Z troską, a wręcz ze smutkiem, patrzę na operatorów naszej maszyny ustawodawczej (dawniej Parlament). Co rusz ktoś sypie piach w jej tryby i dokonuje innych aktów sabotażu. Zobowiązania o przekroczeniu norm i śrubowaniu rekordów zagrożone. Przykład pierwszy z brzegu. Taka np. Janina Ochojska. Chciała wtargnąć do fabryki (dawniej Sejm) i pod pozorem spotkania z podobnymi sobie nieudacznikami i oprawcami własnych dzieci, storpedować nowelizację zmiany nowelizacji uwzględniającej wnioski doktora w sprawie zmiany nowelizacji wprowadzonej w przepisach przejściowych do ustawy derogującej ustawę o zmianie tej nowelizacji. Nie było wyjścia – trzeba było ograniczyć produkcję do niezbędnego minimum. Przede wszystkim zaś przywrócić godne warunki pracy. W tym nie do zastąpienia okazała się straż przemysłowa (dawniej Straż Marszałkowska). Mimo nawału roboty, nadludzkim wysiłkiem, solidarnie kilku strażników dało radę wykręcić ręce kobiecie i tym sposobem uratowało honor i dobre imię swojego zakładu pracy. Ponadto, to oni na polecenie najemnego szefa produkcji (dawniej to był Marszałek Sejmu), zapobiegli wtargnięciu dzieci na teren zakładu. Z informacji narodowych służb wynikało niezbicie, że celem tej dziecinnej krucjaty było dokonanie zamachu stanu, obalenie legalnie ustanowionej demokratury (lub jak kto woli ochlokracji) i wprowadzenie pajdokracji! Do tego ze względów na narodowe bezpieczeństwo nie można było dopuścić. I nie dopuszczono.
Za ciężką pracę należą się nagrody. Jak zawsze. Po tym sukcesie, wspomniany już szef produkcji, pochylił się z uwagą nad od dawna dyskutowanym projektem. Chodzi o zacieśnienie więzi między szeroko rozumianym kierownictwem, a masami. Sam główny konstruktor do niedawna, dziesiątego każdego miesiąca, osobiście testował to nowatorskie rozwiązanie. Chodzi mianowicie o mury, płoty, barierki i kordony pojednania. Mają one przybliżyć ludowi załogę podupadającej fabryki. Tak na marginesie – niektórzy biegli w piśmie kategorycznie twierdzą, że przesłanki upadłości dawno zaistniały. Brak tylko syndyka.
Budowle, o których mowa wyżej to będą nie tylko mury pojednania, ale dodatkowo – wzniesione ponad podziałami! Dzięki nim każdy zobaczy jak wygląda codzienność wytwórców produktów prawopodobnych (dawniej ustaw) i sam oceni ich wysiłek. Pomysłodawcy czerpali zapewne natchnienie ze słynnych ze swej skuteczności w dziele pojednania przedsięwzięć takich jak Wielki Mur Chiński, tak nam bliski Mur Berliński czy z wyjątkowo efektywnych i jeszcze nam bliższych murów gett. To nie mury to właściwie mosty. To o nich tak namiętnie opowiada spauperyzowany były dyrektor banku. To ukwiecone kładki wzajemnej życzliwości i wyrozumiałości. Poprowadzą nas wspólnie ku świetlanej przyszłości. Szef produkcji, chcąc dać przykład, dodatkowo zawiesił jeszcze kotarę otwartości i solidarności na korytarzu prowadzącym do swojej kanciapy (dawniej gabinet Marszałka Sejmu). Wszystko pod czujnym okiem wielkiego konstruktora i jednoosobowego nadzorcy (dawniej gensek). Co prawda nadzorca nie zapoznał się z moimi wskazówkami dotyczącymi bezpiecznego wstawania z kolan i teraz się rehabilituje, to jednak robota wre i wznoszenie murów idzie pełną parą. Jak mówiono za poprzedniczki obecnej władzy, gdzieś w latach 50 i 60 ubiegłego wieku „gdyby go nie zrehabilitowali, to żył by do dzisiaj”. Nie wiem po co ten cytat. Nie pytajcie mnie – bo mogę odpowiedzieć. Będą mury, będą kraty. Będzie co wyrywać. Będą płoty, będzie co przeskakiwać.
Nie przesadzajmy jednak w zachwycie. Chodzi przecież o kilkadziesiąt metrów muru, no niech będzie kilkaset. Czy to wystarczy do pełnej zgody i porozumienia? Dlatego moi drodzy „Niech się mury pną do góry, jeśli chętne ręce są…” Są? Są. Rozejrzyjcie się wokół. I tu na naszym podwórku są tacy, co swoją cegiełkę do murów dołożyli. Brak w składzie Rady Programowej In Gremio Prezes Sądu Apelacyjnego i Prokuratora Regionalnego to przełomowy wkład. To kamień węgielny pod budowę ściany zbliżenia i integracji środowiska. Że też nikt na to nie wpadł przez 14 lat. Można? Można. A liczy się każda cegła…
Przodownicy murarscy, jak wieść niesie, nie zamierzają zwolnić tempa. Rozważają wykopanie fosy braterstwa i postawienie przed nią ostrokołu miłości. Stamtąd za pomocą katapult bombardować nas będą ładunkami szczęścia i radosnymi informacjami o kolejnych sukcesach komisji Jakiego i pani mecenas oraz o wzroście wydajności toruńskich geotermii. Wymyślili (jeszcze nie wiadomo mur, czy płot – o tym rozstrzygnie suweren w referendum doktora), aby postawić – nazwijmy to tymczasowo – zasieki na wszystkich wschodnich granicach. Ponad 1.200 km!
I „… to jest miś na miarę naszych możliwości!” Ten element małej architektury przydomowej ma ochronić nas i nasze rodzime świnie przed roznoszącymi zarazę dzikimi świniami ze wschodu. Ta prewencja jest konieczna, trudno bowiem zaprzeczyć, że wschodnia zaraza dopadła znaczną część naszej świńskiej populacji. Jak tak dalej pójdzie to nam wszystkim grozi długotrwała kwarantanna w naszych zamkniętych czterech ścianach. Chyba, że odstrzał.
Mało bym zapomniał. Kończą się doktorskie konsultacje w sprawie pytań referendalnych. Oto moja propozycja: „Czy jesteś za wprowadzeniem trybu doraźnego w postępowaniu przed Trybunałem Stanu?”
Na koniec trochę prywaty. Jadę na uroczyste obchody Dni Morza w Czechach…. co Wam nie pasuje? Mógł doktor w ONZ nauczać o przestrzeganiu prawa…