1. Sejmowy walec znów przetoczył się po polskim ustawodawstwie. Ponownie nocną porą, ponownie w tempie, w jakim świętej pamięci Nicky Lauda pokonał zakręty w najlepszych latach swej kariery. A już następnego ranka, przycierający ze zdumieniem oczy praktycy i teoretycy prawa doczytali, że zmiany zamiast zaostrzać prawo, to w wielu aspektach je łagodzą, naruszają prawo międzynarodowe i najzwyczajniej, naruszają wszelkie standardy państwa prawa.
Cóż. Wybory zawsze rządziły się swoimi prawami. Ostatni jednak czas pokazuje, że rządzenie prawami przed wyborami, to naprawdę nie lada wyzwanie.
2. Podobno znacznie wzrasta ilość wyroków uniewinniających w sprawach karnych, ściganych z oskarżenia publicznego. Można by rzec sarkastycznie, że prokuratorzy dostosowali poziom pracy do poziomu legislacji, ale to zbyt duże uproszczenie. Sam chciałbym wierzyć, że może po prostu sędziowie zaczęli dostrzegać, iż istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności, zasada in dubio pro reo. Dostrzegać i stosować.
W efekcie czego wyrok uniewinniający nie jest już zarezerwowany do sytuacji, w których oskarżony udowodnił swoją niewinność.
3. A swoją drogą sędziowie powinni się spieszyć. Nie tylko z wydawaniem wyroków uniewinniających, ale tak zwyczajnie i po prostu. Obserwując tendencje legislacyjne może się bowiem któregoś ranka okazać, że wniosek prokuratora o wydanie wyroku skazującego będzie dla składu orzekającego wiążący. I co wtedy. Ot, nic.
Cytując klasyka: nie mam pana płaszcza, no i co pan mi zrobi.
4. W procesie Amber Gold wszyscy czekali na Godota, jakim miał być wyrok. Wydaje się, że większość obserwatorów uznała, że scenariusz wydarzeń będzie taki sam jak u Becketta. Ale nie. Okazało się, że byli w błędzie. Godot przyszedł i oto Sąd Okręgowy w Gdańsku, ku ich zaskoczeniu, wydał wyrok. Choć stwierdzenie „wydał” jest zbyt daleko idące, bo okazało się, że ledwie rozpoczął jego odczytywanie. Ma zająć to co najmniej trzy miesiące, wszystko przy założeniu, że struny głosowe składu orzekającego, nadszarpnięte dyktowaniem do protokołu wszystkich dowodów zgromadzonych w kilku tysiącach tomów akt, wytrzymają tę sytuację. Ja osobiście trzymam za tych sędziów kciuki, życząc im zdrowia i wytrwałości.
A jeszcze więcej życzę naszym szanownym legislatorom. I wszystkim odpowiedzialnym za tworzenie polskiego prawa. Dla odmiany odrobinę refleksji i zdrowego rozsądku. Może to jest okazja, aby jakiejś pięknej księżycowej nocy, w przytulnych okolicznościach Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej wyrugować wreszcie takie absurdy z polskiego ustawodawstwa…
5. Życzenia te rozszerzyłbym na determinację do wprowadzania także i innych, zwyczajnie dobrych i sensownych rozwiązań legislacyjnych. Jak mawia mój kolega, w chwili obecnej (a i pewnie przyszłej) będący w okolicy steru rządu, siłą sprawczą jest „wola polityczna”. Póki co wola ta nie ma z racjonalnością wiele wspólnego, ale cóż, cierpliwie czekam. Bo skoro można zmienić fundamenty kodeksu karnego w jedną noc, cóż stoi na przeszkodzie, aby wprowadzić wreszcie, nawet w kilka nocy, tak szumnie zapowiadany projekt zmian w kodeksie karnym i postępowania cywilnego…?
6. Odejdźmy od polityki i przejdźmy do spraw naprawdę ważnych. Kilka dni temu odbył się coroczny Wieczór z In Gremio. Byli ważni goście, były ważne przemówienia i ważne głosy. Jeden nader piękny, bo spotkanie ubarwił anielski głos Asi Świpły, któremu akompaniował – nie na harfie niestety,
ale równie pięknie – pan mecenas Jurand Żelazny. Co wszakże najważniejsze, po wieczorze było spotkanie w kuluarach, gdzie przy akompaniamencie przekąsek i wina można było zabrać głos naprawdę ważny, bo dając obecnym poczucie faktycznego bycia in gremio.
A ja znowu śmiem twierdzić, że Jezus, a w zasadzie jego Mama, mieli rację – z winem każda impreza wygląda dużo lepiej.
7. Pisząc o rzeczach ważnych nie mogę zapomnieć o dwóch osobach, które były podczas tego wieczoru bohaterami, lecz ich bohaterstwo sięga dalece dalej. Tegoroczni laureaci Gremiusa: Magdalena Gąsiorowska i Andrzej Zajda.
Magda Gąsiorowska wzięła na swoje barki (no dobrze, nie tylko jej, ale ja tam tylko pomagałem) ciężar wyprowadzenie pisma z ciężkiego dla niego okresu, nadania mu blasku, a wręcz przywrócenia świetności. I dała radę powodując, że okręt ten może coraz pewniej płynąć w przestwór oceanu nie obawiając się prawniczych raf, koterii i układów. Nie wspominając o wolach politycznych.
Andrzej Zajda – cóż. Wprawdzie nie umówił się ze mną na obiecaną szklaneczkę dobrego trunku, ale nie zmienia to mego szacunku dla jego determinacji w popularyzowaniu historii adwokatury. Ale nie tylko adwokatury, bo środowisk prawniczych jako takich także. A ludzi, którym się chce, którzy nie spoczywają na laurach lub nie ograniczają li i jedynie do podlewania drzewa własnej kariery cenię szczególnie.
Szczere gratulacje dla obydwu wyróżnionych. A Magdzie piszę od siebie: tęsknię za Tobą w In Gremio.
8. No i crema de la crème wieczoru. Element niemiecki w od tysiącleci polskim Szczecinie: (niemiecka) sędzia Joanna Guttzeit z sądu Pankow w Berlinie. Niech Czytelników nie zmyli początek akapitu i nazwisko. Pani sędzia to moja koleżanka licealna, szczecinianka rodowita i na wskroś polska. Ba, jak twierdzi, co do Niemca też się rozmyśliła. Błyskotliwość, swada i polot. I te cięte riposty. Bo trzeba mieć to, czego kobiety z natury nie mają, aby swoim niemieckim kolegom sędziom, szczycących się przed nią stuletnią historią niezawisłego sądownictwa, zadać pytanie: „czy aby nieprzerwanie?”
Chepeau bas Asiu.