Stanisław ze Szczepanowa (1030 – 1079), biskup krakowski, pierwszy polski święty kościoła katolickiego, był bohaterem dwóch procesów. Drugi przyniósł mu męczeńską śmierć. Wcześniejszy, jako cud, dał mu kanonizację i stał się pierwszym procesem cywilnym odnotowanym w historii Polski. Oba procesy są zatem warte opisania, podobnie jak ich dwaj główni bohaterowie.
Stanisław pochodził z rycerskiego rodu Turzyna, którego herb w późniejszych czasach nazwano Prus I. Urodził się prawdopodobnie w Szczepanowie: wieś ta leży pod Brzeskiem (na przełomie XVIII i XIX w. była nawet miastem), ale miejsce urodzenia biskupa wskazuje dopiero późna hagiografia. Edukację duchowną odbierał w Gnieźnie i na zachodzie Europy, we Francji albo w Liege, które było wtedy biskupstwem w randze samodzielnego księstwa. Na swojego następcę na biskupstwie krakowskim wyznaczył go zmarły w 1071 r. Lambert II Suła, imiennik domniemanego brata Bolesława Chrobrego. W 1072 r. konsekrowano Stanisława na biskupa za zgodą księcia Bolesława Szczodrego.
Bolesław Szczodry, obecnie częściej nazywany Śmiałym (choć przydomek Szczodry jest wcześniejszy), miał wtedy niespełna 30 lat i za sobą już 14 lat panowania. Kazimierz Odnowiciel żył bowiem tylko 42 lata i umierając w 1058 r. pozostawił księstwo najstarszemu synowi, który dopiero wchodził w wiek sprawny 15 lat, a miał jeszcze dwóch żyjących młodszych braci, Włodzisława i Mieszka. Mieszko jednak zmarł kilka lat po ojcu i w dynastii pozostali tylko Bolesław i Włodzisław Herman, władający dzielnicą mazowiecką z Płocka. Bolesław, młody, bojowy i uzdolniony, prowadził szeroką politykę. Mieszał się energicznie w sprawy czeskie, ruskie, węgierskie, raz z powodzeniem, raz bez. Wzmocnił władzę książęcą, ostatecznie lokując też stolicę w Krakowie. Wreszcie w sporze papiesko-cesarskim dobrze wyczuł sytuację i wsparł papieża Grzegorza VII Hildebranda w sporze z cesarzem Henrykiem IV. Gdy Henryk upokorzył się przed papieżem w Canossie, Bolesław skorzystał z tego i odrzucił cesarską zwierzchność.
Pierwszy historyczny proces, cywilny, miał miejsce, gdy Stanisław był już biskupem. Zaczęło się od śmierci rycerza Piotra z Janiszewa herbu Strzemię (czyli Strzemieńczyka). Po śmierci rycerza, który nie miał potomków, jego rodzina upomniała się o spadek. Wówczas to biskup Stanisław wystąpił z twierdzeniem, że Piotr przed śmiercią sprzedał mu swoje dobra. Doszło zatem do procesu.
Niewiele wiadomo o przebiegu rozprawy. Proces miał się toczyć bezpośrednio przed księciem jako najwyższym sędzią. Ale źródła są tu mocno niepewne, bo hagiograficzne. Kanonizacja biskupa Stanisława nastąpiła w oparciu o żywot spisany w tym celu przez kanonika krakowskiego Wincentego z Kiełczy, który urodził się 120 lat po śmierci biskupa. Był to tzw. żywot mniejszy (Vita minor), poszerzony przez autora do większego (Vita maior) już po kanonizacji, która nastąpiła w 1253 r. Wincenty, świadek siłą rzeczy daleki od obiektywizmu, opierał się rzekomo na wypowiedzi człowieka, którego dziad był obecny przy zdarzeniu. Ale by ów dziad mógł pamiętać i opowiedzieć wnukowi, a wnuk doczekać dorosłości Wincentego, obaj musieliby żyć co najmniej po 90 lat, a dzieci w ich rodzie musiałyby mieć 50-letnich ojców. W niehigienicznym średniowieczu bardzo wątpliwe. Różne się jednak cuda dzieją, gdy się udowadnia cuda…
W Vita minor nie jest napisane, kto był sędzią. Mowa jest o sądzie. To późniejsza tradycja przypisała bycie sędzią samemu Bolesławowi Szczodremu. Stanisław nie miał świadków, że Piotr Strzemieńczyk sprzedał mu swe dobra. Warto zauważyć, że mowa w zapisach o normalnej sprzedaży, a nie o zapisaniu spadku kościołowi. Zatem Stanisław walczył przed sądem o swój prywatny majątek. Walczył o Piotrawin, czyli o ziemię Piotra: to typowa dzierżawcza nazwa miejsca. Dopiero późniejsza hagiografia zniekształciła imię samego Piotra w Piotrawina czy Piotrowina – to tak, jakby księcia Kraka nazywać Krakowem.
Piotrawin leży na prawym brzegu Wisły, dziś w gminie Łaziska koło Opola Lubelskiego. To tam miał być pochowany Piotr. Biskup Stanisław ponoć najpierw modlił się przez trzy dni (uzyskawszy w tym celu odroczenie rozprawy), a potem powołał Piotra na świadka. Udał się wraz z sądem (w tym zapewne z królem) na roki w piotrawińskim kościele i wezwał zmarłego, aby dał świadectwo prawdzie. Nieżyjący od dwóch lat Piotr powstał z grobu, zeznał, że majątek powodowi sprzedał i powrócił do trumny.
Piotr, rzekomy Piotrowin, jest dziś jednym z atrybutów świętego Stanisława, niejednokrotnie przedstawianym przy świętym jako mała, modląca się postać. A co wiemy o procesie? Poza hagiograficznym zapisem, nic. Historia nie odnotowała nawet, czy biskup Stanisław rzeczywiście wszedł w wyniku procesu w posiadania Piotrawina, innymi słowy czy świadkowi Piotrowi, któremu kara za składanie fałszywych zeznań raczej nie groziła, dano wiarę. Jeśli zeznanie Piotra nie pomogło, to zarzewie konfliktu już mamy.
Skąd legenda o wskrzeszeniu? Generalnie to dość częsty motyw w chrześcijańskiej hagiografii. Ale tak wskrzeszać dla majątku, dla własnej kiesy… Pomysłową hipotezę wysunął krakowski adwokat, opiewający Piastów pisarz Karol Bunsch. Zasugerował, że rolę rozkładającego się nieboszczyka odegrał podstawiony przez spiskowców trędowaty. Nikt go nie rozpoznał, bo nikt nie miał ochoty na dłuższą pogawędkę z powstałym z grobu.
Ostateczny konflikt biskupa Stanisława z Bolesławem skrystalizował się w roku 1075. Bolesław Szczodry już wcześniej zabiegał o nadanie odpowiedniej rangi polskiemu kościołowi. W 1064 r. doprowadził do ponownej konsekracji katedry w Gnieźnie, ale Polska nie miała arcybiskupa. Tytuł arcybiskupa, niejako zamiast gnieźnieńskiego, nosił zmarły w 1059 r. biskup krakowski Aron, ale jego następca, Lambert II Suła już nie, podobnie jak Stanisław. Arcybiskup dla Polski, ponownie gnieźnieński, został powołany właśnie w roku 1075. Nie został nim jednak biskup krakowski Stanisław, lecz Bogumił, o którym niemal nic nie wiemy. To on w 1076 r. w katedrze gnieźnieńskiej koronował Bolesława Szczodrego na króla, w obecności legatów papieskich sprowadzonych jeszcze przez Stanisława. Ten zaś, choć organizował odrodzoną metropolię, został odrzucony jako kandydat na arcybiskupa. Możliwe, że domagał się immunitetu kościelnego i przywilejów w dziedziczeniu. W dodatku diecezja Stanisława została zmniejszona w wyniku reformy – powstało jeszcze biskupstwo płockie. Degradacja ewidentna.
Po koronacji Bolesławowi przestało sprzyjać szczęście. Zaczęły się wewnętrzne niepokoje i doszło do buntów wobec władcy. Kronikarze piszą o ich przyczynach – różnie, ale piszą. Wiadomo, że Szczodry angażował się z interwencjami zbrojnymi (znaczy z bratnią pomocą) w krajach sąsiednich, by osadzać tam na tronach przyjaznych sobie władców: w 1076 r. Izjasława I na Rusi, a w 1077 r. Władysława I Świętego na Węgrzech. Rycerze spędzali całe lata poza domem, a łupów nie było. Historycy są zgodni, że to wywołało bunty i dezercje z wypraw. Historie o srogości Bolesława, o odbieraniu matkom dzieci (urodzonych po rocznej nieobecności tatusia) i przystawianiu szczeniąt do piersi to już ewidentna czarna legenda, potrzebna do stworzenia postaci króla – mordercy.
Wśród buntowników był wielki palatyn Sieciech, który faktycznie sterował nieudolnym Włodzisławem Hermanem jak marionetką. Mógł tu się przenieść konflikt cesarza z papieżem: o ile Bolesław stał po stronie papieskiej, to Włodzisław był uległy wobec cesarza (jak zresztą wobec każdego). Sieciech mógł też zmanipulować niechętnego królowi biskupa Stanisława. Nie ma pewności, na czym polegała rola biskupa w buncie. Całą sprawę znał Gall Anonim, żyjący współcześnie. Nie chciał jednak ujawnić faktów, żył przecież na dworze Bolesława Krzywoustego, który nie zasiadałby na tronie, gdyby nie ów bunt. Przemilczał niemal wszystko, wprost stwierdzając, że nie chce o tym pisać. Ale nazwał biskupa zdrajcą (traditor), a to ciężkie słowo i oświadczył, że go nie będzie usprawiedliwiać. Traditor oznaczało buntownika, który zdradza władcę; słowo to pada w kronice i w innych rozdziałach, sens jego jest więc jasny. Bunt przeciw królowi był też zdradą.
Czy biskup, nakłoniony przez spiskowców, wyklął króla? Późniejszy kronikarz Wincenty Kadłubek napisał, że tak: zresztą jak inaczej mógłby się zbuntować biskup? Jeśli naśladował Grzegorza VII, to zapewne anatemą zwolnił poddanych Bolesława z posłuszeństwa wyklętemu królowi. Być może był, przynajmniej w pewnym zakresie, przekonany o słuszności swej postawy. Ale bunt przeciwko królowi był oczywisty. Biskup Stanisław miał przecież nad sobą arcybiskupa Bogumiła, a ten przeciwko królowi nie wystąpił. Był to więc również akt nieposłuszeństwa wobec przełożonego kościelnego.
Bolesław postawił biskupa Stanisława przed sądem pod zarzutem zdrady króla, czyli państwa. Niewykluczone, że zasiadł w nim sam, ale pewności nie ma, mógł orzekać nawet sąd arcybiskupi. Biskup skazany jednak został na obcięcie członków. Była to kara orzekana za tego rodzaju zdradę, ale wobec duchownych jej nie stosowano: bardziej jest więc prawdopodobny sąd królewski, który o tej zasadzie „zapomniał”. Kara często skutkowała śmiercią, chociaż zasadniczo miała charakter okaleczający. W tym przypadku biskup zginął. Karę wykonał niemal na pewno kat. Przypisywanie królowi osobistego zabicia biskupa jest już elementem legendy męczennika, podobnie jak wskazanie (po półtora wieku) krakowskiej Skałki jako miejsca zabójstwa. Nawet Gall Anonim napisał, że król wydał (czyli skazał) biskupa na obcięcie członków, a nie, że go manu propria zabił. A był to wszakże świadek najlepiej poinformowany z kronikarzy, współczesny, choć dlatego właśnie zeznający wykrętnie i niechętnie. Zresztą gdyby król sam zabił Stanisława, oczywiste jest, że arcybiskup, a nawet papież musieliby go natychmiast wykląć. A nie wyklęli i nawet wyrok skazujący ich do tego nie skłonił.
Za to rycerski bunt zyskał dodatkowy motyw: król kazał rozsiekać biskupa! Jak mawiają politycy: to gorzej niż zbrodnia, to błąd. Buntownicy mieli od tej chwili po swojej stronie, zamiast biskupa zamieszanego w politykę, męczennika, niemal z urzędu. Zaraz namnożyło się cudów, rozsiekane ciało się zrosło, łatwiej było zewrzeć szeregi przeciwko nieobliczalnemu władcy, który zresztą do zrażania sobie ludzi miał talent wyjątkowy. Buntownicy przekonali się też, że w razie porażki nie będzie zmiłuj się i odwrotu nie ma. I w tym samym roku 1079, kiedy zginął biskup, Bolesław uszedł na Węgry, by nigdy już do Polski nie wrócić. Dwa lub trzy lata później zmarł w niejasnych okolicznościach, bardzo prawdopodobne, że za sprawą nasłanych przez rządzącego już wtedy Polską Sieciecha zabójców. Grób oznaczony jego imieniem znajduje się w klasztorze benedyktynów w Ossiach (Osijeku) w Karyntii, ale nie ma pewności, czy jest miejscem spoczynku króla.
Kult Stanisława i potępianie Bolesława były bardzo na rękę Włodzisławowi Hermanowi i Sieciechowi, legitymizując ich władzę. Już w 1088 r. szczątki biskupa przeniesiono do krakowskiej katedry. Kanonizacja nastąpiła w roku 1253, za czasów rozbicia dzielnicowego, gdy w Krakowie panował nieudolny Bolesław Wstydliwy. Potem przez całe stulecia obowiązywała wersja o biskupie-męczenniku i królu-zabójcy. Dopiero od XIX w. historycy zaczęli głębiej i obiektywniej analizować konflikt, a czasy PRL ze zrozumiałych względów przyniosły lepszą prasę Bolesławowi Szczodremu niż biskupowi, również w literaturze i filmie. Za to właśnie wtedy, w roku 1963 papież Jan XXIII ustanowił świętego Stanisława, obok świętego Wojciecha, patronem Polski. Kanonizowany biskup został patronem państwa, przeciwko królowi którego się zbuntował. Dziwnie toczą się losy historii.
Na koniec ciekawostka. Na dalekiej Dominikanie jest wioska nosząca nazwę Altos de Chavon. W istocie jest to zbudowany w latach 70-tych XX w., w stylu śródziemnomorskim, kampus uniwersytecki i artystyczny, z drogimi pensjonatami i restauracjami oraz amfiteatrem, w którym występowały największe światowe gwiazdy (Tina Turner czy Michael Jackson). Zwiedzają go tłumy turystów. I jest tam kościół pod wezwaniem… santo Stanislao, z jego rzeźbą w biskupim stroju. Przewodnik, zapytany przeze mnie, co wie o owym świętym, powiedział, że prawie nic, ale jest to jakiś włoski święty. Wyjaśniłem mu więc szczegółowo, że w kościele katolickim jest tylko jeden święty, który był biskupem i nosił imię Stanisław. Że to XII-wieczny biskup z Krakowa, z dalekiej Polski, stracony z rozkazu polskiego króla i obwołany świętym jako męczennik.
Nie uwierzył.