To chyba jedna z najbardziej niezwykłych postaci w historii Polski. Człowiek niewątpliwie wielki – pod wieloma względami w dodatku. Człowiek, którego zasługi dla Polski naprawdę były ogromne, który w dramatycznych momentach historii Rzeczypospolitej był jej wierny i potrafił jej dać bardzo wiele. I ten właśnie człowiek został skazany przez sejmowy sąd na karę śmierci i infamii, a na Polskę ściągnął krwawe bratobójcze walki. Jak to było możliwe?
Jerzy Sebastian Lubomirski urodził się w 1616 r. jako najstarszy syn Stanisława, wojewody krakowskiego, potężnego magnata i bohatera spod Chocimia, który w 1621 r. przejął tam po śmierci Jana Karola Chodkiewicza dowództwo i obronił twierdzę przed Turkami. Otrzymał wszechstronne wykształcenie w kraju i za granicą, od młodości był przygotowywany do wysokich funkcji. Już jako sześciolatek otrzymał pierwsze, tytularne oczywiście, starostwo. Drugie, spiskie, dostał w wieku lat osiemnastu (był wtedy za granicą), potem sypały się kolejne, łącznie osiem. W 1636 r. jako dwudziestolatek wrócił z peregrynacji i od razu został marszałkiem sejmiku deputackiego. Został też pierwszy raz posłem, potem był nim na praktycznie każdym sejmie. Kilkakrotnie był marszałkiem sejmiku w Proszowicach, dostał też starostwo krakowskie, a potem rangę wojewody po ojcu. Już w 1643 r. został marszałkiem sejmu – miał wtedy 27 lat.
W roku 1649 został marszałkiem nadwornym koronnym. Nie zdążył objąć funkcji, bo walczył właśnie z Kozakami u boku króla. Walczyć zaś umiał, pokazał to pod Zborowem i później pod Beresteczkiem. Gdy w 1650 r. zwolniło się stanowisko marszałka wielkiego, Lubomirski dostał je za zasługi spod Zborowa. Był też świetnym negocjatorem. Wobec Moskwy prezentował postawę twardą, za to z Kozakami chciał się dogadać, zażegnać ciągłe konflikty. I jak tu nie przyznać, że miał polityczny rozum?
Ale odwaga cywilna nowego marszałka wywołała konflikty. W 1650 r. Lubomirski oskarżył Hieronima Radziejowskiego, nowo powołanego podkanclerzego, o kupienie sobie urzędu za łapówkę. Oczywiście była to obraza króla Jana Kazimierza, który urząd ów nadał. Lubomirski sprzeciwiał się też pomysłowi dewaluacji pieniądza do podreperowania skarbu. Ostatecznie po roku marszałek przeprosił króla dla dobra kraju, ale co się stało, zostało w pamięci. Zresztą wkrótce Radziejowski pokazał prawdziwą twarz: spiskował przeciwko królowi, a na sejmie wyciągnął broń pod bokiem króla, co było karane gardłem. Lubomirski nie najlepiej spisał się jako marszałek, bo zwalił sprawę na swego zastępcę: Radziejowski ostatecznie został skazany, ale tradycyjnie uciekł za granicę. Z różnymi magnatami dogadywał się wtedy Lubomirski, a jego działania też ocierały się o antykrólewski spisek. Konflikt z królem sprawił, że gdy zmarł Jerzy Ossoliński, Jan Kazimierz nie powołał Lubomirskiego na kanclerza.
Mimo to Lubomirski służył krajowi. Był przeciwnikiem wojen z Turcją, które nic Polsce dobrego nie przynosiły. Wielokrotnie prowadził z tureckim chanem skuteczne negocjacje pokojowe, a nuncjuszowi papieskiemu odmówił wojny, do której papież dążył w imię wiary. Był ceniony i popularny wśród szlachty, prezentował nowoczesny i tolerancyjny sposób myślenia. W swoich dobrach nadawał prawa wszystkim, wyżej i niżej urodzonym. Gdy dostał Janów Lubelski, miasto z liczną gminą żydowską, nadał Żydom prawa sądowe i gospodarcze, co było gestem niespotykanym.
Potop szwedzki był dla Jerzego Lubomirskiego czasem wielkiej chwały. Rzucił w kąt wszelkie złe myśli o królu. Zawsze był wierny jemu i Rzeczypospolitej, w przeciwieństwie do Radziejowskiego, który jako jeden z pierwszych przeszedł na stronę Szwedów. Gościł Jana Kazimierza w Lubowli i Łańcucie. Hetmani zdradzili, więc Lubomirskiego król uczynił dowódcą wszystkich wiernych sobie wojsk. Marszałek zbierał rycerstwo i walczył. Gdy król uciekł na Śląsk, Lubomirski ewakuował z Wawelu archiwum królewskie i regalia, w tym korony: zabrał wszystko do Lubowli, bo starostwo spiskie nigdy się nie poddało i było w pewnym momencie ostatnim skrawkiem Korony wolnym od szwedzkich wojsk. To stamtąd Lubomirski ruszył na północ wzdłuż Wisły, odbił Sandomierz, walczył pod Warką, oblegał Warszawę.
Gdy zaatakował Polskę Jerzy II Rakoczy, Lubomirski musiał bronić własnego zamku w Łańcucie. Tymczasem senatorowie go docenili: zebrani na Jasnej Górze, w 1657r.
wybrali go hetmanem polnym koronnym, ku niezadowoleniu króla, który nigdy się do Lubomirskiego nie przekonał. Nowy hetman polny wraz z wielkim, Stanisławem Rewerą Potockim (który początkowo Szwedom się poddał, ale jako pierwszy ich porzucił i uciekł do króla) przeprowadzili błyskawiczną kampanię, rozbili Węgrów pod Czarnym Ostrowem i zmusili do podpisania układu pokojowego.
Zasługi Lubomirskiego w tej wojnie były większe niż Potockiego, który, choć dzielny, był już stary i chorowity. Lubomirski był głównym dowódcą w walkach ze Szwedami w Koronie, a scena z Potopu Sienkiewicza, w której oddaje się pod dowództwo Stefana Czarnieckiego, jest całkowitą fikcją, Czarniecki uznawał hetmańską rangę Lubomirskiego. Po pobiciu Węgrów Lubomirski ruszył znów na północ, zdobywał Toruń i Grudziądz. Był też głównym negocjatorem ze Szwedami w Oliwie. Ledwo negocjacje się skończyły, król posłał Lubomirskiego na wschód, bo osłabioną Polskę zaatakowali w 1660 r. Moskale i Kozacy, pierwszy raz wspólnie. Lubomirski po kilkutygodniowej ledwie kampanii efektownie rozbił najeźdźców pod Cudnowem. W wyniku jego akcji Kozacy dowodzeni przez Jerzego Chmielnickiego (syna Bohdana) powrócili pod władzę króla Polski.
Wojny się skończyły i powróciły konflikty Lubomirskiego z królem. Jan Kazimierz był bezdzietny, jego syn i córka zmarli w wieku niemowlęcym. Dążył w tej sytuacji do ustanowienia w Polsce elekcji vivente rege i do wyboru francuskiego księcia Henryka Juliusza Burbona-Conde na swego następcę. Namawiała go do tego żona, Maria Ludwika Gonzaga de Nevers. Henryk Kondeusz miał za żonę Annę Henrykę Wittelsbach, siostrzenicę i ulubienicę królowej, która chciała ją widzieć swą następczynią na tronie. Lubomirski zdecydowanie się temu sprzeciwiał i stanął na czele opozycji przeciwko vivente rege, wiedząc, że będzie ona mogła oznaczać forsowanie królewskiego kandydata wbrew woli szlachty.
Aby zrealizować plan przekazania korony Kondeuszowi, trzeba się było więc Lubomirskiego pozbyć. W 1663 r. królowa zaczęła planować uwięzienie marszałka. Miał zostać aresztowany, osądzony i ścięty za zdradę. Lubomirski miał jednak doskonały wywiad, na każdym dworze byli jego ludzie. Plany do niego dotarły i hetman-marszałek zdołał sprawę odpowiednio rozegrać, nie dał się porwać i pozostał bezpieczny.
Jak się okazało, na krótko, bo w połowie roku 1664 dokładnie zaplanowany spisek wszedł w fazę realizacji. Lubomirski miał zostać oskarżony o obrazę majestatu, zdradę stanu i tajne kontakty z przedstawicielami innych państw. Taki proces, z uwagi na rangę zarzutów i osobę oskarżonego, mógł toczyć się tylko przed sądem sejmowym. Trzeba więc było przekonać do tego szlachtę. Zaczęły się intrygi i przekupywanie na sejmikach, a stronnictwo profrancuskie miało znaczne kwoty prosto z dworu i paryskie wzory korupcji.
Lubomirski wiedział, co się święci i podjął kontrakcję. Szeroko przypominał swoje zasługi, powoływał się na obronę szlacheckiej wolności i jasno głosił, że proces ma być zemstą za jego sprzeciw wobec elekcji vivente rege, której szlachta nie akceptowała. Sejm zaczął obrady 26 listopada 1664 r. Marszałkiem został Jan Krzysztof Gniński, sekretarz królewski i wierny stronnik królowej: jego zadaniem było dopilnować skazania Lubomirskiego. Trzykrotnie stronnicy Lubomirskiego próbowali zerwać sejm, ale marszałek pod jakimikolwiek pretekstami odmawiał przyjęcia weta. Tymczasem w senacie ruszył proces. Oskarżał jako instygator koronny Jan Tański, a nie bronił nikt. Lubomirskiego potraktowano jak w Procesie Kafki: odmówiono mu dostępu do dokumentów procesowych, nie miał żadnej możliwości obrony. Zarzucano mu nawet tytułowanie się księciem Rzeszy, jako złamanie równości szlacheckiej. Była to brednia wierutna, bo Lubomirski miał „krajową” rangę książęcą, a książętami Rzeszy byli tylko panujący władcy.
Senacki sąd miał z góry ustalony wyrok. 29 grudnia 1664 r. uznano Lubomirskiego za winnego podburzania szlachty przeciw królowi, próby przejęcia władzy (królem zostać nie chciał), zdradę stanu (nigdy nie zdradził Polski) i przekupstwa (nie wiadomo, kogo). Większością głosów skazano Jerzego Lubomirskiego na utratę czci, życia, wszystkich dóbr i urzędów. Po wydaniu wyroku marszałek Gniński przewrotnie dopuścił do zerwania sejmu przez jednego ze zwolenników Lubomirskiego. Wtedy było to już w interesie króla: weto uchylało tylko ustawy (wyroki sądu sejmowego zachowywały ważność), a jednocześnie przyjęcie tego weta potwierdzało, że wcześniejsze weta były nieważne, a sejmowy sąd mógł wyrokować.
Lubomirski nie czekał na kata, uciekł na Śląsk, do Wrocławia. Gdy król „docenił” jego niewątpliwą, mimo różnic w poglądach, wierność ojczyźnie, nie miał już skrupułów. Nawiązał kontakty z cesarzem Niemiec, elektorem Prus i królem Szwecji. Wydał Jawnej niewinności manifest, Bogu, światu i ojczyźnie podany, w którym wywodził, że jest prześladowany za obronę wolności szlacheckich przed absolutyzmem dworu Jana Kazimierza. Jego zwolennicy jeździli po całym kraju i nawoływali do walki z niesprawiedliwym królem. W maju 1665 r. w Lublinie Adam Ostrzycki, oficer wojsk Wiśniowieckiego, przekształcił istniejący od kilku lat tzw. Związek Święcony w konfederację antykrólewską. Przyczyną zawiązania związku i konfederacji był fakt, że król od kilku lat nie płacił wojsku należnych pieniędzy. Lubomirski wrócił do kraju, zebrał swoje siły – a miał je liczne – i pod Lwowem połączyli się. Ostrzycki oddał się pod dowództwo zdegradowanego marszałka i hetmana.
Rokosz, i to poważny, stał się faktem. Jan Kazimierz zebrał wojsko. U jego boku „wiernie” stał przywrócony do łask wielokrotny zdrajca Hieronim Radziejowski, osobisty wróg Lubomirskiego. Król miał większe siły, ale wojska eks-hetmana były lepiej przygotowane, składały się niemal wyłącznie z jazdy i dragonów. Siły Lubomirskiego rosły, armię królewską osłabiały bunty i ucieczki. Do pierwszej bitwy doszło 4 września 1665 r. pod Częstochową. Wojska królewskie zaatakowały tam wycofujących się konfederatów. Jednak gdy wydawało się, że odniosą sukces, nadeszła odsiecz, królewscy żołnierze zaczęli uciekać. Paulini z Częstochowy nie wpuścili nikogo do jasnogórskiej twierdzy i nie wsparli króla. Za cenę dość sporych strat (około 1000 zabitych, przy 300 po stronie królewskiej) rokoszanie zwyciężyli, wzięli ponad 1200 jeńców i rozpędzili pozostałe siły przeciwnika. Rozwścieczony król odegrał się na dowódcy twierdzy jasnogórskiej, aresztując go. Ale grunt pod nogami mu się zachwiał.
Podpisano rozejm, co jasno potwierdzało, że w Polsce toczy się wojna domowa. Król zgodził się na powrót Lubomirskiego do Polski, ale odmówił zrehabilitowania, oświadczając, że zdecyduje o tym najbliższy sejm. Sejm odbywał się wiosną 1666 r. i stronnictwo króla zdołało zyskać na nim przewagę. Wiadomo było, że wyrok na Lubomirskiego nie zostanie uchylony. Wielkopolanin Adam Miaskowski, działając przy licznym poparciu posłów krakowskich i sandomierskich, zerwał więc sejm wetem. Walki wznowiono.
Lubomirski ruszył na północ, ominął Warszawę. Niedaleko Inowrocławia, pod Mątwami, jego ludzie strzegli dość trudnej przeprawy przez Noteć. 13 lipca 1666 r. hetman polny koronny Jan Sobieski, późniejszy król (urząd hetmana otrzymał po skazaniu Lubomirskiego i rychłej śmierci jego następcy, Stefana Czarnieckiego) namówił Jana Kazimierza do zerwania rozejmu i ataku. Znowu więc walkę zaczęli królewscy. Król postanowił przerzucić część wojsk za rzekę.
To był błąd, i to straszliwy. Po przeprawie wśród wojska panował chaos, nie było po drugiej stronie Noteci dowódcy: hetman wielki litewski Michał Pac zwlekał, z wodzów przeprawił się tylko Sobieski, i to pod koniec. Tymczasem rokoszanie nadeszli większymi siłami i od razu ruszyli do ataku, może nawet nieplanowanego. Armie były mniej więcej równe, po kilkanaście tysięcy ludzi, ale część wojsk królewskich tkwiła za Notecią. Konfederaci atakowali z dwóch stron, a cofająca się ciężka jazda królewska zaczęła tratować własnych dragonów, których Sobieski w zamieszaniu źle ustawił. Rokoszanie szarżowali, królewscy uciekali w popłochu ku rzece, Sobieski ledwo uszedł z życiem. Jan Kazimierz nie opanował sytuacji, podał tyły i porzucił ludzi za Notecią, a rokoszanie rżnęli, kogo się dało. Wymordowali jeńców na oczach przerażonych królewskich na drugim brzegu rzeki. Takiej rzezi między samymi tylko Polakami kraj nie widział nigdy.
Po stronie króla zginęło dokładnie 3783 ludzi – zdecydowaną większość stanowili zamordowani jeńcy. Zginęła niemal cała słynna z potopu dywizja Stefana Czarnieckiego. Wśród rokoszan ofiar było może ze 200. Najbardziej przerażony zwycięstwem był jednak sam Jerzy Lubomirski. Skrzywdzony przez króla, pomścił się strasznie, ale przecież na rodakach. Chciał więc ugody i podpisano ją w Łęgonicach dwa tygodnie po bitwie. Jan Kazimierz wycofał się z planów elekcji vivente rege i planowanych zmian oraz amnestionował rokoszan. Jerzy Lubomirski ukorzył się przed królem. Został przywrócony do czci, choć nie odzyskał urzędów. Miał jednak, jako sprawca rzezi, udać się na wygnanie. Po kilku miesiącach, 31 stycznia 1667 r., załamany, zmarł we Wrocławiu w wieku zaledwie 51 lat. Jego ciało sprowadzono do Polski i pochowano w rodzinnym Wiśniczu.
Król definitywnie utracił autorytet. Parę miesięcy po Lubomirskim zmarła królowa Maria Ludwika, intrygantka, która do tragedii doprowadziła. Rok później, we wrześniu 1668 r. Jan Kazimierz abdykował, a parę miesięcy później wyjechał z Polski. Gdy królem wybierano Michała Korybuta Wiśniowieckiego, sejm elekcyjny zrehabilitował pośmiertnie Lubomirskiego. Wyrok uchylono. Ale strasznych szkód, które złowrogi proces uczynił, odwrócić się nie dało.
Jerzy Lubomirski, wybitny polityk i świetny wódz, pisarz, tłumacz, mądry i tolerancyjny gospodarz, patriota wierny Polsce w najtrudniejszych czasach, mógł być wzorem dla każdego, kto chciał zajmować się wielką polityką. Jego konflikt z królem, w którym został niesprawiedliwie potraktowany i niesłusznie skazany, doprowadził go jednak do desperackiego protestu, ten zaś, ku przerażeniu samego Lubomirskiego, rozlał na nadnoteckich polach morze polskiej krwi. Powinni pamiętać o tym zawsze ci, którzy w imię swego politycznego interesu zechcą kogoś fałszywie oskarżać i niesprawiedliwie osądzać. Ale trzeba też pamiętać, by walcząc z niesprawiedliwością, nie walczyć z całą ojczyzną.