Ze względu na ścisłą reglamentację miejsca, nie mogłem się przywitać w ubiegłym miesiącu. Tym bardziej więc jest mi miło, że mogę odziedziczyć stałą rubrykę po dotychczasowym samodzierżcy tego zaszczytu. Poprzeczkę mam postawioną bardzo wysoko, dlatego, zamiast ją przeskakiwać, zabawię się w trynidadzkie limbo i przejdę pod spodem. Moją intencją jest nie znać świętości i podważać autorytety (również moje własne), aby finalnie, niczym w gogolowskim „Rewizorze”, skonstatować, że nad soboju smiejoties’!
Jeszcze łuska karpia pływa w wannie, jeszcze pierogi dobrze nie ostygły, a my już wracamy do wigilijnego stołu. Trochę to jasełka, a trochę szopka. Jak zawsze, dyskusja schodzi z uszek i barszczu na temat dla wszystkich niekomfortowy. Temat Schröedingera: z jednej strony nikt nie chce o nim rozmawiać, a z drugiej – każdy ma coś do powiedzenia.
Rodzinny dom wymaga naprawy. Na ścianie wylazł grzyb, dach przecieka, a ogród cały zarósł chwastami. Po kolei, każdy i każda w rodzinie przedstawia swój pomysł na remont.
Najgłośniej gardłuje Ciotka, która już zresztą zaczęła swoje koncepcje wprowadzać w życie. Ma na to dużo czasu, bo jej jedyne zajęcia to nasłuchiwanie sąsiadów zza ściany za pomocą szklanki i klepanie zdrowasiek w kościele. Tak na dobrą sprawę, to gruntowny remont jej nie interesuje, a bardziej sam dom, bo chciałaby go czym prędzej zapisać księdzu z lokalnej parafii.
Ojciec jest mężczyzną sukcesu. Nosi drogie garnitury, jeździ do Brukseli (BMW wziętym w leasing) i raczy się ośmiorniczkami. Jednak na remont nie planuje wiele wydawać. Grzyba by zamalował, a pod cieknącym dachem postawiłby wiadro, bo deszczówką da się jeszcze podłogę umyć. Najchętniej zaś remontu nie robiłby wcale, bo jak policzył koszty, to wyszło, że musiałby przesiąść się na transport publiczny. Dom jest wszak w stanie nie lepszym niż kamieni kupa.
Matka to kobieta nowoczesna, a przynajmniej za taką chciałaby uchodzić. Niestety, siłą życiowej konieczności wciąż głównie gotuje obiadki Ojcu. Musiała zamknąć swoją własną firmę i teraz prowadzi wspólny biznes z mężem. Remont mieszkania chciałaby zrobić trochę większym nakładem sił, ale Ojciec konsekwentnie sprowadza ją do parteru.
Wigilii nie mógł przegapić Stryjek – człowiek jowialny, co za kołnierz nie wylewa. Reszta rodziny doskonale pamięta jego przeszłość w milicji. Jednakże, wujek od tego czasu się zmienił (a przynajmniej tak twierdzi). Czasem przychodzi rozdawać cukierki (Syn i Córka wypominają mu, że te cukierki są stare i niezdrowe), a innym razem wynosi z domu meble na sprzedaż. Raz opowie homofobiczny dowcip, innym razem pójdzie na Marsz Równości. Jeszcze innym – po cichu dogada się z Ciotką, no bo to wredna wiedźma, ale dobrze żyć z nią w komitywie. Jeszcze co w spadku zapisze.
Na imprezy rodzinne już chyba od stu lat przyjeżdża Dziadek. Typ to małomówny, ale zawsze jest w pobliżu i doradza Ojcu oraz Stryjkowi. Można nawet rzec, że od wielu lat pozostaje języczkiem u wagi. Jedyny remont jakiego mu potrzeba, to utworzenie drogi dojazdowej do jego gospodarstwa rolnego. A jakby się dało przydomowy ogród przyłączyć do jego pola i zasiać tam rzepak (oczywiście z dofinansowaniem z Unii Europejskiej) to byłby wniebowzięty.
Syn, jest ekscentrycznym sawantem. Źle znosi słowa krytyki, a czas spędza osobno, chociaż twierdzi, że ma wielu znajomych (ani chybi – poznanych przez Internet). Co do remontu, to jest zdania, że bez drogiej ekipy ze Szwecji się nie obejdzie, a prace muszą odbyć się dokładnie tak, jak on to sobie zaplanował. Zdaniem Syna, jeśli w remoncie mieliby uczestniczyć Ojciec i Stryjek, z ich dziadowskimi oszczędnościami, to już lepiej, żeby remontu w ogóle nie było.
Córka to weganka, silnie zainspirowana koleżankami z Niemiec i z Austrii. Fascynuje ją ekologia i odnawialna energia. Niby dzieli z bratem większość zainteresowań, ale – jak to z rodzeństwem – nie jest w stanie się z nim dogadać. Jej zdaniem po remoncie dom powinien być przede wszystkim energooszczędny. Na dachu przydałoby się zamontować solary, no i należałoby wreszcie zacząć sortować śmieci.
Na wigilię w odwiedziny przyjechał również Przyjaciel Rodziny. Kreuje się na przebojowego celebrytę, który się kulom nie kłania. Gotów jest pomóc z remontem, ale nie ufa fachowcom i wszystko przemeblowałby po swojemu. Niestety, wiedzę czerpie z Internetu i od szemranych koleżków. Ostatnio zaczął nawet wierzyć w teorie spisku, na przykład, że szczepionki powodują autyzm.
Cała rodzina, śmiertelnie pokłócona, czeka (z nadzieją lub z obawą) na bohatera na białym koniu, Brata z Ameryki: światłego, eleganckiego, tolerancyjnego, niepalącego i jeżdżącego na rowerze, który wreszcie wszystkich pogodzi. Problem w tym, że Brat wszak obiecał, że przyjedzie i że remont zrobi, ale jeszcze nie zdradził, jak ten remont miałby wyglądać.
Jak możesz się domyślać, ów wigilijny stół nie jest zwykłym stołem, a biesiadnicy nie są zwykłą rodziną. Stół mieści się w Warszawie przy ulicy Wiejskiej, a co cztery lata, każdy z członków rodziny chciałby pod choinką znaleźć klucze do domu. Pytanie jednak, czy członkowie rodziny gotowi są rozpocząć remont, o którym tyle opowiadają i czy życzeń świątecznych oraz noworocznych postanowień nie składali przypadkiem w najważniejsze święto polskiej polityki: prima aprilis.