dotyczących siły militarnej, takich jak rozmieszczenie dywizji oraz ilość czołgów i samolotów. Chcę się bowiem skupić na przedstawieniu szerokiego obrazu i na globalnym kontekście najważniejszych wydarzeń.
Trzydziesty pierwszy sierpnia tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku.
Tryby są w ruchu, a pionki zajęły miejsce na planszy.
Bez wystrzelenia jednego naboju Adolf Hitler przyłączył do III Rzeszy Austrię, podbił Czechosłowację i zajął litewskie miasto portowe – Kłajpedę. Pakt stalowy połączył Niemcy i Włochy w sojuszniczej osi, a ich wojska zdążyły przejść chrzest bojowy w rozdartej wojną domową Hiszpanii.
Kolejnym „ostatnim żądaniem terytorialnym” Hitlera miała być cesja Wolnego Miasta Gdańska w ręce niemieckie, a także powstanie eksterytorialnego korytarza do Prus Wschodnich, biegnącego przez ziemie należące do Polski.
Skończył się jednak czas polityki appeasementu, która, jak się okazało, dała wyłącznie zachodnim mocarstwom nieco więcej czasu na przygotowanie się do nieuniknionej wojny. Po stronie Polaków stanęły Francja i Wielka Brytania, oferując sojusz na wypadek nazistowskiej agresji. Polska mogła jedynie odrzucić ultimatum Hitlera.
Rozpoczęcie skoordynowanych przygotowań Polski do wojny, paradoksalnie, zostało utrudnione przez silną pozycję i niezwykłą charyzmę marszałka Józefa Piłsudskiego. Jego śmierć w roku 1935 wieszczyła powstanie rozłamu w obozie sanacji. Wkrótce rozwiązano skupiony wokół osoby Piłsudskiego Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, a w jego miejsce utworzony został nacjonalistyczny i antysemicki Obóz Zjednoczenia Narodowego. Dyktaturę marszałka zastąpił triumwirat podpułkownika Walerego Sławka, prezydenta Ignacego Mościckiego i generała Edwarda Rydza – Śmigłego. Spychany na margines podpułkownik Sławek popełnił w roku 1939 samobójstwo. Do triumwiratu przystąpił wówczas pułkownik Józef Beck, pełniący funkcję ministra spraw zagranicznych.
To właśnie Beck doprowadził do włączenia Zaolzia do Polski w następstwie dyktatu monachijskiego, w oczach międzynarodowej opinii publicznej czyniąc z II Rzeczypospolitej współpracownika hitlerowskich Niemiec. Przeciwnicy oskarżali zresztą ministra spraw zagranicznych o prowadzenie polityki antyfrancuskiej i proniemieckiej. Ostatecznie jednak, odrzucił on złożoną przez Niemcy propozycję udziału Polski w pakcie antykominternowskim oraz przedłużenie paktu o nieagresji do 25 lat.
Z kolei latem 1939 roku prezydent Ignacy Mościcki odmówił utworzenia rządu obrony narodowej, w skład którego mieliby wejść również przedstawiciele opozycji.
Nietrudno zauważyć, że obóz rządzący II Rzecząpospolitą był w istocie juntą wojskową, której przywódcy zajmowali się konsolidacją władzy, zaś racjonalna polityka wewnętrzna i zewnętrzna musiała ustąpić arbitralnym i wzajemnie sprzecznym decyzjom podejmowanym w oparciu o preferencje personalne.
Niepewny sojusz
Polska związana była szeregiem paktów z III Republiką Francuską już od roku 1921. Początkowy sojusz został rozszerzony traktatami z Locarno w 1925 r. Jednakże, ich efektywność była ściśle uzależniona od skuteczności przymierza francusko-czechosłowackego. Polityka zagraniczna prezydenta Czechosłowacji Edvarda Beneša uniemożliwiła tymczasem zawarcie analogicznego sojuszu z Polską. Osiągnięcie porozumienia utrudnione zostało też z uwagi na spór terytorialny pomiędzy sojusznikami Francji oraz w wyniku politycznych starć popleczników i przeciwników Józefa Piłsudskiego.
W końcu, Polska zawiązała nowy sojusz z Francją w maju 1939. Było to jednak tylko porozumienie wojskowe, a nie międzypaństwowe i uzależnione było od uprzedniej ratyfikacji. Porozumienie to zobowiązywało obie armie do zapewnienia wzajemnej pomocy w przypadku wojny z Niemcami. Głównodowodzący armii francuskiej Maurice Gamelin obiecywał odważną ofensywę odciążającą siły Polskie w ciągu trzech tygodni od chwili niemieckiego ataku. Zgodnie z samą treścią traktatu: „Gdy tylko zaznaczy się główny wysiłek niemiecki przeciw Polsce, Francja głównymi siłami rozpocznie działania ofensywne przeciwko Niemcom (poczynając od piętnastego dnia [po dniu mobilizacji powszechnej]).” Traktat został jednak ratyfikowany przez Francję dopiero czwartego września, tj. już po rozpoczęciu agresji niemieckiej.
Na domiar złego, nieufność polskich dowódców wobec zachodniego sojusznika doprowadziła Marszałka Rydza-Śmigłego od przyjęcia nierealnego i błędnego planu obronnego. Oddziały polskiego wojska zostały rozmieszczone równomiernie wzdłuż granic kraju (od Gdańska, aż po granicę ze Słowacją), tak by związać przeciwnika w walce z chwilą gdy wkroczy na polskie terytorium. Nie zdecydowano się skupić na łatwiejszej do obrony linii Wisły i Sanu. Sądzono bowiem, że Francuzi uznają wycofanie się na wschód za oddanie terytorium bez walki i odstąpią od realizacji zobowiązań traktatowych. Wzajemnych relacji nie poprawiał rozpropagowany przez francuskiego faszystę Marcela Déata slogan: „Pourquoi mourir pour Danzig?”, którego znaczenia nie trzeba wyjaśniać. Wbrew francuskim publicystom opinia publiczna nad Sekwaną całkiem jednoznacznie opowiadała się za udziałem w wojnie w obronie Gdańska.
Francuzi z kolei liczyli na utrzymanie frontu wschodniego aż do wiosny 1940 W tym czasie wspólnie z Brytyjczykami mieli zebrać wystarczające siły do uderzenia na Niemcy.
Blitzkrieg czy Dziwna Wojna?
Ostatecznie wojna obronna Polski trwała zaledwie 36 dni. Francuskie deklaracje o natychmiastowej pomocy pozostały tym właśnie – deklaracjami. Działania militarne polskiego sojusznika ograniczyły się do niewielkiej ofensywy w rejonie Saary. Francuzi i Brytyjczycy zaczęli wkrótce przygotowania do wojny obronnej, rozpoczynając okres bezczynności (poprzedzony kampanią nalotów zrzucających pacyfistyczne ulotki) zwany Dziwną Wojną. Trudno im się jednak w pełni dziwić. Nawet nieprzystąpienie Związku Radzieckiego do ataku na Polskę nie wpłynęłoby istotnie na losy wojny obronnej. Do 17 września Niemcy zdążyli bowiem zająć Białystok i dotarli aż do Lwowa. Mitem jest także pogłoska, że Niemcy pozostawały w 1939 niebronione na zachodzie i wystarczyło tylko sforsować niebroniony Ren. W rzeczywistości na Linii Zygfryda (przy granicy z Francją) III Rzesza dysponowała 23 dywizjami.
Z drugiej strony, Niemcy poniosły w rezultacie Kampanii Wrześniowej wyjątkowo wysokie straty w ludziach i sprzęcie, biorąc pod uwagę jej długość, co mogło mieć decydujący wpływ na przełożenie ataku na Francję na wiosnę roku 1940. W istocie bardzo duża część niemieckich działań wojennych nie przebiegała tak, jak możemy sobie wyobrażać.
Pomimo że pojęcie blitzkrieg zostało ukute przez dziennikarzy dla opisania ofensywy przeciwko Polsce, to historycy argumentują, że niemieckie działania nosiły znamiona bardziej tradycyjnych działań militarnych.
Wehrmacht stosował w rzeczywistości Vernichtungsgedanken – doktrynę, której nazwę można dosłownie przetłumaczyć jako „koncepcja anihilacji”. Powstała ona jeszcze w XVIII wieku, a jej kluczowym elementem była zdolność do nagłego, płynnego przemieszczania sił, w celu zachwiania równowagą w starciu z przeciwnikiem. W praktyce chodziło o okrążenie mniejszych oddziałów i utworzeniu „kotłów”, niszcząc tym samym front na całej szerokości.
Siły pancerne podczas kampanii polskiej pozostały rozproszone pomiędzy trzy zgrupowania wojsk niemieckich i pozostawiono im niewiele przestrzeni na samodzielne działania. Używano ich za to do domknięcia lub zniszczenia powstałych kotłów lub do zajęcia połaci terenu jako wsparcie niezmotoryzowanej piechoty. Dodatkowo, w składzie dywizji pancernych znalazły się m.in. przestarzałe modele treningowe Panzerkampfwagen I oraz produkowane prowizorycznie PzKpfw II. Czołgi te były łatwo niszczone przez polską broń przeciwpancerną.
Niemcom wprawdzie zdarzało się wykorzystywać połączone siły czołgów i precyzyjnych bombowców nurkujących, ale o losie zdecydowanej większość bitew zaważyła piechota i wojna artyleryjska. Paraliż polskich wojsk i załamanie morale były w rzeczywistości skutkiem ubocznym nieprzemyślanego planu obronnego i efektywności tradycyjnych manewrów ofensywnych Wehrmachtu.
Zmienić bieg historii
Nasuwa się zatem pytanie, czy istniała alternatywa? Czy II Rzeczpospolita była zdolna rozegrać międzynarodową grę na swoją korzyść?
Z przykrością, opierając się o dostępne dane historyczne, stwierdzić muszę, że nie było innej opcji niż przedłużenie obrony o kilka tygodni. Sytuacja geopolityczna pozwalałaby na zwycięstwo nad Niemcami tylko w dwóch przypadkach: w krwawej wojnie o Sudetenland lub w wyniku podporządkowania się Związkowi Radzieckiemu. Z kolei, gdyby Polska przyjęła zaproszenie do paktu antykominternowskiego, skończyłaby niechybnie jak Rumunia. Królestwo Rumunii, formalnie niepodległe, zostało podporządkowane dyktatom Hitlera, straciło znaczną część terytorium (również na rzecz Związku Radzieckiego) i pozostawało strategicznie istotne wyłącznie ze względu na znajdujące się na jego terytorium złoża ropy naftowej.
Polskę czekałby zapewne podobny los, jeśli nie gorszy. W odróżnieniu od zapasów paliwa, polskie dywizje okazałyby się marnym wsparciem dla III Rzeszy w mającej nadjeść wojnie przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Przyczynę takiego stanu rzeczy czytelnicy poznają w części rozprawiającej się z mitami Fall Barbarossa.