Totalitaryzm i terroryzm. Na sali sądowej toczącego się procesu przywoływano nie tylko echa przeszłości, mówiono o zbrodniach przeciwko człowiekowi, ale także kreślono wizję przyszłości. Niecodziennej atmosferze towarzyszyły emocje, niepokoje i oczekiwania. Na korytarzu Sądu Wojewódzkiego w Toruniu znane nazwiska adwokackie. Doskonałość zawodowa i znany powszechnie profesjonalizm pełnomocników oskarżycieli posiłkowych. W kuluarach pojawiają się opinie o Grzegorzu Piotrowskim, „ekspercie” do spraw terroryzmu. Przypominano, że jego nazwisko, jako konsultanta w tej dziedzinie, pojawiło się w czołówce filmu „Ultimatum”, którego tematem był zamach na polską placówkę dyplomatyczną. Padają pytania ze strony dziennikarzy, fotoreporterów i osób przybyłych do gmachu Sądu, dlaczego poczynania „szwadronu śmierci”, jak go zwano, cechowały się takim okrucieństwem. Pierwszą wiadomość o uprowadzeniu ks. Jerzego Popiełuszki podano pod koniec głównego wydania wieczornego dziennika telewizyjnego. Była to sobota 20 października 1984 r. Samo zdarzenie miało miejsce w dniu poprzedzającym ten dzień. Media zamieszczały zdjęcia i rysopis uprowadzonego kapłana, poruszającego się samochodem marki Volkswagen-Golf. Nastąpił nagły zwrot w podjętych czynnościach wyjaśniających. Waldemar Chrostowski podróżujący wspólnie z księdzem jako kierowca, mimo założonych kajdanków uciekł w czasie jazdy z ubeckiego Fiata. O całym zdarzeniu powiadomił nie tylko Episkopat, ale także Urząd Spraw Wewnętrznych. Psy tropiące zidentyfikowały ślady węchowe ks. Popiełuszki i Chrostowskiego w samochodzie służbowym MSW. W samochodzie Golf zabezpieczono linie papilarne i ustalono, że należały do sprawców. Prokuratura tymczasowo aresztowała Grzegorza Piotrowskiego i Leszka Pękalę, ustalając sfałszowanie zapisów w książce eksploatacji Fiata. W dniu 31 października 1984 r. ukazał się komunikat Ministerstwa o odnalezieniu ciała księdza w wodach zalewu wodnego w okolicach Włocławka. W sekcji zwłok przeprowadzonej w Białymstoku uczestniczył prof. dr Edmund Chróścielewski z Akademii Medycyny w Poznaniu, a także adw. Jan Olszewski ustanowiony pełnomocnikiem rodziców i brata zamordowanego księdza. Ustalono wstępnie w protokole otwarcia zwłok, że zgon nastąpił najprawdopodobniej w wyniku pobicia i uduszenia założoną pętlą uciskową i głębokim wciśnięciu knebla z ręcznika do jamy gardłowej. Aby zwłoki nie wypłynęły z nurtem rzeki, sprawcy obciążyli je kamieniami o wadze 50 kg zabranymi z Kazunia. Zastosowano dalsze areszty wobec Adama Pietruszki i Waldemara Chmielewskiego.
Postępowanie przygotowawcze zakończono w dniu 10 grudnia 1984 r. Akt oskarżenia podpisany przez wiceprokuratora Prokuratury Wojewódzkiej w Toruniu Zygmunta Kołackiego przekazano Sądowi do merytorycznego rozstrzygnięcia. Adamowi Pietruszce, dyrektorowi departamentu MSW, zarzucono nakłanianie do zbrodni zabójstwa, przygotowanie operacyjne wyjazdu i dostarczenie sprawcom przepustek zwalniających od kontroli, jak również podjęcie działań utrudniających wykrycie przestępstwa. Pozostałym funkcjonariuszom MSW Prokuratura przypisała zabójstwo, wprowadzając do kwalifikacji czynu także art. 165 § 2 KK przewidujący pozbawienie wolności człowieka „ze szczególnym udręczeniem”. Zawnioskowano do bezpośredniego przesłuchania przed Sądem 22 świadków oraz zespoły biegłych. Zeznania dalszych 62 osób przewidziano do odczytania. Problemem o największym znaczeniu w tej sprawie, dostrzeganym w teorii prawa karnego, było zagadnienie zbrodni powtórzonej. Dlatego tak ważne dla oceny winy i przyszłej kary miało być przygotowanie i realizacja wcześniejszego zamachu na życie księdza w dniu 13 października 1984 r. na trasie Ostróda-Olsztynek. Organizatorzy ustalili, że gdyby wcześniejszy zamach nie powiódł im się, miał być on powtórzony za kilka dni, to jest 19 października. Pierwotny plan przewidywał dwa warianty: uprowadzenie księdza, ewentualnie obrzucenie kamieniami w czasie jazdy przedniej szyby Golfa, co miało doprowadzić do wypadku. Samochód, jak i jego wszyscy pasażerowie, mieli wówczas zostać spaleni. Fundusze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na całą akcję były nieograniczone. Do realizacji unicestwienia ks. Jerzego Popiełuszki nie doszło, bo brak było możliwości uprowadzenia, a rzuty kamieniami okazały się niecelne. Duża w tym zasługa Waldemara Chrostowskiego, który wykazał się dużym refleksem i umiejętnościami jako kierujący samochodem Golf. Przygotowanie i sam przebieg tego zdarzenia został potwierdzony w wyjaśnieniach oskarżonych, ale generalnie został przez nich zbagatelizowany. Rozprawa rozpoczęła się jeszcze przed Nowym Rokiem w dniu 27 grudnia 1984 r. i trwała do 7 lutego. Posiedzenia Sądu odbyły się w przeciągu 26 dni. Jako pierwszy przystąpił do składania wyjaśnień Leszek Pękala, a jako ostatni Grzegorz Piotrowski. Warunkiem wstępu na salę rozpraw było posiadanie imiennej karty wstępu. Otrzymało ją około 100 osób, w tym 25 dziennikarzy krajowych i zagranicznych, przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, służby bezpieczeństwa, kurii oraz członkowie rodzin ks. Popiełuszki i oskarżonych. Spośród ofiar zbrodni na sali rozpraw znajdował się Waldemar Chrostowski mający status oskarżyciela posiłkowego. Nie dopuszczono do udziału w rozprawie, mimo wcześniejszych ustaleń, sekretarki oskarżycieli posiłkowych, która miała prowadzić protokół pozwalający na ewentualne uniknięcie rozbieżności w zapisach. Odmówiono Kurii Metropolitarnej udziału w charakterze oskarżyciela posiłkowego, uznając, że zbrodnia nie godziła w zbiorowe dobro Kościoła. Pięcioosobowemu składowi orzekającemu przewodniczył Sędzia Sądu Okręgowego Artur Kujawa, a sędzią sprawozdawcą był Jurand Maciejewski. W składzie zasiadali także zapasowi: sędzia Wojciech Dąbkiewicz i ławnicy. Prokuratorzy, wspomniany już Zygmunt Kołacki oraz Leszek Pietrasiński, reprezentujący Prokuraturę Generalną. Jako obrońcy występowali: adw. Janusz Ilasz – Grzegorza Piotrowskiego; adw. Eugeniusz Graczyk – Leszka Pękali; adw. Zygmunt Pubanc – Waldemara Chmielewskiego; adw. Jerzy Kwietnicki – Adama Pietruszki. Z powodu choroby obronę przejęła adw. Barbara Marczuk. Pełnomocnikami oskarżycieli posiłkowych byli adwokaci: Jan Olszewski, Edward Wende, Krzysztof Piesiewicz i Andrzej Grabiński. Sąd, starając się ustalić cel działania sprawców, ich zamiary, narzędzia zbrodni i wyjątkową premedytację w czynnościach przygotowawczych do porwania, przyjął za punkt wyjściowy wieczór 19 października 1984 r.

Wówczas to ksiądz Popiełuszko opuszczał plebanię kościoła Św. Braci Męczenników na Wyżynach w Bydgoszczy, gdzie odprawiał mszę i wsiadł do Volkswagena – Golfa, którego kierowcą był Chrostowski. Sprawcy poruszali się czerwonym Fiatem 125p, prowadzonym przez Leszka Pękalę. W trakcie śledztwa i przewodu sądowego ustalone zostało, że na polecenie Grzegorza Piotrowskiego zatrzymano jadącego prawidłowo Golfa. Uczynił to Chmielewski ubrany w mundur funkcjonariusza drogówki, mówiący „dzień dobry – kontrola drogowa. Dużą szybkość pan rozwija”. Chrostowskiemu polecono przejść do Fiata, gdzie usiadł obok kierowcy. Kazano mu wyciągnąć lewą rękę, na którą błyskawicznie założono kajdanki, spinając je na przegubach. Zakneblowano mu usta, aby nie krzyczał i terroryzowano odbezpieczonym pistoletem. W międzyczasie pobito ks. Jerzego Popiełuszkę, umieszczając go w bagażniku samochodu, a także sznurem krępując jego ruchy. Usta zakneblowano firmowym ręcznikiem hotelowym „Orbisu”, pochodzącym z innego przestępstwa. Grzegorz Piotrowski, co potwierdził przewód sądowy, powiedział wówczas do księdza: „abyś nie darł mordy na swej ostatniej drodze”. Sprawcy osiągnęli praktycznie swój cel, ale misternie realizowany plan pokrzyżowało nagłe otwarcie przednich drzwi i wyskoczenie w trakcie jazdy skutego Waldemara Chrostowskiego. Wykorzystał on moment omijania rowerzystów i odwróconą w tym czasie uwagę sprawców. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa nie podejrzewali, że Chrostowski przeżył upadek. W trakcie toczenia się po asfalcie i poboczu drogi rozpięły mu się kajdanki. Dotarł do hotelu Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Przesieku, skąd o zdarzeniu zawiadomił milicję i Episkopat. W trakcie dalszej drogi Pękala zatrzymał auto na parkingu nieopodal hotelu „Kosmos”, gdzie sprawdzono jaki jest stan księdza. W trakcie otwierania pokrywy bagażnika ks. Popiełuszko, wyplątany z krępujących go linek, zaczął uciekać, wzywając pomocy. Dobiegł do niego Grzegorz Piotrowski i bijąc kilkakrotnie po głowie doprowadził do Fiata. Awaria silnika spowodowała konieczność zjechania na stację benzynową w celu zakupu i uzupełnienia oleju silnikowego. Auto zatrzymano na uboczu, obawiając się krzyków księdza, które mogłyby zwrócić uwagę pracowników obsługi. Zostały zmienione numery rejestracyjne samochodu. Gubiąc drogę sprawcy dojechali do zalewu wodnego we Włocławku. Nieprzytomnemu księdzu przywiązano do nóg wiezione kamienie, blokując jednocześnie ruchy ciała sznurem biegnącym wzdłuż kręgosłupa od nóg do rąk. Tak skrępowanego przerzucono do wody przez balustradę.
W trakcie składanych wyjaśnień w toku śledztwa i postępowania sądowego Grzegorz Piotrowski i Waldemar Chmielewski nie przyznali się nie tylko do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki, ale także do „szczególnego udręczenia” Waldemara Chrostowskiego. Składali wyjaśnienia dosyć
spójne, odtwarzając przebieg wydarzeń krytycznej nocy. Wątpliwości rozstrzygały zeznania Chrostowskiego, które precyzyjnie wpisywały się w ten obraz. Na pytanie Sędziego Juranda Maciejewskiego, czy ofiara wrzucona do zalewu jeszcze żyła, Leszek Pękala odpowiedział, że nie zastanawiano się nad tym, ponieważ było to bez znaczenia, czy wrzucą do wody żyjącego człowieka czy już martwego. Postępowanie dowodowe ujawniło, że sprawcy zrobili wcześniej „przymiarkę” na moście w Modlinie w jaki sposób wrzucić ks. Jerzego Popiełuszkę do Wisły. Piotrowski w trakcie procesu uściślał te wyjaśnienia twierdząc, że powodem śmierci było wcześniejsze uduszenie na skutek precyzyjnie zaciśniętej pętli.
Biegły dr T. Jóźwik zadawał oskarżonym pytania uszczegóławiające krępowanie ciała i kneblowanie ręcznikiem, starając się maksymalnie przybliżyć czas i okoliczności zgonu. Chmielewski wskazywał na ośmiokrotne, a nie sześciokrotne postoje auta z księdzem od czasu wyjazdu z Bydgoszczy, w celu sprawdzenia jego stanu przytomności. Ku zaskoczeniu obserwatorów procesu postawa oskarżonych nacechowana była okrucieństwem, które trudno nazwać desperacją w trudnych momentach. Proces ujawnił, że sprawcy pierwotnie na miejsce zbrodni wybrali bunkier w Kazuniu, na poligonie saperskim (odległość około 150-200 km od Torunia), gdzie w przygotowanej niszy o głębokości 60 m mieli złożyć ciało i przysypać kamieniem. Rozważano także inny wariant zbrodni polegający na zakopaniu w lesie żywego księdza „po szyję”. Ucieczka Chrostowskiego i awaria auta wymusiły zmianę planów.
W toku postępowania dowodowego Sąd dokonywał szczegółowej analizy faktów i dokumentów dla podjętych działań zmierzających do zatuszowania sprawy w MSW. W tej fazie procesu wyraźnie dominowała osoba osk. Adama Pietruszki dążącego nie tylko do zniszczenia autorytetu księdza jako orędownika prawdy i miłości bliźniego, ale do całkowitej jego fizycznej eliminacji, bez względu na skutki i koszty. Przyświecało temu zastraszanie środowisk opozycyjnych i kościelnych. Adam Pietruszka potwierdził swoje wcześniejsze dość lakoniczne stwierdzenie „Dosyć tej zabawy z Popiełuszką i Matkowskim. Trzeba nimi tak wstrząsnąć, żeby to było na granicy zawału serca, żeby to było ostrzeżenie”. Wszelkie zakupione narzędzia zbrodni traktował on jako potrzebne służbowe wydatki. Co znamienne w tej sprawie, to to, że wszyscy oskarżeni w trakcie wyjaśnień czy odpowiedzi na pytania nie używali słowa „przestępstwo”. Zastępowali je „działaniem bezprawnym”. Piotrowski negował stwierdzenie, że jest „mordercą” twierdząc, że ks. Popiełuszko został zgładzony, bo był amok i nieumyślny wypadek. Waldemar Chmielewski oświadczył wyraźnie, że „nie wyobrażam sobie, żeby jakiś inny człowiek mógł wytrzymać tyle uderzeń w głowę.”
Okoliczności zbrodni nie kwestionował tylko obrońca Leszka Pękali adw. Eugeniusz Graczyk. Skoncentrował się od początku postępowania na okolicznościach łagodzących i akcentował je w swoim końcowym wystąpieniu. Podnosił, że jego klient wychował się w środowisku związanym z bezpieką. Obrońca Grzegorza Piotrowskiego adw. Janusz Ilasz starał się przekonać Sąd, że jego klient może być co najwyżej winny popełnienia czynu z art. 157 § 2 KK. Co do podjętych działań wobec Waldemara Chrostowskiego, to bagatelizował je, mówiąc o chwilowym pozbawianiu wolności, ale bez „szczególnego udręczania”.
Obrońca Waldemara Chmielewskiego adw. Zygmunt Pubanc nie dopatrzył się żadnej roli swojego klienta w zabójstwie, a co do zdarzenia z 13 października wniósł o uniewinnienie z uwagi na brak podstaw do zaistnienia czynu przestępnego. Obaj obrońcy odmiennie traktowali swoje wystąpienia w kwestii nieumyślnego spowodowania śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Adw. Ilasz stał na stanowisku, że było ono wynikiem ciężkiego uszkodzenia ciała a adw. Zygmunt Pubanc „odcinał” nieumyślne spowodowanie śmierci od ciosów, które doprowadziły do obrażeń uznając je za bez znaczenia. Adw. Janusz Ilasz zmienił jednak swoje pierwotne stanowisko wnosząc rewizję od zapadłego wyroku, uznając, że śmierć była następstwem uszkodzenia ciała, ale nie było ono ciężkie (art. 157 § 1 KK). Co do czynu z dnia 13 października 1984 roku starał się przekonać Sąd, że zdarzenie to miało charakter niekaralnego przygotowania do przestępstwa z art. 160 KK, polegającego na narażeniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszkodzenia ciała.
Grzegorz Piotrowski w postępowaniu rewizyjnym przed Sądem Najwyższym miał trzech obrońców. Adw. Jacek Kondracki zmierzał w swojej argumentacji do uchylenia wyroku w celu wyjaśnienia „działań z premedytacją”. Sam Piotrowski bowiem z jednej strony totalnie obciążał swoich podwładnych, a z drugiej w „pokazowych” fragmentach swoich wystąpień, mówił, że bierze całą odpowiedzialność na siebie i prosił dla nich o wyrozumiałość. Wypowiedzi żadnego spośród czterech oskarżonych nie były tak szeroko analizowane w relacjach i opracowaniach z procesu jak właśnie jego. Adw. Kondracki wywodził, że wyrażone poczucie winy przez Leszka Pękalę wskazuje na jego niepoczytalność. Na niemoralny, a wręcz wstrząsający charakter tego argumentu zwracał uwagę adw. Jan Olszewski pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
Znamienne są tu zeznania Waldemara Chrostowskiego, złożone w toku śledztwa i procesu „były dwa worki z kamieniami. Należało mnie ogłuszyć, zamroczyć i pozbyć się jako osoby towarzyszącej”. Obrońca Adama Pietruszki argumentował w złożonym środku odwoławczym, że zamiar zabicia powstał podczas postoju w lesie pomiędzy Toruniem a Włocławkiem i jego klient nie miał na taką decyzję wpływu. W trakcie wyjaśnień Pietruszka mataczył, mnożył wątpliwości, co doprowadziło do stwierdzenia Prokuratora, że „okazał się kłamcą i oszustem kompromitującym ofiarę zbrodni”. Jego obrońca adw. Jacek Wasilewski na rozprawie przed Sądem Najwyższym starał się wykazać, że Pietruszka nie mógł być podżegaczem, ponieważ nakłanianie do przestępstwa wymaga bezpośrednio kontaktu podżeganego z podżegaczem, a Pietruszka nie kontaktował się ani z Pękalą, ani Chmielewskim, bo pośredniczył Piotrowski. Co do uwolnienia od winy i kary swojego klienta podniósł trzy okoliczności zdaniem Sądu niekonsekwentne: awarię samochodu, brawurową ucieczkę Chrostowskiego, wysoką sprawność fizyczną ks. Popiełuszki i jego zdolność do przetrwania. Odniósł się do tej kwestii przed Sądem Najwyższym pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych adw. Edward Wende, który wskazał, że „autor rewizji dokonał podstawienia słów równoznacznych”, w miejscu słowa „decyzja” wstawił słowo „zamiar”. „Zamiar” dotyczy czynu, a „decyzja” czynności wykonawczych. Stwierdził ponadto, że sprawcy odmówili ks. Popiełuszce „humanitarnej śmierci”.
Sąd Okręgowy nie starał się nawet zachować obiektywności w zakresie wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy, ponieważ wnioski adwokatów Jana Olszewskiego i Andrzeja Grabińskiego o przesłuchaniu w charakterze świadka prof. dr Edmunda Chróścielewskiego będącego przy sekcji zwłok księdza i współautora opinii Sąd oddalił uznając, że w tej kwestii doszło do porozumienia pomiędzy władzami Państwa a Episkopatem Polskim. Sąd stwierdził, że obecność profesora przy czynnościach była za zgodą władz wyłącznie dla uspokojenia opinii publicznej.
Wyrok ogłoszono w dniu 7 lutego 1985 r. Kary były znacznie łagodniejsze od wniosków Prokuratury. Co jest bardzo zaskakujące w tej sprawie to to, że żadnemu z oskarżonych Sąd nie wymierzył kary dodatkowej zakazu zajmowania określonych stanowisk lub wykonywania określonego zawodu, mimo że z takimi wnioskami występowała Prokuratura.
Grzegorza Piotrowskiego skazano na karę łączną 25 lat pozbawiania wolności przy wniosku o karę śmierci. Taki sam wymiar kary zasadniczej orzeczono wobec Adama Pietruszki. Leszkowi Pękale Sąd wymierzył karę łączną 15 lat pozbawiania wolności, a Chmielewskiemu czternastu. Warte odnotowania jest stanowisko pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych adw. Krzysztofa Piesiewicza, który stwierdził, że podjęcie polemiki z tezą nieumyślnego spowodowania śmierci jest nieporozumieniem.
Wyrok Sądu Najwyższego zapadł dopiero w dniu 22 kwietnia 1985 r. po trwającej dwa dni rozprawie odwoławczej. Składowi przewodniczył Sędzia J. Mikos. W toku rozprawy doszło do analizy zarzutu naruszenia prawa do obrony Grzegorza Piotrowskiego na bazie ówczesnego art. 63 KPK. Uznano go za niemający żadnego oparcia prawnego. Zaskarżony wyrok utrzymano w mocy.
W tym procesie zarówno w Toruniu jak i Warszawie dominowali adwokaci- pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, działający z ramienia Warszawskiej Kurii Metropolitarnej: Andrzej Grabiński, Jan Olszewski, Krzysztof Piesiewicz, Edward Wende.
W kwietniu 1986 r. trzem sprawcom złagodzono wymierzone kary orzekając 15 lat dla Adama Pietruszki, 10 lat dla Leszka Pękali i 8 lat dla Waldemara Chmielewskiego. W grudniu roku następnego kary jeszcze złagodzono: Pietruszce do 10 lat, Pękali do 6 lat, a Chmielewskiemu do 4 lat i 6 miesięcy. Grzegorzowi Piotrowskiemu zamieniono karę 25 lat pozbawienia wolności na 15 lat pobytu w zakładzie karnym.
Tak daleko idące zmiany w zakresie kar podjęto w dwóch kolejnych latach po uprawomocnieniu się orzeczenia. Zastrzeżenia jednak budziła zastosowana podstawa prawna.
Postanowieniem z dnia 24 stycznia 1986 r. Sąd zobowiązał się do wydania rodzinie rzeczy osobistych należących do zamordowanego księdza. Kierowane jednak „polecenia” dla Sądu Wojewódzkiego w Toruniu zmierzały jednoznacznie do braku realizacji tego zobowiązania. Podejmowano skuteczne próby wykazania, że sutanna i inna odzież księdza były „siedliskiem zarazy” i nie można wykluczyć, że służyły one do popełnienia innych przestępstw.
Czyżby gwarancje bezkarności tej zbrodni miała pozostać w resorcie MSW, bo takie były zapewnienia dla wszystkich oskarżonych. Prokuratura prowadząca postępowanie przygotowawcze całkowicie pominęła istotny fakt, jakim był wypadek drogowy w dniu 30 listopada 1984 r. w rejonie Białobrzegów, gdzie zginęli trzej funkcjonariusze MSW kompletujący materiały w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki. Po około 5 latach po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki nastąpiły tajemnicze zgony trzech księży, a mianowicie w nocy z 21 na 22 stycznia 1989 r. ks. Stefana Niedzielaka, w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 r. ks. Stanisława Suchowolca i w nocy z 10 na 11 lipca 1989 r. ks. Sylwestra Zycha.
Prowadzone w tej sprawie śledztwa nie doprowadziły do wyjaśnienia okoliczności tych gwałtownych śmierci. Czy pozostają one w jakimś związku z zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki odpowie zapewne kiedyś historia lub też nie.
Zakończę ten tekst strofami wiersza: „Przymus” Wisławy Szymborskiej z tomiku „Wystarczy”:
Nawet najlepsi ludzie
muszą coś zabitego przegryzać, przetrawić
żeby ich czułe serca
nie przestały bić.