Zacznijmy od anegdot, które anegdotami są z nazwy, bo chyba większość osób związanych z wymiarem sprawiedliwości zdążyła w ich prawdzie zanurzyć palce głębiej niżli Święty Tomasz zgłębiając stygmaty Jezusa. Bo cóż zwykł mawiać przeciętny skazany, na (niestety) przeciętne „zawiasy, kiedy zapytać go, o jego karalność? Otóż zwykł odpowiadać, że skazany to on nie był, ma tylko zawiasy albo że „coś tam” ma, najczęściej kuratora. W porywach grzywnę, choć najczęściej jej widomym przełożeniem na życie codzienne jest komornik. W tej nader prostej logice, której światłe prawnicze umysły nie chcą zwykle zgłębiać, tego rodzaju skazanie może być utożsamiana właśnie z komornikiem. Jaki ma pan wyrok za tamto przestępstwo Panie Kowalski? Komornika mam, panie sędzio. Kurtyna, chciałoby się rzec, ale chociaż ręce mi opadają, nie zamierzam jej opuszczać….
Już to, co pewnie wpada w ucho podpisującym wyroki choćby z szeptów kuratorów na korytarzach sądowych, bądź, żywiej zdecydowanie, wyłania się z akt postępowania wykonawczego, wystarczyć powinno, aby skłonić do refleksji tak ich, jak i każdego innego średnio rozgarniętego Homo Sapiens. Skłonić do tego, aby zadać bardzo proste pytanie, te z gatunku egzystencjalnych (tu mógłbym coś wspomnieć o Faji i Tonnym Haliku, ale zamilczę): czy jest to aby ścieżka orzecznicza celowa, sensowna i zwyczajnie, z punktu widzenia powagi wymiaru sprawiedliwości, właściwa, i czy jest sens wydawania rozstrzygnięć, których oddźwięk społeczny jest nader wątpliwy.
Niestety, każdy kolejny – a dodam, że nader sporadyczny – kontakt z telewizją, dostarcza przed moje oczy wizerunek sędziego wydającego wyrok skazujący właśnie na zawiasy tak, jakby w tej mierze nic się nie zmieniło od czasów, gdy sam byłem młodym asesorem, w swej gorliwości neofity takowe sentencje kreślącym. Wypadek komunikacyjny – zawiasy, pozbawienie wolności złodzieja w sklepie – zawiasy, wcześniej niekarany – zawiasy. Zawiasy über alles można by rzec…
Nie da się niestety ukryć tego, że wciąż, pomimo licznych zmian w kodeksie karnym, jak i szeroko rozumianych zmian społecznych, statystyczny wyrok skazujący w naszym kraju, to wyrok skazujący na owe „zawiasy” – co dla mnie osobiście jest synonimem jeśli nie głupoty, to co najmniej braku rozsądku tej całej rzeszy sędziów, najczęściej bezrefleksyjnie podpisujących tego rodzaju sentencje, które chciałoby się powiedzieć, wyssali z mlekiem patronów. No dobrze, mleko i jego ssanie, to może w chwili napięć dyplomatycznych z Izraelem nie jest fortunnym porównaniem, ale jest coś, co w naszej szarej masie sędziowskiej powoduje znikomą lub nader ograniczoną skłonność do tego, aby wyrokując „dać coś od siebie”. Skądinąd trudno się dziwić – nikt nie lubi narażać się na głosy, że „wydziwia”, nie wspominając o „uchyłkach” wyższej instancji, a jeśli już nie tyle uchyłkach, to zmianach wyroków okraszonych kąśliwymi z (błędnego) założenia uwagami, pod adresem sposobu określania rodzaju i wymiaru kary.
Tu zresztą przypomina mi się dosyć dynamiczny spór na ten temat, w który nieopatrznie wdałem się w warszawskim tramwaju z ciut starszym kolegą po fachu. Jego obrona „zawiasów” była tak żywiołowa, jak niechęć do orzekania „odróbek”. Chociaż, nie wiedzieć czemu, najbardziej żywiołowo zareagował na moje stwierdzenie (przyznam, że z założenia prowokacyjne), że ten sposób postrzegania problemów kar i systemu penitencjarnego godny jest horyzontów chomika… Na szczęście problem rozwiązaliśmy na najbliższym przystanku, przy którym szczęśliwie działał całodobowy sklep z pełnym asortymentem.
I byłby ów spór, co do kar i sposobu ich miarkowania, sporem czysto sofistycznym, gdyby nie kolejny zakus zmian ustawowych, zmierzający do (kolejnego) zaostrzenia wymiaru kar – pod pretekstem ich racjonalizacji. Zakusów, których racjonalność jest chyba mniej uzasadniona niż najbardziej nieracjonalnie wymierzone „zawiasy”, ale mająca w swej mocy sprawczej, po zakończeniu procesu legislacyjnego zdolność bardzo mocnego skrępowania granic swobody ocen sędziowskich w zakresie wymiaru kar… Ba, skrępowania tak silnego, że według niektórych moich koleżanek i kolegów, uczynią z sędziego w niektórych sytuacjach li i jedynie notariusza, zatwierdzającego wyrok.
Z projektem każdy może się zapoznać, każdy może dokonać też jego oceny. Mnie jednak nasuwa się nader smutna refleksja, którą odnieść mogę do sędziów właśnie.
Skoro teraz mogą, a nie chcą, to co będzie potem, gdy nie będą mogli…?
Kropka.
PS w Łobzie „zawiasy” są jak śnieg w Szczecinie zimą.