Zamach Antoniego Berezowskiego nie był jedynym, z którego car Aleksander II uszedł z życiem. Próbowano zgładzić go wielokrotnie. Zresztą druga połowa XIX wieku i okres do wybuchu I wojny światowej to lata licznych zamachów, w których zginęło trzech prezydentów USA, prezydent Francji, cesarzowa Austrii, król Włoch… Jeden z prezydentów USA, William McKinley, został zastrzelony w 1901 r. przez syna emigrantów z Polski, Leona Czolgosza. Ale Czolgosz Polakiem już nie był. Był nim natomiast inny zabójca głowy państwa, który czynu swego dokonał 20 lat wcześniej.
Ignacy Hryniewiecki urodził się w 1855 r. na Białostocczyźnie w rodzinie szlacheckiej. W Białymstoku ukończył szkołę. Potem zdecydował się na studia. Wybrał Petersburg i zamieszkał tam w 1875 r., rozpoczynając studia matematyczne. Od tego momentu praktycznie nie utrzymywał kontaktów z Polakami. Wszedł w środowisko młodych Rosjan i został jednym z nich. A było to środowisko rewolucyjne.
„Narodnaja Wola” czyli Wolność Narodowa była organizacją powstałą w 1879 r. wskutek rozłamu innego związku rewolucjonistów, „Ziemla i Wola” – Ziemia i Wolność. Jej celem było uświadomienie chłopów i obalenie caratu poprzez chłopską rewolucję. Plan był kompletnie nierealny, chłopstwo w Rosji było ciemne i nawet lata edukacji nie dawały szans na zmianę tego stanu. Stąd z „Ziemli i Woli” wyłoniła się grupa radykałów, których zdaniem najbardziej realną szansą na obalenie caratu był terror – dokonywanie zamachów, a w szczególności zgładzenie cara. Już na początku 1879 r. niejaki Aleksander Sołowiow próbował zastrzelić Aleksandra II podczas spaceru. Car zaczął sprytnie uciekać zygzakiem, więc Sołowiow strzelał, ale pudłował. Wystrzelał cały bębenek naganta i został ujęty, po czym oczywiście zawisł. Wtedy zwolennicy zamachów utworzyli Narodną Wolę i rozpoczęli polowanie na cara.
Aleksander II miał za sobą wtedy już prawie ćwierć wieku panowania. W stosunku do Polaków był zdecydowanie wrogi, jego celem było zniszczenie Polaków jako narodu i pełna rusyfikacja. Był w końcu władcą Rosji, która nie bez przyczyny zyskała sobie w XIX w. przydomek Więzienia Narodów. Natomiast dla Rosji był władcą wybitnym. Po prostu był doskonałym strategiem politycznym. Wiedział, nad kim panuje i jakimi metodami można rządzić, a jakimi trzeba. Nie dziwota, że historia ma na jego temat jasne zdanie – Aleksander II to ostatni w historii Rosji wielki car.
Zaraz po utworzeniu Narodnej Woli spiskowcy przystąpili do realizacji zamachu. Pierwsza próba miała miejsce w listopadzie 1879 r. Car miał wtedy jechać pociągiem z Krymu do Petersburga. Zaplanowali więc podłożenie ładunków wybuchowych pod tory w Odessie, Aleksandrowsku i Moskwie. Przez Odessę carski pociąg nie pojechał. W Aleksandrowsku spiskowcy kupili ziemię przy torach i pozorowali budowę. Wszystko zrobiono na pozór jak trzeba, ale gdy przywódca Narodnej Woli Andriej Żelabow spiął druty, zapalnik nie eksplodował i pociąg przejechał nietknięty. W Moskwie natomiast udało się: spiskowcy zrobili podkop w nasypie, umieścili w nim ładunek wybuchowy. Gdy czwarty wagon pociągu, w którym zawsze jechał car, przejeżdżał nad ładunkiem wybuchowym, spiskowcy zdetonowali minę. Wagon poszedł w drzazgi, ale bez cara! Zawsze jako pierwszy jechał pociąg ze służbą, o czym spiskowcy wiedzieli, a jako drugi pociąg cara. Tym razem awaria lokomotywy zatrzymała pociąg ze służbą. Aleksandrowi II się spieszyło, zatem kazał jechać swojemu pociągowi, stwierdzając, że służba dojedzie później, gdy naprawiony zostanie jej parowóz. Spiskowcy przepuścili zaś pierwszy pociąg, „ze służbą”, by wysadzić ten z carem…
Dość nieprawdopodobny plan zgładzenia cara opracował jeden z działaczy Narodnej Woli, Stiepan Chałturin. Postanowił wysadzić w powietrze cały Pałac Zimowy w Petersburgu. Zabrał się do roboty wyjątkowo metodycznie. Pod fałszywym nazwiskiem zatrudnił się przy remoncie pałacu i sukcesywnie wnosił na jego teren materiały wybuchowe: stopniowo zdołał przemycić do pałacu ponad 110 kg dynamitu! Umieszczał go pod podłogą cesarskiej jadalni. Działacze Narodnej Woli nie wierzyli w skuteczność tego planu, uważali go jednak za awaryjny na wypadek, gdyby nie powiodło się wysadzenie pociągu. Nie powiodło się, więc Chałturin dalej przemycał dynamit. Tymczasem podczas zatrzymania jednego z działaczy grupy znaleziono nitroglicerynę i plan pałacu z zaznaczoną jadalnią. Mimo to wprowadzono tylko w pewnym zakresie rewidowanie wchodzących robotników i Chałturin nadal działał. 17 lutego 1880 r. car miał podjąć w pałacu gościa – księcia Bułgarii Aleksandra I Battenberga. Chałturin przygotował wszystko, co trzeba, uruchomił zapalniki i spokojnie opuścił pałac.
O zaplanowanej porze eksplozja rozerwała jadalnię i otaczające ją pomieszczenia. Potworny wybuch zabił 67 osób! Cara nie było… Znów przeszkodziła kolej: pociąg wiozący Battenberga spóźnił się i car nie zdążył przywitać gościa oraz przyjechać z nim do pałacu. Pałac Zimowy okazał się być solidnie zbudowany i nie zawalił się, choć wybuch zniszczył znaczną część wnętrz. Policja szybko ustaliła, że zamachowcem był robotnik o nazwisku Batyszkow, ale rzekomy Batyszkow zniknął bez śladu. Chałturin ukrył się i wyjechał do Odessy, władze nigdy nie dowiedziały się, że to on był Batyszkowem. Działał nadal w Narodnej Woli, wiosną 1882 r. złapano go i powieszono za udział w innym zamachu.
Znowu się nie udało. W dodatku car wyciągnął wnioski z sytuacji. Powołał na premiera generała Michaiła Łorisa-Mielnikowa, od niedawna ministra spraw wewnętrznych. Powołano na ministrów kilku liberalnych polityków. Nowy rząd znacznie zliberalizował politykę wewnętrzną. Utworzono normalną policję w miejsce carskiej służby osobistej. Zmniejszyła się liczba skazanych na zsyłkę. Dalszy plan był jeszcze ciekawszy: miały odbyć się wybory. Powstać miało ciało zwane Komisją Ogólną, złożone po części z nominatów cara i z osób wyłonionych w wyborach. Dalszy plan zakładał przekształcenie monarchii w konstytucyjną.
A spiskowcy robili swoje. Za najpewniejszy sposób nadal uznawali zamach bombowy. Tyle, że wszelkie zdalne metody – pułapki zawodziły. Trzeba było zaryzykować i zaatakować z bliska. Do tego zaś najlepszym środkiem była nitrogliceryna, którą wynalazł w 1847 r. Włoch Ascanio Sobrero. Ten wybuchający ze straszliwą siłą płyn nie potrzebował zapalnika, eksplodował od samego wstrząsu. Przez całe lata Szwed Alfred Nobel szukał sposobu na przekształcenie nitrogliceryny w skuteczny, a bezpieczniejszy w użyciu materiał – wynalazł w końcu dynamit, który bez zapalnika nie wybuchał. A nitroglicerynę wystarczyło do czegoś wlać i rzucić…
Przygotowywaniem bomb zajmował się inżynier Nikołaj Kibalczyc, od początku członek Narodnej Woli i z racji wykształcenia jej główny pirotechnik. Zamiast detonowanych elektrycznie pułapek tym razem naszykował prymitywne, a skuteczne szklane bańki wypełnione całkowicie nitrogliceryną, bez bąbelka powietrza. Rzucenie i rozbicie bańki wystarczało do detonacji. Rozkład dnia cara udało się wyśledzić i zaplanować zamach na 13 marca (starego kalendarza). Na kilka dni przed tą datą, gdy wszystko było już przygotowane, aresztowany został Andriej Żelabow. Władze jednak o planach zamachu nadal nie wiedziały nic. Sofia Pierowska, konkubina Żelabowa, kontynuowała ze wspólnikami działania.
13 marca 1881 r. Aleksander II odbył naradę z premierem Łorisem-Mielnikowem. Zaakceptował projekt utworzenia Komisji Ogólnej. To był pierwszy krok do nadania Rosji konstytucji. Zadowolony car pojechał na paradę wojskową, a z niej jeszcze do Zamku Michałowskiego. Z tego zamku wracał po południu do Pałacu Zimowego. Tu, nad Kanałem Gribojedowa i wzdłuż Newskiego Prospektu czekali zamachowcy. Rozstawili się zresztą w różnych miejscach, bo nie było pewności, którędy car pojedzie. Istotnie, nie wybrał tej drogi, którą jeździł najczęściej, ale zamachowców z bombami w torbach czekało aż czterech i mogli się w razie potrzeby przemieścić. Sofia Pierowska dała znak, że powóz cara nadjeżdża.
Pierwszy zaatakował Nikołaj Rysakow, rzucając bombą w karetę cara. Woźnica prawdopodobnie zorientował się w sytuacji: zaciął konie, te skoczyły w przód i bomba stoczyła się z karety na drogę, za tylne koła. Tam wybuchła. Wybuch zranił przypadkowego przechodnia i jednego z carskich Kozaków, nikogo nie zabijając. Rysakow, którego widział cały tłum ludzi, został natychmiast pochwycony. Car kazał zatrzymać powóz, mimo protestów ochrony. Pobladły, ale trzymający fason wysiadł i podszedł do pojmanego Rysakowa. Pogroził mu palcem i głośno powiedział, że dzięki Bogu ocalał. „Nie za wcześnie dziękujecie Bogu?!” odgrażał się Rysakow. Car odwrócił się i odszedł.
Nie doszedł z powrotem do karety. Z tłumu wyłonił się nagle Ignacy Hryniewiecki, wyrwał z torby drugą szklaną kulę z nitrogliceryną i desperacko, z odległości kilku kroków, rzucił ją prosto pod nogi cara. Potworny huk i dym oszołomiły wszystkich. Po chwili wszystkim ukazał się makabryczny widok. Dwaj członkowie straży cara leżeli martwi. Wokół było pełno rannych. Aleksander II leżał zaś w kałuży krwi. Wybuch przeciął go niemal na pół, odrywając mu jedną nogę i miażdżąc drugą.
– Zimno mi. Nieście mnie do pałacu, tam chcę umrzeć – wyszeptał car. Po chwili stracił przytomność. Jego życzenie zostało spełnione, nie zaniesiono go do pobliskiego szpitala, lecz do pałacu. Lekarze próbowali cokolwiek robić, ale widzieli, że nad okaleczonym i kompletnie wykrwawionym Aleksandrem II unosi się już śmierć. Car zmarł przed godziną 16 w swoim gabinecie, w obecności rodziny.

Wśród ciężko rannych był też sam zamachowiec. Nikt nie wiedział, kim jest. Zaniesiono go do szpitala, gdzie zmarł tego samego dnia, nieco później niż car. Nie dowiedział się nigdy, że car również zginął. Natomiast złapany Rysakow uczepił się nikłej nadziei, że zdradzając innych ocali życie i natychmiast zaczął mówić. Ujawnił śledczym wszystko o zamachu i Narodnej Woli. Błyskawicznie wyłapani zostali wszyscy uczestnicy zamachu. Ujęto ich jeszcze czworo: Pierowską, konstruktora bomb Kibalczyca, Timofieja Michajłowa i Hesię Helfman. Stanęli przed sądem razem z Rysakowem i Andriejem Żelabowem, który w akcie desperacji potwierdził swój udział w przygotowaniach do zabójstwa i sam domagał się, aby sądzić go razem z towarzyszami.
Proces odbył się niemal natychmiast. Był bardzo prosty, bo role wszystkich spiskowców były wiadome, a nie obowiązywała znana nam zasada, że w sprawie oczywistej też trzeba przez co najmniej rok prowadzić śledztwo. Sąd oczywiście nie miał litości, na karę śmierci skazani zostali wszyscy carobójcy. Miesiąc po zamachu Andriej Żelabow, Sofia Pierowska, Nikołaj Kibalczyc, Timofiej Michajłow i Nikołaj Rysakow zostali powieszeni publicznie na placu Siemieniowskim. Szósta oskarżona, Hesia Helfman, była w ciąży. Egzekucję jej przełożono zatem na 40 dzień po porodzie, ale ta decyzja przyniosła Rosji niesławę w Europie i naciski, aby darować skazanej życie. Zmieniono jej więc karę na dożywotnie zesłanie. Niewiele jej to dało: urodziła dziecko w październiku 1881 r., wskutek komplikacji poporodowych zachorowała na zapalenie otrzewnej i zmarła w styczniu 1882 r. wobec złej opieki medycznej.
Ignacy Hryniewiecki dokonał carobójstwa nie dla Polski. Przystępując do Narodnej Woli był już człowiekiem zrusyfikowanym, o Polsce nie myślał wcale, podobnie jak jego towarzysze. W przeciwieństwie do Antoniego Berezowskiego, polskiego patrioty, był tylko rosyjskim rewolucjonistą. Niemniej był Polakiem i to jedynym, który zabił władcę zaborczego mocarstwa. Nie sposób więc go pominąć w Kryminalnej historii Polski.
Zamachowcy nie zdążyli się przekonać, że ich desperacka zbrodnia nie dała nic. Nikt nie zerwał się do walki z caratem. Ot, był jeden batiuszka car, teraz będzie drugi. Dla rosyjskiego ludu car był równie odległy jak Pan Bóg. Natomiast śmierć Aleksandra II zatrzęsła polityczną elitą, czyli dworem i jego otoczeniem. Jednak zupełnie nie w ten sposób, jak chcieliby zamachowcy. Na tronie zasiadł syn cara, Aleksander III.
Miejsce władcy o szerokich horyzontach, wybitnego polityka, który używał kija, ale również marchewki, zajął człowiek tępawy, nadużywający alkoholu, nieśmiały i nielubiący władzy. Jego osobisty wychowawca, Konstantin Pobiedonoscew, wychował mało inteligentnego carewicza na skrajnego konserwatystę i fanatyka religijnego, w duchu niechęci do liberalnych reform ojca. Śmierć Aleksandra II musiała go uradować, jak nikogo. Michaił Łoris-Mielnikow widząc, że przy Aleksandrze III na zmianę polityki nie ma szans, złożył dymisję. Premierem nowy car uczynił swego guru. Pobiedonoscew sterował Aleksandrem III, jak chciał. Był zaś zwolennikiem carskiego samodzierżawia i państwa teokratycznego, w którym jedynymi wyroczniami będą wola cara – czyli jego samego – i kościoła prawosławnego, też wykonującego carską wolę. Wszystkie liberalne reformy Aleksandra II, dokonane i planowane, poszły do kosza. Rosja cofnęła się w rozwoju społecznym do średniowiecza. Pobiedonoscew wprowadził do sądów liczne niejawne rozprawy i usuwanie sędziów z urzędu. Wyeliminował przysięgłych. Sądy znalazły się pod pełną kontrolą państwa, czyli cara. Czyli oczywiście Pobiedonoscewa, który nazywał to reformą sądownictwa.
Szanuj szefa… cara swego, możesz mieć gorszego. Spiskowcy z Narodnej Woli nie zdążyli się o tym przekonać. Polacy jako naród owszem, bo wpadli z deszczu nie pod rynnę, ale pod Niagarę. Przed laty wspominałem
w In Gremio opowiadanie Henryka Sienkiewicza Sąd Ozyrysa: jego głównym bohaterem, skrajnym głupcem i skrajnym łotrem, sądzonym przez Ozyrysa, był niejaki Psunabudes. Psunabudes to właśnie Pobiedonoscew, gnębiący i rusyfikujący Polaków gorzej niż wszyscy słudzy
Aleksandra II.
Gdyby Ignacy Hryniewiecki to wiedział… właściwie nie wiadomo, co by było. Przecież Polska już go nie interesowała, a skrajni, opętani radykałowie nie myślą nigdy o skutkach swego działania. Chcą zniszczyć wroga, którego sobie upatrzyli. A że przy okazji rozwalą pół kraju, pół świata lub cały porządek prawny – to już ich nie obchodzi.