Spacerując z „pożyczoną” od mojej córki suczką wabiącą się Rita pomyślałem, że czas na zmianę temperatury i klimatu procesów sądowych jakie wpisały się w Karty Sprawiedliwości. Było wiele ciekawych spraw sądowych, które w pewnych okresach były nagłaśniane, chociaż nie przedstawiały zagadek kryminalnych. Świadczyły nie tylko o ówczesnym układzie stosunków społecznych, ale także co istotne, o stopniu rozwoju kultury polskiej społeczności. Najgłośniejszy jednak proces, który wywołał wiele emocji, nastrojów i ocen był proces Margerity Emilii Gorgonowej, oskarżonej o zamordowanie Elżbiety Zarembianki. Tą sprawą żył cały Lwów i nie tylko. O bohaterach tragedii – Ricie Gorgonowej, architekcie inżynierze Henryku Zarembie i jego nieszczęsnej córce lwowiacy chcieli usłyszeć w sylwestrowy wieczór 1931 roku jak najwięcej. Nieliczni wiedzą jednak, że ten proces miał swój ważny wątek w szczecińskiej Palestrze. Ale o tym na końcu tej publikacji.
„Gazeta Lwowska”, „Ilustrowany Kurier Codzienny” oraz „Słowo Polskie” ukazały trzydziestoletnią Margeritę Emilię Gorgon – bonę i służącą w domu Zarembów jako najczarniejszy z czarnych charakterów. Każdego następnego dnia jej wizerunek powielany będzie w setkach tysięcy egzemplarzy „Gazety lwowskiej” sprzedawanych w całej Polsce. Pojawiają się newsy, że Rita Gorgonowa podczas ostatniej wojny była damą do towarzystwa w austriackim domu publicznym. W efekcie tych publikacji doszło do zarekwirowania nakładów prasowych, bowiem sędziowie uznali, że gazeta w sposób nieuprawniony miesza się do prowadzącego postępowania. Nadkomisarz Józef Frankiewicz, komendant lwowskiej policji, odtwarza ostatnie chwile życia siedemnastoletniej Elżbiety Zarembianki. Postępowanie nadzoruje podprokurator Emil Krynicki, a prowadzi asesor sądowy Zdzisław Kulczycki, legitymujący się zaledwie kilkumiesięcznym doświadczeniem śledczym.
W mroźną śnieżną środę 23 grudnia rodzina inżyniera Zaremby przyjeżdża ze Lwowa do Brzuchowic do swojej wilii otoczonej wysokim dwumetrowym murem, a miejscami metalową siatką. Czterdziestoośmioletni architekt postanowił rozstać się z młodszą o osiemnaście lat partnerką, boną swoich dzieci. Jego żona Elżbieta Stenzel, córka nadinspektora kolei wiedeńskiej, willę w Brzuchowicach wniosła w posagu. W 1923 r. trafiła jednak z uwagi na stwierdzoną chorobę do zakładu zamkniętego dla obłąkanych w Kulparkowie pod Lwowem. Latem 1924 r. zaprzyjaźniona z domem majorowa Baltinowa „znalazła” Henrykowi Zarembie dla dzieci Margeritę Emilię Gorgon z domu Ilić rekomendując ją jako energiczną, pracowitą, sprytną, miłą i wesołą osobę. Z tego związku pochodzi ich czteroletnia córka Romusia. Gorgonowa z córką mają zamieszkać w Brzuchowicach, natomiast Henryk Zaremba z dziećmi Lusią i Stasiem pozostaną we Lwowie.
Do zabójstwa Zarembianki dochodzi kilofem do lodu zwanym dżaganem, w różowym pokoju. Uderzenia miażdżą jej głowę. Dwa dni po śmierci biegli odkryją, że została zdeflorowana, a, że nie znajdują męskiego nasienia w pochwie, przyjmują, że nie był to gwałt. „Tajny Detektyw”- najpopularniejszy tygodnik śledczy II Rzeczypospolitej prowadzi właśnie postępowanie mające wyjaśnić okoliczności śmierci dziewczynki, zwłaszcza, że dżagan znaleziono w pobliskim basenie. Aresztowanymi zostają Rita Gorgonowa i Henryk Zaremba, podejrzany o współudział w morderstwie. Po przesłuchaniach w Komendzie Policji Gorgonowa zostaje osadzona w więzieniu przy ulicy Kazimierzowskiej w budynku po dawnym klasztorze. Trafia do celi z polskimi komunistkami. Henryk Zaremba przebywa w tym samym więzieniu, w celi numer sto osiemnaście. Siedzi z dwoma Ukraińcami i Żydem.
7 lutego 1932 r. śledztwo w jego sprawie zostaje umorzone, a on sam opuszcza Brygidki. Krakowscy psychiatrzy badają poczytalność Gorgonowej. Pod koniec stycznia 1932 r. wiceprokurator okręgowy Alfred Laniewski wręcza Gorgonowej akt oskarżenia, oparty na zeznaniach czternastoletniego Stasia Zaremby, brata zabitej Lusi. Dominują poszlaki a nie dowody. Podstawą oskarżenia jest austriacka Ustawa karna z 1852 r. (paragrafy 134 i 135). Za skrytobójcze morderstwo Elżbiety Zarembianki w przypadku udowodnienia winy, orzekana jest wyłącznie kara śmierci. Proces toczy się w standardowej procedurze, a nie trybie doraźnym z uwagi na „wątpliwe dowody”.
Sprawa rozpoczyna się w Lwowskim Pałacu Sprawiedliwości w poniedziałek 25 kwietnia 1932 r. (pod sygnaturą VII2 K 11/32) i toczy się na sali rozpraw nr 1, na pierwszym piętrze usytuowanym nad głównym wejściem. Żeby wejść do środka potrzebny jest bilet wstępu. Na lewo od stołu sędziowskiego tuż przed ławą obrońców stoi żelazne łóżko Lusi zaścielone pościelą z krwawymi plamami. Rozstawiono drewniane stoliczki, na których leżą dowody rzeczowe: dżagan, lichtarz, koszula nocna, biustonosz, zakrwawiona chusteczka do nosa. Ten dżagan, którym dokonano zabójstwa, jest przechowywany do dzisiaj w zakładzie Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. O dziewiątej pięć wchodzi na salę woźny o nazwisku Bitobran i daje znak wszystkim by wstali. Pojawia się trybunał karny w osobach przewodniczącego Jana Antoniewicza, wiceprezesa Sądu Okręgowego we Lwowie i sędziów: Roberta Tertila i Sylwestera Łyczakowskiego.
Na ławie obrończej adwokat Maurycy Axer, absolwent Wydziału Prawa Wszechnicy Lwowskiej, najlepszy mówca wśród tutejszej Palestry. Od 1919 r. przy ulicy Fredry 4 a prowadzi kancelarię, specjalizując się w sprawach karnych i politycznych. W czarnej todze wyglądał jak dobrotliwy proboszcz o twarzy barokowego anioła ze starannie zaczesaną łysiną.
Przewodniczący Sędzia Antoniewicz losuje dwunastoosobową ławę przysięgłych, która decydować będzie wyłącznie o winie. Oskarżona doprowadzona zostaje specjalnym korytarzem z ponurego więzienia mieszczącego się w dawnym klasztorze karmelitów. Ubrana jest w selskinowe futro, z barwionych na czarno fok. Siedzi tyłem do publiczności, tak, że nie widać jej twarzy. Gdy wyjaśnia, wstaje, ale mówi niepewnie. Urodziłam się siódmego marca tysiąc dziewięćset pierwszego roku w Ociestowie. Jestem mężatką, mam dwoje dzieci: jedno z Gorgonem, drugie z Zarembą. Religii jestem grekokatolickiej. Mąż nazywa się Erwin, przebywa w Ameryce. Nie wiem co tam robi. Ja ukończyłam tylko szkołę powszechną.
Tłumaczy to, co da się wytłumaczyć, neguje, to czego wytłumaczyć nie może. Wydaje się, że się nie broni. Jest oceniana jako kobieta bezwzględna, mądra, ale i sprytna. Dzień później postępowanie dowodowe rozpoczynają zeznania piętnastoletniego Stanisława Zaremby – ucznia piątej klasy gimnazjum numer XI we Lwowie. Opowieść o cierpieniach, jakie przeżył z siostrą będąc pozbawiony matki zyskuje mu ogólne współczucie i sympatię.
Świadka dociska mecenas Axer: „Widziałem rysy twarzy osoby w pokoju siostry, ale, że to była oskarżona uświadomiłem sobie dopiero później, po półtorej godzinie.”.Zeznania inżyniera Henryka Zaremby do wyjaśnienia sprawcy zabójstwa Lusi nie wnoszą nic istotnego.
Z relacji świadka Marii Lucht (żony jednego z byłych ogrodników Zarembów) ważne jest tylko jedno zdanie: „Pewnego razu Gorgonowa powiedziała mi, że prędzej zastrzeli Zarembę, aniżeli opuści jego dom.”. W środę na sali rozpraw pojawia się nowy świadek doktor Ludwik Csala, sąsiad Zaremby. To on pierwszy, bezpośrednio po zdarzeniu badał Lusię i powiedział, że morderstwa dokonał ktoś z domowników, z uwagi na zaryglowane drzwi wejściowe. Po nim zeznania ma składać ogrodnik Józef Kamiński. Mecenas Axer składa wniosek o zaprzysiężenie świadka. Obrońca chce przekonać Sąd, że zabójstwa nie mogła dokonać kobieta, bo silne ciosy gruchoczące czaszkę dziewczyny mógł zadać tylko mężczyzna. Dodał ponadto, że dzieje kryminalistyki nie znają przypadku zdeflorowania kobiety przez kobietę. Dla obrońcy gburowaty, niesympatyczny i małomówny ogrodnik świetnie nadawał się na sprawcę mordu.
Axer wiedział, że dla ratowania swojej klientki musi podważać fakty bezsporne, bo o winie będą decydować nie zawodowi sędziowie, ale dwunastu przypadkowych ludzi wybranych przez sąd w drodze losowania. Kolejny istotny świadek to Antoni Halemba, prywatny detektyw. Ujawnia fakt propozycji współpracy złożony przez Ritę Gorgonową, aby uwieść Zarembiankę i zhańbić ją w opinii najbliższych. Te zeznania nie wnoszą nic do wyjaśnienia tajemniczej śmierci Lusi, ale Axer ustala, że świadek nie pamięta żadnych szczegółów, nie jest w stanie wskazać domu, gdzie doszło do rozmowy, a nadto, że w dwudziestym piątym i szóstym roku był leczony w szpitalu psychiatrycznym.
Zeznania świadka Halemby okazały się bezwartościowe. Obrońca wskazuje na tendencyjność oskarżenia. Komendant posterunku policji w Rzęśnie, Józef Nuckowski, który pierwszy dotarł na miejsce zbrodni znalazł ukrytą w piwnicy mokrą i zakrwawioną chusteczkę Gorgonowej. Stwierdził ponadto, że Staś Zaremba, mówił o jakiejś kobiecie, którą widział w nocy, ale nie kojarzył jej z zabójczynią. Wachmistrz Stanisław Trela z pobliskiego posterunku żandarmerii nie znalazł żadnych istotnych śladów na zewnątrz domu, na śniegu, czy murze i dlatego podejrzewał, że zabójcą był ktoś z domowników.
W czwartek 28 kwietnia 1932 r. zeznaje „służba domowa”. Bronisława Beckerówna wspomina, że oskarżona mówiła do Henryka Zaremby: „Ty stary maciorniku, zabierz swoje bękarty, bo je zabiję.”, a Olga Jezierska przytaczała prowadzone rozmowy, z których wynikało, że to właśnie Lusia namówiła ojca do zerwania z boną a jednocześnie jego przyjaciółką. Podobnej treści zeznania złożyła Marcelina Tobiasz. Koleżanka Zarembianki z Gimnazjum imieniem „Olgi Filippi”, Helena Płocka relacjonowała, że Lusia wspominała kilkakrotnie, że macocha ją otruje i zastrzeli.
Negatywny stosunek Rity Gorgonowej do Lusi akcentują także inni świadkowie- przyjaciela domu Zarembów. Oskarżona te zarzuty zbywa milczeniem, bowiem prosił ją o to Axer. Jej niezbyt miły tembr głosu zrażał bowiem wszystkich, zwłaszcza, że na pytanie Sądu, kogo podejrzewa o morderstwo, odpowiedziała: „Niech się o to martwią sędziowie.”. Na jej twarzy gości czysto ironiczny uśmiech.
Tego dnia w godzinach popołudniowych Sąd udaje się na wizję lokalną do Brzuchowic, odtwarzając tam wydarzenia krytycznej nocy. Wszyscy ubrani są tak jak wówczas, gdy zginęła Lusia. Staś Zaremba pogrąża Gorgonową, mówiąc: „poznałem ją, jak wychodziła przez uchylone drzwi na dwór”. Po zakończeniu czynności, w drodze powrotnej do Lwowa, pięciotysięczna grupa kobiet próbowała ukamienować Gorgonową. Sytuację uratował dowódca więziennego konwoju, który wjechał do manifestujących.
W piątek 29 kwietnia 1932 r. proces wkracza w stadium końcowe. Zeznaje nadkomisarz Józef Frankiewicz i aspirant Bolesław Respond. Ten drugi przesłuchiwał Stasia trzykrotnie, ale dopiero za drugim razem wskazał on Gorgonową jako zabójczynię. Robił wrażenie osoby, która chciała pewne podawane fakty wcześniej uzgodnić z ojcem. Staś miał oświadczyć, że gdy szedł spać to widział Ritę leżącą w łóżku w seledynowej koszuli, a gdy przyjechała policja, była w białej. To była istotna poszlaka, że Gorgonowa pozbyła się koszuli ze śladami krwi. Zaskakujący był fakt ujawniony w trakcie przesłuchania aspiranta przez mecenasa Axera, że ślady krwi na oknie ogrodnika ujawniono dopiero ósmego stycznia, a nie bezpośrednio po zdarzeniu.
W sobotę 30 kwietnia rozprawę rozpoczęło odczytanie protokołu sekcji zwłok przez doktora Karola Piro z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jana Kazimierza. Nie było śladów obrony. Śmierć nastąpiła wskutek pęknięcia czaszki. Pierwsze uderzenie było skuteczne. Na ciele ofiary znaleziono kał. Profesor Antoni Westfalewicz z Zakładu Chemii Sądowej pogrąża Gorgonową swoją ekspertyzą twierdząc, że na podszewce jej futra ujawniono ślady barwnika krwi grupy „A”. Mówi wyraźnie, że krew Rity Gorgonowej należy do grupy „O”, Zarembianki zaś do grupy „A”. Profesor Jan Opieński – biegły chemik, torpeduje te ustalenia stwierdzając, że badania grupy krwi zrobione metodą widmową i benzynową wywołują wątpliwości. Są przestarzałe i niezbyt dokładne. Ta metoda wynalezione przez Leone Lattesa przynosi błędne wyniki, wywodził na końcu swoich wypowiedzi.
Proces zaczyna wchodzić w krytyczny moment. Biegły Karol Piro na pytanie Axera odpowiada, że wątpliwe jest, że kilof do lodu (dżagan), który miał być narzędziem zbrodni, może nie być nim w rzeczywistości. Profesor Józef Dadlez na pytanie obrońcy odpowiada, że defloracji denatki dokonał raczej mężczyzna niż kobieta. W świetle zeznań biegłych odpadają dwa kluczowe dowody: futro i narzędzie zbrodni. Axer domaga się od Sądu dokładnego zbadania akt niewyjaśnionego zabójstwa dwunastoletniej Józi Neuwerówny we Lwowie. Zdarzenia są zbliżone, a obrażenia ofiar tożsame. Axer powołuje artystę malarza Andrzeja Pronaszkę, który wyraźnie stwierdza, że w nocy odróżnienie białej koszuli od seledynowej jest praktycznie niemożliwe.
Inspektor Piątkiewicz – autor podręcznika dla policji państwowej, na pytanie obrońcy odpowiada, że kał na miejscu zbrodni oddaje tylko zawodowy przestępca. Obrona domaga się także przeprowadzenia badań psychiatrycznych Stasia Zaremby, aby podważyć wiarygodność kluczowego dowodu z jego zeznań.
2 maja Trybunał postanawia odroczyć rozprawę do dnia 14 maja i zlecić ponowną ekspertyzę krwi Państwowemu Instytutowi Higieny w Warszawie. Wielki sukces obrony. Mecenasowi Axerowi udaje się zasiać wątpliwości w umysłach przysięgłych. Rano 12 maja profesor Ludwik Hirszfeld wysyła do Lwowa telegram informujący, że ekspertyza została ukończona i będzie przesłana wraz z dowodami rzeczowymi (brązowym futrem, świecami, klamkami, chusteczkami, kawałkami muru werandy, drzwi, tynku i szyby) wieczornym ekspresem.
Na czarnym rynku ceny biletów na ostateczną rozprawę sięgają astronomicznej kwoty pięćdziesięciu złotych. Punkty loteryjne obstawiają: „kara śmierci czy uniewinnienie”. Dwadzieścia stron opinii w maszynopisie i wniosek: „badania za pomocą najczulszej metody stosowanej do wykrycia elementu „A” na podszewce futra oskarżonej – obecności elementu „A”, pochodzącego z krwi nie wykazały”.
Prokurator swoją przemowę kończy słowami: „Ona zabiła. Kiedy pójdziecie panowie do sali narad by wydać werdykt ostateczny, zaczołga się za wami duch niewinnego zamordowanego dziewczęcia”. Pół godziny później odpowiada mu mecenas Maurycy Axer. Kwestionuje każdy dowód. „To nie dowody, to poszlaki, które zostały w trakcie procesu obalone”.
Fundamentem oskarżenia, mówi w swoim wystąpieniu, była ekspertyza krwi. Ale ten fundament jednak upadł. Narada, po której przewodniczący przysięgłych doktor Kazimierz Hofmokl podchodzi do składu orzekającego. Za uznaniem winy jest dziewięć głosów, przeciwko trzy. Austriacki kodeks karny za zabójstwo przewiduje tylko jedną karę – karę śmierci przez powieszenie (nowy, bardziej liberalny kodeks wejdzie w życie dopiero za kilka miesięcy).
Podczas rozprawy apelacyjne w dniu 2 lipca 1932 r. mecenas Axer nie jest już sam. Wspomagać ma go swoją wiedzą i doświadczeniem warszawska sława adwokatury, czterdziestosześcioletni Mieczysław Ettinger. Rozprawie przewodniczy prezes Sądu Najwyższego – Witold de Michelis. W składzie sędziowie: Janusz Jamontt i Stanisław Wyrobek. Axer przemawia po południu. Podnosi, że proces we Lwowie odbywał się w atmosferze sensacji, że ulica i media wydały wcześniej wyrok za Ritę Gorgonową. Obrońca nie atakuje. Axer prosi i spokojnie tłumaczy swoje wątpliwości. Podnoszona jest kwestia spostrzegawczości Stasia Zaremby. Każdy psycholog wie, że chłopiec w wieku dojrzewania podlega wpływowi księżyca, a w nocy mordu była pełnia. Można wyimaginować sobie pewne zdarzenia i osoby. Ogłoszenie wyroku następuje około północy.
Wyrok śmierci zostaje uchylony, a sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia Sadowi Okręgowemu w Krakowie.
Ponad trzy miesiące będzie czekać Rita Gorgonowa na pierwszą rozprawę przed krakowskim Sądem. Broni jej trzech adwokatów: wspomniani już Maurycy Axer i Mieczysław Ettiger oraz Józef Woźniakowski z Krakowa. Składowi orzekającemu przewodniczy Alfred Jendl, któremu towarzyszą dwaj sędziowie trybunału karnego – Leonard Solecki i Jan Ostręga. Oskarża prokurator Bohdan Szypuła. O winie Gorgonowej decyduje dwunastu przysięgłych, wśród których są między innymi: dyrektorzy browarów, właściciele ziemscy i emerytowani wojskowi. Obowiązuje już nowy kodeks karny, pozwalając Sądowi na wybór kary. Kluczowym momentem krakowskiego procesu jest pojedynek dwóch profesorów: Ludwika Hirszfelda z Janem Olbrychtem – praktyka z naukowcem, dotyczący oznaczenia grupy krwi. Indywidualność profesora Hirszfelda sprawia, że przyciągnął on uwagę wszystkich. Jego wystąpienie powoduje, że chusteczka z piwnicy przestała mieć jakąkolwiek wartość dowodową. Profesor Olbrycht wyraźnie popiera akt oskarżenia i ogranicza się do uczniowskich uszczypliwości, udzielania rad i pouczeń młodszemu koledze.
Trudno to było nazwać ekspertyzą sądową. W trakcie kolejnej wizji lokalnej w warunkach analogicznych jak w dniu zabójstwa w Brzuchowicach odbytej w dniach 18 i 19 marca 1933 r. ujawniony zostaje fakt, że niepodobne było z uwagi na panującą ciemność, rozpoznanie Rity Gorgonowej. Tragicznej nocy był ponadto śnieg, a więc jeszcze jaśniej, ale i tak Staś nie mógł nic widzieć. W opracowanej na potrzeby procesu opinii psychologicznej biegły doktor Marcin Zieliński, który badał chłopca, stwierdził u niego doskonałą pamięć. Wykluczył by ten wstydliwy, flegmatyczny, płaczliwy chłopiec mógł zabić siostrę, bo i takie głosy się pojawiały. W 1937 r. inż. Zaremba sprzedał willę w Brzuchowicach i przeniósł się do Warszawy. Przed nowym domem stała przywieziona z Brzuchowic rzeźba kwiaciarki, a na ścianie wisiał obraz Stanisława Wyspiańskiego „Wskrzeszenie Łazarza”.
23 kwietnia jest ostatnim dniem postępowania sądowego. Przemówienia obrońców dążących do uniewinnienia poprzednio skazanej Rity Gorgonowej, to podobno były trzy arcydzieła, jak określili obserwatorzy tego procesu. O godzinie dwudziestej dziesięć sąd po raz ostatni wchodzi na salę, by odczytać wyrok. Wcześniej przysięgi kilkakrotnie konsultują pytania z sędziami. Uznana za winną dokonania zabójstwa pod wpływem silnego wzruszenia Rita Gorgonowa zostaje skazana na karę ośmiu lat więzienia.
Sprawą zajmie się ponownie Sad Najwyższy w dniu 22 września 1933 r. Składowi orzekającemu przewodniczy Jan Rzymowski, a wotowali mu Stanisław Wyrobek i Konstanty Syromiatnikow. Nie ustalono precyzyjnie daty śmierci Lusi, bo lwowscy patomorfolodzy podczas sekcji zwłok w ogóle nie podjęli tej istotnej kwestii. Przyjęli, że zgon nastąpił przed przybyciem wezwanego do domu Zarembów doktora Ludwika Csali. Profesor Jan Olbrycht sugerował jako godzinę śmierci dwudziestą pierwszą trzydzieści. Opinia publiczna uspokojona złagodzeniem kary, niedostatecznie zdaje sobie sprawę, że nadal aktualny jest problem winy. W więzieniu przy Kazimierzowskiej Rita Gorgonowa rodzi 20 września 1932 r. córkę Krystynę Ewę Ilić. Henryk Zaremba przez całe życie zaprzeczał swojemu ojcostwu.
Poród odbiera współwięźniarka Wagnerowa, skazana za nielegalną aborcję. Pierwszym domem rodzinnym dla tego dziecka były więzienia Brygidek we Lwowie, Świętego Michała w Krakowie i zakład karny dla kobiet w Fordonie koło Bydgoszczy.
Henryk Zaremba umiera na zawał serca w jednym z warszawskich szpitali 26 czerwca 1954 r.
Kwestie rodzinne i relacje obu córek Ewy i Romusi, a także losy Stasia są poza tą publikacją, mimo, że mam o nich dużą wiedzę. Grób Elżbiety Zarembianki znajduje się na cmentarzu Łyczakowskim. Na krzyżu przedwojenna biała tabliczka informująca o niewinnej ofierze mordu. Cmentarz jest zabytkowy i grobu nikt nie zlikwiduje. Nie udało się ustalić precyzyjnie losów Rity Gorgonowej po ostatnim skazaniu. Zachowany dokument w tej sprawie pochodzi z niedzieli 3 września 1939 r. Z notatki urzędowej wynika, że przed odbyciem całości kary skazana opuściła poznańskie więzienie przy ulicy Młyńskiej 1, korzystając z amnestii Ignacego Mościckiego. Fakty przeplatane plotkami mówią, że widziana była w 1941 roku w Sądzie na warszawskim Lesznie, gdzie została oskarżona o kradzież torebki. Podobno mieszkała w Turobinie na Roztoczu, bezpiecznym azylu dla uciekinierów z Lublina, Warszawy i Łodzi, ale trudno w księgach adresowych odszukać jej dane. Może unikała rozgłosu z obawy o swoje bezpieczeństwo. Miała zawrzeć związek małżeński, ale w księgach parafialnych brak jakikolwiek adnotacji. Niewykluczone, że dokonała aktu konwersji przed ślubem prawosławnym. Rzekomo używała nazwiska Kańska. W życiowym epizodzie w sierpniu 1945 roku pojawia się także Lublin. Dalej to już pogłoski, domysły i fantasmagorie sprowadzające się do twierdzeń, że zaginęła na Ziemiach Odzyskanych tuż po wojennej zawierusze. Akta sprawy znajdowały się do 1941 roku w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Potem trafiły do Warszawy, w związku ze wspomniana wyżej kradzieżą. Nieznany z imienia i nazwiska lekarz z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej ukrył je przed Niemcami, dzięki czemu przetrwały. Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że są dostępne w krakowskim archiwum państwowym (zespół archiwalny sprawy karnej IV K 258/32).
I tutaj pojawia się wątek szczecińskiej sprawy w osobie adw. Michała Olechnowicza. Podjął się na prośbę rodziny próby rehabilitacji Rity Gorgonowej, pragnąc zrekonstruować przebieg wypadków sprzed prawie dziewięćdziesięciu lat. Do tego chyba potrzebne było precyzyjne ustalenie nie tylko jej miejsca zamieszkania, ale także losów po zakończeniu działań wojennych. Myślę, że ewentualna publikacja dla autora podjętego wyzwania, mogłaby uzupełnić przekazany przeze mnie przebieg procesu.
Kończąc godzi się stwierdzić, że żaden z procesów karnych, tak w latach międzywojennych, jak i po II wojnie światowej, nie był aż tak głośny. Reakcja na jego przebieg i rolę oskarżonej przypominały zbiorową psychozę. Profesor Jan Olbrycht swoje uwagi co do przeprowadzonych badań wypowiedział w książce: „Wybrane przypadki z praktyk sądowo-lekarskich”. Maszynopis został złożony po jego śmierci w 1968 roku w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor był pierwszym medykiem sądowym, który tak drobiazgowo odtworzył ostatnie chwile życia Elżbiety Zarembianki.