Wiele lat temu, kiedy jeszcze na półkach sklepowych stał głównie ocet, a większość innych towarów wydawano na kartki, mój Tata przynosił z pracy kalendarze kieszonkowe. Planowanie życia w tym wieku nie wymagało specjalnej organizacji czasu, a tym bardziej kalendarza – te jednak, zapewne z dużym wysiłkiem zdobywane przez kochającego rodzica, miały walor nadzwyczajny, a mianowicie zawierały dane statystyczne i informacje o kraju. Kładłem je na półce i w chwilach wolnych od odrabiania lekcji, lektury gazetowych wydań powieści Karola Maya oraz stania w kolejkach za deficytowymi towarami, takimi jak mleko i chleb, czytałem o tym, jaką potęgą jest nasz Kraj.
Trzecie miejsce w wydobyciu węgla, drugie w produkcji statków. Zawsze w czołówce, zawsze w forpoczcie, jeśli nie świata – to przynajmniej Europy, a jeśli nie całej Europy – to przynajmniej tej socjalistycznej. No, może w ilości samochodów odstawaliśmy, autorzy jednak danych statystycznych skrzętnie wskazywali, że jeśli idzie o samochody w firmach państwowych – tu znów jesteśmy (prawie) liderem.
(…) Gdy mówię o zmianach personalnych, chodzi mi o to,
żeby doszło do przemiany jakościowej sędziów, którzy będą ludźmi
o mentalności służebnej wobec państwa i narodu– poseł Stanisław Piotrowicz podczas wystąpienia w Sejmie
w dniu 22 lutego 2017 r. (str. 130 stenogramu obrad)
Poczucie dziecięcej dumy z osiągnięć kraju rozbudowywały akademie patriotyczne, izba pamięci w klasie do historii, upamiętniająca martyrologię i waleczność narodu polskiego oraz Zbigniew Boniek strzelający trzy bramki drużynie Belgii w pamiętnych Mistrzostwach Świata w Hiszpanii.
Pamiętam, że kiedyś sąsiad – marynarz przywiózł banany. Wyglądały egzotycznie, na tyle, że trzeba było mi tłumaczyć, jak się je obiera ze skórki i je. A ja i tak przez chwilę wierzyłem, że skoro na Kubie i w Afryce nie ma jabłek, to normalne, że w Polsce nie ma bananów i na tym właśnie polega sprawiedliwość dziejowa.
Ta sama sprawiedliwość, która w szarość przyoblekała ulice. Szarość przerw w dostawach prądu, szarość milicyjnych mundurów i ponurego malowania stojących na skrzyżowaniu tuż obok Huty Szczecin czołgów.
Ojczyznę kochać trzeba i szanować.
Nie deptać flagi i nie pluć na godło
– T. Love Wychowanie
Patrząc dzisiaj na paski telewizji publicznej dumnie wieszczące kolejne osiągnięcia rządu, porażki opozycji i kompromitacje eurokratów z Brukseli, nieodmiennie wspominam tamte momenty, gdy mój dziecięcy umysł dawał się unosić nachalnym falom propagandy. „Czterech pancernych” zastąpili „Żołnierze Wyklęci”, a hekatombę żołnierzy poległych w Siekierkach – wyczyny „Ognia” i „Ponurego”. Podobno kłamstwo powtarzane po wielokroć nabiera znamion prawdy, cóż zatem powiedzieć o sączonych stale półprawdach i co gorsza… o przemilczeniach zakrywających szerszy kontekst…?
Przemilczenia są chyba najgorsze, bo nie wywołują kontrowersji… tak jakby nic nigdy się nie wydarzyło. A jeszcze gorsze są, gdy są to przemilczenia ulubionych dziennikarzy radiowej Trójki…
Oglądałem parę dni temu filmik z kibicami Legii Warszawa w roli głównej, których dziennikarze pytają ich m.in. o to co to jest patriotyzm i „kto to był Zośka”. Odpowiedzi rażą niewiedzą, a wręcz ignorancją odnośnie historii, rażą też niechęcią do imigrantów i Brukseli. I kiedy słyszę, że „Zośka” to taka ulubiona w Warszawie pani i w Wołominie jest jej herb, to zastanawiam się, czy malowany pustak będzie kiedykolwiek cegłą. Odpowiedź jest oczywista, problem jednak w tym, że z takich pustaków da się ustawić ścianę chroniącą przed Europą, imigrantami, czy też wreszcie pedałami, lesbijkami, ideologią gender i może nawet Owsiakiem.
Propagandowa machina cieniowania i farbowania rzeczywistości zaprzęgnięta w służbie walki o lepszy wizerunek rządu/państwa i gorszy opozycji/przeciwników działa w najlepsze. Co wszakże najważniejsze – skierowana została ona przeciwko niektórym przedstawicielom tego samego Państwa, w tym przeciwko sędziom, których deprecjonowanie przeniosło się już dawno z ust polityków na paski telewizji i przydrożne banery „reklamowe”. I można oczywiście zadać sobie pytanie o racjonalność działania Państwa, które obniżając prestiż wyodrębnionej konstytucyjnie władzy sądowniczej osłabia w istocie swój autorytet, w dzisiejszych czasach jest to jednak pytanie już dawno retoryczne. A przeciętny sędzia zostaje z przyprawioną mu „łatką” przedstawiciela nie dającej się poddać kontroli „nadzwyczajnej kasty” – oko w oko ze swoim podsądnym, dla którego autorytet wyroku jest bardzo często pochodną przekazu płynący z czarnej tablicy, a każącego zwracać uwagę na sędziów oszustów i złodziei. Tym bardziej wyroku dlań niekorzystnego.
I byłbym tkwił z tym retorycznym pytaniem w zadumie, dociekając racjonalności działania aparatu propagandy, gdyby nie ostatnie posiedzenie Sejmu. I uświadomiłem sobie, że wcale nie chodzi o zmianę nastawienia obywateli do sądów i sędziów. To dopiero początek. Gra jest o stawkę dalece wyższą i „chodzi (…) o to, żeby doszło do przemiany jakościowej sędziów, którzy będą ludźmi o mentalności służebnej wobec państwa i narodu”. Oczyma wyobraźni już widzę pamiętne z dzieciństwa pogadanki ideologiczne i apele patriotyczne. Cóż jednak, gdy przemiana jakościowa nie uda się, a mentalności nie zmieni się lub nie kupi dodatkiem funkcyjnym bądź awansem do wyższej instancji. Czy przyjdzie czas na szeroką wymianę kadr i zastąpi cegły pustakami? Te przecież łatwiej da się przestawiać zgodnie z aktualnymi potrzebami, a otynkowane wyglądają prawie tak samo.
A sędziowie… Cóż, nie zdepczą flagi i nie naplują na godło, bo tak nas wychowali…
Kropka