Pierwszym palatynem książęcym, który zapisał się w historii Polski, był Sieciech. A że zapisał się paskudnie, to już inna sprawa. Wydawałoby się, że Bolesław Krzywousty po doświadczeniach ojca nie powinien był dopuścić, aby za jego panowania jakikolwiek możnowładca zdobył tak silną pozycję, bliską książęcej. Jednak stanowisko palatyna funkcjonowało nadal. Ściśle związana z nim była kolejna afera kryminalna, która miała miejsce już po śmierci Krzywoustego, a jej skutki dla historii Polski miały być bardzo istotne.
Piotr Włostowic, zwany też Włastem albo Włostem, pochodził z Dolnego Śląska i niewykluczone, że był potomkiem jakichś lokalnych kniaziów. Posługiwał się herbem Łabędź: długo po śmierci stworzono mu błędny przydomek Duńczyk lub Dunin (to słowo stało się potem nazwiskiem rodowym), a to wskutek… kilkakrotnego przekręcenia łacińskiego zapisu imienia Dominik, które nosił jakiś jego potomek. Starszy o kilka lat od Krzywoustego Włostowic od początku był znaczącą postacią w otoczeniu księcia, a stanowisko zawdzięczał dość głupiemu zachowaniu książęcego palatyna Skarbimira Awdańca, tego samego, któremu legenda przypisuje wrzucenie złotego pierścienia do cesarskiego skarbca i słynne słowa „Idź złoto do złota, my Polacy w żelazie się kochamy”. Skarbimir po wielu latach wiernej służby Krzywoustemu nagle w 1117 r. zbuntował się przeciwko księciu. Nie wiadomo, o co chodziło, ale historycy przypuszczają, że wtedy zaczęły się przygotowania do gry w rozbicie dzielnicowe. Krzywousty był krótko po ślubie z drugą żoną, Salomeą z Bergu i urodził mu się właśnie syn Leszek (zresztą wkrótce zmarły). Gdy Bolesław zaczął myśleć o testamencie i dzieleniu Polski, Skarbimir zbyt głośno protestował. Skutek był łatwy do przewidzenia – oślepienie i złożenie z urzędu.
Palatynem został Piotr Włostowic i zaczęło być ciekawie. Otóż w tych właśnie czasach Bolesław Krzywousty po raz kolejny wyprawił się na Pomorze: skutkiem tej wyprawy była chrystianizacja przeprowadzona przez biskupa Ottona z Bambergu. Tymczasem na przeciwnym krańcu Polski siedział sobie w Przemyślu książę z dynastii Rurykowiczów, niejaki Wołodar. Zdarzało mu się Polskę najeżdżać, zatem gdy Bolesław poszedł na północny zachód, Wołodar w 1121 r. zaatakował Biecz.
Do działania zabrał się Piotr Włostowic i zrobił to wielce oryginalnie. Udał się do Wołodara i oświadczył, że zbuntował się przeciwko Krzywoustemu. Zadowolony Wołodar przyjął go z otwartymi ramionami, a Włostowic skutecznie wkradł się w łaski księcia. Długo siedział na jego dworze, doradzał mu, ponoć nawet został chrzestnym ojcem jego syna, chociaż nie jest to pewne. Aż wreszcie pewnego dnia wybrali się na łowy. W lesie nagle ludzie Włostowica otoczyli Wołodara, pochwycili go, uwieźli do Polski i rzucili do stóp Krzywoustego. Nie wiemy, czy Kmicic z „Potopu”, porywając Bogusława Radziwiłła, historię tę znał, ale Henryk Sienkiewicz zapewne tak.
Krzywousty zdarł z księcia przemyskiego ogromny okup i zmusił do zawarcia wieczystego pokoju. Włostowic, którego czyn był mocno sprzeczny z rycerskimi obyczajami, nic z okupu nie wziął, ale książę sowicie mu to wynagrodził nadaniami: dał mu m. in. kasztelanię Skrzynno (dziś Skrzyńsko, niewielka mazowiecka wieś pod Przysuchą). Z tej racji herb Włostowica, Łabędź, zwany bywał później również Skrzynno lub Skrzyński. Za to… stracił Piotr godność palatyna. Być może było to celowe zagranie dokonane w okresie, gdy „zbuntowany” Piotr przebywał u Wołodara. Palatynem został na powrót oślepiony Skarbimir Awdaniec, który odzyskał książęcą łaskę i sprawował urząd do śmierci w 1131 r., a później znowu nastał Włostowic. Okres, gdy palatynem był Awdaniec, przeszedł do historii jako czas wielkich fundacji kościelnych Piotra. Potępiany przez kościół za nierycerskie, haniebne porwanie, zbudował ponoć w ramach pokuty ponad 70 kościołów. Niejeden z nich istnieje do dziś, powstało nawet określenie „kościoły duninowe” na pewien typ romańskich budowli. Należą do nich kościoły wrocławskie: św. Idziego i św. Marcina na Ostrowie Tumskim, a także mocno przebudowane św. Michała na Ołbinie oraz NMP na Piasku. Oczywiście kościół przestał wtedy nazywać Włostowica nierycerskim i zdradliwym, a obwołał go mężem oddanym wielce czci Bożej.
Gdy w 1138 r. zmarł nie stary jeszcze, bo 52-letni Bolesław Krzywousty, Piotr Włostowic nadal był palatynem i miał zająć się wykonaniem jego testamentu. Księciem seniorem na Krakowie i władcą Śląska został Władysław II, liczący sobie lat 33. Księstwo senioralne obejmowało pas ziemi aż do Gdańska, a nadto lennikiem seniora miał być książę Pomorza (wówczas był nim słynny wiking Racibor). Przyrodni bracia Władysława byli dużo młodsi: Bolesław Kędzierzawy, władca Mazowsza i Kujaw miał lat 16, Mieszko (późniejszy Stary), który dostał Wielkopolskę – może ze 14, Henryk Sandomierski 8, a Kazimierz prawdopodobnie był w łonie matki. Synowie Salomei byli więc silnie zależni od matki i działali zgodnie, a mamusia bardzo się swego pasierba obawiała. I słusznie, bo u boku Władysława stała księżna Agnieszka – polska Lady Makbet.
Władysław II, syn Rusinki Zbysławy, żonę dostał niemieckojęzyczną. Agnieszka z rodu Babenberg była córką margrabiego Austrii Leopolda III Świętego, wnuczką cesarza Henryka IV i siostrzenicą jego syna Henryka V, którego Krzywousty pobił pod Głogowem i na Psim Polu. Henryk V już wówczas nie żył, a Krzywousty przez ten mariaż syna wszedł do grupy zwolenników Konrada III Hohenstaufa, walczącego o tron cesarski z Lotarem z Supplinburga. W walce tej zwyciężył Lotar, ale zmarł potem bezpotomnie i jeszcze za życia Krzywoustego tron uzyskał Konrad III, choć jako król, a nie cesarz. Dla Polski jednak małżeństwo Władysława II okazało się ważniejsze niż dla Niemiec. W chwili śmierci ojca Władysław II miał już 11-letniego syna Bolesława, a może i Mieszka, którego data urodzenia jest niepewna. Młodsi bracia nie byli mu potrzebni. Znał historię swego rodu, w której albo się młodszych braci wyganiało metodą Chrobrego, albo się na ich posiadaniu kiepsko wychodziło, jak to było w przypadku Bezpryma, Bolesława Szczodrego czy Zbigniewa.
A Agnieszka podpuszczała. Wszelkimi sposobami starała się skłonić Władysława, aby przejął całą władzę w kraju i przegonił z tronów dzielnicowych swych braci: oczywiście zjednoczony kraj przypadłby potem jej synowi. Piotr Włostowic, pełniący nadal funkcję palatyna przy nowym władcy, odradzał jak mógł. Nie miał wątpliwości, że dojdzie do wojny domowej, a tej nie chciał. Jednak po czterech latach zrzędzenia żony Władysław II ustąpił i w 1142 r. zwołał wojów. Ruszył na ziemie braci.
Przez te cztery lata jednak bracia podrośli, już dwaj z nich byli dojrzali. Podjęli wspólną obronę i zwrócili się również do Piotra Włostowica, który przecież był wykonawcą testamentu ich ojca. Dolnośląski magnat, którego włości znajdowały się na dziedzicznych ziemiach Władysława, znalazł się w trudnej sytuacji. Dla Krzywoustego postawił niegdyś na szali rycerski honor, teraz w imię jego pamięci musiałby sprzeciwić się seniorowi. I zrobił to. Wystąpił w obronie młodszych braci Władysława, w obronie testamentu. Władysław nie cofnął się i wojna domowa trwała. Przez długi czas senior miał nadzieję, że wojewodę jednak przekona. Ale Piotr honorowo trwał przy swoim, zaś młodsi bracia jednoczyli siły, po śmierci Salomei przejęli Łęczycę – jej wdowią oprawę, dorastał już Henryk Sandomierski. A Agnieszka nadal podjudzała.
Wreszcie na początku roku 1146 Władysław II przystąpił do działania – zdradzieckiego i haniebnego. Wysłał do Włostowica rycerza Dobiesza, wiernego sługę Agnieszki, niby to z ważnymi wieściami. Włostowic honorowo przyjął gościa, a Dobiesz potraktował gospodarza jego własną metodą sprzed lat. Porwał palatyna i uwiózł go na dwór Władysława. Tam Agnieszka zażądała głowy Piotra. Władysław II nie zdecydował się na to. Ogłosił natomiast, że za zdradzenie księcia Piotr zostanie ukarany oślepieniem, a nadto ponoć za oszczerstwo – obcięciem języka. I wyrok polecił wykonać.
W kraju zawrzało. Włostowic, liczący sobie wówczas już ponad 65 lat, był szanowany i lubiany, wśród rycerstwa nie miał właściwie wrogów. Cały tłum jego przyjaciół porzucił Władysława II i przeszedł na stronę juniorów. Piotr Włostowic przeżył kaźń. Wygnany przez Władysława II udał się na Ruś, skąd pochodziła jego żona, księżniczka ruska Maria. Przekonał tamtejszych książąt, jak zdradzieckim władcą jest Władysław, wszakżeż syn Rusinki i ich krewny, którego mogli wesprzeć. Widać nie za bardzo się udało obcięcie mu języka (jeśli w ogóle miało miejsce), bo z zapisów wynika, iż po owej krwawej jatce Piotr Włostowic porozumiewał się z otoczeniem, a chyba języka migowego na stare lata się nie nauczył, zwłaszcza jeśli nie widział. W każdym razie Ruś w obronie Władysława palcem nie kiwnęła. Do przeciwników seniora dołączył zaś arcybiskup gnieźnieński Jakub ze Żnina, który wyklął go za napaść na młodszych braci i zbrodnię na Włostowicu.
Wojna rozgorzała na całego. Władysław zdołał osaczyć Bolesława i Mieszka w Poznaniu, ale cień okaleczonego Włostowica wisiał nad nim jak miecz Damoklesa. W zdobytych przez seniora ziemiach wybuchały bunty rycerstwa. I w końcu Bolesław i Mieszko przeprowadzili nagły, zaskakujący kontratak z Poznania, a jednocześnie inne ich siły otoczyły wojska Władysława. Zdaje się, że stojący przy seniorze rycerze walczyli bez większego przekonania. Władysław II, sromotnie pobity, uciekł prosto spod Poznania do Niemiec, stając się Władysławem Wygnańcem. Agnieszka została wkrótce przegnana z Krakowa, poszła w ślad za mężem. Żadne z nich już nigdy nie wróciło do Polski. Dopiero po śmierci Wygnańca jego synowie odzyskali Śląsk, a dwaj z nich (znowu Bolesław i Mieszko) dali początek dwóm najbardziej żywotnym liniom Piastów, które przetrwały tam aż do końca XVII w.
Piotr Włostowic został przez młodych książąt – z których najstarszy, Bolesław Kędzierzawy, zasiadł na krakowskim tronie seniora – sprowadzony z powrotem na dwór: wszystko to działo się jeszcze w roku 1146, wypadki toczyły się błyskawicznie. Oficjalnie przywrócono go na stanowisko palatyna, co też wskazywało, że można było się z nim porozumiewać. Według legend odzyskał i mowę, i wzrok. O cuda w zapisach średniowiecznych łatwo, więc Józef Ignacy Kraszewski w swojej „Historii prawdziwej o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem” (to najdłuższy tytuł powieści z jego cyklu „Dzieje Polski”) wymyślił wyjaśnienie, zgodnie z którym oprawca wykonujący wyrok chciał być wierny palatynowi i umyślnie pokaleczył go tak tylko, aby ten nie stracił całkiem oczu i języka. Piotr Włostowic zmarł w 1153 r., licząc sobie ponad 70 lat. Według niektórych źródeł pochowany został w klasztorze benedyktynów na wrocławskim Ołbinie (dziś nieistniejącym), według innych w słynnej kolegiacie w Tumie pod Łęczycą.
Władysław II i jego żona Agnieszka za swoją haniebną zbrodnię ponieśli więc karę, i to jak na władców bardzo surową – utracili na zawsze władzę. Przez ostatnie 13 lat życia Władysława szwendali się po niemieckim dworze, licząc na to, że król czy cesarz podejmie działania i przywróci im tron: ani król Konrad III, ani jego następca, cesarz Fryderyk I Barbarossa nie byli jednak zainteresowani tym, aby inwestować we wrednego wygnańca. Wypadałoby sobie życzyć, żeby każdego niesprawiedliwego władcę, który popełni podobny czyn, spotykała taka kara. Dobrze, że chociaż czasami.